Wycieczka do Dombay.
Kilka lat temu, wieczorem 24 lutego, siedzieliś my z przyjacielem w kawiarni, popijają c jedną filiż ankę gorą cej kawy po drugiej. Wtedy zadzwonił mó j telefon komó rkowy.
- „Co? Dlaczego nie pó jdziesz? I… lawiny spadł y? Có ż , szkoda… – powiedział em i nacisną ł em przycisk, aby zresetować rozmowę .
Dzwonili moi przyjaciele. Faktem jest, ż e nasza czwó rka miał a wyjechać do Dombay tej nocy z okazji ś wię ta 23 lutego! Mó j przyjaciel i ja byliś my już gotowi - torby był y w samochodzie i nie mogliś my się doczekać wyjazdu! Reszta miał a podjechać do nas taksó wką , bo już trzeba był o wyjechać z miasta. Ale znajomi, jak się okazał o, postanowili nie jechać i poinformowali o tym dosł ownie 15-20 minut przed odlotem.
Ś wietnie! Nie mogę tego znieś ć ! Uzgodnione ś rodki uzgodnione! I spadł o co najmniej pię ć dziesią t lawin! Mieliś my iś ć - wię c musimy iś ć !
Oczywiś cie w Dombai nie był o lawin. W oś rodkach narciarskich wszystkie skał y podatne na lawiny są wystrzeliwane przed rozpoczę ciem sezonu, a nadmiar ś niegu topnieje wcześ niej. To był a pospiesznie wymyś lona wymó wka. Có ż , co dalej? Zostaliś my sami. . . Wymieniają c spojrzenia z moim towarzyszem powiedział em - "I tak jedziemy, skoro jesteś my razem! ".
Był a okoł o jedenastej wieczorem. Wyszliś my z kawiarni i wsiedliś my do samochodu. Wyją ł em mapę i zaczą ł em rozważ ać moż liwe drogi do Dombay. Najkró tsza trasa prowadził a przez Majkop (Adygea), a nastę pnie przez dzielnicę Mostovsky, Psebay itp. Powiem, ż e jeź dził em tam kilka razy i chciał em zobaczyć jaką ś nową drogę . Druga trasa był a o pię ć dziesią t kilometró w dł uż sza i przebiegał a przez Armavir. Zdecydowaliś my się na tę trasę !
Opuszczają c Krasnodar, jechaliś my w kierunku Ust-Labinsk, potem Kurganinsk, Armavir. . . Był a gł ę boka noc. „Lecialiś my” pustym torem, kierują c się jedynie znakami. Nie miał em wtedy nawigatora, a nawet mi się to podobał o – sam lubił em szukać wł aś ciwego kierunku! Miną wszy Armavir zatrzymaliś my się i sprawdziliś my mapę . Droga prowadził a bezpoś rednio do Niewinnomysska. Nie chcieliś my przechodzić przez terytorium Stawropola, bo postanowiliś my je odcią ć i skrę cić w stronę wsi Otradnaya. Są dzą c po mapie, stamtą d był a też droga do Karaczajo-Czerkiesji.
Ponownie jechaliś my prostą , opuszczoną drogą , aż wjechaliś my do wioski. Tutaj trochę się pogubiliś my. O ile zrozumiał em, z wioski był y trzy wyjś cia. Pierwszy - przez któ ry przejechaliś my, drugi - gdzie przejechaliś my przez pomył kę (niepoprawnie, zrozumiał em to intuicyjnie), a trzeciego potrzebnego nam wyjś cia nie znaleź liś my.
Po powrocie do centrum udał o nam się „zł apać ” jednego z lokalnych taksó wkarzy, któ ry uprzejmie wskazał nam drogę . Nagrodziwszy go butelką szampana na cześ ć ś wię ta, przejechaliś my przez cał ą wioskę i wkró tce znó w ruszyliś my na tor.
Pę dziliś my w kierunku wsi „Udobnaja”, w któ rej też trochę się zgubiliś my, jadą c do wsi Iljicz, zamiast do granicy regionu. Dziesię ć minut pó ź niej, kiedy wpadliś my w ś lepy zauł ek – pole, zdał em sobie sprawę ze swojego bł ę du, wró ciliś my i wybraliś my drugi zakrę t na rozwidleniu – w prawo. Po pewnym czasie na poboczach zaczą ł pojawiać się ś nieg, a teren stał się lekko gó rzysty. A dziesię ć minut pó ź niej zobaczył em przed sobą barierę - był a to granica Terytorium Krasnodarskiego i Karaczajo-Czerkiesji.
Pogranicznik spojrzał na nas, otworzył szlaban i zapytał ską d jesteś my i dlaczego jedziemy w tę stronę . Odpowiedział em, ż e oglą damy Armavir i specjalnie przez niego przejechaliś my. Nie był a to czę sta droga do Dombai z Krasnodaru, wię c zadano nam to pytanie. Po przejś ciu bariery znaleź liś my się na moś cie, na któ rym grubą skorupą leż ał ló d. Stał o się tak za sprawą wiatru, któ ry chlapał wodą z rzeki na most, a na zewną trz był o mroź no. Nawiasem mó wią c, most był bardzo niebezpieczny - w ogó le nie był o na nim ogrodzeń . Ostroż nie minę wszy, zobaczyliś my z tej strony pozory bariery, ale był a ona otwarta i nikogo tam nie był o. Szkoda! Faktem jest, ż e byliś my na rozwidleniu we wsi „Besleney” - albo po lewej, albo po prawej. Nie był o prostej drogi! A gdzie teraz?
Wybrał em kierunek w lewo. Był o już okoł o szó stej rano. Po dziesię ciu minutach jazdy zobaczyliś my postó j, na któ rym stał o kilka osó b. Zatrzymał em się i zapytał em, czy powinniś my jechać w prawo, czy w lewo do Dombay.
- "W lewo" - krzyknę ł a jedna z osó b i wskoczył a do nadjeż dż ają cego minibusa. Wię c chodź my w prawo! I ś cigaliś my się dalej.
Był o trochę ś wiatł a. Jechaliś my szosą , uł oż oną przez wzgó rza, któ re był y owinię te ś niegiem. Bardzo pię kny widok!
Po pewnym czasie weszliś my do miasta. To był Czerkiesk. Po zatankowaniu przejechaliś my ulicami miasta. Swoją drogą okazuje się , ż e w Krasnodarze mamy bardzo przyzwoite drogi : )
Był em już trochę ś pią cy, ale nie miał em poję cia, gdzie iś ć dalej. Po dojś ciu do szerokiej ulicy ponownie wybrał em kierunek w lewo, ale na szczę ś cie dla nas na przystanku autobusowym stał mę ż czyzna. Zatrzymaliś my się i zapytał em go, jak moż emy dostać się do Dombay. Mę ż czyzna odpowiedział – „Widzisz te gó ry tam?
Kierunek „w lewo” był bł ę dny dwukrotnie! : ) Ale to nie ma znaczenia! Widzieliś my gó ry, któ re mę ż czyzna wskazał , gdy tylko zatrzymaliś my się w Czerkiesku, ale podobno logika po nieprzespanej nocy nie dział a zbyt dobrze!
Odwracają c się , pojechaliś my w kierunku gó r. Był y to dwie ogromne, wysokie i bardzo pię kne gó ry w biał ej szacie. Te dwa szczyty zaczę ł y się z tej strony Kaukazu!
Przejechaliś my przez cał y Czerkessk, potem autostradę , kilka osiedli i wjechaliś my do Karaczajewska. Tutaj dowiedział em się , ż e w drodze powrotnej natkniemy się na tunel w gó rze, przez któ ry musimy przejś ć po powrocie, aby nie wjechać ponownie do Czerkieska. W przeciwnym razie uzyskuje się bardzo duż y hak.
Wtedy natrafiliś my na nieznane konstrukcje na skał ach, zaspy ś nież ne na drodze i oto jesteś my – w Teberdzie!
Tu zarezerwował em czteropokojowe mieszkanie, któ re wynajmowali okoliczni mieszkań cy. Zadzwonił em pod zapisany w telefonie numer. Zostaliś my zaproszeni do podjechania pod okreś lony adres i odebrania wliczonego w cenę mieszkania. Sami wł aś ciciele mieszkali w prywatnym domu. Po zapoznaniu się z nimi wzię liś my klucze i udaliś my się do mał ej dzielnicy, gdzie był o kilka pię ciopię trowych domó w. Po znalezieniu wł aś ciwego weszliś my do mieszkania.
Naprawa tutaj był a doś ć stara, ale mieszkanie był o duż e! Cztery oddzielne pokoje, przyzwoita kuchnia i dwa balkony - jeden mał y i drugi duż y, z któ rych otwierał się bardzo pię kny widok na oś nież one gó ry, któ re znajdował y się jakieś sto metró w od domu! Ciepł a woda był a tu zawsze, co nie mogł o się nie radować . Do domu nie doprowadzono gazu, ale był a butla gazowa i piec. Po wybraniu pokoju, któ ry nam odpowiada, w koń cu zasnę liś my!
Po przebudzeniu o drugiej po poł udniu zjedliś my szybkie ś niadanie, a raczej lunch i odpowiednio ubrani pojechaliś my do Dombay. Od Teberdy do miejsca przeznaczenia był o okoł o trzydziestu kilometró w. Droga był a doś ć wą ska, miejscami zaś nież ona, z czę stymi lekkimi serpentynami. Wokó ł obnosił się biał y las, a zza niego wył aniał y się oś nież one szczyty.
Po pewnym czasie weszliś my do wioski, gdzie znajdował się napis „Dombay”. Hurra! Jesteś my na miejscu! We wsi jeden po drugim znajdował o się wiele hoteli, sklepó w i ł aź ni opalanych drewnem. Mijają c prawie cał oś ć , zobaczyliś my kolejkę linową prowadzą cą w gó ry i postanowiliś my zostawić samochó d w tym miejscu, na najbliż szym parkingu. Przede wszystkim pojechaliś my do kolejki linowej. To był pię kny budynek, z któ rego zaczynał a się ś cież ka w gó ry. Kupiliś my bilety i ustawiliś my się w kolejce. Kolejka linowa był a austriacka i nie był a krzesł em, ale kabinami, każ da po sześ ć osó b. Kiedy przyjechał kolejny, był em trochę zaskoczony. Faktem jest, ż e kiedy ludzie lą dowali, kabina prawie się zatrzymał a i nie był o potrzeby skakania w biegu! To wł aś nie oznacza importowany sprzę t! Podobno kabina zsuwa się z kabla, bo kabel w tym czasie nie zmienia swojej prę dkoś ci, albo mija w tym miejscu kilka przeszkó d, co spowalnia samą kabinę prawie do zera!
Gdy usadowiliś my się na wygodnych siedzeniach, drzwi zamknę ł y się automatycznie i „Austriak” podbiegł ! Minę liś my nad wysokimi drzewami, poniż ej był a biał a zasł ona, a na gó rze tajemnicza nieznana! Podró ż trwał a od pię ciu do siedmiu minut. A oto pierwsza stacja – „drugi etap”. Wyszliś my. Wszystko wokó ł był o biał e. Szł y tł umy narciarzy, jeź dził y skutery ś nież ne, a na tej gó rze stał nawet jeden hotel - „talerz”, dokł adnie taki jak talerz kosmitó w ze starych filmó w. To prawda, czy jest tam ciepł a woda i co robić , gdy ś wiatł a są wył ą czone, nie wiem : ) Przecież zejś cie z gó ry jest moż liwe tylko kolejką linową , a bez ś wiatł a nie dział a!
Po zrobieniu zdję cia w tak niezwykł ym hotelu postanowiliś my wspią ć się dalej na gó rę . Wiedział em, ż e musimy przejś ć do czwartego etapu, gdzie bę dą kawiarnie i rozrywka. Mieliś my wybó r, czy jechać na starym drewnianym krześ le, czy na nowym austriackim krześ le. My oczywiś cie wybraliś my to drugie. Kupiwszy na to bilety, ruszyliś my dalej w gó rę ! Ta kolejka był a otwarta, ale nas nie przestraszył a! Wrę cz przeciwnie, ś wietnie! Byliś my we tró jkę - był z nami kolejny narciarz pł ci mę skiej.
Po kilku minutach zaczę liś my rozmawiać z naszym są siadem i okazał o się , ż e ź le obliczył em! „Austriak” pojechał prosto do pią tej linii bez zatrzymywania się , prawie na samą gó rę , omijają c czwartą , a przejś cie zaję ł o mu okoł o pię tnastu minut! Có ż , nie martw się ! Wię c od razu wejdziemy na szczyt, a potem zejdziemy na czwartą ! Mó j przyjaciel zgodził się ze mną i kontynuowaliś my jazdę bez ekscytacji. Ale nie na dł ugo. . . Wkró tce zauważ ył em, ż e z jakiegoś powodu sam szczyt gó ry nie jest widoczny. . . Po kilku minutach zrozumiał em, o co chodzi! Wjechaliś my w bardzo silną burzę ś nież ną !
Wiał straszny wiatr, krzesł o koł ysał o się i rzucał o z boku na bok, a z powodu latają cego ś niegu w ogó le nic nie był o widoczne! Dookoł a był a solidna biał a zasł ona. Ale to wcią ż był a poł owa kł opotó w. Moja kurtka, jak „Columbia”, tutaj się nie zachował a. W cią gu minuty był em prawie cał kowicie zamroż ony. Dwa spodnie też nie uratował y. Mó j towarzysz miał to samo. Ale nie był o nic do zrobienia! Poczekaj tylko, aż dojedziemy na stację .
Ale zrozumiał em, dlaczego wszyscy narciarze noszą maski „ala ninja” na twarzach! : ) Kolejną minutę pó ź niej nie czuł am nosa, ani cał ej twarzy. Nie mieliś my też wystarczają cej iloś ci okularó w. Ś nieg uderzył mnie w oczy tak mocno, ż e nawet zamknię cie oczu nie pomogł o! Ukryliś my twarze pod kurtkami i kontynuowaliś my jazdę w tej pozycji. I tylko nasz towarzysz narciarz czuł się komfortowo - był wyposaż ony!
W koń cu dotarliś my! Zeskakują c z krzesł a, zaczę liś my gorą czkowo rozglą dać się w poszukiwaniu kawiarni. Hurra! Jest tutaj (wcześ niej nie był o na pią tym etapie)! Wbiegają c do ś rodka, zdaliś my sobie sprawę , ż e nie jesteś my sami. Kawiarnia był a peł na ludzi, tak jak my - zwykł ych turystó w na tej wycieczce! Ale znaleź liś my stolik! Zamó wiliś my gorą cą zupę i filiż ankę gorą cej herbaty! Potem, po trochę rozgrzaniu, zaczę liś my podziwiać widok z kawiarni. Szczyt był ledwo widoczny w oknie – „szó sta linia”. Jeź dził a tam też kolejka linowa i mieliś my nadzieję , ż e ś nież yca ucichnie i wsią dziemy do niej!
Minę ł a godzina. Burza ś nież na nie miał a zamiaru ucichną ć i musieliś my ponownie biec z kawiarni do kolejki linowej, aby zejś ć na dó ł . Kolejne pię tnaś cie minut zimna i udrę ki i jesteś my na drugim etapie! Szybko przesadzają c w budce, zeszliś my na sam dó ł . Tam po rozgrzaniu się w samochodzie przebraliś my się w suche ubrania i udaliś my się na spacer po miejscowoś ci uzdrowiskowej.
Nawiasem mó wią c, takie zaskoczenie natury na szczycie absolutnie nas nie zdenerwował o. Wrę cz przeciwnie, warto doś wiadczyć tego na wł asne oczy przynajmniej raz w ż yciu! Ogó lnie mieliś my szczę ś cie, ż e w tym czasie ś wiatł a nie był y wył ą czone! W 2001 roku obejrzał em zdję cie na „czwartym etapie”, jak kolejka linowa unosił a się nad gó rami z ludź mi przez dwie i pó ł godziny. W koń cu oczywiś cie wszyscy zostali sfilmowani przy pomocy kabli i specjalnego sprzę tu, ale mieli duż o szczę ś cia – tego dnia był a pogodna, spokojna pogoda, a wielu turystó w rozebrał o się nawet na ś niegu do ką pieló wek i strojó w ką pielowych! A potem ś wiatł o nie został o dane. Chociaż być moż e zbudowano już tutaj elektrownie awaryjne.
Wę drują c po wiosce natknę liś my się na lokalny bazar, na któ rym przede wszystkim kupiliś my maseczki na twarz, bo mieliś my jeszcze drugi dzień przed sobą , a tu moja towarzyszka skosztował a pysznego grzanego wina. Dalej po drodze natknę liś my się na stadion. Miejscowi wypoż yczali tu quady. Za kó ł kiem był bardzo ł atwy tor przeszkó d, kilka wzniesień i uznał em, ż e koniecznie trzeba jeź dzić ! Miał em swó j wł asny ATV ś redniej wielkoś ci i na pewno chciał em spró bować jeź dzić duż ym, pomimo dalekiej od niskiej ceny przez kilka okrą ż eń .
Facet uruchomił silnik i kazał mi jechać w kó ł ko.
- A co z torem przeszkó d? Zapytał am.
- To jest dla tych, któ rzy potrafią ! odpowiedział .
- Wię c mogę , mam kwadrik! - Powiedział em.
- Posł uchaj! Dlaczego go wychował am? – zapytał z irytacją miejscowy.
Odwró ciliś my się i poszliś my do kawiarni. Och, nadal nie wiedzą , jak sprzedawać tam wysokiej jakoś ci usł ugi. Chociaż nie jesteś my też w stanie zrobić wszystkiego.
Po wypiciu filiż anki kawy w kawiarni postanowiliś my pojeź dzić na nartach i sankach. Nie chcieliś my jednak znowu jechać w gó ry i poszliś my szukać „brodzika”. To miejsce, w któ rym jeż dż ą zupeł nie niedoś wiadczeni począ tkują cy. Na począ tku wypoż yczyliś my sterowane sanki z kierownicą i hamulcami i stoczyliś my się pię tnaś cie razy w dó ł wzgó rza. Przyjemnoś ci i wraż eń był o duż o! Szczegó lnie cieszył o, ż e sanki nie był y specjalnie kontrolowane : )
Wtedy wypoż yczyliś my narty i mó j towarzysz zaczą ł uczyć się jeź dzić na nartach! Po kilku upadkach zaczę ł a czuć się trochę lepiej, a gdyby był o wię cej czasu, moż na by wzią ć instruktora, któ ry nauczył by ją dobrze jeź dzić ! Ale postanowiliś my zostawić go na nastę pną podró ż . Po zakoń czeniu dnia walką na ś nież ki wró ciliś my do samochodu i ruszyliś my z powrotem do Teberdy.
Kiedy przyjechaliś my, zaparkowaliś my samochó d na podwó rku wł aś cicieli i postanowiliś my trochę z nimi porozmawiać . Okazuje się , ż e wynajmowane przez nich mieszkanie należ y do có rki wł aś ciciela. Wcześ niej mieszkali tam z mę ż em, któ ry pracował w policji, ale pewnego dnia został zabity przez przestę pcó w, a jego ż ona wró cił a do rodzicó w. To taka smutna historia
Przeszliś my dziesię ć minut od gospodarzy do domu. Po wejś ciu do mieszkania od razu wzię liś my gorą cy prysznic i mają c nadzieję , ż e nie zachorujemy po dzisiejszej wyprawie na szczyt, poszliś my spać .
Nastę pnego dnia ponownie pojechaliś my do Dombai. Tym razem postanowiliś my wró cić do czasó w ZSRR i przejechać się na drugi etap starą czerwoną kolejką . Nie był o tam ludzi i pojechaliś my razem. Ta wycieczka był a o wiele ciekawsza niż w budce. Chociaż kogo to obchodzi! Kolejka przejechał a bardzo wysoko nad przepaś cią ! Cią gle się koł ysał , a czasem wpadał w „doł y”, podobno dlatego, ż e stary kabel był już trochę nacią gnię ty.
Po dotarciu do drugiej linii uzbroiliś my się w maski na twarz i usiedliś my na „austriackim” prowadzą cym do pią tej linii. Ale maski się nie przydał y! Pogoda był a spokojna i sł oneczna. Ś nieg oś lepił nam oczy w sł oń cu i znowu nic nie był o widać : ) Tak, okulary przeciwsł oneczne przydał yby się nam dzisiaj!
Po zdobyciu szczytu podziwialiś my widoki i fotografowaliś my wszystko! Jeden mę ż czyzna powiedział , ż e przy dobrej pogodzie widać stą d morze! Co prawda tego nie widzieliś my, ale to naprawdę nie jest daleko. Faktem jest, ż e jeś li pó jdziesz pieszo przez gó ry z miasta Sukhum w Abchazji, to wkró tce moż esz udać się tylko do obszaru Dombai! To prawda, ż e wymaga to specjalnego pozwolenia.
Zanim wsiedliś my do kolejki linowej na zjazd, widzieliś my stoją cego w pobliż u quada, na któ rym oczywiś cie robiliś my zdję cia. To prawda, wcią ż się zastanawiam, jak go tam wcią gnę li : )
Schodzą c w dó ł , kolejny spacer kolejką linową przez las, a na koniec wycieczki do Dombay, pojechaliś my na starym fotelu do drugiej linii nad wą wozem! To jedyna kolejka linowa, któ ra jechał a pod gó rę z samego doł u.
Trzepiał o i koł ysał o się . Wydawał o się , ż e stare podpory pę kną i upadniemy! Okoł o trzydziestu metró w poniż ej znajdował a się przepaś ć ! W sumie niezapomniane przeż ycie! Zeszliś my jednak z powrotem w budce : ) Moja towarzyszka odmó wił a zjazdu tą kolejką linową : )
Nasza podró ż dobiegał a koń ca. Ż egnają c się z Dombaiem, pojechaliś my do Teberdy, spakowaliś my swoje rzeczy, zanieś liś my gospodyni klucze i wyruszyliś my w drogę powrotną ! Tym razem jechaliś my prawym tunelem w gó rach, nie zatrzymują c się w Czerkiesku. Po drodze, w jakiejś osadzie, spotkaliś my miejscowych policjantó w drogowych, któ rzy zatrzymywali tylko nas przed wszystkimi samochodami, ponieważ w naszym regionie nie był o 09, a 23. Od razu powiedziano nam, ż e nie mamy zapię tych pasó w, chociaż policjant drogó wki wyraź nie widział em, ż e ze wszystkich przechodnió w tylko my byliś my przypię ci, a on zaczą ł mnie straszyć protokoł em na 500 rubli. Wszystko dobrze się skoń czył o, ale nastró j był lekko zepsuty.
Kiedy dotarliś my do mostu, poprosiliś my o otwarcie szlabanu, pogranicznik zapytał , czy nas urazili miejscowi policjanci (ja mó wił em, ż e nas obrazili : )) i ż yczył udanej podró ż y!
Ponownie ś cigaliś my się po Terytorium Krasnodarskim, ale już w kierunku domu. Zapadł a noc - moja ulubiona pora dnia na podró ż e!
Witalij Vance, 2015.