Historia noworoczna 8. Incydent w górach
Nudne wprowadzenie, któ rego nie musisz czytać .
Mniej wię cej rok, w 2006 roku, udał o mi się bardzo tanio kupić cudzy bilet zwią zkowy do Soczi. Na począ tku paź dziernika.
I poszedł em.
Nie podobał o mi się tam.
Sanatorium zamroż one w latach siedemdziesią tych, gdzie przy ś niadaniu po zapachu moż na był o poznać , co był o na obiad, a przy kolacji zapachy z kuchni podawał y menu obiadowe.
Ł ó ż ko jak w obozie pionierskim, szafka nocna, muszla klozetowa z drewnianym siedziskiem w kształ cie podkowy.
Poza terenem sanatorium są tł umy ludzi, któ rzy z ró ż nych powodó w nie wyjeż dż ają za granicę . Od zadł uż enia na alimenty po banalny strach przed obcą ziemią .
Wszystkie kawiarnie mają ten sam asortyment jedzenia, napojó w i chanson.
Ukryte poczucie zagroż enia. Wyraź ny zapach toalety, nawet na gł ó wnych ulicach. Ogó lnie rzecz biorą c, bez uś miechu kagań ce dla wszystkich ludzi, któ rych spotykasz.
Ale najbardziej denerwował mnie ję zyk, któ rym posł ugują się miejscowi. Na pierwszy rzut oka mó wili po rosyjsku, ale w najbardziej nieoczekiwany sposó b uż ywali przyimkó w, czasó w, koniugacji i nastrojó w czasownikó w.
Recepcjonistka w oś rodku:
- Aby zamieszkać w pokoju jednoosobowym, musisz porozmawiać z siostrą gospodyni.
Na począ tku nie rozumiał em, co miał na myś li. Wtedy przypomniał em sobie, ż e to normalne dla poł udniowego dialektu.
Sprzedawczyni w sklepie, patrzą ca znad swojego telefonu:
Czy czegoś chcesz?
Nie, kochanie. Chciał em wczoraj, chciał em w zeszł ym roku, a teraz chcę . Mó gł bym powiedzieć - "Czego chcesz, proszę pana? ". Lub, jeś li jesteś my już prawie na Kaukazie - „Ra ginda, bidzho? ” *
Ale to prawie nonsens. Przede wszystkim zdziwił em się , a po czę ś ci przestraszył em, ż e absolutnie wszyscy miejscowi, zwracają c się do mnie z proś bami i sugestiami, uż ywali czasownikó w ś ciś le oznajmują cych w liczbie mnogiej.
Babcia na plaż y:
- Chł opcy, dziewczę ta. Kupujemy kukurydzę .
Bez babci. Kupuję kukurydzę , mę ż czyzna z czerwoną twarzą , dziewczyna w Panamie. A ty to nam sprzedajesz.
I tak wszę dzie. Prezentujemy bilety, zamawiamy napoje, nie idziemy za ł ań cuch. Itp.
I jest w tym coś wł adczego. Coś jak rozkaz.
Nie jestem nudą . Pamię tam i kocham ję zyk albań ski, któ ry jest teraz czę ś ciowo zapomniany, ale mó j mó zg znió sł go szczegó lnie.
Kiedy przyzwyczaił em się do tego wszystkiego i prawie przestał em to zauważ ać , wydarzył się incydent, któ ry ponownie pogrą ż ył mnie w otchł ani przygnę bienia i irytacji.
Z nudó w zapisał am się na masaż w sanatorium. Masaż ystka, rodzaj aktywnej, ostrej fitonyashy. Ubrana był a w spodnie rowerowe i pó ł -koszulkę . A pomię dzy tymi elementami ubioru zamiast przytulnego kobiecego brzuszka widać był o kostkę mię ś niową .
I to stworzenie rozkazał o mi – „Rozbierz się . Poł ó ż my się na kanapie”.
To znaczy, ja się rozbieram, a ona rozbiera. Kł adę się na kanapie, a ona kł adzie się obok mnie.
Nie ma mowy! ! ! Nigdy! Kostki zamiast brzucha. . . Kobieta!? ! ? Tak…
Wolę duż o bogatsze krajobrazy.
Szansa w gó rach
Na szczę ś cie spotkał em tam najmilszą osobę . Mł ody goś ć . Biedny jak mysz koś cielna. Aby zaoszczę dzić pienią dze, nie kupił em ziemniakó w, ale kupił em instant puree. Pomyś lał , ż e tak bę dzie lepiej. Był nauczycielem w szkole podstawowej i na mocy dekretu czekał na miejsce w szkole w Petersburgu. W mię dzyczasie pracował w niepeł nym wymiarze godzin na „bungee”, któ ry należ ał do jego krewnych.
„Bungee” to metalowa wież a na pomoś cie, z któ rej ukoś nie rozcią gano kabel do są siedniego pomostu. Mę ż czyzna chwycił porę cz rolką i zsuną ł się po tej linie w kierunku są siedniego molo. Przed osią gnię ciem 5 metró w mę ż czyzna zwolnił na wodzie i nie rozbił się na są siednim pomoś cie.
Teraz taka rozrywka nazywa się Zipline.
Ten nauczyciel i ja siedzieliś my na najwyż szym poziomie wież y. Są czyli piwo, pouczali ponurych mę ż czyzn i ich drż ą ce dziewczyny. I oczywiś cie dzieci.
Rozmawialiś my. Czasami sami wyprowadzali się , ż eby się ochł odzić .
Raz na godzinę mogliś my wypowiadać przez gł oś nik wszelkiego rodzaju rozmowy reklamowe.
Z nudó w wymyś lił em poetycką reklamę .
Oto jedno z moich arcydzieł :
Wujek!
Nie pij zbyt wcześ nie.
Wypij pó ź niej.
A teraz – bungee!! !
Pią tego dnia takiego raju przeszł a szalona burza. Plaż a był a zamknię ta, a bungee nie dział ał . Moja nowa koleż anka poradził a mi, ż ebym pojechał a w gó ry. Do tej przedolimpijskiej Krasnej Polany.
Powiedział , ż e na pewno bę dzie tam zimno i namó wił mnie, ż ebym się ciepł o ubrał . Ale nie miał em przy sobie nic ciepł ego.
I dał mi starą , poplamioną watowaną kurtkę , szarą dzianinową czapkę - kogucik z lat osiemdziesią tych z modnym napisem "SPORT" i ż oł nierskie dwupalczaste rę kawiczki.
Wyglą dał am doś ć malowniczo w tym stroju, ale nie bał am się już zimna.
Po drodze nauczyciel dał mi kolejną pó ł litrową plastikową butelkę z koniakiem domowej roboty, któ rą zrobili jego krewni „Dla przyjació ł ”.
W gó rach był o nudno. Wiatr. Mut. Jakiś rodzaj mokrego lodu w powietrzu.
Jedyną rzeczą , któ ra mnie cał kowicie podekscytował a, był a przepompownia, na któ rej napisano: „Rheinmetall-Borsig. 1938". Oto jakoś ć ! Usunię ty w ramach reparacji w 1945 r. stacja nadal dział ał a.
Wę drował em trochę i znalazł em platformę kolejki linowej. Zabawka. Stary. Gdzie są ł awki z metalową , obniż oną barierką zabezpieczają cą .
Kolejka był a doś ć kró tka. Stał em w obronie dziewczyny. Kiedy nadeszł a jej kolej, steward pchną ł mnie na ł awkę i pojechał em z nią . Najwyraź niej nie podobał o jej się to. Doczoł gał a się do samej krawę dzi i spojrzał a na mnie z wyraź nym niezadowoleniem. Rozumiem ją . Moja wystrzę piona watowana kurtka i „kogucik” na gł owie nie sprawił y, ż e był am mile widzianą towarzyszką .
Po okoł o dziesię ciu minutach winda się zatrzymał a. Wkró tce podjechał pod nami ratownik na quadzie i krzykną ł przez megafon, ż e wszystko jest w porzą dku. Ż e nie powinniś my pró bować zejś ć na dó ł o wł asnych sił ach. Ż e wszystko zostanie wkró tce naprawione.
Wisimy. . . Nie wysoko, ale nie zejdziesz. Pogoda jest zł a, ale nie jest mi zimno. Przypomina mi koniak. Zwró cił się do są siada w najbardziej ł askawy sposó b - „Madame. Skoro los nas poł ą czył ciociu**, chciał byś napić się koniaku?
Popatrzył a na mnie tak, jakbym nie był sobą , ale potworem oblo, psotnym, ogromnym, gapią cym się i szczekają cym.
Có ż , to jej sprawa. Popijają c w samotnoś ci. Mniej wię cej godzinę pó ź niej bardzo chciał em zapalić . Nie oferował są siadowi. Zapalił papierosa i wyzywają co odgarną ł dym dł onią .
I nagle ta dziewczyna zaczę ł a pł akać . Pł akał . Bolesne, beznadziejne i przeraż ają ce.
Zaniepokojony wyrzucił em papierosa i zaczą ł em beczeć , ż e nie bę dę palił . I koniaku nie bę dę pił . I generalnie bę dę skakał , tylko nie pł acz tak.
A ona, krztuszą c się , ję knę ł a, ż e jest bardzo przestraszona. Ż e jest bardzo zmarznię ta. I ż e naprawdę chce pisać .
Uhm… Nie bę dę szczegó ł owo opisywać tego balansowania, któ re musiał em stworzyć . To nie jest format witryny. Ogó lnie rzecz biorą c. . . Wszystko dział o się na moich rozstawionych kolanach. Staw mi czoł a. Moja pikowana kurtka zamykał a akcję przed wś cibskimi oczami. Wiatr. W gł owie wirował y mi wersy z „Pippi Poń czoszanka” Astrid Lindgren. „Na począ tku był o ciepł o i mokro, potem był o zimno i mokro”.
W skró cie, ani przed, ani pó ź niej nie miał em z nikim bliż szego kontaktu.
Po tym oczywiś cie zwią zaliś my się . Siedzieli przytuleni. Pili koniak. Kilka razy nadę ł a się . Opowiedział a mi swoją historię . Do Soczi przyjechał a z mę ż em, dwuletnim dzieckiem i mł odą szwagierką ***.
Do dziś sł yszał em to sł owo, ale był em pewien, ż e szwagierka to specjalna dziura w rosyjskim piecu.
Dziecko i ten krewny jej mę ż a zachorowali na najdzikszą czerwonkę . I ona i jej mą ż zdecydowali, ż e nie należ y zmarnować wakacji. Zmienili się . Pewnego dnia usiadł a na czele cierpią cych. Zerwał a kł aczki i ofiarował a modlitwy. Potem przeją ł ją jej mą ż .
Dzisiaj przyszł a jej kolej na cieszenie się ż yciem. I oto jest. Burza. Plaż a jest zamknię ta. W gó rach jest zimno. Są siad to obdarty pijak.
Ale powiedział a, ż e gdyby nie ja, był aby to po prostu katastrofa, ponieważ wisialiś my prawie dwie godziny. I nazwał a mnie anioł em stró ż em.
Przyjaciele. Ż yczę wszystkiego najlepszego w nowym roku. A jeś li jest kiepski, ż yczę ci anioł a stró ż a. Po prostu go poznaj. Moż e przyjś ć do ciebie w postaci wł ó czę gi. To nie jest przeraż ają ce. On pomoż e. Zgadza się .
* Ra ginda, bijo? - gruziń ski. Czego chcesz, chł opcze?
** Tetete. - zniekształ cać . Francuski Tete-a-tete. Sam.
*** Szwagierka. – Siostra mę ż a.
Przeczytaj takż e: