Rapsodia tajska. Piosenka druga

21 Listopad 2019 Czas podróży: z 04 Listopad 2019 na 15 Listopad 2019
Reputacja: +15099.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Rozpocznij tutaj >>>

Rano, po wypiciu wody, wyruszyliś my na naszą pierwszą wyprawę . Czasu na „odpoczynek” jest mał o, ale jest duż o do zrobienia. Postanowił em wię c natychmiast pobiec do ś wią tyni tygrysa. W tym celu przeszliś my przez ulicę i usiedliś my na przystanku autobusowym. Był a 7 rano. Jakieś pię ć minut pó ź niej, obok nas zatrzymał się songteo. Podszedł em do przewoź nika i powiedział em magiczne zdanie „jaskinia tygrysa”. Skiną ł gł ową , ż eby usią ś ć . Songteo, jeś li ktoś nie wie, to coś w rodzaju pickupa. Kabina i nadwozie noś ne z dwoma ró wnoległ ymi ł awkami. Jest dach. Przy dobrej pogodzie tablice są otwarte. W przypadku deszczu opadają zasł ony z ceraty. Pogoda dopisał a i pognaliś my z wiatrem w stronę lotniska.

Nieco przed dotarciem do niego skrę ciliś my w gł ę biny lą du. Kierowca wysadził nas bezpoś rednio pod ś wią tynię i zabrał po 150 bahtó w.

Miał am na sobie szorty i T-shirt, wię c zał oż ył am pareo. Reszta był a stosunkowo dobrze ubrana.


Po zbadaniu ś wią tyni z zewną trz przeszliś my do schodó w o 1300 stopniach prowadzą cych na gó rę .

Schody był y wysokie, ale wą skie. Verka zaczę ł a zwalniać po pierwszym locie. I ostrzegał em, ż e bę dziemy mieli w programie taki slajd. Pocią g, Vera, pocią g! Zapewnił a mnie, ż e trenuje - codziennie szł a na 3 pię tro. Powiedział em jej, ż eby szł a we wł asnym tempie. Kiedy nadejdzie, wtedy nadejdzie. A Vadik i ja pobiegliś my na gó rę . Jak się zmę czył eś ? Raczej odczoł gali się . Tylko trochę szybszy niż ż ó ł w Verka.

„Bó l i smutek są spychane na dno, ł adunek poprzednich bł ę dó w” (c).

No nic, spó jrz, po drodze zrzucimy kilka kilogramó w karmy.

Wstawanie zaję ł o nam 45 minut. Po drodze spotkaliś my kilka toalet. Wszystko jest cywilne. Tablice był y ciekawe. To prawda, rozumiał em je, prawdopodobnie na swó j wł asny sposó b. Na przykł ad ten:

Zdał em sobie sprawę , ż e panie w towarzystwie dwó ch mę ż czyzn mogą w każ dej chwili wstać . Ale spę dzenie z nimi nocy w jaskini to kategorycznie nie ma mowy!

A ten sł odki piesek na gó rze medytuje. Proszę jej nie przeszkadzać !

Widzą c tego goś cia, Vadik i ja, bez sł owa, jednogł oś nie wydaliś my: „Rycerz w skó rze Pantery! ”.

W raportach czytam zalecenia dotyczą ce zabrania ze sobą duż ej iloś ci wody. Posł uchaj, gł upcze! Jest cię ż ka jak diabli! A wypił em ledwie 100 g. Coraz bardziej doś wiadczony turysta gó rski w osobie Vadika nie zaleca duż o picia. A na gó rze jest kran z wodą pitną . I beczka deszczó wki do umycia.

Po zrobieniu zdję cia wszystkiego dookoł a, w tym medytują cych psó w, przypomniał em sobie, ż e widział em na mapie kilka innych zabytkó w. Klasztor, tak. Dopiero teraz byliś my na szczycie. A w pobliż u nie był o klasztoru. Vadik powiedział , ż e musimy zejś ć , a potem wspią ć się na kolejną gó rę . Ach-ach-ach! Powstań ponownie! Ale nie wyjdziemy stą d bez zobaczenia wszystkiego!


Zaczę li schodzić . Nigdzie nie widać Verki. Już na samym dole poczuł em zapach dymu papierosowego. Wszę dzie są znaki zakazu palenia. W ich stronę szł a grupa w pasiastych strojach ką pielowych (przepraszam, podkoszulkach). Obaj mę ż czyź ni byli ubrani jak sieroty w ten sam sposó b. Podejrzewał em, ż e to mó j. I palili. Vadik powiedział im: „Wy też palicie! ”. Na co odpowiedzieli: „A my też od rana chrzą kaliś my tequilę ! ”. Wow, zdrowi ludzie! Jednak zawró cili.

Moje nogi wcale nie był y zmę czone, ale kiedy zeszł am na dó ł , zaczę ł y mi drż eć kolana. Verka siedział a na ł awce przy fontannie. Mó wi, ż e opanował a wspinaczkę aż do pierwszej toalety. Powiedział em, ż e to tylko jedna dziesią ta drogi. Został o nam jeszcze trochę sił i postanowiliś my spró bować wspią ć się ró wnież do klasztoru. Ale w rzeczywistoś ci wszystko okazał o się bardzo proste. Musieliś my trochę wzrosną ć . Potem trochę w dó ł i już pł asko. Tam znaleź liś my się , zgodnie ze znakiem, cudem.

Taki w naturze uwierz w cud!

Mnisi byli nieobecni, najwyraź niej byli w ś wią tyni, wię c mogliś my dobrze przyjrzeć się wszystkim, nie naruszają c ich prywatnoś ci.

Widzą c to, Verka zdecydował a, ż e ​ ​ jest to punkt sprzedaż y wszelkiego rodzaju rytualnych ś mieci. Jak pł akał am! To jest oł tarz, mó wię . Prawdopodobnie.

Szkielet w szafie:

Podobnie jak nasze relikwie.

A jakie drzewa tu są !

I grzyby!

Có ż , czysto awatarowy las! Zapomniał em jednak o filmie. Powinien zostać przejrzany.

I tu mieszkają mnisi. Prawdopodobnie.

I tu sobie zał atwiają :

Nie idź do lasu! Esteci, do cholery!

Po obejrzeniu wszystkiego wró ciliś my. Na schodach spotkaliś my dwó jkę mł odych ruso-turystó w. Zapytali nas, czy powinniś my tam pojechać ? Có ż , oczywiś cie, ż e warto! A na gó rze pytam, był eś ? Nie, mó wią , jesteś my pulchni! Pytasz, po co tu przyjeż dż ać ? Darmowa wycieczka? Choć chyba są trzy w jednym – gorą ce ź ró dł a, bł ę kitne jeziora i to nieporozumienie (ich zdaniem). Widział em tę trasę na ulicy. Wyglą da na to, ż e kosztuje 1000 bahtó w na osobę . Ale w recenzjach pisali, ż e bł ę kitne jeziora to Plitwickie dla ubogich. Vadik i ja byliś my na Plitwicach, wię c nie interesują nas lokalne jeziora. A ź ró dł a z tł umem - no có ż , pieprzyć go! A chodzenie tam na wł asną rę kę jest drogie. Mamy (a dokł adniej mam) nieco inne zainteresowania.


Przy wyjś ciu był a inna ś wią tynia, któ rą prawie przegapiliś my. Zamknij się , pię knoś ci! Chciał em zrobić zdję cie. Jeden z siedzą cych w rzę dzie mnichó w machał do mnie rę kami - wyjdź , jak mó wią , uspokó j się . Có ż , wysiedliś my. Wszyscy patrzyli i robili zdję cia.

Verka naiwnie myś lał a, ż e ​ ​ wró cimy tą samą drogą . Ale zawiodł em ją . Na mapie widział am, ż e niedaleko (kilka kilometró w) od jaskini tygrysa znajduje się hipermarket Big C. My tam skierowaliś my się . Pieszo. Co jest do zrobienia? A songteo nigdzie nie był o. Spotkaliś my się jednak po drodze. W rzeczywistoś ci poszł o w przeciwnym kierunku. Ale kobieta za kierownicą zwolnił a. Na wszelki wypadek zapytał em, czy zabierze nas do Big C? Wzruszył a ramionami i powiedział a tak. Tylko ona zł amał a cenę za 50 bahtó w z pyska! Oto kolejny! Prawie jesteś my na miejscu! (jesteś my już prawie na torze).

Po drodze znajdował y się lokalne punkty gastronomiczne. W jednym z nich nie mogł em się oprzeć i kupił em trochę naleś nikó w za 20 bahtó w. Moi towarzysze ich nie docenili. Jednym musiał em się udł awić . Potem zobaczył em na plakacie miskę zupy z kurzymi ł apkami. Mniam mniam mniam! Nie lubię kurczaka. Tylko niektó re jego czę ś ci. W szczegó lnoś ci ł apy. Ale Verka posuwał a się naprzó d jak buldoż er. Wyszliś my na tor. Nie, czas na ś niadanie! Wodę piliś my tylko rano. A był a już prawie 11. Widzą c kolejną knajpkę mocno owinę ł a wszystkich w ś rodku. Zamó wiony ryż z wieprzowiną .

Podano nam wię cej pokrojonych ogó rkó w oraz kilka strą kó w i szklanek z lodem, abyś my mogli wlać do nich naszą podgrzaną wodę . Verka jednak kupił a sobie jakieś trują ce czerwone ś mieci w butelce za 5 bahtó w. Kocha wszelkiego rodzaju ś mieci. Przyprawy był y podawane osobno, wię c Verka zjadł a je bez problemu, a my popijaliś my syta. Za wszystko zapł aciliś my 140 bahtó w.

W Big C jedną z ciekawszych rzeczy był litr rumu za 430 bahtó w, gotowe i surowe krewetki.

Ceny za nie był y ró ż ne i nie powiedział bym, ż e był y niskie. Ale stopniowo zdobywaliś my ró ż ne rodzaje surowych punktó w. W tym przecenione (któ re w rzeczywistoś ci okazał y się nie gorsze od przecenionych).


Podejrzewają c, ż e nie bę dziemy mogli wynają ć domu z kuchnią , na wszelki wypadek zabrał em ze sobą czajnik i aluminiową miskę . Myś lał em o ugotowaniu w nim krewetek. Nawiasem mó wią c, potrzebował em też aluminiowej umywalki na inną . Ponieważ trzeci segment, Bangkok-Krabi, nie był obsł ugiwany przez Katar, ale przez Thai Airways, nie wiedział em, czy bagaż poleci aż do Krabi, czy też bę dzie musiał zostać odebrany w Bangkoku. Aby nie ryzykować przy tak kró tkim poł ą czeniu, nie odprawiliś my bagaż u, tylko ograniczyliś my się do bagaż u podrę cznego (7 kg). Ale jeś li nadal mogę się obejś ć bez pilnikó w do paznokci, to nie mogę pozwolić , aby moje brwi wyrosł y tak, jak im się podoba. Dlatego zabrał em ze sobą pę sety, wkł adają c je do wspomnianej miski. Odeszł o! W urzę dzie celnym on (pę seta) nie został zauważ ony. Rentgen został poważ nie oszukany.

Wró ć my do Big C. Fruit to tam totalna katastrofa. Nie znaleź liś my nic ciekawego. Wyobraź sobie, ale tam też prawie wszystkie owoce i warzywa są importowane! Na przykł ad awokado to Nowa Zelandia! A ja gł upi, naiwnie wierzył em, ż e Tae to tylko owocowy raj! W SL, pamię tam, myś lał em, ż e wszystkie owoce został y wywiezione z Tai. Najwyraź niej w listopadzie nigdzie nie ma nic szczegó lnie egzotycznego! Có ż , tylko manga-ananas-banany. Wszystko jest takie banalne!

Có ż , nie szukaliś my ś mieci. Chciał em wró cić nad morze. Kró tko mó wią c, poza rumem i krewetkami nie kupiliś my prawie nic.

Wyszliś my na zewną trz. Aby wró cić , trzeba był o jakoś przejechać przez autostradę . Okazał o się to trudne. W pobliż u nie zaobserwowano ż adnego przejś cia. Musiał em zaryzykować ż ycie i rzucić się pod strumień ruchu.

Przeł ą czone. Stoimy, czekamy. Zatrzymuje songteo. Czerwony. Bez pytania przewoź nika jesteś my ł adowani. I przywió zł nas do miasta Krabi! Yoker Babay! Mó wię mu: „Ao-Nang! ”. I wzią ł od nas 50 bahtó w i wskazał na inny songteo - biał y. Có ż , przynajmniej trochę popatrzyliś my na miasto. Nie ma tam nic do roboty. Widzieliś my tylko z daleka ł adną ś wią tynię , ale rzekę . Myś lisz!

Zmiana na inny songteo, chodź my do domu. Przy wyjś ciu sprawdziliś my, ile trzeba zapł acić . Odebrał em Chiń czykom sto metró w kwadratowych. Có ż , dał em to samo. Okazał o się , ż e droga tam iz powrotem zabrał a nam 150 bahtó w.

Po zjedzeniu krewetek z piwem i mał ym odpoczynku, Vadik i ja poszliś my oglą dać zachó d sł oń ca. Verka pozostał a na spoczynku.

Morze - có ż , czysto nasz Azow! Ten sam matowy zielony i mał y. Ponieważ piasek jest prawie taki sam.

Zachó d sł oń ca był solidną czwó rką w dziesię ciostopniowej skali.

Przy okazji przepraszam za jakoś ć zdję ć . Sprzę t jest bezuż yteczny - telefony i stara cyfrowa mydelniczka. Nie mogę się poprawić i nie mam czasu.

Po zachodzie sł oń ca poszliś my do meczetu.


Tam, jak wiedział am, wieczorami jest targ z tanim (stosunkowo) jedzeniem. Tam kupiliś my szaszł yki woł owe za 20 bahtó w, tacki z kalmarami w cieś cie i trzy panierowane krewetki. A potem, a potem - za 30 bahtó w. I drż enie smoka. Za 50 bahtó w (lub 40 - nie pamię tam dokł adnie).

W przeciwień stwie do smoka, któ rego kupiliś my dzień wcześ niej na targu, ten był czerwony i prawdopodobnie sł odki. A ta z wczoraj jest biał a i niesł odzona. Nie podobał o nam się to! A takich czerwonych nie był o w sprzedaż y. Jak jednak zgadną ć , co jest w ś rodku?

W domu siedzieliś my na naszej werandzie. Verka musiał a cią gną ć krzesł o. Podobał o nam się jedzenie. Szaszł yki był y delikatne i soczyste. Tł uszcz jest pyszny. Dopiero teraz mię so zaskakują co przypominał o wieprzowinę ! Nie, w koń cu! Sprzedam wieprzowinę pod meczetem! Nosił a też hidż ab!

Co jednak z tego rozumiem? Kiedy przeczytał em sł owo „halal” na mapie, zastanawiał em się , co ono oznacza? Zał oż ył em, ż e sł owo to jest synonimem „koszernego”. Ale przekonał em się , ż e to nie takie proste! Koszerne moż e lub nie moż e być halal.

"Są sny bez snó w, ale nie ma snó w bez snu" (c)

Coś w tym stylu!

Cią g dalszy tutaj >>>

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Вон он, на горе виднеется
Podobne historie
Uwagi (30) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara