Czym jest „pech” i jak sobie z nim radzić

16 Luty 2018 Czas podróży: z 02 Luty 2018 na 10 Luty 2018
Reputacja: +15099.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Nie planowaliś my w tym roku jeź dzić na nartach. Nie był o na to pienię dzy ani wakacji. A potem, z dnia na dzień , jakoś wszystko się uformował o - zaró wno wakacje, jak i fundusze. Mą ż Verki musiał tylko zasugerować , ż e jest gotó w, bez wzglę du na wszystko, iś ć tak jak w zeszł ym roku.

https://www.turpravda.ua/ru/dombay/blog-205212.html

Mishan też był za tym! Nie zabijaj jego samochodu! Wł aś ciciel mieszkania Dombay jednak w ramach zapł aty poprosił o naprawę kuchenki elektrycznej. Có ż , gdzie iś ć ? Gotuj na nim sam.

I tak, na tydzień przed proponowaną podró ż ą , Vadik i ja siedzimy na daczy i czekamy na przyszł e wakacje, popijają c z rozmarzeniem piwo przy kominku. A potem Oleg dzwoni i po prostu oszał amia nas wiadomoś ciami - wcią ż są kandydaci na mieszkanie! Jak? Kto? Gdzie? Nie zgodziliś my się !


Nie miał em szansy na bliski kontakt z jego ż oną . Kiedyś poprosił a, ż eby pojechać z nami do Nowego Ś wiata, ale gdy tylko zobaczył a nagich ludzi na naszej plaż y, Vika zł apał a jej dwó jkę nastoletnich dzieci i uciekł a do Sudaka. Dlatego odniosł em wraż enie, ż e jest swego rodzaju purytanką .

Có ż , z trzecim czł onkiem grupy, Wasią , prawie się nie znał em - spotkaliś my się kilka razy na wspó lnym pijań stwie pod wiarygodnym pretekstem ś wię towania samozwań czego Dnia Narciarza.

Po oburzeniu ze wzglę du na porzą dek uspokoił em się i pogodził em się z nieuchronnoś cią . Mieszkanie jest duż e, a jednocześ nie chodził o do niego 20 osó b. Pytanie jest inne - jak nakarmić taki gang? Jeś li podzielisz się na 2 plemiona, konflikty dotyczą ce kolejnoś ci korzystania z pieca są nieuniknione. Musimy się zjednoczyć . Aby to zrobić , musisz zawrzeć pakt o nieagresji z Viką , ponieważ mę ż czyź ni nadal o niczym nie decydują .

Sama do mnie zadzwonił a i ustaliliś my, ż e nasza grupa po prostu kupi jedzenie dwa razy wię cej niż planowaliś my i bę dziemy jeś ć razem. Zaproponował a, ż e ​ ​ weź mie z domu preparaty do barszczu, ale powiedział em, ż e to zbyteczne, wszystko ugotujemy na miejscu. Osobiś cie nie mam na to czasu przed wyjazdem.

Ostatnim razem wyjechaliś my wcześ nie rano w sobotę . Ale tym razem Vasya dokonał wł asnych korekt i postanowił odejś ć natychmiast po pracy w pią tek. Godzina o 5. Potem kazano się zebrać o 4. My, jak gł upcy, poprosiliś my w poś piechu o urlop z pracy...I co z tego? W efekcie na drugi samochó d Wasyi musieliś my czekać okoł o godziny. Ale zał oż ono, ż e Wasia, jako wieś niak, zna wszystkie wyjś cia, drogi i wiejskie drogi. Poprowadzi nas do granicy najkró tszymi ś cież kami. Na tym uspokoił em się i nie zaczą ł em zajmować się mapami nawigacyjnymi. Tak i nie miał em czasu. Ledwo znalazł em czas na podkrę cenie muzyki. Ale jeś li wcześ niej robił em to bez problemó w, teraz musiał em się mocno pocić . Z ż alem na pó ł znalazł em stronę , na któ rej moż na był o wybierać z tego, co był o dostę pne.


Nasza zaprzyjaź niona zał oga wskoczył a do samochodu Olega i przy akompaniamencie rozpoczynają cego się deszczu wyruszyliś my. Deszcz na drodze jest dobry! Mó wią , ż e to dobry znak. Kiepska jest tylko widocznoś ć . Tak, jest już ciemno. Pojechaliś my na autostradę Donieck. Czekaliś my na drugi samochó d pod mostem, przerzucaliś my im trochę piwa - a co jeś li straż nicy zejdą na dno?

Odwracają c się ś miał o, Wasia rzucił a się gdzieś w ciemnoś ć . Nie mieliś my czasu na szczekanie, zanim jego samochó d znikną ł z pola widzenia. Deszcz przestał padać , ale opadł a tak gę sta mgł a, ż e ​ ​ nie był o go już widać dwa metry dalej. Wasia czekał a na nas na rozdroż u. Dzię ki Bogu, ż e to rozgryzł em! Wię c przez jakiś czas graliś my w nadrabianie zaległ oś ci. No wię c, po ponownym oczekiwaniu na nas, Wasia wysiadł a z samochodu i podeszł a do naszego. "Gdzie jesteś my? - pyta. Na począ tku po prostu zwariował em, a potem zaczą ł em się ś miać ! „Gdzie nas zabrał eś , bohaterka Susanin? Kto wie, jestem tu pierwszy raz! „Jakoś to się udał o. Chł opcy wpatrywali się w niego tę po, a Wasia kontynuował a, jakby nic się nie stał o: „Czy masz karty? » No tak, karty. . .


I wspinaliś my się po nasze gadż ety. Mapy mi w moim telefonie pokazywał y tylko mapę . Pró bują c powię kszyć , zaczą ł coś ś cią gać , ale bardzo brakował o mu pamię ci. Zeszł oroczny gadż et Olega z pę knię tym szkł em w ogó le nie dział ał . I dopiero z telefonu Miszki udał o nam się coś osią gną ć . Ponadto Oleg miał listę osiedli, przez któ re musimy przejś ć . Ktoś naszkicował mu tę trasę , któ ra w poró wnaniu z ubiegł ym rokiem był a dł uż sza o 30 km, jednak tutejsze drogi był y trochę mniej zabite. Odką d staliś my się waż niejsi, naszą mał ą karawaną kierował samochó d Olega, a Wasia musiał a cią gną ć się za ogonem. Patrzą c wstecz pewnego dnia stwierdził em, ż e otaczał a nas absolutna ciemnoś ć – ż adnych ś ladó w reflektoró w! Gdzie się podział ten Vasya? Zaczę li dzwonić - gł upi Kyivstar nie ł apie! Dobrze, ż e mó j MTS okazał się na topie. Dzwonią c do Viki, któ ra ró wnież wolał a tego operatora, poprosił em o przekazanie telefonu Wasyi. Po wysł uchaniu mał ych mat dał em Olegowi do koń ca posł uchać . Tracimy czas. Jestem zł y. Okazał o się , ż e Wasia wyznaje (moim zdaniem bardzo kontrowersyjną ) teorię , ż e trzeba codziennie wypijać zbiornik wody. W zwią zku z tym liczbę postojó w technicznych druga zał oga musiał a zrobić wielokrotnie wię cej niż nasza, któ ra nie cierpiał a z powodu suchego lą du.

Powoli, ale pewnie ruszyliś my w kierunku granicy pań stwowej. Mimo dł uż szej trasy, czę stych postojó w na siusiu, najbardziej obrzydliwej widocznoś ci, a potem absolutnego lodowiska pod koł ami, do granicy dotarliś my w 13 godzin (wobec 12 w zeszł ym roku). Był a 6 rano. Na granicy, podobnie jak w ubiegł ym roku, prawie nikogo nie był o. Znudzeni straż nicy graniczni powoli wę drowali od budki do budki. Gdyby tylko droga był a czymś posypana, czy czym? Wejś cie znajdował o się na znacznym zboczu i pokryte był o grubą warstwą lodu, o któ rą nikt się nie troszczył . Jednak tak jak przed nami z naszym bagaż em. Bez najmniejszego opó ź nienia udaliś my się na terytorium są siedniego pań stwa. Miejscowy celnik dokł adnie obejrzał bagaż nik i wnę trze. Zajrzał em nawet do mojego plecaka. Nic jednak nie znalazł . Najwyraź niej chciał . Celowo niczego nie ukrywaliś my - po prostu losowo rozrzuciliś my wszystkie paczki z zakupami po bagaż niku. A w moim plecaku był a trzylitrowa poduszka z winem Artemowsk. Ale jej też nie znalazł . Tak wię c nasz przemycony smalec-mię so-kieł basa-ziemniaki-piwo-itp prześ lizgną ł się po cichu. Ale przy imporcie pojazdó w wszystko okazał o się duż o smutniejsze. Wasia, któ ry ponownie znalazł się przed ojcem, po raz drugi zdoł ał poprawnie wypeł nić deklarację . A dla Olega był o jeszcze gorzej. Kilka razy był zawinię ty, a kiedy nió sł deklarację po raz trzeci, zaczę ł a się zmiana zmiany. W efekcie spę dziliś my na granicy nieco ponad 2 godziny.


Na począ tku dziewią tego ranka w koń cu ruszyliś my w dalszą drogę . Có ż , myś limy, ż e teraz pognamy wzdł uż M-4 i nadrobimy stracony czas! Marzy! W zeszł ym roku przejeż dż aliś my przez ten odcinek drogi w nocy, a samochodó w był o nie tylko mał o, ale jakoś nie tak duż o. A teraz był biał y dzień , a tor był dosł ownie zapchany cię ż aró wkami i wszelkiego rodzaju innymi cię ż aró wkami. I wszystko był oby niczym – trzy pasy w jedną stronę . Idź i raduj się ! To tylko tor za rok zabity w absolutnych ś mieciach! Przygotuj sobie 110, nie spodziewają c się brudnej sztuczki, a potem - bam! Taka dziura, co tam zostawić koł o - jak dwa palce na asfalcie! Dobrze, ż e był o lekko i jakoś udał o nam się manewrować . A niektó rzy ludzie nie mają tyle szczę ś cia. Po drodze byliś my ś wiadkami strasznych wypadkó w, a wszystkie z udział em cię ż aró wek - mię kko gotowanych kabin! Z jednego samochodu, któ ry leż ał kilkaset metró w od niego, został zerwany most. Wypadkom towarzyszył y straszne korki, w któ rych straciliś my kilka godzin.

Jakoś dotarliś my do Rostowa. Niecierpliwy Wasia, któ ry szedł za nami przez cał y czas, nie mó gł tego znieś ć i ruszył przed siebie, natychmiast tracą c nas z oczu. Jak tu nie przeklinać ? Czekał jednak na nas na skrzyż owaniu, na któ rym jadą cy w tym czasie Mishan nie mó gł skrę cić we wł aś ciwym kierunku – jego cię ż aró wki był y zakorkowane i wciś nię te w kolejny zakrę t (tak się usprawiedliwiał ). Musieliś my wjechać na parking hipermarketu, aby spró bować skontaktować się z Vasyą . Mieliś my 2 rosyjskie simy, ale mieliś my ich obu. Nikt nie zadał sobie trudu, aby jeden z nich przekazać drugiej zał odze z gó ry. Musiał em zadzwonić przez roaming. Ż ona Wasyi, któ ra został a w domu, odebrał a telefon, ponieważ Wasia nie odebrał a tego telefonu. Potem zadzwonili pod numer Vikina. Sł uchaliś my mat Wasyi. Umó wiliś my się na spotkanie na jakiejś stacji benzynowej w pobliż u jakiejś Samary. Potem, z trudem odnalezienia wł aś ciwego zakrę tu, zatrzymaliś my się przy moś cie. Iiiiiii… znowu utknę liś my w korku!

Stajemy za linią cię ż aró wek. Czasami czoł gamy się . Po prawej wyprzedzają nas samochody, jeden lub dwa, a nawet cał e grupy. Siedzą cy za kierownicą Mishan mó wi nam: „Wyobraź sobie, co myś lą o nich inni? ”. Co, proszę ! Osobiś cie myś lę , co za dobrzy ludzie! Nie tak jak my, frajerzy! Porzą dny Mishan brną ł przez jakiś czas lewym pasem, ale nawet niezdecydowany Oleg kazał mu wyjechać z kolejki i podą ż ać za samochodami. Moż e lewy pas jest przeznaczony wył ą cznie dla cię ż aró wek?


Ten wiersz poruszał się szybciej. Ale nie za duż o. Szczegó lnie sprytny zaczą ł wyprzedzać jeszcze bardziej w prawo, tworzą c trzecią linię . Ale praw natury nie da się oszukać ! A są siednia kolejka nadal bę dzie się poruszać szybciej! Dlatego też od czasu do czasu budowano zamki z jednego zespoł u na drugi iz powrotem. Już nie drgaliś my i nie jechaliś my ś rodkowym pasem. A przyczyną korka tym razem wcale nie był wypadek (dzię ki Bogu! ), ale naprawa drogi. Ale szczerze mó wią c byliś my tak zmę czeni, ż e nie był o to zbytnie pocieszenie.

Nareszcie wydostaliś my się z korka. Im dalej od Rostowa, tym mniej samochodó w. Ale gdzie jest Wasia? Przejechaliś my już Samarę , ale ich nie spotkaliś my. A potem przychodzi sms: „Jedziemy pł atną drogą . Spotykamy się w Dombai. Dusza poety nie mogł a tego znieś ć ! Droga pł atna jest już bardzo blisko. Z ich liczbą przystankó w dogonimy ich!

Na tym odcinku droga był a wszę dzie i gruntownie naprawiana. Był y specjalne sygnalizacje ś wietlne regulują ce przepł yw nadjeż dż ają cych pojazdó w. Nie był o już korkó w ani wypadkó w. Pł atna strona kosztował a aż.50 rubli za samochó d! Zapł acił bym nawet wię cej. Szkoda, ż e ​ ​ jest doś ć kró tki.

Jestem niewyobraż alnie zmę czony. Co wię cej, cią gle brakował o mi tlenu. W kabinie unosił się smró d spalin - albo z wł asnego silnika, albo z innych samochodó w. Od czasu do czasu otwieram okno, ż eby wpuś cić trochę ś wież ego powietrza. Potem udał o mi się trochę zdrzemną ć . A kiedy obudził em się już w Czerkiesku, zobaczył em wyprzedzają cy nas samochó d i rozpoznał em w nim nasz. Wasia zatrzymał a się i wysiadł a z samochodu, skierował a się w naszym kierunku. Znowu się zdenerwował em. Dlaczego znowu się zatrzymać ? Cieszymy się , ż e Ciebie też widzimy! Wię c nigdy tam nie dotrzemy!


Misha ró wnież wysiadł a z samochodu, ż eby porozmawiać z Wasią . A potem gdzieś z tył u pojawił się policjant drogowy. A ską d się wzię ł a ta? Wasia wlokł a się za ogon? Był em po prostu wś ciekł y, nie rozumieją c sytuacji na jawie, i za wszystko obwiniał em nieszczę snego Wasię . I tak się okazał o. Misha nie zauważ ył dodatkowego odcinka sygnalizacji ś wietlnej ze strzał ką i pojechał w lewo, gdy zapalił o się wł aś nie zielone ś wiatł o, pozwalają ce mu jechać prosto. I nic dziwnego! Jak moż esz to zobaczyć w nocy? To po prostu musi być ZNANE. Misha nie wiedział a. A chciwi czerkiescy geje uż ywają tego bezczelnie. Siedzą i czekają na swojego frajera. Czekaliś my! Gonił za nami cicho, bez migają cych ś wiateł . A potem zatrzymaliś my się ! Misha musiał a rozstać się z pię cioma kapeluszami. Począ tkowo zaż ą dali kawał ka, ale nawet tutaj Misha udał o się znaleź ć jakiegoś wspó lnego przyjaciela, o któ rym wspomnienie pozwolił o mu obniż yć cenę .

Pojechaliś my dalej bez incydentó w. Droga był a doskonale oś wietlona i cał kowicie sucha. Tylko Wasia znowu gdzieś zniknę ł a.

Kiedy w koń cu wjechaliś my do Dombay, był o dziesię ć minut do pó ł nocy. Jechaliś my 31 godzin! Pamię taj, ż e moż esz iś ć ! Ale jak się dostał eś ! Spoś ró d prawie 200 napompowanych przeze mnie utworó w, w tym samym momencie zaczą ł grać utwó r „Black Eyes”. Po raz pierwszy usł yszał em ją tutaj, w Dombay, w 2005 roku. Rok pó ź niej ze zdziwieniem dowiedział em się , ż e ta piosenka zdobył a pierwsze miejsce w Zł otym Gramofonie! Myś lał em, ż e to czysto lokalna piosenka.

Pasaż erowie samochodu Wasyi, prowadzeni przez kierowcę , deptali już pod wejś ciem do mieszkania (mamy klucze). A gdzie oni poszli?

Rozł adowanie moich rzeczy zabrał o mi resztki sił . Wzią ł em naszą torbę i udał em się do sypialni, któ rą zwykle zajmowaliś my, i szybko poś cielił em ł ó ż ko. A potem wchodzi Wasia i oś wiadcza, ż e ​ ​ drugie mał ż eń stwo ró wnież powinno zamieszkać w tym samym pokoju! Nie mogł em się powstrzymać przed wysł aniem go. Ale wydaje się , ż e ludzie są inteligentni (w niektó rych miejscach)! Poł oż ył em wię c rę ce na biodrach i gł oś no powiedział em: „Ś wietny pomysł , któ ry wpadł eś ! A w moim gł osie narosł o się tak wiele zł oś ci na Wasię , ż e od razu zdał sobie sprawę , ż e się mylił . Mieszkanie miał o jeszcze jedną sypialnię , w któ rej, jak zakł adał am, zamieszkają Gosha i Vika. A tró jka samotnych mę ż czyzn mogł aby idealnie siedzieć w ogromnej sali na dwó ch duż ych sofach. Jednak Mishan miał w tej sprawie inne zdanie. Mieszkał w tej sypialni. Dlatego tak jak ja po cichu wniosł em swoje rzeczy do drugiej sypialni.

Nie obchodził o mnie, jak rozwią ż ą ten problem. Po prostu spadł em z nó g i nawet moje gardł o zaczę ł o ł askotać , jak myś lał em, od spalin.


A umieszczenie odbył o się w nastę pują cy sposó b: Mishan wpuś cił Wasię do swojej sypialni, Vika i Gosha usiedli na jednej sofie w korytarzu, a Oleg na drugiej. Potem chichotaliś my, ż e zaaranż owano ż ycie osobiste wszystkich, z wyją tkiem Olega.

Po ostatecznym rozwią zaniu kwestii terytorialnych usiedliś my, by zł agodzić stres. Ale nikomu nie został o już sił y, wię c nie zostali dł ugo io wpó ł do drugiej rozeszli się do ż ó ł todziobó w.

Nastę pnego ranka obudził em się cał kowicie zał amany. Bó l gardł a zamienił się w bó l oskrzeli. Witam - przyjechaliś my!

Vika i Gosha gotował y barszcz. Nie posł uchali mnie i wzię li ten sam domowy preparat. Oto dobrzy ludzie!

Nie musieliś my dzisiaj gotować ś niadania – zabraliś my z domu tyle przeką sek na drogę , ż e skoń czyliś my jeś ć na kilka dni. A to grzech, opró cz wó dki! Z jakiegoś powodu w ogó le nie miał em ochoty na picie. A Vika, jak się okazał o, w ogó le nie pije. Dokł adnie, purytanie! Vasya odmó wił picia naszego bimbru, mó wią c, ż e pije tylko wł asne przygotowanie. Wszyscy inni gotują to ź le! Ale z jakiegoś powodu nie wzią ł swojego naturalnego produktu, ale przynió sł trzy butelki drogiej wó dki morelowej, któ rej uż ył .

Nie zamierzał em dzisiaj jeź dzić . Vadik też . Pogoda nie był a taka upalna - zachmurzenie. Chciał em iś ć na rosyjską polanę , na któ rej nigdy nie był em. Był em nawet gotó w zapł acić po sto rubli, któ rych zaż ą dali od nas w zeszł ym roku. Mishan zdecydował się jechać z nami - na ś niadanie wypił dobrego drinka, a już został zł omowany, aby zał oż yć narty.

A reszta szalonych narciarzy zebrał a się po poł udniu na nartach. No có ż !

Zabierają c bakł aż ana z alkoholem nasyconym skó rką cytryny i do butikó w poszliś my na spacer.

Nie czuł em się zbyt dobrze i ledwo mogł em cią gną ć nogi, ale jakie jest dla mnie najlepsze lekarstwo? Oczywiś cie ś wież e powietrze!

Nikt nie wzią ł od nas pienię dzy za przejazd na Ruską , ale uroczyś cie obiecaliś my leś nikowi, ż e daleko nie pó jdziemy. Myś lał em, ż e nie dam rady, był em taki sł aby. Ale jakoś się tam dostał o. Polana nazywana jest rosyjską , ponieważ roś nie na niej wiele brzó z. A wię c polana, jak polana. Nic niezwykł ego.

Na rosyjskiej ł ą ce


To, za co biorą.100 rubli, jest cał kowicie niezrozumiał e. Gdzieś dalej był wodospad i moż e nawet do niego dotarł em, ale był a budka straż y granicznej i znak, ż e moż na przejś ć tylko z przepustką . Nie jestem pewien, czy ktoś był w budce, ale nie kusili losu. Wró ciliś my, okresowo aplikują c do bakł aż ana. Myś lał em, ż e alkohol wyleczy mnie z bó lu gardł a. Figa! W domu bardzo się rozchorował em. Koś ci pę kł y. Przeszukał em szafki nocne i znalazł em termometr. 38! Obie wł ą czone! Był em kompletnie nieprzygotowany na tę turę ! Nawet nie pamię tam, kiedy miał am taką temperaturę !

Wyją ł em starą kosmetyczkę , któ ra sł uż ył a mi jako zestaw pierwszej pomocy. Stara, stara torebka Theraflu, kilka niebieskich kapsuł ek, podobno paracetamol. Folia na opakowaniu pę kł a, kapsuł ki wypadł y, a ja kilka lat temu wyrzucił em opakowanie. Ale jakby to był on. Kawał ek bandaż a i wacik. Niewiele ! Dobra! To po prostu minie. Popijają c barszcz bez apetytu, wczoł gał a się pod koł drę . Vadik kazał mi ugotować grzane wino.

Narciarze wró cili. Mroż ona jak cukinia. Na szczycie szalał wiatr. Ale nadal wyglą dali na szczę ś liwych. Zwariowany!

Oni cieszyli się ciepł em, gorą cym barszczem z bekonem i bimberem, a ja pił em grzane wino pod koł drą . Nie pomogł o. Nie pocił em się , a temperatura nie spadł a. Rano do oskrzeli dodano migdał ki. Wcześ niej, kiedy jeszcze był em chory na każ dą moż liwą ranę , wszystko dział o się na odwró t. Począ tkowo bó l gardł a, a dopiero potem stopniowo przerodził się w zapalenie oskrzeli. A teraz wszystko jest jakoś dziwne. Ale miał em lekarstwo na migdał ki! Kiedy wybrał em się na trasę informacyjną , ró wnież pró bował em dostać bó lu gardł a. Ale na czas kupił em pro-ambasadora w Uż gorodzie, co mnie wtedy uratował o. A teraz był ze mną ! Rozprysną ł jej gardł o. Zadrż ał a. Muszę coś przegryź ć ! Zmierzył em temperaturę - 38.5.

Vasya był a rano trochę zasmarkana. Poczuł dla mnie taką sympatię , ż e dał mi swó j mukaltin, krople homeopatyczne i pł ukanie gardł a, a takż e wyją ł jakieś podchwytliwe urzą dzenie i zaczą ł mnie nim leczyć . Jaki to mił y czł owiek! A ja, ś winia, był am na niego taka zł a. Bardzo się wstydził am!


Vasya ró wnież pobiegł do wycią gu narciarskiego i zgodził się z jakimś handlarzem na tanie karnety narciarskie. W zeszł ym roku kupiliś my jednodniowe przepustki za 1300. A ten podejrzany biznesmen nie miał jednodniowych przepustek. Był y tylko na 3 dni, ale na 1200. Jak rozumiesz, leciał em dzisiaj. A Vadika nigdzie jej nie puś cił - pogoda był a jeszcze gorsza niż wczoraj. We wsi padał o. A reszta gł upcó w kupił a. I odeszli. I zostaliś my. Nie mają c nic do roboty, przygotowali winegret.

Zwariowani narciarze wró cili wieczorem. Mokry, schł odzony, ale szczę ś liwy. Oczywiś cie na zboczu nie był o deszczu. Ale był ś nieg. I wiatr. I zerowa widocznoś ć . Oto szczę ś cie!

Mam już.39 lat. A jutro obiecują sł oń ce. Czy jestem tu, ż eby zachorować ? Wypił em rzekomy paracetamol, dwie kapsuł ki na raz. Rano nie był o gorą czki. Prawie. 37 ł ą cznie. Ale moje gardł o bolał o jak diabli. Ambasador nie pomó gł . A gdzie udał o mi się zł apać takiego wirusa termoją drowego? Obiecane sł oń ce jest na zewną trz. Dla pewnoś ci wypił em jeszcze dwie paracetamoliny. Znalazł em w torbie kartkę z telefonem zeszł orocznego handlarza. Dzwonię z telefonu Wasyi. I co myś lisz? Wyś wietlane jest nazwisko wczorajszego dealera, od któ rego Wasia kupił a subskrypcje. Dopiero w tym roku z jakiegoś powodu nazwał się inaczej niż rok temu. Zaszyfrowane!

Wyczoł gał em się z domu. Jeź dzić na nartach na ramieniu. Jak cię ż kie są ! W tym roku narty wypoż yczył em w domu szybciej niż moi krewni. Wyrosł em z mojego dawno temu. Mó j poziom jazdy nie doró wnywał im w ż aden sposó b. Ale jak cię ż kie są ? I zaczę ł a się atrakcja „pozostać przy ż yciu”. Aby dostać się do wycią gu, trzeba pokonać kilometr oblodzonej drogi schodzą cej w dó ł . Uwierz mi, w butach narciarskich jest to bardzo trudne. Kiedy dotarł em do kolejki linowej, był em tak zmę czony, ż e nadszedł czas na powró t. Vika i Oleg zachowywali się przebiegle - chodzili w trampkach, noszą c buty opró cz nart, a potem zmieniali buty. Z drugiej strony trampki został y wł oż one do plecaka i tak jeź dził y cał y dzień . Nie, lepiej wytrzymać tam kilometr, kilometr do tył u, niż nosić spadochron za plecami przez kilka godzin.

Pomimo tego, ż e był o sł onecznie, musiał em zał oż yć nienawistny kapelusz – jestem jak, bin chory! A kiedy wspię liś my się na sześ cioosobowy fotel, ja też zał oż ył em kaptur – był o mi tak nieswojo. Ale nadal fajnie był o jeź dzić !

Najbardziej chora osoba na ś wiecie


Kiedy zeszliś my 6 razy, Vadik zmę czył się i powiedział , ż e usią dzie i odpocznie, a potem zdecyduje, czy znowu jeź dzić , czy wracać do domu. Poszedł em na gó rę , zszedł em na dó ł - Vadik znikną ł ! Czekam. Nie ma Vadika! Już zaczą ł em się martwić . I wtedy widzę zbliż ają cego się Olega, trzymają cego w rę ku nasz plecak! Moje serce podskoczył o! Boż e, co się stał o? Ale dzię ki Bogu wszystko był o w porzą dku, tylko Vadik i Mishan postanowili wró cić do domu i skrę cić w leś ną drogę , dają c plecak z grzanym winem Olegowi, któ ry przy okazji zjawił się .

Skoń czył em grzane wino. Pogoda zaczę ł a się pogarszać .

Po raz kolejny zszedł em na dó ł i poczuł em, ż e mam już doś ć . Skrę cił a w las.

Vasya dogonił mnie i razem kontynuowaliś my drogę do domu.

Cią g dalszy nastą pi.

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
На Русской поляне
На Русской поляне
На Русской поляне
На Русской поляне
Самый больной в мире человек
Podobne historie
Uwagi (30) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara