Rapsodia tajska. Piosenka siódma. Heroiczny

03 Grudzień 2019 Czas podróży: z 04 Listopad 2019 na 15 Listopad 2019
Reputacja: +15099.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Rozpocznij tutaj >>>

Wię c na dzisiaj planowaliś my odwiedzić pó ł wysep Railay i odwiedzić lokalne plaż e, z któ rych, jak wiecie, są cztery: w rzeczywistoś ci plaż e Railay (zachodnia i wschodnia), Pranang i Tonsai. Za ich poprawną pisownię nie mogę rę czyć , tutaj jeszcze nie doszli do konsensusu. Poł ą czenie!

W drodze na nasyp kupiliś my sobie przeką skę – ryż z warzywami i jajecznicą dla siebie oraz Verkę (po 50 bahtó w) i ryż z udkiem kurczaka dla Vadika (60 bahtó w). Był o za pię tnaś cie ó sma, a kasa nie był a jeszcze otwarta. Podszedł do nas starszy mę ż czyzna i zapytał , doką d idziemy. Firma zebrał a się szybko i jeszcze przed otwarciem kasy zał adowano nas do longtaila bez znakó w identyfikacyjnych. I nie wzię li pienię dzy.

Okoł o 10-15 minut pó ź niej rozł adowywaliś my kolejkę Western Railay.


Cap, stoją c w wodzie, jedną rę ką cią gną ł linę , pró bują c utrzymać ł ó dź , a drugą zbierał od nas pienią dze. Otrzymawszy swó j, natychmiast wypł yną ł . Denyuzhki przeszedł obok kasy.

Plecak był lekki, wię c pozwolił em Vadikowi go nieś ć . Miał am w rę ku torbę z przeką ską , a Verka swoją wł asną .

Vadik zabrał nas gdzieś w Khashi - podobno Maps Me pokazał o tam kró tką drogę do Pranang Beach. Ale ta „kró tka” droga okazał a się w rzeczywistoś ci prawie nieprzejezdna. Zjazdy, podjazdy, bł oto kuscheri. Gł upie miski z jedzeniem w moich rę kach, uniemoż liwiają ce mi wspinanie się . A jednak Verę trzeba był o cią gną ć . W koń cu wzią ł em jej torbę i prawie wrzasną ł em przekleń stwa na wychowankę Susanin, domagają c się powrotu i pó jś cia dł ugą drogą . Ś cież ka na mapie był a zupeł nie niewyraź na – jak „gdzieś w okolicy”.

Niestety osią gnę liś my punkt widokowy w poł owie.

A potem był a przepustka z wiszą cą liną . A Vadik naprawdę zamierzał to przezwycię ż yć ! Kapety! Có ż , powiedzmy, ż e prawdopodobnie tam wejdziemy, a Verka? Musieliś my wracać . Spotkaliś my jeszcze dwie nienormalne - kobiety nieokreś lonej narodowoś ci, przypuszczalnie matkę i có rkę . Nie rozumiał em z komunikacji z nimi, pochodzili z tamtej strony lub, jak my, z Zachodniego Railay.

Po dalszej wę dró wce wró ciliś my na plaż ę . Po prostu stracony czas! Pó ł torej godziny lub dwie. W tym czasie przypł ynę ł y ł odzie dofigischa z grupą ludzi.

Już cywilizowaną ś cież ką prowadzą cą przez hotel udaliś my się na Pranang Beach przez East Railay. Tak! Ciekawa okolica!

Raj dla wspinaczy!

A oto atrakcja - jaskinia z fallusami.

I ludzie! Był em zmę czony krę ceniem się z torbą i od razu zjedliś my wszystko. Verka jak zwykle został a ze swoimi rzeczami, a my poszliś my zobaczyć , co jest za rogiem. Był o tam dobrze. I był y ł odzie z jedzeniem. A po co wlokł em się z umywalkami? Myś lał em, ż e ceny tutaj są szalone, ale okazał o się , ż e wcale nie! Cał kiem poró wnywalne z Aonangiem.

A oto przeł ę cz, przez któ rą mieliś my się wspinać . Z tego miejsca wyglą dał na absolutnie nie do zdobycia. Czy ktoś naprawdę tam chodzi?

Siodł o mię dzy gó rami – ś cież ka hipotetyczna


Po ką pieli wró ciliś my. Zgodnie z planem miał am kolejny wyczyn – Princess Lagoon. Nie chciał em, ż eby Vadik się tam wspinał , ale odł oż ył ró g. Przeczytał am, ż e moż na się tam dostać po uszy, wię c ubraliś my się odpowiednio - w stare boloń skie szorty. Poszedł em boso – japonki tego nie wytrzymał y, a ż al był o zabijać jasnozielone sandał y. Vadik nie oszczę dził swoich czarnych i pozostał obuty.

Wycią g był wesoł y, ale cał kiem przejezdny.

Wiele osó b wspię ł o się na punkt widokowy. Stą d widać zaró wno Railay, wschó d, jak i zachó d.

I tylko kilka osó b przedostał o się do laguny, opró cz nas niemą drych. Chociaż zejś cie był o zabawne, nie był o trudniejsze niż wejś cie na punkt widokowy. Wydał o mi się to dziwne. Zagadka został a rozwią zana nieco dalej. Zobaczył em dziewczynę zaglą dają cą w otchł ań i krzyczą cą coś do swoich towarzyszy. Kuter wzbudzał strach. Ale poszliś my. Ale dziewczyna nie odważ ył a się .

Ś ciana był a cał kowicie czysta, ale zejś cie w dó ł był o stosunkowo wygodne. Był o wystarczają co duż o chwytó w, nazywanych przez wspinaczy, jak powiedział Vadik, „klamkami”. Dziury w skale, w któ re moż esz postawić stopę lub zł apać rę kę . Lina z wę zł ami też nie był a zbyteczna. I wszystko był oby dobrze, ale wszystko był o lepkie, jak klej, czerwona glina. W jednym miejscu musiał em też przecisną ć się przez wą ską dziurę prowadzą cą do kolejnego stromego klifu.

A laguna był a pł ytką , bł otnistą kał uż ą o ś rednicy pię tnastu metró w. Bł otniste dno ssał o moje stopy. Jaka tam był a woda, ś wież a czy morska, nawet nie powiem, nie są dził em, ż e spró buję ję zykiem. Ogó lnie rzecz biorą c, nie widzieliś my niczego szczegó lnie uroczego. Nie, oczywiś cie laguna nie jest pozbawiona tajemnic. Ale wcale nie wspinaliś my się dla pię kna. I jak mam to powiedzieć...Wspinaliś my się po sobie ("Udowodnię to! Pokaż ę ! " (C) Udał o się !

Tylko teraz musisz jeszcze wró cić ! Jeden facet z plecakiem utkną ł w dziurze i dł ugo sapał , wysiadają c. Wdrapaliś my się - plecak został z Verką , któ ra cierpliwie czekał a na nas pó ł torej godziny, siedzą c na ł awce.

Pewna para spojrzał a na nas z nieskrywanym podziwem i też chciał a iś ć . Ale czas uciekał - był a już trzecia. Nie radził em im.


Wcią ż mieliś my ten sam vidocq, ale był em z siebie tak dumny, ż e bez najmniejszego zakł opotania dla mojego wyglą du wró cił em na Railay Beach. Po drodze spotkaliś my mał py w okularach, któ re podobno są wielkim sukcesem.

East Railay nie wyglą dał zbyt reprezentacyjnie — przypł yw był szalony. Odchodzą cych ludzi zabierano do ł odzi na wó zku podczepionym do traktora.

Tak wyglą dał y moje nogi:

Wspię liś my się na pł ytkie morze na zachodnim Railay, pró bują c zmyć się przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Przy okazji, dzień wcześ niej widział em kolesia idą cego boso ulicą w Ao Nang. Był czystszy niż nasz, az jego plecaka wisiał y brudne tenisó wki. Domyś lał em się , ż e pochodzi prosto z Princess Lagoon. Nie wiem, dlaczego tak się nazywa. Z jakiegoś powodu nie wyglą dał am jak księ ż niczka. Raczej ropucha, któ rą trzeba pilnie pocał ować .

Powró t znowu pł ywaliś my z zają ce. Kapitan dł ugiego ogona, po przybyciu do Ao Nang, odpią ł czę ś ć czę ś ci starszemu. Mafio, do cholery!

W drodze do domu poszliś my na lunch do punktu gastronomicznego za rogiem od Mamy Maszy. Był to mał y skrawek ziemi z plastikowymi stoł ami i krzesł ami, otoczony przez kilkanaś cie straganó w-szmarkow, przygotowują cych ró ż ne potrawy po stosunkowo niskich cenach. Jednak ryba kosztował a wszę dzie 200 bahtó w. Wzią ł em dla siebie zupę z ł apami za 50 bahtó w, Vadik - tom yam za 150, Verka - pad thai z krewetkami. Piwo tutaj był o beczkowe, 100 bahtó w za każ de, wydawał o się , ż e nawet Heineken, ale nie był o komu nalewać , wię c pojechał em do Mamy Maszy, gdy przygotowywaliś my jedzenie.

Po obiedzie i mał ym odpoczynku wró ciliś my na nasyp. Jak zwykle oba. Dzisiaj był.11 listopada, peł nia księ ż yca. Przed wyjazdem dokł adnie sprawdził em, kiedy nadejdzie. Obiecany 13 listopada. Dobrze, ż e już tam jestem, ponownie zapytał em Google. I rozdał te 11! Dziwne! Czy to moż liwe, ż e pię ciogodzinna ró ż nica czasu rozcią ga się w jakiś sposó b na dwa dni? Jednak księ ż yc rzeczywiś cie był w peł ni. Nigdzie nie ma bardziej kompletnego.


Dlaczego tak bardzo interesował o mnie to zjawisko? Uwielbiam sam księ ż yc w peł ni. Okazuje się , ż e Tajowie też to uwielbiają . I nawet ś wię tują . Moż e nie wszystkie peł nie z rzę du, ale 11 listopada tego roku mają ś wię to - Loy Krathong. Ciekawie był o to zobaczyć . A Verka nie jest zainteresowana.

„Restauracje rozś wietlił y wybrzeż e ś wiatł ami. . . ” (c)

To był o naprawdę ś wią teczne. Z restauracji nadmorskich hoteli dochodził a muzyka na ż ywo. Zaprosili wszystkich za pewną kwotę (chyba 650 na osobę ) na obiad z nimi. Na zewną trz hotelu Ao Nang Villa pię kne dziewczyny wabił y przechodnió w, chę tnie pozują c do takich fotografó w jak ja.

Restauracje mnie nie skusił y, był em peł ny. Chciał em zobaczyć rytuał wodowania krathong. Na stopniach nasypu siedział tł um ciekawskich ludzi. I nie był o tak wielu wyrzutni krathong. Krathong to rodzaj koszy utkanych z liś ci, palm lub czegoś innego, ozdobionych kwiatami i ś wiecą . Ś wieca miał a być zapalona przed wypł ynię ciem w morze.

Pierwsza partia wyrzutni kratonó w opuś cił a swoje ł odzie do wody, któ ra przy brzegu jest doś ć spokojna. Pł ywaliś my. Udał o im się pokonać pó ł tora metra. Mał a fala - i tynty! Wszystkie krathong unoszą się do gó ry nogami. Po pewnym czasie druga strona pró bował a wykonać tę samą sztuczkę . Ale z takim samym sukcesem. Podczas gdy obserwowaliś my, nikomu nie udał o się prześ lizgną ć , choć był a to niewielka, ale nieodparta fala. Wakacje się nie udał y!

Wtedy para podję ł a pró bę uruchomienia latarki. Ale nawet tutaj wszystko poszł o nie tak - uparcie nie chciał wystartować . Po zawieszeniu przez jakiś czas pó ł metra nad ziemią , latarka powoli odczoł gał a się od morza, a na koń cu ró wnież zapalił a. Gliniarz zaczą ł histerycznie gwizdać na parę w gwizdek, a dziewczyna nie miał a innego wyjś cia, jak tylko utopić latarkę w morzu. Nie wszystkie marzenia się speł niają !

W tym ponurym tonie wakacje się skoń czył y. Przynajmniej dla nas. Poszliś my do ł ó ż ka. Koh Hong czekał na nas jutro.

Cią g dalszy tutaj >>>

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
нереализованные кратонги
Седловинка между горами - предположительная тропинка
Podobne historie
Uwagi (22) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara