JAK BYLIŚMY NOWY ROK W JAŁCIE?
Mamy tradycję z naszą ukochaną - ś wię tować Nowy Rok w Jał cie. A ten rok nie był wyją tkiem. Dziesię ć dni wcześ niej negocjuję z wł aś cicielem mieszkania, do któ rego jeź dzimy od wielu lat, bierzemy bilety autobusowe na 30 i czekamy w oczekiwaniu na ś wię to ż ycia, proszę pana. A potem 29 grudnia gospodyni dzwoni i mó wi, ż e poś rednik wynają ł mieszkanie bez jej wiedzy i ludzie już się tam przeprowadzili. Jestem histeryczna, tylko do ł ez (ostatni raz pł akał am, gdy kroił am cebulę ). Potem, uspokoiwszy się trochę , zadzwonił o kilka telefonó w i oto i oto! Znalazł em ś wietne mieszkanie za jedyne 250 hrywien, któ re wcześ niej wynajmował em za 350, ale osoby, któ re go zarezerwował y, nie przyszł y. Ogó lnie mieliś my szczę ś cie, spokó j ducha przywró cony. Wieczorem 30-go zał adowaliś my się do autobusu. Wow, jak ja kocham nocne autobusy! Wspomnienia z wrześ niowej podró ż y do Europy są wcią ż ś wież e, ale co zrobić ? Wcześ niej zawsze jeź dziliś my do Jał ty samochodem, ale po wypadku na autostradzie Jał ta-Ał uszta po opadach ś niegu i utknię ciu na babciach, nie bardzo chcieliś my ryzykować , a takż e nie jest dobrze zmarnować pó ł dnia 31-go. A podró ż był a fajna. Na począ tku pewna kadra, któ ra dł ugo i mozolnie pił a, namó wił a jadą cą do Berdiań ska są siadkę , by opuś cił a Berdiań sk i pojechał a z nim na obchody Nowego Roku na Aj-Petri. Wyszedł są siad, rama uspokoił a się . Ale wszedł przyjaciel, a potem zaczę ł a się sesja picia koniaku online - jest tutaj, a każ dy jest na drugim koń cu przewodu telefonicznego (jednak już nie ma przewodó w). I tak godziny do 2 w nocy, a toasty wymawiano bardzo czę sto i gł oś no. W zasadzie nie mogł em spać . Autobus kilka razy się zepsuł i byliś my doś ć spó ź nieni. Okoł o 5 rano byliś my tylko w Dż ankoy, ale już powinniś my być w Symferopolu. A potem przystojny mę ż czyzna budzi się i znó w zadzwoń my do przyjaciela i podzielmy się radoś cią , jak tutaj jesteś my pijani, spał em i voila - już jestem w Symferopolu, ale potem ojciec dziecka, któ re ledwo zasną ł , ucichł go, w skró cie, mał y buzz boy.
W Jał cie przywitał nas poś rednik w handlu nieruchomoś ciami i ciepł a sł oneczna pogoda. Idziemy do naszego mieszkania, ponieważ jest bardzo blisko dworca autobusowego, choć doś ć daleko od nasypu. Na zdję ciach w internecie mieszkanie wyglą dał o niesamowicie - super-duper remont, był nawet kominek. Idziemy wzdł uż Kijowskiej, skrę camy w bramę i znajdujemy się na takim kolorowym dziedziń cu - jakieś nę dzne szopy, poś ciel zawieszona na sznurach z nie mniej nę dznych balkonó w, choć zmieszana z doś ć nowoczesnymi podwó jnymi szybami. Wchodzimy po bardzo stromych schodach i znajdujemy się w naszym mieszkaniu - odpowiada to zdję ciom i nie zawiedliś my się . Rzucamy rzeczy i biegniemy na rynek, aby kupić produkty. Potem idziemy na spacer.
Jedna z moich przyjació ł ek rok temu, kiedy po raz pierwszy przyjechał a do Jał ty, spotkał a tam swoją mił oś ć od miejscowych i ta mił oś ć zabrał a ją trochę po okolicy. Tak wię c od mojego przyjaciela, któ ry pierwszy raz odwiedził Jał tę , ja, któ ry uważ ał em się prawie za aborygena, dowiedział em się , ż e za nasypem jest jakiś Park Nadmorski. Có ż , postanowiliś my zobaczyć , co to jest i dlaczego wcią ż tego nie widzieliś my. Có ż , prawdę mó wią c, w naszych poprzednich wizytach nasza trasa w samej Jał cie ograniczał a się do Moskovskaya - Embankment do Españ ola iz powrotem, no, czasami Sadovaya i galeria sztuki. Z jakiegoś powodu pomyś leliś my, ż e poza Hispaniolą nie ma nic ciekawego. Minę liś my nasyp - spojrzeliś my na termometr nad dawnym sklepem spoż ywczym - powietrze jest +12, woda też +12. Pię kno! Dotarliś my do Españ oli i pojechaliś my dalej. Niesplik kwiaty. I zapach! Tak, rzeczywiś cie jest park. Tylko place budowy ze wszystkich stron w ogó le go nie malują . Z atrakcji - pijalnia wody mineralnej i staw w postaci Morza Czarnego i Azowskiego z oznaczeniami miast. Jeś li chodzi o wodę mineralną , kaukaski narzan odpoczywa, smak i zapach są takie same, ale też bez gazu. Jeś li nie wiesz, ż e to strasznie uż yteczna woda mineralna, moż esz pomyś leć , ż e pł ynie bezpoś rednio z kanalizacji. Jednak Naftusya nie jest lepsza. Moja có rka przywiozł a mi ze Skhidnicy sześ ciolitrową butelkę i poza mną nikt nie mó gł wypić tego niedokoń czonego oleju. Ale odważ nie zuż ył em wszystkie 6 litró w. Dlatego też uparcie pił em jał tań ską wodę - przydaje się . Staw z mę tną wodą i tł ustymi czerwonymi rybami zaskoczył mnie tym, ż e był y znaki ze wszystkimi miastami, był nawet nieszczę sny Osipenko, ale nie był o Mariupola! Prawdopodobnie nasze pię knoś ci został y oderwane na pamią tkę . Zeszliś my nad morze obok spa. Na plaż y stoją dwaj mę ż czyź ni w biał ych szlafrokach i czepkach. Rozbierz się i idź popł ywać . No có ż , zdję liś my też buty i weszliś my po kolana do wody. A co, bardzo nawet nic! Postanowiliś my, ż e sami też chcielibyś my się odkupić . Wracamy do domu, aby przygotować się do Nowego Roku. O 22.00 spotkaliś my się z Miedwiediewem i pojechaliś my na nasyp ś wię tować Ukraiń ski Nowy Rok. Tradycyjnie jest duż o ludzi, ale i tak bez trudu znaleź li darmowy sklep. Poczekaliś my do pó ł nocy i otworzyliś my butelkę ich szampana, któ ry był przechowywany z Wł och. Piliś my. Có ż mogę powiedzieć ? Zawiedziony. Wę gierski i tak był o lepiej. Widzą c już doś ć fajerwerkó w i trochę wię cej spaceru, idziemy spać .
1 stycznia. Aby nie mę czyć się zbytnio po niewyspaniu, postanowiliś my tego dnia zrobić lekki marsz do Nikity (okoł o 7 km). 9 rano. Mijamy plaż ę Massandra. Wychodzi wysoki chł opak, coś w rodzaju Tarzana, z dł ugimi wł osami, opalony (!! ! ) iw ką pieló wkach i idzie popł ywać . Pó jś ć dalej. Za hotelem Jał ta-Intourist znajdują się korty tenisowe, a ludzie już wybijają pił kę . A potem pomyś lał em, ż e jesteś my najgorsi lub zdrowsi! I to pomimo tego, ż e na nasypie ktoś inny spacerował w Nowy Rok. Do ogrodu botanicznego dotarliś my w 2 godziny. Szliś my, patrzyliś my na wcią ż kwitną ce chryzantemy. Po raz pierwszy od wielu lat znaleziono drzewo granatu z owocami, któ re wyglą dał y na cał kiem dojrzał e. Rozglą dają c się , potrzą sali drzewem, ale niestety nic nie spadł o. To denerwują ce, ale w porzą dku. W porzą dku, wystarczy na dzisiaj. Wracaliś my do domu, ż eby jeś ć , pić i spać . Planowaliś my wyjś ć wieczorem na nasyp - nie mogliś my, piwo nas powalił o, spaliś my do rana.
2 stycznia. Postanowiliś my sprawdzić wersję jednej z jej przyjació ł ek, któ rą moż na spacerować po plaż y do Livadii. Nie wierzyliś my jej, ale i tak postanowiliś my sprawdzić . I na pró ż no. Za Seaside Park niezmiennie napotykaliś my jaką ś bramę . Krą ż yli, krą ż yli i wreszcie szli drogą . A już w samej Liwadii zeszliś my nad morze – zejś cie jest bardzo dł ugie i nawet ż eby dostać się na plaż ę , musieliś my dł ugo chodzić wzdł uż ogrodzenia. A jak ludzie tam chodzą latem w upale? Odnajdujemy stosunkowo opuszczone miejsce i pł ywamy w gish. Ką pamy się - mó wi się gł oś no, wbiegamy - siadamy - wyskakujemy - suszymy - ubieramy się . Ale i tak speł nił o się marzenie idioty. Opustoszał a plaż a nie pozostał a dł ugo. Przyszł a grupa mł odych ludzi. Kilku chł opakó w rozbiera się i biegnie na molo, gdzie kucają , robią pompki, generalnie się rozgrzewają . A potem skaczą z molo. Zwariowany! Trzeba jeszcze dopł yną ć do brzegu, ale to zapiera dech w piersiach. Ale wyglą da na to, ż e z powodzeniem sobie z tym poradzili - nie zaczę liś my koń czyć oglą dania. wspię liś my się do Pał acu Livadia i poszliś my Sł oneczną Ś cież ką (moim zdaniem 6700 m). Jest ciepł o, kwitną mlecze, ludzi jest stosunkowo duż o. Nastę pnie jedziemy minibusem do Pał acu Woroncowa. W parku przy stawie z ł abę dziami tradycyjnie wypijamy butelkę Bastardo (mniam-mniam), zajadamy migdał y. Bezczelne koty wspinają się prawie po rę kach. Ale arogancka sikorka ze zł amaną nogą , któ rą karmiliś my z rą k, czegoś nie widać . Prawdopodobnie podskoczył . Wracamy do domu autobusem. Turyś ci z plecakami siedzą w minibusie i opowiadają , jak obchodzili Nowy Rok w namiotach na Ai-Petri. Ś nieg - nie baw się ! Nie, my też oczywiś cie jesteś my w pewien sposó b ekstremalni, a w maju wybraliś my się na piesze wę dró wki, a takż e spę dziliś my kilka nocy w gó rach, w tym na Ai-Petri. A potem temperatura w nocy wynosił a okoł o 0. Ale wszystko jest limitowane. Ach, mł odoś ć !
3 stycznia. Postanowiliś my obrać dla nas zupeł nie nową trasę . Od jednego ze znajomych dowiedzieliś my się , ż e nad Massandrą znajduje się wieś Dolossy, z któ rej prowadzi droga do wą wozu, któ ra prowadzi do Jał ty. W tym samym czasie postanowiliś my przyjrzeć się sł ynnej winiarni Massandra, przedstawionej na korkowych etykietach. Rano jedziemy do Massandry, schodzimy do roś liny, okrą ż amy ją po obwodzie, ale potrzebny nam ką t jest otwierany tylko z terytorium roś liny i wpuszczają nas tylko z wycieczkami, no dobrze. Kupujemy wszelkiego rodzaju gadż ety w firmowym sklepie, w tym sł ynnego biał ego muszkata z czerwonego kamienia (tylko 90 hrywien za akcję ) i jedziemy do wioski. Ponieważ autobus do Dolossy kursuje raz na godzinę , nie czekaliś my na niego, tylko jechaliś my pię kną gó rską drogą . Wokó ł chronionego lasu praktycznie nie ma samochodó w, wię c powietrze jest niesamowite. Kiedy weszliś my do wioski, autobus w koń cu nas dogonił . Doś ć przyzwoitą ś cież ką schodzimy na dno wą wozu. Có ż , nie Wielki Kanion, ale też bardzo pię kny, tylko wodocią g zasilają cy Yal-tu psuje widok. Z tego wą wozu pł ynie rzeka pł yną ca wzdł uż Kijowa-Moskwa. Schodzę na dno. Rzeka staje się pewniejsza, pojawiają się wodospady, strumienie nadają się do pł ywania. Nie mogę tego znieś ć i wspią ć się do jednego z nich, ż eby popł ywać . Kochanie się powstrzymał a. Po ką pieli jest taki orzeź wiają cy. Zostaliś my wyprzedzeni przez grupę ludzi z plecakami. Poniż ej spotkaliś my je ró wnież w ką pieliskach. Nie tylko ja jestem szalony. Przez gwał townie rosną cą iloś ć ś mieci rozumiemy, ż e cywilizacja jest już gdzieś blisko. I rzeczywiś cie, niedł ugo wychodzimy z wą wozu, có ż , ogó lnie jest tu gorą co. Zdejmujemy kurtki. Kilkaset metró w i już jesteś my na dworcu autobusowym. okazał o się , ż e to osobisty spacer.
4 stycznia. Postanowiliś my wspią ć się na Ayu-Dag. Zadzwonił em do grona przyjació ł , pytają c, jak najlepiej to zrobić . Jał tań ska pasja przyjaciela mó wił a, ż e lepiej nie schodzić ani do Partenitu, ani do Gurzuf, ale wyjechać na autostradę i stamtą d prowadzi ś cież ka. Wyszli tam, gdzie powiedział , wpadli na bramę owinię tą cierniami, jakoś przedostali się na teren, a tam był y winnice i zaorana droga. A my kapal-kapal na tym bł ocie, aż zauważ ył em asfaltową drogę trochę z boku. Dzwonimy do koleż anki, ż eby dowiedział a się od koleż anki, czy idziemy wł aś ciwą drogą i czy lepiej dla nas wró cić i jechać normalną drogą . Powiedzieli nie. Ta droga nigdzie nas nie zaprowadzi. Có ż , chodź my dalej. Poszliś my do podnó ż a gó ry. Istnieje ró wnież droga asfaltowa. Nie ma sł ó w, tylko ma-tuki. Podejś cie się rozpoczę ł o. Trasa cał kiem przyzwoita, czerwone znaki narysowane zgodnie z oczekiwaniami. Kamienie był y jednak wilgotne i ś liskie, a kilka miejsc był o doś ć niebezpiecznych. Ale ogó lnie nic skomplikowanego. Na samym szczycie roś nie las dę bowy, dzię ki któ remu nic nie jest szczegó lnie widoczne. Aby zrobić zdję cie Gurzufowi, musiał em zejś ć na taras widokowy. Widocznoś ć nie był a zbyt dobra - był y chmury. Có ż , ogó lnie szliś my, ale już nie chcemy tam chodzić . Nic specjalnego.
5 stycznia. Ostatni dzień w Jał cie. Nie wiemy, co robić . Wspią ć się na coś na Ai-Petri? Chodź my do kolejki linowej. M-ja! Wzrost 60 UAH. a zejś cie też to 60. Z dwiema osobami to 240. Fajnie. Ropucha naciska. Moż e podjechać przyczepą , a potem zejś ć na piechotę , jednocześ nie odwiedzić Wuchang-Su? Dzwonimy do znajomego, któ ry zabrał nas na pieszą wycieczkę i pytamy ile kilometró w jest na trasie. Okazuje się , ż e 25. Za duż o. A wieczorem wyjeż dż amy. Có ż , poszedł do ł aź ni, widzieliś my Ai-Petrę zaró wno na ś niegu, jak iw kwiatach. Zarzą dzajmy. Idziemy do sklepu, bierzemy butelkę South Coast Kagora i idziemy na ł aweczkę nad staw, do ł abę dzi, kotó w, goł ę bi. Siedzimy i cieszymy się ż yciem. Chł op z wiewió rką ś cią ł ponad sto hrywien w 10 minut, fotografują c po kolei grupę mł odych ludzi ze swoim mał ym zwierzą tkiem. Teraz to jest biznes! lepsze niż wynaję cie mieszkania. Bez kosztó w ogó lnych! OK, co jeszcze moż esz zrobić ? Sł yszeliś my, ż e w Miskhor znajduje się rzeź ba Mał ej Syrenki na morzu. Chodź my spojrzeć . Znaleź li go, sfotografowali, ale nie rozumieli, dlaczego był a Mał ą Syrenką - miał a dwie nogi, a w ramionach miał a dziecko. Poszliś my na przystanek autobusowy, a minibusy są zapakowane i oczywiś cie się nie zatrzymują . Musiał em wspó ł pracować z inną parą i jechać taksó wką . Domy na ś cież ce postanowił y napić się czerwonej gał ki muszkatoł owej. Nie miał em wię cej niż szklankę . Za sł odkie. Bastardo i Cahors są lepsze i tań sze jak na mó j gust. Tak prawie miną ł tydzień . W tym roku mieliś my niesamowite szczę ś cie z pogodą - przez wszystkie dni był o sł onecznie i ciepł o. Jak zwykle byliś my zadowoleni.