Żyjemy jak na wulkanie... (Kusmanishche nr 4)

16 Marta 2021 Czas podróży: z 23 Luty 2021 na 02 Marta 2021
Reputacja: +15099.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Ż yj jak na wulkanie. . . >>>

Ż yjemy jak na wulkanie. . . (czę ś ć #2 ) >>>

Ż yjemy jak na wulkanie. . . (czę ś ć #3 ) >>>

Ustawiliś my budzik na 4.15, ale obudził em się jeszcze wcześ niej. Tak co to jest? Morfeusz mnie nie lubił !

Zostawił em na drodze skradzione jabł ka i mandarynki w kantynie, bakł aż ana z rumem, tabliczkę czekolady, butelkę wody i na wpó ł zjedzone kieł baski. Parzył a herbatę w termosie. Doś ć . Taki plecak okazał się nie sł aby!

Poszliś my na dó ł do holu. Tam czekaliś my, zamó wione wieczorem pudeł ka na lunch. Zamó wiliś my. Ani my, ani dziewczyny Suleiman nie zadał y sobie trudu, ż eby je zamó wić . Nawiasem mó wią c, to nie on miał towarzyszyć wycieczce, ale jego kolega Rusł an.

Dokł adnie w wyznaczonym czasie pojawił się Rusł an. Wywoł ał imiona dziewczyn i odwró cił się do wyjś cia.

A co z nami? A co z nami?

- Kim jesteś ?

- Powinniś my też pojechać z tobą do Kapadocji!

A potem zadano naprawdę genialne pytanie:

- Dlaczego?


Szczerze mó wią c, gdybym był ł agodniejszym stworzeniem, to zdanie doprowadził oby go do odrę twienia. Odpowiedział em spokojnie przez zę by:

- Wybierz się na spacer!

– Wsiadaj do autobusu.

Ł askawie raczył dowodzić...

Do diabł a z tym. Wsiadajmy do autobusu.

Nasi przyjaciele Mariupola z Ice już tam siedzieli. Wyś wietlacz autobusu pokazywał temperaturę za burtą - minus 4. Powiedziawszy, ż e w Kayseri zadzwonimy jeszcze do kilku hoteli, Rusł an rozkazał „Wszyscy spać ”.

W mieś cie pojechaliś my do zaniedbanego hotelu Emin Kosak, poł oż onego przy nie mniej obskurnej ulicy. Przynajmniej tak mi to wyglą dał o w ciemnoś ci. W zeszł ym roku nasi znajomi z Kijowa mieli szczę ś cie mieszkać tutaj. Dł ugo musiał em stać . W koń cu tł um z nartami i deskami wylał się z drzwi hotelu. Ups! Czy jest coś , czego nie wiemy? Tam bez nart w jakikolwiek sposó b?

Z uwag przybyszó w domyś lił em się , ż e rzekomo obiecano im, ż e zaraz po locie balonem zostaną zabrani do Erciyes. I kazali nam czekać , ponieważ nie dostali buł ki.

Przejdź my dalej. Już na wschodzie niebo zaczę ł o się rozjaś niać , kiedy pojechaliś my na przedmieś cia Gö reme do agencji balowej. Rusł an odczytał listę osó b, któ re miał y wyjechać . Wś ró d nich są nasi przyjaciele. Ale opró cz nas w autobusie nadal byli ludzie. I coś się zacię ł o. Ludzie zaczę li się denerwować , ż e już ś wita, ale jeszcze się nie osł upieli. Uznawszy, ż e nie ma już sensu czekać na pogodę znad morza, wyjechaliś my. Powiedział em do Rusł ana "Do widzenia". W ogó le nie zareagował . Po sprawdzeniu kierunku przenieś liś my się na najbliż szy taras widokowy.

Na horyzoncie wisiał księ ż yc w peł ni. Pię kno jest niesamowite!

Przed ś witem Goreme wyglą dał fantastycznie! Fajnie, ż e przyjechaliś my z przewodnikiem. Począ tkowo zamierzał em po ś niadaniu jechać komunikacją miejską . A kiedy tu dotrzemy? I nie widzieliby takiego pię kna!

To jest księ ż yc nad minaretem. Szkoda, ż e ​ ​ wyszł o niewyraź ne ; (((


Udał o nam się dostać na taras widokowy nie od pierwszego szturchnię cia. Mapy prowadził y do ​ ​ ś lepych zauł kó w z przejś ciami zamknię tymi przy kratach. Był już ś wit i kilka balonó w zdoł ał o wzbić się w powietrze. W koń cu po zapytaniu sprzedawcy gorą cej herbaty o kierunek do „punktu widokowego”, wyrą baliś my się i dotarliś my na miejsce. Wokó ł krę cił o się już tuzin gapió w, takich jak my. I w poś piechu! Biegają c od jednej krawę dzi strony do drugiej, robiliś my zdję cia, robiliś my zdję cia i robiliś my zdję cia ponownie.

Sł oń ce wzeszł o tuż nad Erciyes.

Przeciwna krawę dź horyzontu, na któ rej majaczył Uchisar, zmienił a kolor na ró ż owy.

Wł aś ciwie to wszystko. Magia się skoń czył a. Musimy się odś wież yć . Wypatroszono jedno pudeł ko na lunch. A co my tu mamy? Mał y sok wieloowocowy i wielka buł ka z kawał kami sera, pomidoró w i ogó rkó w. Na zewną trz był o prawie zero, wię c mewa w termosie był a bardziej odpowiednia niż sok. Nawet nasza dwó jka nie poradził a sobie z buł ką .

Nie ma czasu na przejadanie się , trzeba poruszać się po trasie. Widzieliś my jaką ś ś cież kę prowadzą cą nie do miasta, z któ rego przybyliś my, ale w innym kierunku. Podą ż aj za nią .

Moje plany polegał y przede wszystkim na zwiedzeniu doliny szabli i dwó ch ró ż owych dolin z dostę pem do Chaushin. Ale po przejś ciu pewnej odległ oś ci postanowił em sprawdzić mapę . Szacują c, ż e wschó d jest tam, gdzie znajduje się Erciyes, zaczą ł em krę cić w miejscu, aby mapa pobrana z jednej strony (raczej warunkowa) był a zgodna z punktami kardynalnymi. To prawda! Cał y czas tupaliś my w dokł adnie odwrotnym kierunku!

Dobrze. Poprawianie. Wybrany przez nas kierunek odpowiada trasie nr 3 - Love Valley-2 + Zemi Valley. Na koń cu trasy czeka na nas Zamek Uchisar. Pó jś ć dalej. Dobrze, ż e jest mroź no. W przeciwnym razie pod twoimi stopami był by teraz bał agan. Dotarliś my do kamienia, na któ rym wcześ niej narysowany był kierunek. A teraz jest tylko nabazgrany.

Chciał em już wył ą czyć , ale Vadik, szturchają c telefon gł upią mapą w nosie, nalegał , abyś my poszli dalej. Powiedzmy, ż e tylko 300 metró w dalej znajdują się jaskinie. No to chodź my zobaczyć . Natkną ł em się na to.


Nie wiem, czy to jaskinie, czy czyjaś hacjenda. Albo po prostu nie osią gnę liś my celu. Ale nie chciał em iś ć dalej i pró bowaliś my zejś ć do doliny. Tak, nie był o go tutaj! Musiał em wyjś ć na stok i poszukać tam drogi. To był a już zupeł nie inna droga i nie był o tam ż adnego wskazują cego kamienia. Poszedł losowo. Wydawał o się , ż e jesteś my tam, ale ś cież kę blokował a wą ska szczelina, przez któ rą moż na był o przeskoczyć tylko z naraż eniem ż ycia. Czy tego potrzebujemy? Znalazł em most.

Ogó lnie rzecz biorą c, udał o nam się zobaczyć dolinę mił oś ci-2 nie z doł u, ale z gó ry. Jaka jest jednak ró ż nica? Stą d cał kiem dobrze był o zobaczyć slajdy, przypominają ce ró ż ne intymne czę ś ci ciał a.

Doszliś my do rozwidlenia. Jesteś my w Dolinie Zemi.

Przy wejś ciu do niego znajdował o się wiele sprywatyzowanych ogrodó w z wś ciekł ymi psami ł ań cuchowymi narodowoś ci kaukaskiej. Trochę to był o ską pe, bo gdyby któ raś z tych bestii spadł a z ł ań cucha, mielibyś my kł opoty. Nie był o gospodarzy zdolnych do przepę dzenia takiego potwora. Tak, a ci kaukascy są ź li, jak korki. I zdrowy jak zł y. Nikt nie moż e ich powstrzymać .

W towarzystwie zł ej kory przenieś liś my się w gł ą b doliny. Co wię cej, koguty zaprzę gł y się , naś ladują c psy.

Dolina stawał a się coraz wę ż sza, a ogrody z psami się koń czył y. Jeś li wcześ niej był o nam bardzo gorą co, to był cień i duż o ś niegu. Kurtki został y zapię te z tył u.

Czy widzisz profil?

Slajdy wokó ł był y doś ć interesują ce. I biał o-biał e.

Mapa pokazał a w pewnej odległ oś ci obecnoś ć zwykł ych jaskiń . Tutaj był a solidarna z indeksem. Wię c odwró ciliś my się , ż eby popatrzeć . Pię kno!

Już czuł am się zmę czona. A do koń ca trasy – start i metę . Poł oż yliś my się po sł onecznej stronie kanionu na suchej trawie. Tak by to był o. Ale musisz się ruszać . Musisz też znaleź ć hotel. Zjadł em mandarynkę i kawał ek czekolady. Idź !

Ponownie wył ą czają c trasę , aby zobaczyć tam coś innego, nie chciał em wracać . Moż e udasz się do Uchisar bez powodu? Oto on, bardzo blisko!

A z Uchisar jedź minibusem do Gö reme. Mapy mi oczywiś cie pokazał y, ż e wszystko jest moż liwe. Ale kiedy podeszli bliż ej, znaleź li się przed urwiskiem. A na mapie ś cież ka został a przerwana i zaczę ł a się po drugiej stronie. Szczę ś cie był o blisko, chodził o o!

Musiał em wró cić i przejś ć na inną ś cież kę prowadzą cą do Goreme.


Ziemia rozgrzana jasnym sł oń cem rozmroził a się i zatrzę sł a się pod stopami. Wokó ł trochę gwizdano, chociaż nie był o widać ptakó w. Najwyraź niej to susł y wygwizdywał y nas ze swoich nor.

Dzię ki Bogu ta ś cież ka nigdzie się nie zał amał a i wkró tce zamienił a się w kostkę brukową , a po godzinie wjechaliś my na obrzeż a miasta.

Rano, wchodzą c na taras widokowy, udał o nam się zauważ yć , ż e Goreme to solidny hotel. W każ dej, mniej lub bardziej odpowiedniej dziurze, urzą dzili mieszkania dla turystó w. Bę dą c w domu, spojrzał em na kilka akceptowalnych opcji na booking. com. Andrey cgistalker pochwalił hotel, w któ rym zatrzymali się podczas swojej drugiej podró ż y - Coco Cave. Aby nie zawracać sobie gł owy poszukiwaniami i wyborami, postanowił am zaufać doś wiadczeniu profesjonalisty. Hotel był na mapie. Nawet go widział em. Ale potem zgubił się wś ró d wielu innych. Musiał em wię c uciec się do staromodnego sposobu „Ję zyk przyniesie do Kijowa”. Przed Kijowem był o jeszcze za wcześ nie, wię c spytaliś my nadjeż dż ają cych i poprzecznych kierunkó w do Jaskini Coco. Muszę powiedzieć , ż e wielu, jeś li nie wszyscy, znał o tutaj angielski. A niektó rzy nawet Rosjanie. Hamowanie, po raz kolejny, niektó rzy ludzie zaczę li torturować ich drogę . Byli Rosjanie. Dziś jest ich pierwszy dzień , wię c nie wiedzą jeszcze, gdzie są . Nastę pnie zapytał em:

– W jakim hotelu się zatrzymał eś ?

- W takich a takich.

- Ile to kosztuje?

- Tak, mniej niż sto!

Utkną ł em.

- Setki czego, lir?

Z dnia na dzień ?

- Có ż , tak!

-????????!!!!!!!!!!!!!! !

Patrzą c dalej. W koń cu jeden Turek uznał , ż e ł atwiej nam pokazać , niż tł umaczyć . Zabrał nas prosto do hotelu. Dym jak jarzmo i wś ciekł e dź wię ki. Przywitał nas wł aś ciciel z rę kami wysmarowanymi wapnem do ł okci. A moż e coś innego. Zapytał em, czy ma wolne pokoje? I jak! Zapytany, czy chcę jaskinię , czy zwykł y numer? Oczywiś cie jaskinia! Pokazał nam kilka jaskiń do wyboru. Zapytał em, czy cał y czas jest taki zgieł k? Powiedział do 18:00 i od 9 rano. Dobra, teraz bę dziemy uciekać . Zaprosił nas na taras. Zaproponował mi coś do picia. Herbata! Nie masz piwa? Nie ma piwa! Nie chcę herbaty. Weź my trochę wody.


Wł aś ciciel wolał bezgotó wkową gotó wkę w dolarach. Dawszy mu dwadzieś cia i dawszy mu zdję cie naszych paszportó w, udaliś my się do naszej celi. Egzotyczny! Speł nił o się marzenie idioty!

Ale był a dopiero godzina 14.00 Po zrzuceniu naszego plecaka, któ ry stał się znacznie ł adniejszy i nie są dziliś my, ż e po przeką skach bę dzie mu ł atwiej, postanowiliś my kontynuować rzucanie. Nigdy nie widzieliś my Uchisar! Dowiedziawszy się od wł aś ciciela, gdzie jednak moż na kupić piwo, przenieś liś my się na dworzec autobusowy z nadzieją , ż e pojedziemy minibusem. W trosce o zainteresowanie przyjrzał em się harmonogramowi kilku firm. Nie znalazł em tam Kayseri. Ankara, coś jeszcze bardziej odległ ego. Ale nie Kayseri! Hmm, ale co z harmonogramem, któ ry oglą dał em w domu na stronie?

Na peronie był y dwa minibusy. Wsadził em gł owę , to do nich, ale przede mną wyszedł mę ż czyzna, któ ry zapytał , czego chcę .

– Chcę jechać do Uchisar.

- A teraz autobusy jeż dż ą dwa razy dziennie. A nastę pny bę dzie o godzinie 5.

- Ups! A o któ rej wró ci?

- Có ż , okoł o 17.35. Moż e taksó wka, zapytał mę ż czyzna z nadzieją w gł osie.

Nie, dzię kuję !

Chodź my na piechotę . To był o gorą ce. Palce wypchane znienawidzonymi tenisó wkami. I jak trekking! Spotkaliś my faceta w szortach i sandał ach. I chcę tego!

Wydaje się , ż e na tym tarasie widokowym byliś my podczas naszej ostatniej wizyty w Kapadocji. Wyglą da na to, ż e to dolina goł ę bi. A moż e nie na tym. Był o ich kilka.

I balony znó w wystartował y. Trochę , naprawdę , ale jednak!

Co myś lisz o tym nowym trendzie? Zamiast wstą ż ek zaczę li wią zać maski na drzewach!

Był em strasznie spragniony. Ale woda pozostał a w domu wraz z plecakiem. A w poideł kach nie ma wody! Albo zamarzł o, albo wyschł o dawno temu.

Jak dł ugo, jak kró tko czoł galiś my się do Uchhisar.

Kawiarnia selfie przycią gnę ł a uwagę . Chcieli zrobić zdję cie Vadikowi na rydwanie po macedoń sku, ale wł aś ciciel wyszedł . Musiał em poprosić o pozwolenie. On ł askawie pozwolił .


Rozmawialiś my. Pytają c ską d jesteś my, wł aś ciciel powiedział , ż e jest też z Ukrainy. Ryczeliś my. Powiedział , ż e był poważ ny. Miał sklepy w Kijowie i gdzie indziej. Zapytał em: „Skó ra? ”. „Tak” — zastanawiał się . Potem postanowił zapytać , z jakiego miasta pochodzimy.

Kijó w, Zaporoż e, Donieck?

Och! Nie, nie mam.

Wyjaś niliś my to mię dzy Zaporoż em a Donieckiem. Zrozumiał em gdzie. Zapytany:

Czy masz tam problemy?

- Có ż , jak, tak!

A potem pomyś leliś my, ż eby zapytać , czy ma piwo? Jest, mó wi. Wejdź . Kelnerka zaprowadził a nas na plac zabaw, gdzie od razu zakochał am się w takim przytulnym gniazdku:

A Vadik usiadł przy stole. Bardzo przyjemnie był o odpoczą ć . Szczegó lnie ja. Ale coś im się nie spieszy z piwem! Przyjechał a kolejna lokalna firma. Kelnerka przyniosł a im herbatę . I zapomnieli o nas. Pokazał em jej zegar. Nie zrozumiał i bulgotał coś z wł aś cicielem. I nadal go nie przyniosł em. Kró tko mó wią c, chodź my. Mó wią c „przepraszam”, wyszliś my.

Zbliż yliś my się do zamku, któ ry był otoczony ogrodzeniem z siatki.

Wspię liś my się na niż sze jaskinie i wró ciliś my. Z rozmowy z wł aś cicielem kawiarni selfie zdał em sobie sprawę , ż e nie ma tu dworca autobusowego, a autobus trzeba zł apać na dole autostrady.

Nie był o nawet pią tej, zanim opuś ciliś my miasto. Autobus już wkró tce. Poszliś my na piechotę . Poszedł w kierunku. Jeden, potem drugi. Nie wiem, moż e facet na dworcu oszukał mnie, ż ebym pojechał a jego autem. Albo moż e nie. W kierunku Uchisar nie zauważ yliś my wtedy ani jednego minibusa.

Wcią ż był o doś ć wcześ nie. Nadal moż esz chodzić i chodzić . Spotkaj na przykł ad zachó d sł oń ca na tarasie widokowym. Ale był em tak zmę czony, ż e nie chciał em już ani zachodó w, ani wschodó w sł oń ca. Widział am wystarczają co pię kna do gał ek ocznych. Chciał em tylko napić się piwa i poł oż yć się w lulu. Poszliś my do sklepu. I jest zamknię te! Pojawił y się kolejne dwie dziewczyny. Deptany. Poszliś my na przeciwną stronę do sprzedawcy fast foodó w. Wró cili na naszą stronę . Zdał em sobie sprawę , ż e są nasze. Zapytał em, dlaczego jest zamknię ty? Duc, jak mó wią , sklepy są otwarte do 5, a już do 5.20.


Aaaaaaach! Nie zdą ż yliś my, spó ź niliś my się ! Szefie, to wszystko zniknę ł o! A w weekendy alkohol nie jest sprzedawany! Dziwna logika. Ale sklep jest czysto alkoholowy. Dlaczego wię c w ogó le nie jest osł onię ty okiennicami? Tak wię c dzisiaj pracował em.

Wlekliś my się do hotelu.

Wyglą da na to, ż e jesteś my tu jedynymi goś ć mi. Pozostał e drzwi, ponieważ był y szeroko otwarte, pozostał y. Weszli do swojej celi. Jednak nie gorą co. W ogó le. Stopnie 15. A jak wzią ć prysznic? Nie najmniejsze pragnienie! Jak mogę sobie wyobrazić , ż e trzeba być boso na lodowym kamieniu! Brrr! Jednorazowe kapcie prysznicowe nie pasują !

Podgrzaliś my herbatę , rozł oż yliś my prostą przeką skę , wypiliś my butelkę rumu, popiliś my herbatą , zjedliś my butiki i jabł ka. Wspię liś my się pod koł drę i zasnę liś my bez tylnych nó g.

Ż yjemy jak na wulkanie. . . (kusmanishe #5 ) >>>

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Видите профиль?
Это луна над минаретом. Жаль, что нерезко получилось ;(((
Uwagi (36) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara