Baba Jaga za liniami wroga. Część 5

05 Marta 2020 Czas podróży: z 16 Luty 2020 na 23 Luty 2020
Reputacja: +15099.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Rozpocznij tutaj >>>

To był pią tek. W poniedział ek prognoza wskazywał a na deszcz na ten dzień . Ale dzię ki Bogu, ż e go tam nie był o. Chodź my na przejaż dż kę ! Oleg powiedział , ż e wczoraj musiał podró ż ować autobusem. Zapomnieliś my zostawić dla niego numer telefonu do Edika, a taksó wkarze z warcabami przebili cenę.1300 rubli. do samochodu. Ale dzisiaj Edik był do naszych usł ug.

Nie był o deszczu ani ś niegu, ale niebo był o zachmurzone.


Podczas tej podró ż y wzią ł em okulary z silnym odbiciem. Przeznaczone są na bardzo sł oneczną pogodę , najlepiej ze ś niegiem. Jak udał o mi się je kupić , nie wiem. Nawet latem nic w nich nie był o widać . Ale w gó rach w sł oń cu - to wszystko! Tylko nie dzisiaj. Moje okulary był y ciemne. A bez okularó w - do bani. Ś nieg wcią ż padał . Relief nie jest widoczny. Dobrze, ż e pomyś lał em też o zabraniu dzisiaj maski narciarskiej. Nie mogę tego znieś ć . Raz wzię ł a go i pocił a się , a ja zaczą ł em wycierać rę kawiczką . A kondensat już zamarzł . I udał o mi się zarysować szybę . Od tego czasu nie pocił a się , ale widocznoś ć był a taka sobie. Zadrapania przeszkadzał y. Noszone tylko na ś niegu. Ale to rzadkoś ć . Pogoda nam się poszczę ś cił a i wystarczył y mi proste okulary przeciwsł oneczne. W masce z ż ó ł tymi szkł ami czuł em się jak osoba widzą ca. Vadik powiedział , ż e ż ó ł ty kolor jest optymalny w tej sytuacji. Bez maski nie widzi gó wna.

Oleg zacią gną ł nas na poł udniowe zbocze. Kiedyś bardzo go krytykował , ale kiedy odpoczywaliś my w Abchazji, odkrył tam dla siebie absolutnie pię kne utwory. Zdezorientowani, zgodzili się . Podjechaliś my. Trasa oznaczona jest kolorem czerwonym. Jest to pieszczotliwie nazywane "Primula". Ale do cholery, pierwszy reset od niej jest czarniejszy niż czarny! Trasa 5-A w Bukowelu odpoczywa. Ale szerokie i sł abo zaludnione. Ale zaprowadził a nas do niezapomnianej windy Edelweiss, któ ra zwykle jest zatł oczona przez pó ł godziny. O dziwo prawie nikogo tam nie był o, a po 5 minutach siedzieliś my już na krzesł ach.

Vadik był , delikatnie mó wią c, niewygodną jazdą przy takiej widocznoś ci i został w kawiarni. Przybywają c na przeką skę , znalazł em go z grzanym winem za 500 re! Ha! Wydają cy!

Po obiedzie niebo zaczę ł o się rozcią gać .

Ale był o już za pó ź no, z gó r spadł y już cienie, a widocznoś ć i tak był a kiepska. Dlatego Vadik, wyprowadzają c się jeszcze raz, zakoń czył sezon 2020. I wkró tce ja też . Nie ma potrzeby kusić losu. Udał o mi się przez te dni nie przewró cić . Ale w ramach rekompensaty uderzył em rzepką w podł okietnik leż aka, gdy szedł em do naszego stolika. Na chwilę doszł a do siebie z dzikiego bó lu. A Oleg, któ ry już przebrał się w trampki, zarobił narty na palcach. Vadik przypadkowo to porzucił , „sł odzą c” w ten sposó b swoje ż ycie. Ró wnowaga ś wiata został a przywró cona.

Zaczę li dzwonić do Edika, ż eby go odebrać . Ale był już na zamó wienie. Po zdeptaniu szlabanu, walce z taksó wkarzami w kratkę , znaleź liś my mę ż czyznę , któ ry zgodził się nas ze sobą zabrać , bo i tak jechał do Adler. A raczej znalazł nas. Oleg otworzył prawe drzwi i chciał usią ś ć na siedzeniu, ale kierowca był temu przeciwny, bo to był o jego miejsce. Potem Oleg usiadł po lewej stronie i powiedział , ż e nigdy nie jeź dził na siedzeniu kierowcy bez kierownicy.


Nazwisko kierowcy to… Edik! Był narodowoś ci ormiań skiej. A jego samochó d jest japoń ski. I został stworzony dla Japoń czykó w. Ale na liczbach ormiań skich. Edik był z niej bardzo dumny. Ależ oczywiś cie! Fotele przednie z podł okietnikami! Drzwi pasaż era po obu stronach! (to jest w minibusie). Jedz naprawdę duż o! Zaró wno benzyna jak i olej. A Edik zabrał nas wył ą cznie dla usprawiedliwienia benzyny na drodze. Nawiasem mó wią c, w Adler widzieliś my o wiele wię cej czystych Japonek z kierownicą po prawej stronie na tablicach rejestracyjnych w Armenii i Abchazji.

Został nam tylko jeden peł ny dzień i nie widzieliś my jeszcze niczego poza jazdą na nartach.

Udał o mi się dowiedzieć od doś wiadczonych ludzi, jakie ciekawe rzeczy moż na zobaczyć w okolicach Adlera. Z mał ej listy najbardziej przystę pne miejsce wydawał o mi się , zwane „wodospadami Agur”. Tam postanowiliś my pojechać razem. Mishan doł ą czył do nas. Oleg wcią ż chciał jeź dzić na nartach, a Nastya i jej kodla został y na spacer w Adler.

Spojrzeliś my na mapę , odległ oś ć do wyznaczonych zabytkó w wynosi 20 km. To o poł owę mniej niż przed Rosą Chutor. Tak wię c taksó wkarzowi moż na zaoferować czterysta rubli za trzy. Zasugerował . Taksó wkarz w kratkę tylko prychną ł z oburzeniem. Có ż , nasza firma ma do zaoferowania.

Jedź my transportem publicznym. Najpierw wsią dź do 50. autobusu do przystanku Khosta-most. To kierowca kazał nam tu wysią ś ć . Wyszli. Zaczę li pytać ludzi, gdzie są wodospady? Nikt nie wiedział . Pró bowali wysł ać nas do pobliskiego zagajnika bukszpanowego. Ale przewodnik Tatiana opowiedział a nam straszną historię , ż e przed olimpiadą sprowadzono do sadzenia kilka zamorskich roś lin, a wraz z nimi przybył jakiś motyl, któ ry zniszczył cał y bukszpan nie tylko w okolicach Soczi, ale takż e w Abchazji. Rzeczywiś cie, z autobusu oglą daliś my smutny spektakl nagich kufró w. Dlatego nie poszli do bukszpanu, ale kontynuowali przesł uchanie. Niektó rzy kazali nam przejś ć przez ulicę i wró cić innym autobusem kilka przystankó w. Tam zostaliś my odesł ani. W koń cu jeden z kierowcó w kazał nam wsią ś ć do 48. autobusu i jechać dalej. Ja też ! Nie znają nawet swoich zabytkó w!

Po kilku przystankach wysiedliś my. Zapytano policjantó w, gdzie iś ć ? Pokazano nam. Droga minę ł a rzekę z wodą dziwnego koloru, jakby spuszczono ją z pralki.

Spotkaliś my polanę Wysockiego z pomnikiem jego naturalnej wielkoś ci. Dlaczego zdecydowali się uwiecznić to tutaj, x. z. Nie był o tablic pamią tkowych.


Przejdź my dalej. Rezerwa już się rozpoczę ł a. Pł atne w kasie za 100 rubli. i sł uchał em instrukcji. Kazano nam zakoń czyć wę dró wkę w pobliż u drugiego wodospadu. Wydaje się , ż e nie ma dalszej ś cież ki. Vadik powiedział mi, ż e przeczytał , ż e trzeci wodospad jest najwyż szy i najpię kniejszy z trzech. Abidno!

Jak tam był o pię knie!

Pierwszy wodospad nie był zł y. Mishan ledwo mó gł się czoł gać , wię c zostawiają c mę ż czyzn, pobiegł em przed siebie. Jest tylko jedna ś cież ka, nie zgubisz się !

Drugi wodospad był jeszcze pię kniejszy niż pierwszy. Wokó ł był o kilka stoł ó w piknikowych i grille. A tu był o wygodne wejś cie do wody. W cał kowitym spustoszeniu. Dlaczego nie popł ywać tutaj? Co prawda był znak zabraniają cy nurkowania, ale nie zamierzał em nurkować . Jestem po kryjomu!

Och, gdyby to był o lato, popł ynę ł abym do samego wodospadu i stanę ł a pod odrzutowcami! Ale i tak był o bardzo dobrze. A latem chyba nie jest tu tł oczno! Udał o mi się ubrać , gdy w koń cu zbliż yli się moi towarzysze. Usiedli przy jednym ze stoł ó w. I postanowił em spró bować pó jś ć dalej. A ś cież ka cał kiem przyzwoita, nawet z porę czami. No moż e trochę gorzej niż poprzednia. Dlaczego ciotka w budce nie pozwolił a nam iś ć dalej? Zdecydował eś , ż e bę dzie nam cię ż ko, babci i dziadkowi?

Poznał em mł odą parę . Zapytał em ich, czy do trzeciego wodospadu jest daleko? Nie, niedaleko. Potem poprosił em ich, aby powiedzieli ró wnież tym dwó m, aby poszli.

Boż e, jak pię knie!

Ale ś cież ka prowadził a jeszcze dalej, a ja pobiegł em.

Tam też był o pię knie, ale nad wą wozem peł zał a chmura i bał am się , ż e bę dzie padać , wię c pilnie ś cią gnę ł am mę ż czyzn w dó ł . I nie padał o! Zaczę li pojawiać się ludzie obł adowani sumarami z jedzeniem i piciem. Podobno postanowili urzą dzić piknik przy wodospadzie. Wię c co? Jest sobota! Z czasem się przestraszył em!

Rezerwat się skoń czył i jak za dotknię ciem czarodziejskiej ró ż dż ki kwiaty na stokach ró wnież się skoń czył y. Povyryvat, prawdopodobnie mił oś nicy pię kna.


Chciał em wstą pić do Soczi, ale paskudni ludzie powiedzieli, ż e to potrwa dł ugo, a wieczó r już się zbliż ał . Lepiej usią ś ć na nasypie w Adler. Pić piwo. Nie mogł em sprzeciwić się takiej propozycji. W drodze powrotnej wydaliś my jeszcze mniej pienię dzy niż tam. Z 48. autobusu kazano nam w ogó le wysią ś ć , a nie na moś cie Khostinsky, ale w Kudepsta. I już tam przenieś li się do 50. autobusu. Wyglą da na to, ż e zapł acono 25 rubli. w każ dym. Moż e trochę wię cej. Już zapomniał em. Od Adlera kierowca 50. wzią ł trochę wię cej. Ale to i tak nie ma znaczenia, gdybyś my wzię li taksó wkę , zapł acilibyś my wielokrotnie wię cej.

Na nabrzeż u zabrali lane piwo Maykop za 90 rubli. Jak na takie miejsce myś lę , ż e to tylko prezent. Podobna butelka w supermarkecie kosztuje 55. Był a pochmurna i raczej chł odna. Dlatego poszliś my nadrobić zaległ oś ci w „hotelu” we wspó lnej kuchni. Przeszli przez przejś cie podziemne. Oto one, przebiś niegi z ciemiernikiem! Sprzedają je babcie w okresie przejś ciowym! I nikt nie podda się w gł owie! Przypuszczam, ż e wszystkie schwytane!

Oleg wró cił z jazdy, a reszta zaczę ł a się ś lizgać . Po naradzie postanowiliś my podzię kować Nastii i jej mę ż owi za sprowadzenie nas w to miejsce. Wszyscy zgodzili się , ż e to najlepiej pasuje. O ile oczywiś cie nie jesteś fanatykiem narciarstwa. Mieszkania na gó rze są droż sze, podobnie jak jedzenie. Raz, w ten sposó b, dwa razy. I nie daj Boż e, zachorował eś lub zranił eś się ? Co dalej? Tak naprawdę tam nie chodzisz. Jest jednak park wodny. Petya intensywnie się reklamował .

Nie mogę jednak powiedzieć na pewno. W drodze do domu zobaczył em w jednym z hoteli (bardzo przyzwoity wyglą d) ogł oszenie o wolnych pokojach za jedyne 1300. Był o to jednak gdzieś na obrzeż ach Krasnej Polany lub Heliportu. Z drugiej strony mieszkają c na gó rze, moż esz zaoszczę dzić na taksó wkach. Na Gazpromie moż na był o jeź dzić . Tam karnet kosztuje 2500, są dwa tereny narciarskie (Laura i Alpika), stoki też są dobre, krzesł a są ró wnież z czapkami. Tylko zniż ka nie pochodzi z 60 lat, ale z 65, co nam nie odpowiadał o. Ogó lnie przekonaj się sam. A we dwoje wydaliś my okoł o 43 tysię cy rubli, czyli okoł o 17 tysię cy hrywien. Razem z drogą – to prawie kawał dolca.


Gdybyś my polecieli do super taniego Kayseri (Erciyes), nadal nie osią gnę libyś my tej kwoty. To niepeł ne wyż ywienie i piwo na kolację nie jest wliczone w cenę . Tak, plus droga do Kijowa. Ale tak naprawdę wydawaliś my stosunkowo niewiele na jedzenie. Te kotlety ze smalcem, któ re zabraliś my w drogę , zjadł y cał y tydzień , a nawet wyjechał yś my w drogę powrotną . Tylko raz kupił em kilogram gulaszu wieprzowego (150 rubli) i warzyw i ugotował em barszcz na kastrulyaka. I tak kupowaliś my tylko jajka, kaszę gryczaną , chleb, pomarań cze, mandarynki, kiwi, piwo i wę dzoną rybę na piwo. Ogó rki przywieziono ró wnież z domu.

Miał em nadzieję , ż e znajdę tu wina Massandra i szampana Novosvet. I znalezione. Sherry kosztował o ponad 600 (w Jał cie do 500), wino porto był o tylko „Ał uszta” bez medali i był o też drogie. Nie kupił em. I w ogó le nie był o szampana z Nowego Ś wiata. Ale nie chciał em Abrau Durso.

Ogó lnie wszyscy byli zadowoleni z podró ż y. Oś rodek narciarski jest doskonał y. Podobał o mi się to bardziej niż Andora. I tak moim zdaniem letnisko Adler jest bezwartoś ciowe. Preferowana jest Abchazja.

Planowaliś my wyjś ć z domu o godzinie 15.00, aby mieć czas na przejechanie gł upiej serpentyny przed zmrokiem, ale nasza wł aś cicielka, Volodenka, postanowił a umrzeć z nas wcześ nie. Uzgodniono o 12:00. W każ dym razie od wieczora zaczę ł o padać i nie był o absolutnie nic do roboty. Miał em zamiar rano popł ywać w koń cu w morzu, ale ta moda pozostał a niespeł niona.

Deszcz na drodze to dobry znak. I nie zaszkodził o odejś ć . Przed wyjazdem kupił am dwie paczki pierogó w po 800 g. Okazał o się , ż e to trochę za duż o. Opró cz „ich” mę ż czyzn - Vadika, Mishan i Olega - musiał em nakarmić sł abego mę ż a Nastyi. Ale wcią ż był o duż o. Przejadanie się .

Na począ tku Nastya zachorował a na serpentynach i pilnie przeniosł a się na przednie siedzenie, obok mnie. Odpuś ć sobie. Potem Vadik zachorował . Petya napawał się witarianizmem, ż e to wina pierogó w. Moż e pierogi. Ale Petya był wrogi, ale w jego interesie był o wzię cie nas ż ywcem. Dlatego dał Vadikowi jaką ś podstę pną kapsuł kę z jakimś rodzajem enzymó w. Pomó gł .

Nie był o tu ż adnych wypadkó w (dzię ki Bogu, nie z naszym udział em). Zbyt ostre zakrę ty (czę sto 180 stopni) nie był y przez wszystkich opanowane, wlatują c w nadjeż dż ają cy pas i zderzają c się czoł owo. Có ż , przynajmniej bez ofiar.


Kiedy droga się wyró wnał a, a napię cie opadł o, ponownie ś miali się z lokalnych nazw. Opró cz tych, któ re już wymienił em, był o wiele ró ż nych „slotó w” - Rusina (no, powiedzmy), Anchor, Matrosskaya (hmm) i Mamedova (bardzo ciekawe).

Mijaliś my Krasnodar. Petya nie zaoszczę dził pienię dzy i jechaliś my po pł atnych drogach. Ale jeś li w nocy zapł aciliś my poł owę kwoty, teraz stawka za noc nie został a jeszcze zastosowana. Po ponownym zapł aceniu 200 rubli zatrzymaliś my się na stacji benzynowej. Wychodzą c stamtą d, Petya skrę cił a gdzieś w zł ym kierunku i wjechaliś my na wiadukt. W jednym kierunku - Krasnodar, z któ rego wł aś nie przybyliś my, w drugim - jakaś Oktiabrskoe. Tam też nie musimy jechać . I nie ma innych opcji, aby pojechać do Rostowa. Skrę ciliś my w stronę Krasnodaru, mają c nadzieję , ż e gdzieś się zawró cimy. Ale to był o zdecydowanie niemoż liwe - cią gł e rę baki! Biedny Petya prawie wyrwał mu wł osy. Czy to, ż e po jedenastu kilometrach bę dziesz musiał wró cić na pł atną drogę , zapł acić kolejne 200, a potem nie daj Boż e zawró cić i zapł acić jeszcze raz? Niesamowite! (Petya bezpiecznie wyrzucił czek)

Pytasz, co z nawigatorem? A nawigator nió sł jakieś bzdury. Wedł ug niego, cał y czas jechaliś my w otwartym polu, a on (a dokł adniej ona) w nieskoń czonoś ć szczekał „Zjechał eś z trasy! ”. Nie wiem, o co chodzi. Czy dane był y aktualizowane od kilku lat? Chociaż ciotka twierdził a, ż e ​ ​ „poł ą czenie z satelitą został o nawią zane”! Czym był ten piracki satelita, h. z.

W efekcie po przejechaniu 15 km wró ciliś my do punktu pł atnoś ci. Tam koń czył y się bł otniki, ale był a zamknię ta bariera. Petya zaparkował i poszedł do „komisarzy drogowych”. Dzię ki Bogu zlitowali się i bez zbę dnych ceregieli otworzyli dla nas szlaban. Najwyraź niej nie jesteś my pierwszymi takimi frajerami.

Na granicy wszystko poszł o mniej wię cej. Rzeczy jednak znowu musiał y zostać wyję te z bagaż nika. Ale tym razem, dzię ki Bogu, tylko czę ś ciowo. Z jakiegoś powodu Petya był tym wyraź nie zdenerwowany. Moż e coś nió sł , a my byliś my tylko przykrywką ? : )) Nasze nowe karty migracyjne, wydane na granicy z Abchazją , został y przyję te po cichu.

I zaczę ł a się rodzima droga!


Ale moż esz się odwró cić , gdzie tylko zapragnie twoje serce! Ale nie zrobiliś my tego, chociaż chcieliś my.

Dzię kujemy za przeczytanie!

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Разминка детской горнолыжной школы. Обратите внимание, дите сидит в поперечном шпагате :))
Podobne historie
Uwagi (24) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara