Baba Jaga za liniami wroga

26 Luty 2020 Czas podróży: z 16 Luty 2020 na 23 Luty 2020
Reputacja: +15099.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

„Każ dy czł owiek przynajmniej raz w ż yciu odpoczywa w Soczi” (c)

Pamię taj, ż e „odpoczynek” nie jest w czasie przeszł ym. Chociaż w tym wł aś nie czasie przeszł ym, w tych wł aś nie Soczi, chyba wszyscy odpoczę li. Ale nie ja : (( Aby przywró cić ró wnowagę ś wiata, zdecydował em, ż e muszę tam po prostu odpoczą ć w teraź niejszoś ci, ponieważ wcześ niej nie wyszł o.

W Soczi wcale nie zamierzaliś my się opalać , tylko jeź dzić na nartach, co jednak nie wyklucza plaż owania. Dotarcie na Kaukaz jest teraz trudniejsze niż skomplikowane. Ale, jak wiesz, polowanie jest gorsze niż niewola. Jeś li wcześ niej jechaliś my prosto przez Rostó w do regionu Dombai lub Elbrus w jakieś.14 godzin, to w najgorszym przypadku teraz musimy przejś ć przez samą . opu ś wiata wzdł uż linii demarkacyjnej w kierunku Charkowa. A potem wró ć do Rostowa. Stamtą d już - wolna wola, powiedział - krok.


Znaleź liś my przewoź nika. Nie Jason Statham, ale też cał kiem wow. Ale o nim pó ź niej. W swoim Mercedesie Vito musiał zają ć.8 miejsc. Zaczę liś my zbierać firmę . Vadik i ja mamy 2 lata, mą ż Verkina, Oleg ma 3 lata. Mishan ma 4 lata. To nasza zał oga, któ rą pojechał do Dombai. Ci, któ rzy czytają , mogą pamię tać .

Nadchodzą ca podró ż miał a zbiegać się w czasie z urodzinami Olega. I faktycznie zaczą ł em przeze mnie. Ale ską d wzią ć.4 wię cej osó b? Nasi pozostali przyjaciele to bardzo konkretni ludzie (jednak jak wszyscy inni), po naszym poprzednim wspó lnym wyjazdy do Andory niosł y ze sobą pewną niechę ć do mnie. I chociaż Soczi to niebieski sen Nastyi, odmó wili pó jś cia z nami w proponowanych terminach. Powiedzmy, ż e nie chcą , ż ebyś my je ponownie rzucali, wolą c od nich Olega. Przedszkole na ramią czkach!

A niebieskim marzeniem był o jednoczesne czerpanie dwó ch przyjemnoś ci – jazdy na nartach i opalania się na morzu jednocześ nie. To mi najbardziej odpowiadał o. Umiem też pł ywać ! Ale do cholery, ską d wzią ć wię cej ludzi? Znanych narciarzy jest wielu, ale niektó rzy już pojechali, inni już coś zarezerwowali. Nawiasem mó wią c, jedna firma zaoferował a nam dobrą opcję przelotu do Kayseri za jakieś ś mieszne pienią dze, okoł o dolara za dwa na tydzień , w tym absolutnie wszystko, aż do karnetó w narciarskich. A Vadik i ja postanowiliś my się nawet zgodzić , jednak szalony narciarz Oleg odrzucił ten oś rodek, powoł ują c się na fakt, ż e trasy są dla niego raczej sł abe.

„Nie? Poszukamy „(c)


Ale nie musiał em szukać . Na regularnych spotkaniach ze znajomymi (któ rzy byli przeze mnie uraż eni) dowiedzieliś my się , ż e oni też bardzo chcą być w Soczi, tylko teraz pojechali trochę na urlop ze zmianą . I chcieli wybrać jaką ś szaloną trasę : najpierw autobusem, któ ry kursuje dwa razy w tygodniu, do Rossosh, a stamtą d pocią giem, któ ry kursuje co drugi dzień , do Adler. Mimo to nie był o trudno ich przekonać , ż eby pojechali z nami, bo przy takiej iloś ci ś mieci, do któ rych są przyzwyczajeni, plus buty narciarskie, robienie transferó w jest jakoś nie w porzą dku. Ale musieliś my też coś poś wię cić . Nie coś , ale ktoś . Oczywiś cie Oleg. W tym scenariuszu musiał by spotkać swoje 60 lat w trasie. I co? Jego ż ona Verka spotkał a się czy spotkał eś swojego DD w samolocie?

A Nastya i jej mą ż ró wnież mieli przyjació ł , któ rzy ró wnież chcieli iś ć . W sumie firma został a zrekrutowana. Oleg został poinformowany. Zrozumiał i zaakceptował nasze warunki. Uspokoiliś my się i na chwilę zapomnieliś my o wycieczce. Nie przygotował em się na to. Był am już doś ć zmę czona tym, ż e preparat zawsze leż ał na moich wą tł ych ramionach. Oleg jednak od czasu do czasu zawracał mi gł owę propozycjami szukania gdzieś cen mieszkań w Krasnej Polanie (KP). Nieodmiennie to machał em. Nastya i jej mą ż byli tam tuż przed wojną i wynaję li tani pokó j w Adler. Kontakty są zapisywane. Czego jeszcze szukać ? Nie chcieliś my mieszkać w KP. Narciarstwo na nartach, ale inne przyjemnoś ci nie są nam obce. Ponadto te dwie przyjació ł ki Nastii (matka i syn) nie miał y nic wspó lnego z jazdą na nartach i poszł y wył ą cznie na spacer.

Nic nie przepowiedziano. Tydzień przed wyjazdem dzwonimy do Olega, aby uzgodnić niektó re szczegó ł y podró ż y i wpadamy w jednolity napad zł oś ci. A dni na nartach mu nie wystarczą , a DR jest w drodze – jak to sobie wyobraż amy? I ogó lnie mó wią c! Chociaż wszystko został o już uzgodnione. I nie był o ż adnych opcji.

Jestem w szoku! Tego wcześ niej nie widziano. Punkt kulminacyjny, prawda? Historia ubiegł ego roku był a dokł adnie odwrotna. Potem Nastya wpadł a w histerię , ale przynajmniej nie krzyczał a. Był a lekko uraż ona. Jak mi drogi! Vadik powiedział , ż e Oleg już nie pojedzie z nami na Krym. Wiara jest wą tpliwa. Razem jesteś my znacznie ciekawsi.

Ale histeria to histeria i nie ma gdzie się wycofać i skoczyć do pó ź na. Usią dź my, chodź my wszyscy!


Przewoź nik nazywał się Petya. Począ tkowo ustaliliś my, ż e zacznie zbierać nas po mieś cie wczesnym rankiem. Ale ż ycie dokonał o wł asnych zmian. Dzień wcześ niej musiał zawieź ć rodzinę do krewnych w Soledar, gdzie uszkodził podwozie na czysto japoń skiej drodze „Toyama-Tokanawa”, charakterystycznej dla wielu regionó w Nenko, zwł aszcza regionó w przyfrontowych. Dlatego musiał tam pilnie coś naprawić . Wyruszyliś my okoł o 10 rano. Tył Vito był wypchany naszymi gratami, nartami, butami oraz jedzeniem i piciem na drogę . I był o ich mnó stwo. Rocznica! I po prostu postanowiliś my nie brać jedzenia. Vadik i ja byliś my w NG w Jał cie i byliś my zaskoczeni. Tam już koszt jedzenia był niż szy niż w Mariupolu! To wstyd, to wstyd, ale to fakt. Dlatego zał oż yliś my, ż e ceny w Adlerze nie powinny być wyż sze niż w Jał cie i nie ma sensu przecią gać produktó w przez granicę .

Ostatnim zabraliś my Olega. Ż ą dali od Verki, ż egnają cej się z mę ż em, butelki szampana i natychmiast ją wypili. Zostawiają c Verkę , aby cieszyć się samotnym ż yciem, rzucili się w stronę mocnego koktajlu tropikalnego sł oń ca i oś nież onych gó r. Po drodze wzię liś my jeszcze kilka innych koktajli, nie mniej odurzają cych. Spieszyliś my się - to oczywiś cie mó wi się gł oś no. Z braku normalnych dró g wyś cigi są dla ciebie droż sze. Kilka dni wcześ niej w Marice spadł ulewny deszcz, któ ry przekształ cił się w obfite opady ś niegu, a potem znowu deszcz. Ale w momencie wyjazdu drogi był y już suche. Có ż , w każ dym razie! Ale w gó rach, wedł ug plotek, ś nieg spię trzony najbardziej nie pozwala sobie na to, co nie mogł o się nie radować . Moje dzieci, któ re wyjechał y w Karpaty w drugiej poł owie stycznia, nie zdą ż ył y jeź dzić z powodu jej (ś niegowej) prawie cał kowitej nieobecnoś ci.


Ja jak zwykle siedział em obok kierowcy. Trochę go znaliś my z dł ugich wypraw w okolice Elbrusu, ale nie reprezentował dla mnie niczego wybitnego – kobieciarza i pijaka. Jednym sł owem zwykł y czł owiek. Od Olega, któ ry go dobrze znał , usł yszał em, ż e przestał pić . Myś lał em, ż e to schrzaniono. Ale po rozmowie podczas podró ż y dowiedział em się o najciekawszych faktach. Okazuje się , ż e nasz Statham Petya od jakiegoś czasu jest zafascynowany dietą witariań ską . Kurczę ! Nawet dla mnie, przyzwyczajonego do trzymania ż oł ą dka w ryzach, wydawał o mi się to trochę za duż o. Spojrzał em na Petyę zupeł nie innymi oczami. Znaleź liś my wiele wspó lnych temató w do niekoń czą cych się rozmó w, któ re poważ nie rozjaś nił y moją.27-godzinną podró ż , w tym nieprzespaną noc. Przez cał y ten czas Petya zjadł tylko kilka bananó w i pił wodę . Ale ostrzył em prawie bez przerwy. Jeś li nie ś pię , muszę jeś ć . Vadik zobaczył jaką ś transmisję , w któ rej powiedzieli, ż e naukowcy (a moż e mł odzi przyrodnicy) znaleź li gdzieś bardzo mał ą mysz, któ ra niezmiennie umierał a w laboratorium w nocy, dopó ki nie zgadli, ż e zostawią dla niej jedzenie. Jej metabolizm okazał się taki, ż e mysz musiał a cią gle coś jeś ć , ż eby nie umrzeć . Tutaj jestem prawie taki sam, jeś li nie pozwolisz mi spać .

Nie bę dę szczegó ł owo opisywał drogi, zrobił em to w opowiadaniu o Dombai. Dlatego powiem ci kró tko. W minionym okresie (2 lata) stan dró g w obwodach donieckim i ł ugań skim nie zmienił się znaczą co. Nie był o dró g i nie. Jednak w niektó rych miejscach, w któ rych wcześ niej ukochany artysta, a teraz niekochany prezydent, postawili stopę , pilnie poł oż ono ś wież y asfalt, któ ry jednak zaczą ł się zapadać nie mniej pilnie. Ale nie mniej baż antó w.

Kiedy dotarliś my do granicy, był o już ciemno. Z naszej strony minę liś my kontrolę graniczną i celną i już mieliś my ruszać dalej, gdy Nastya zaczę ł a gorą czkowo grzebać w kieszeniach w poszukiwaniu telefonu. I nie! Zaczę li dzwonić na jej numer. Rogi przychodzą i odchodzą . Potilialya! Udany do maksimum Nastya wyję ł a tablet i ś ledził a lokalizację telefonu. Wskazał miejsce kilka kilometró w od granicy, w któ rym zatrzymaliś my się , ż eby się wysikać . I oczywiś cie chciał a po niego wró cić . Petya odmó wił wyjazdu. Jasne, nie ma problemu! Bę dzie chodzić ! Dwa kilometry tam, dwa z tył u, a przy jej ś limaczym tempie to co najmniej godzina. W absolutnej ciemnoś ci. A jak jechać , jeś li granica został a już przekroczona? Cał a zał oga był a oburzona. Na co rozhisteryzowana Nastya powiedział a, ż e ​ ​ do diabł a z nim, telefonem, ale pojedzie do domu pocią giem natychmiast po przybyciu do Adler. Ale wtedy w naszym sporze interweniował a straż graniczna. Był nasycony sytuacją i powiedział , ż e „rozwią ż emy to”. Nastya i jej mą ż poszli w ciemnoś ć . I musieliś my czekać . Nie czekali tak dł ugo. Nie wię cej niż godzinę . Wysiedli bezpiecznie, znaleź li taksó wkę , któ ra cudem tam się kukuł a, pojechali na miejsce za 200 hrywien i - och, cud! - znalazł telefon leż ą cy na poboczu drogi. Baliś my się , ż e nie zostaną wpuszczeni z powrotem, ale jest jakaś okresowoś ć w przekraczaniu granicy, no, albo pienią dze zostaną wyrwane. Ale nic takiego się nie wydarzył o. Przepuszczono ich bez dź wię ku.


W rosyjskich sł uż bach celnych byliś my zmuszeni wyją ć wszystkie rzeczy z bagaż nika. Poprzednie dwa razy pominę liś my bez tej procedury. Przywieź li psa i nie wiedzieć czemu wydali komendę po ukraiń sku: „Shukay! ”. Pies sumiennie szydził , ale nic ciekawego nie znalazł . Ani tł uszcz, ani mię so jej nie interesował y. Wydawał o mi się , ż e celnicy byli rozczarowani.

Tak czy inaczej, przekroczenie granicy zaję ł o nam nie wię cej niż dwie godziny, a deklarację na wywó z pojazdu trzeba był o napisać dwukrotnie.

Od przyjemnego. Autostrada M4 był a zupeł nie pusta! Podczas naszej poprzedniej podró ż y po prostu nie był o przepeł nione dł ugimi pojazdami. Byliś my ś wiadkami kilku poważ nych wypadkó w i uczestnikó w licznych korkó w. A teraz pię kna. Pusty i suchy.

Im bliż ej wybrzeż a, tym zabawniejsze nazwy osad i rzek. Wyją ł em nawet dł ugopis i papier do robienia notatek. W przeciwnym razie nie bę dziesz pamię tać za minutę . Oto tylko kilka z nich (nie w porzą dku geograficznym): Upper Buu, Detlyazhka, Ponezhukai, Nechepsukho, Council-kwadzhe. A ta nazwa wł aś nie pogrą ż ył a mnie w histerycznym ś miechu - Tlustenhabl! Nie zmieś ci się na twojej gł owie! Kierowca Petya ś miał się razem ze mną , a ja nie miał em czasu, aby to zapisać . Minutę pó ź niej ani ja, ani on nie potrafiliś my odtworzyć tej ś miesznej kombinacji liter. Nie wymyś liliś my ż adnych skojarzeń , wię c nie pamię taliś my. To już w drodze powrotnej bacznie przyglą dał em się znakom, aby je zapisać .

Nazwy rzek był y ró wnież imponują ce – rzeka Pają k, rzeka Ira (imienna), rzeka Stavok i na przeką skę rzeka Herota. Po nieprzespanej nocy rż enie to najlepszy sposó b na wzmocnienie.

Zatrzymaliś my się , ż eby coś przeką sić w pobliż u morza. Trudno był o znaleź ć miejsce do parkowania. Wszelkiego rodzaju ogrodzenia. Był też pł ot z siatki, ale z dziurą . Zbutwiał y na brzydkim, zniszczonym betonowym parapecie. Bezpoś rednio pod nami po plaż y chodził koleś z wykrywaczem metalu, a kilku „nurkó w” dyndał o w wodzie jak topielcy. Zł oty, widzisz, ishshut.


Odś wież ywszy się , pojechaliś my dalej. Petya powiedział , ż e taki brudny samochó d moż e nie być dozwolony w Soczi, wię c pojechaliś my do myjni. I nie na pró ż no. Na stacjonarnym punkcie kontrolnym zostaliś my spowolnieni, a nawet zabrano nam paszporty do weryfikacji. Ale wszystko przebiegł o bez grzywien i ł apó wek. Chodź my dalej. Serpentyna był a przeraż ają ca! Na Krymie oczywiś cie jest ich też doś ć , ale nigdy nie widział em tak dł ugiego!

Ale wszystko się koń czy, a ta nieszczę sna serpentyna ró wnież się skoń czył a.

Przybyliś my do Adler. Piekł o! Babel! W nawigatorze został wpisany adres naszego przyszł ego mieszkania: Demokratyczny 50/4. Ciotka kazał a skrę cić w prawo, a potem w lewo. Wł aś nie to zrobiliś my. Z trudem przecisnę liś my się mię dzy samochodami, ledwo wpasowują c się w prawy zakrę t, ale nie mogliś my już skrę cić w lewo - wpadliś my na teren jakiegoś hotelu, zablokowany ł ań cuchem. Pró bowali iś ć w drugą stronę , ale na pró ż no. To był o samo centrum miasta i nie moż na był o jechać samochodem, a co dopiero parkować . Z trudem ze znalezieniem miejsca na dziedziń cu jakiegoś pię ciopię trowego budynku wyszliś my i poszliś my szukać adresu. Nastya i jej mą ż krę cili się na miejscu, nie rozpoznają c okolicy. Musiał em zadzwonić do wł aś ciciela. Jakoś znaleziono. Musiał em zabrać wł aś ciciela do naszego auta, ż eby usiadł obok kierowcy i pokazał mi drogę . Pieszo, aby iś ć tam minutę , a samochodem podró ż owali znacznie dł uż ej! Kapety! Kto buduje w ten sposó b?

Hotel był doś ć podejrzany. Nawet nie wiem, czy to jest hotel. W ś cisł ym centrum, z widokiem na centrum handlowe Plaza.

Widok z naszego podwó rka

Na bramie znajduje się znak o rozzł oszczonym psie. W rzeczywistoś ci ż aden pies nie jest nawet blisko. Aby wejś ć na terytorium, musisz podł ą czyć brelok do czujnika. Na dziedziń cu znajduje się duż y basen, ale bez wody. Duż a kuchnia z jadalnią , dom pana i budynek z numerami.

Dom pana, po któ rym nastę pują "liczby"


Pospieszył em się z pierwszym na pierwszym pię trze. Jak się pó ź niej okazał o, na pró ż no. Wszystkie pozostał e pokoje był y trzyosobowe, pokryte naturalnym drewnem i bardziej przestronne niż nasz pokó j dwuosobowy. Tak, nawet z minilodó wką . A wszystko kosztował o tysią c rubli za noc za dwoje. Był em oburzony, dlaczego to takie niesprawiedliwe? Ale niewzruszony gospodarz Woł odia, z mocnym kaukaskim akcentem, powiedział , ż e moż e nam zapewnić podobny pokó j jak reszta, tylko my tam musimy posprzą tać . Aha! Rzucił em wszystko i poszedł em posprzą tać . Potem ustą pił i zaproponował inną opcję - na czwartym pię trze. Nie chciał em. Ale Woł odia okazał się nie taki paskudny, jak mi się począ tkowo wydawał o, i powiedział , ż e za kilka dni pokó j trzyosobowy na parterze zwolni się i bę dziemy mogli się tam przenieś ć . No dobrze!

Chociaż byliś my szalenie zmę czeni, nie zasnę liś my, tylko poszliś my szukać , gdzie jest morze? Musiał em iś ć pię tnaś cie minut w ś limaczym tempie.

Sł oń ce zachodził o. Pię kno!

Ale czas na kolację i poż egnanie. Jutro na nartach!

Cią g dalszy tutaj >>>

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Вид из нашего двора
хозяйский дом, за ним
Podobne historie
Uwagi (26) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara