Baba Jaga za liniami wroga. Część 2
Rozpocznij tutaj >>>
Petya mogł a spę dzić noc bezpł atnie w pokoju trzyosobowym Olega i Mishana. Począ tkowo myś lał o tym, ż eby zostać z nami i codziennie zabierać nas w gó ry. Jednak po spojrzeniu na straszny lokalny ruch uliczny uznał em, ż e to on. Zamieszka jak zwykle na gó rze. Ale skoro i tak tam jedzie, odbierze nas dzisiaj. Przy tej okazji nawet Nastya i jej mą ż , któ rzy są przyzwyczajeni do spania, dopó ki nie dziobią w tył ek, wysadzili się razem ze wszystkimi i szybko zjedli ś niadanie, poszli na przejaż dż kę .
Tak! Petya był tu już wcześ niej, jednak sł uchaliś my wielu mat, gdy dotarliś my do wł aś ciwego toru. Oczywiś cie zbudowaliś my kilka wę zł ó w, wiaduktó w, ale bez pó ł litrowego nawigatora nie ma tu nic do roboty. Tunele, mosty. . . Beton. . . Dla mnie to po prostu zabawa! Oszpecona natura.
Po drodze Petya pró bował nam pokazać , gdzie bę dzie mieszkać . W jakimś hostelu w Krasnej Polanie. Po co? Nie zamierzaliś my go odwiedzać .
Skala budowy był a oczywiś cie pod wraż eniem! Marriott-shmarriott, kasyno-shmazino. . . Europa, do cholery!
Dotarliś my do najbardziej ekstremalnego terenu narciarskiego Rosa Khutor.
Najdroż sze był y tu karnety narciarskie – prawie 3000 rubli dziennie. Jednak dla starych pierdziosó b powyż ej 60. roku ż ycia uzyskano 50% zniż ki. Doprowadził o to do wyboru oś rodka. Mieliś my 4 takie osoby - wszystkich mę ż czyzn, nie liczą c syna przyjaciela Nastyi, któ ry w ogó le nie jeź dził na ł yż wach. Wylą dował em na Rosa, Vadik, Mishanya i Oleg. A Nastya i jej mą ż pojechali z Petyą z powrotem, albo do Laury (inny teren narciarski), albo gdzie indziej. Nie był em bardzo zainteresowany. Nastya to rzadka pię knoś ć . Jeź dzi prawie z koł yski, ale gł uchym pł ugiem. I kategorycznie odmó wił a studiowania. Jej pł ug kiedyś zrobił z niej okrutny ż art - doznał a skomplikowanego zł amania ś ruby nogi, przez dł ugi czas nosił a aparat Ilizarowa, ale nawet potem jeź dził a w gó ry z godną pozazdroszczenia regularnoś cią . Opadnie, a raczej zsunie się raz lub dwa i do kawiarni! Kawowy papieros. Ale odwiedził em wiele oś rodkó w narciarskich! Mą ż odpowiednio na kró tkiej smyczy. Niech Bó g bę dzie z nimi! Każ dy ma wł asne problemy.
Po zapoznaniu się z cenami wybraliś my dla siebie najlepszy karnet narciarski - na nartach 3 dni z 4.
Prognoza zapowiadał a sł oń ce do pią tku. A dzisiaj był poniedział ek. Paskudni mę ż czyź ni w butach narciarskich nie chcieli iś ć , byli zbyt leniwi, ż eby przejś ć w nich kilka metró w do auta. Teraz musiał em zmienić buty i wł oż yć trampki do plecakó w. I zanieś ich na wzgó rze. Bę dziemy kontynuować ! Czego chcę ?
Nasyp na Ró ż y Chutor był pię kny! Tak jak w Szwajcarii!
W windzie był o niewiele osó b.
I chodź my! Przyczepa jest zwykł a, oś mioosobowa. Jedź przez dł ugi czas. Nigdy nie myś lał em o czasie. Panorama jest wspaniał a.
Wychodzą c z samochodu, rozejrzeliś my się i postanowiliś my podjechać jeszcze wyż ej, ale już na sześ cioosobowym siedzeniu. Siadają c, znaleź li przyjemne ciepł o pod tył kami. Oto klasa! Podgrzewane krzesł a! Mishan pró bował jednak argumentować , ż e nie był o widać ż adnych przewodó w, z któ rych moż na był o prowadzić ogrzewanie. Zasugerował , ż e krzesł a był y nagrzewane przez sł oń ce. Pó ź niej zapytaliś my operatora kolejki linowej i dowiedzieliś my się , ż e mamy rację , a nie Mishan. Krzesł a był y ró wnież z nakł adkami ochronnymi. Ogó lnie jest super! Gdy wiatr i ś nieg, a co gorsza deszcz, ten gadż et nie ma ceny! W Bukowelu naprawdę za nimi tę skniliś my w deszczu. Tak, i w Andorze, na wietrze, też nie na lodzie. A ani tam, ani nie ma ogrzewania poś ladkowego - nie! Myś lę , ż e to ogromny plus.
To prawda, ż e teraz nie był o najmniejszej potrzeby ogrzewania ani czapki. Sł oń ce był o gorą ce. Nie był o najmniejszego ś ladu wiatru. Có ż , czy to nie bzdury?
Kolejna ró ż nica w poró wnaniu z powyż szymi oś rodkami. W Bukowelu był o bardzo niewygodne zejś cie z krzeseł . Doznał em tam nawet kontuzji kolana. Tak, a lą dowanie pozostawiał o wiele do ż yczenia. A w Rosa Khutor wszystko był o chiki-piki. Delikatnie, delikatnie, bez najmniejszego zagroż enia dla zdrowia.
Wszystkie windy tutaj mają swoje wł asne nazwy. Dwie linie foteli nazwano odpowiednio „Bajka” i „Dzik”.
Utwory miał y ró wnież nazwy poza kolorami. Z tego co pamię tam - Snake, Triton, Cascade, Olimpiada Kobiet, Olimpiada Mę ż czyzn. Zielony (najprostszy) został dodany do naszego zwykł ego niebieskiego, czerwonego i czarnego. Dlatego te, któ re są tutaj niebieskie, był yby doś ć czerwone w Bukowelu. Pochodzenie kobiet olimpijskich był o z jakiegoś powodu bardziej gwał towne niż mę ż czyzn, ale kró tsze. Przynajmniej tak myś lał em.
Tor olimpijski kobiet w kolorze czarnym
A ś nieg był po prostu doskonał y – naturalny, a nie jakaś gł upia armata.
Na tę wycieczkę zabrał em moje stare mię kkie Elany, ż ał ują c, ż e nie mogę wypoż yczyć poważ niejszych nart. Dawno w nich nie jeź dził em. Vadik i ja wypoż yczamy tanie narty w Mariupolu. Wzią ł go dla siebie, a ja postanowił em go uratować . Oleg ma dwie pary nart i jest niskiego wzrostu, tak jak ja. Narty, odpowiednio, ma taką samą dł ugoś ć jak mó j. Dlatego postanowił em nazwać go jedną parą , jeś li nie mogę jeź dzić w swojej.
Nishmagla! Na trudnych torach jakoś się poś lizgnę ł a. Niczego nie trzymają . Dobra, jutro posmaruję Olezhika, oszukam narty.
Po kilkukrotnym zjeź dzie z Kabanu chcieli jechać jeszcze wyż ej na innej przyczepie. Poszedł na szczyt. Tylko my jeszcze nie wiedzieliś my, ż e na naszym poziomie był a to stacja poś rednia, tzw. "sadzenie". Ludzie nadchodzili gdzieś z doł u, a stą d wyszł o bardzo niewielu. Przypomniał em sobie anegdotę : „Brzydki wyhodysz? ”. Te brzydkie dziwadł a nie chciał y wyjś ć i narosł a poważ na kolejka. Musiał em siedzieć w ró ż nych samochodach pojedynczo. Najpierw ja, potem Misha i Oleg weszliś my, a Vadik był ostatnim i nie widział em, ż eby usiadł . Wychodzą c z samochodu, zaczą ł em robić zdję cie panoramy.
Podeszli chł opcy. I nie ma Vadika! Czekaj, czekaj, nie! Był em zdenerwowany, ż e nie mó gł zmieś cić nart do kontenera na zewną trz samochodu. Ma 15 procent wizji, a potem kolejka linowa się zatrzymał a. Przeklą ł em siebie ostatnimi sł owami, a jednocześ nie chł opakó w, ż e nie wepchnę li go pierwsi. Nie zrozumieli tego. Myś lał em, ż e ma z tym coś wspó lnego. Kró tko mó wią c, panika. Po tym, jak kazał em chł opcom jeź dzić samotnie, zjechał em samochodem na dó ł , aby poszukać zaginionego.
Od gł upca! Musiał em pojechać na narty! Na naszym poziomie to samo przesadzanie, ale nie lą dowanie! Kró tko mó wią c, samochó d zabrał mnie na sam dó ł . I jest kolejka! Jak w ogó le pomyś lał em, ż eby nie wychodzić z moim zepsutym ku-ku! Pozostał na miejscu i obszedł drugi krą g. Wyszł a na podest, ku uciesze czekają cych. Zapytał a pracownika, czy na podeś cie był y jakieś incydenty? Nie był o, mó wi. Dlaczego przestali? Ofiara został a zał adowana. Boż e bł ogosł aw! Ale gdzie jest Vadik?
I rozpoczę ł o się wielkie poszukiwanie. Przejechał em obok kawiarni.
Nie widzisz stoł ó w. Usiadł a znowu na "Bajce", potem na "Dziku", wypatrują c dziecka na torach. I myś lał em, ż e go widział em. Rozpoznał em jego styl jazdy na ł yż wach, chociaż mogł em się mylić . Potem zobaczył em Mishkę z Olegiem kierują cych się w stronę dolnej stacji „Skazki”, gdzie wł aś nie wstawał em. Czekają c na nich, dowiedział em się , ż e Vadik zdoł ał prześ lizgną ć się obok nas, gdy staliś my odwró ceni plecami. Szukał nas przy zejś ciu, a my czekaliś my na niego przy budkach. I dosł ownie zaraz po tym, jak zszedł em na dó ł , Vadik zrobił to samo. Ale udał o mi się wyjechać na Skazkę . W skró cie zagubiony. Tarzawszy się nie tyle na nartach, co na wycią gach, usiedli w kawiarni na ulicy, wystawiają c twarze na jasne sł oń ce. Bez opalenizny wyglą dam jak blady muchomor i nie zaprzyjaź niam się z makijaż em, wię c nie przegapię najmniejszej okazji na opaleniznę .
Jedliś my z naszymi kanapkami, popijanymi herbatą z termosu i jä germeisterem z bakł aż ana. W kawiarni był napis, ż e cieszą się , ż e nas widzą , ale z wł asną przeką ską - co do diabł a, proszę , usią dź na ulicy. Tak, i proszę , przebywanie w domu przy takiej pogodzie jest po prostu grzechem. Ceny są oczywiś cie oburzają ce. Jak jednak w każ dym oś rodku narciarskim. Piwo - 300, grzane wino - 500. Kawa jednak w boski sposó b tylko 100. Masł o, wydaje się , 250. Dlatego jedli wł asne.
Po odpoczynku znó w pojechaliś my na ł yż wy.
Ale sł oń ce już zaczę ł o chować się za grzbietem, cienie się powię kszył y, widocznoś ć jest gorsza. Vadik czuł się nieswojo.
I wtedy Mishan wypadł zniką d, już na samym dole, dziesię ć metró w od kawiarni, patrzą c gdzieś (lub na kogoś ). Tak, tak niefortunnie, ż e uderzył rę kojeś cią kija prosto w ż ebra. Mó wi, ż e nawet oddech ustał na chwilę . Usadziwszy go, wyprowadziliś my się jeszcze raz. Cienie zgę stniał y. Vadik powiedział , ż e ma już doś ć . I zejdzie do powozu wraz z Mishanem, któ ry ledwo się ruszał .
A Oleg i ja, aby trochę przedł uż yć przyjemnoś ć , zeszliś my sami.
I przedł uż yli to. . . Widzieliś my ogromną kolejkę poniż ej i nie od razu zrozumieliś my, gdzie to jest? Za pó ź no na gó rę ! Okazał o się , ż e nie da się zjechać na sam dó ł . Tylko wagon. Tam wszyscy stoją ! O cholera! To do rana! Ale, co zaskakują ce, kolejka poruszał a się doś ć ż wawo. Nie zł apał em go ponownie. Myś lę , ż e staliś my pó ł godziny. Musiał em iś ć z chł opakami. Ten samochó d zjechał na sam dó ł z tej samej kawiarni „Balagan”.
O tak! Nie wyjaś nił em. Prawdopodobnie jesteś zagubiony, jak to moż liwe? Zagubić się w dobie telefonó w komó rkowych i Internetu! W ogó le mnie to nie obchodził o. Darmowe wi-fi w każ dym hotelu powinno być . Nie jedziemy do Egiptu! I nie chciał em się zgubić . Vadik nie jest tak wredny jak ja. Podł ą czył się do jakiegoś serwisu za 100 hrywien, wedł ug któ rego miał mieć.200 minut rozmó w i trochę internetu. To jest od Vodafone. Nastya zrobił a to samo. Mishan i Oleg tego nie zrobili. Oleg ze swojej gł upiej Kyivstar mó gł wykonywać i odbierać poł ą czenia tylko pł acą c 30 hrywien dziennie. Za te pienią dze otrzymał.15 minut rozmowy. Co wię cej, ź le zrozumiał warunki i pomyś lał , ż e moż na porozmawiać w cią gu 15 minut po podł ą czeniu usł ugi. Kró tko mó wią c, ekonomiczny.
Proszę bardzo. Na nasypie nie znaleź liś my Vadika i Miszki. Znaleź liś my ich w 135. autobusie, któ ry miał odjechać do Adlera za 15 minut. Ale był a nieskazitelnie pusta. Zaję liś my miejsca, pł acą c po 178 rubli. Pytali, jak dł ugo pojedziemy? Odpowiedź brzmiał a: dwadzieś cia godzin.
Aha! Zatrzymał się na każ dym rogu. Przystanek - „10. kilometr”. Przystanek - „9 kilometr”. Kapety! Zatrzymaj "6. kilometr" - wow, skoczył em! Przyjechaliś my na lotnisko. Ogromny, pię kny na zewną trz. Stali tam przez chwilę . W koń cu ruszyliś my dalej. Korek. Bliii! Wszystko, nafig! Nie wezmę ponownie autobusu. Musimy znaleź ć taksó wkę na jutro. Nawiasem mó wią c, Petya zabrał a nam rano 150 rubli. Moż na powiedzieć , ż e cią gną c.
Mijaliś my ulicę Vzlyotnaya. Samolot przeleciał nad nami na wysokoś ci, moż na był o go dotkną ć rę ką , jak mi się wydawał o. Och, nie podoba mi się to! Dobrze, gdy wszystko jest w porzą dku, ale co, jeś li nagle coś pó jdzie nie tak? Tak, aw naszym pokoju sł ychać był o nieustanne buczenie. Mieszkamy wię c stosunkowo daleko od lotniska. A jak moż esz ż yć na tej Vzletnaya?
Pię ć dziesią t godzin pó ź niej dotarliś my na nasz przystanek. Nie usiedliś my tutaj. Ale gdzieś w pobliż u. Ale gdzie? Pobiegł em szukać . Widzę znajome nazwy sklepó w, ale wprost nie rozumiem, jak znajduje się w stosunku do nich nasz hotel. Cholera! Kto tak buduje? Po przecię ciu koł a, z ż alem na pó ł , odnaleź li swoje bramy. Biedny Mishan ledwo mó gł się czoł gać . Doś wiadczona Nastya, któ ra już wró cił a do domu, poradził a mi zrobić prześ wietlenie. Na szczę ś cie w centrum handlowym znajduje się ró wnież laboratorium. "Wię c, co dalej? " spytaliś my jednym gł osem. Mishan nie wykupił ubezpieczenia. Widzisz, nie powiedzieliś my mu. A o co chodzi? Gdyby we krwi był Jä germeister, nikt by za to nie zapł acił . I nie jesteś my przyzwyczajeni do kontaktó w z lekarzami. To my, ale nie Nastya i jej mą ż . Jej babcia był a naczelną lekarką durki, a cał a jej rodzina miał a szerokie kontakty w krę gach medycznych. Ale jak to czę sto bywa, szewc bez butó w. W rodzinach lekarzy czę sto dzieci są chore i poważ nie. Nastya od dzieciń stwa chorował a na cukrzycę typu 2, a leczenie jest dla niej sposobem na ż ycie.
Mishan odmó wił leczenia, ale jutro też nie bę dzie mó gł jeź dzić na ł yż wach. Ale nie znikaj sam karnet narciarski? Zaprosił am mę ż a Nastii, aby pojechał z nami do abonika Miszki. Oczy tego się zaś wiecił y - ż eby zerwać smycz! Nastya o dziwo nie miał a nic przeciwko. Miał a partneró w, z któ rymi moż na się dobrze bawić bez wspinania się po gó rach.
Cią g dalszy tutaj >>>