Deja vu-3
W nocy nie padał o. Poranek jest doś ć sł oneczny. Moż esz spró bować zapią ć pasy na Ai-Petra. Jeszcze tylko trochę , ż eby zmienić trasę . Musi być coś nowego! Dlatego nie szliś my ś cież ką Botkina, ale zaczę liś my wspinać się do Wuchang-Su ś cież ką , któ rą zwykle schodziliś my. Dopiero teraz nie był o to cał kiem znoś ne! W cią gu roku, kiedy nas tu nie był o, udał o nam się zbudować nowe chaty! Nieco niż ej, bliż ej zoo, od kilku lat stoją domy, któ re nie chcą się sprzedać . Nie są dzę , ż e bę dą się już sprzedawać . W niektó rych miejscach widoczne są już ś lady zniszczeń , podwó rka zaroś nię te chwastami. Wię c co? Zró bmy nowe! W jeszcze lepszych miejscach!
Tuż nad brzegiem rzeki wyró sł ł adny mał y drewniany domek. Wydaje się , ż e przejś cie mię dzy nim a rzeką pozostał o, ale bardzo warunkowe. Musiał em wspinać się po skał ach. Na brzegu rozł oż ono basen.
Ktoś wykonał dobrą robotę ! Nic w tym ż yciu się nie zmienia! Zachowaj, do cholery! Chociaż , po co ukrywać grzech? Gdybym miał taką moż liwoś ć , skorzystał bym z niej i ją zbudował ! Dobrze, ż e nie mam takiej moż liwoś ci! Nikt nie bę dzie na mnie przeklinał .
Po dotarciu do Wuchang-Su zrobiliś my mu zdję cie sto czterdziesty pią ty.
Aby to zrobić , musiał em popchną ć mał ą grupę Chiń czykó w ramionami. Już tu dotarł em!
Po podziwianiu wodospadu i Chiń czykó w podeszliś my do plakatu z trasami szlakó w. Stał a tam grupa, przygotowują ca się do wspinaczki. Jakoś przeciskają c się mię dzy ludź mi, na wszelki wypadek zrobił em zdję cie. Potem przez jakiś czas musieliś my chodzić wś ró d tł umu. Dzię ki Bogu, poszli z gó rnego biegu wodospadu inną ś cież ką , Shtangeevskaya. Có ż , Vadik postanowił popł ywać . Na począ tku nie miał em zamiaru - wczoraj rytuał został odprawiony. Ale był o mi gorą co, wię c też się odś wież ył em.
Potem zaczę li powoli iś ć pod gó rę . Wspinaczka był a cią gł a i doś ć stroma. Wkró tce opowiada bajka, ale niedł ugo czyn jest dokonany. Szli dł ugo z ję zykami na ramionach. Już prawie na samej gó rze dostał em się do chmury. Skał y, już interesują ce, stał y się jeszcze bardziej tajemnicze.
Był o zaskakują co cicho, bez bryzy! W zeszł ym roku nie wspinaliś my się na Ai-Petri z powodu silnego wiatru – baliś my się , ż e po prostu zostaniemy zdmuchnię ci w przepaś ć .
Co zaskakują ce, na pł askowyż u też nie był o ż adnego wiatru! Jednak chmura jakoś uległ a samozniszczeniu i wyszł o sł oń ce! Jednak coś mnie zmę czył o! A ja też chciał em podejś ć do zę bó w. Ostatni raz był em tam pię tnaś cie lat temu, moż e dziesię ć . Dawno nie był o. I zobaczył em w Internecie, ż e most wiszą cy był przymocowany mię dzy zę bami. Chciał em skrajnoś ci! Ale przed nimi wcią ż czoł gają się i czoł gają ! Stopiony ś nieg zamienił polną drogę w bał agan.
Wreszcie, gdy dotarliś my do toru, zobaczyliś my znak wskazują cy, ż e do kolejki linowej jest jeszcze 2.4 km. A sił a prawie zniknę ł a. Był o silne pragnienie, aby wsią ś ć do jakiegokolwiek transportu jadą cego w przeciwnym kierunku i wyjechać do Jał ty. Ale nie! Nie poddawaj się !
Chodź my, posiekaj nasiona. Gdy już zbliż aliś my się do stacji kolejki linowej, minibus zatrzymał się , a kierowca natarczywie zaproponował , ż ebyś my z nim pojechali. Co wię cej, my, jako miejscowi, za któ rych nas zabrał , zaoferował boską cenę . Na 350 r. Pokusa był a silna, ale odmó wiliś my. Musisz zrobić co najmniej kilka zdję ć ! Na pró ż no poszli? Ale dla zę bó w nie był o już sił y. Nie widział em jednak ż adnego mostu. No dobrze! Nie ma tam nic do roboty!
Pł askowyż , muszę powiedzieć , bardzo się zmienił w cią gu kilku lat, kiedy nas tu nie był o. Zburzyli wszystkich gendelikó w, pozostawiają c tylko kilka stoł ecznych budynkó w nad klifem. Zamiast tego zaaranż owali solidny parking wył oż ony femmą . W pobliż u kolejki linowej powstał targ. Generalnie nie ma tam nic do roboty, poza robieniem zdję ć widokó w wybrzeż a, jeś li pozwalają na to chmury.
Cena za zejś cie / wejś cie - 400 rubli. Jednokierunkowa. Autobusy wahadł owe kosztują tę samą kwotę . Wybraliś my tę drugą opcję , ponieważ po pierwsze mieliś my nadzieję nieco obniż yć cenę , a po drugie minibus zawiezie nas bezpoś rednio do Jał ty, a odjazd z kolejki zaję ł oby kolejne czterdzieś ci minut. Zapł ać za 35 rubli, a nawet czekaj na autobus, nie wiadomo, jak dł ugo.
Podeszliś my do jednego z minibusó w, któ ry miał odjeż dż ać , i zapytaliś my kierowcę o cenę . Odpowiedział standardowo - 400. Potem powiedział em pó ł gł osem, ż eby reszta pasaż eró w nie sł yszał a - 350. Szybko się zgodził i pojechaliś my w poł owie pustym busem. Na skrawku, gdzie w ś nież ną zimę urzą dzany jest jakiś stok narciarski, zał adował o się z nami kolejne 6 osó b. Co wię cej, kierowca wzią ł od nich tylko 100 rubli! Był em zszokowany. Och, powinieneś był lepiej się targować ! Nie zgorszył a się , upewniają c się , ż e pojadą.2, 4 km bliż ej, w dodatku transfer grupowy podobno jest tań szy. I dobrze, ż e nic nie powiedział em. Z rozmó w chł opakó w zdał em sobie sprawę , ż e jadą tylko do Wuchang-Su.
I jak dł ugo jechał ! Wstaliś my, prawdopodobnie szybciej. Udał o nam się opró ż nić pó ł litrowy bakł aż an, kiedy się krę cił . Nawiasem mó wią c, jeś li czujesz się chory, ten sposó b na dotarcie tam nie jest dla ciebie.
Dotarliś my do Wuchang-Su. Wszyscy ludzie wyszli i poszli nad wodospad. Widzieliś my go już dzisiaj, wię c zostaliś my w samochodzie. Podjechał kierowca minibusa, z któ rym odmó wiliś my wyjazdu. Zaczą ł do nas twierdzić , ż e, widzicie, nie pojechaliś my z nim, ale pojechaliś my z jego konkurentem! W porzą dku? Jesteś my mu winni, prawda? Trochę zabawne!
W Jał cie zostaliś my wysaż eni w Spartaku. Dlatego wró ciliś my do pijalni i wró ciliś my do domu przez nasyp.
Morze jest dziś czyste!
W przeciwień stwie do naszego, Morze Azowskie, Morze Czarne ma dziwną cechę . Mogą być fale z cał kowitym spokojem. I odwrotnie, przy silnym wietrze morze moż e być absolutnie spokojne. Tutaj wszystko jest proste - wieje wiatr, są fale. Bez wiatru, bez fal. I tutaj jest to trochę trudne.
Byliś my tak zmę czeni, ż e zapomnieliś my o jedzeniu. Wypiliś my butelkę brut, zjedliś my kanapki z kawiorem i smakoł ykami!
Krokomierz wskazywał.22, 6 km.
Na począ tku chciał em też poś wię cić dzień na szlaki Botkinskaya i Shtangeevskaya. Ale Vadka się zbuntował . Doś ć już gó r! Tak naprawdę nie stawiał em oporu. Zmę czony. Ponieważ.1 stycznia deszcz nie pozwolił nam w peł ni cieszyć się parkiem Pał acu Woroncowa, postanowiono pojechać tam ponownie w ten ostatni dzień . W podziemnym przejś ciu obok naszego domu kupiliś my butelkę biał ego porto od starej kobiety sprzedają cej grzyby i inne rzeczy. Kosztował o nas to, co uważ aliś my za tanie. Tylko 350 r. Myś lał , ż e sprzedaje stare zapasy. A moż e dostali pensję w winie?
Dotarliś my do parku. Jak zwykle usiedliś my nad lustrzanym stawem. Zapomniał em powiedzieć , ż e rano odkrył em, ż e pamię ć na fotiku jest peł na. Czyste, dopó ki nie wyrzucił em go na komputer, był em ostroż ny. Nagle coś jest nie tak klikam i kasuję wszystko nafig? Mogę to zrobić . Tak, a co jest do strzelania? Wszystko został o już sfilmowane i ponownie nakrę cone sto czterdzieś ci osiem razy.
Siedzimy i pijemy. Indianka siedzi w stawie. I wtedy coś zaczę ł o się dziać ! Nie wiem, jaką trawą karmił a ją sł uż ą ca pał acu, tylko ta cał kowicie wysadził a dach! Zanurkował a, pł ywają c pod wodą na cał ej dł ugoś ci stawu. Lub wrę cz przeciwnie, zorganizował wyś cig na wodzie. Gł oś no zatrzepotał skrzydł ami, rozpryskują c wokó ł siebie kł ę by mgł y. Robotnik klikał bez koń ca chorobliwym fotkiem. I ja! I ja! Cią gle myś lał em, ż e na tym wszystko się koń czy. Ale przedstawienie trwał o dalej! Rzucają c kieliszek wina, zaczę ł a gorą czkowo kasować nieudane uję cia. Potem zaczę ł a klikać , pró bują c usuną ć coś wartoś ciowego. Có ż , to najlepsze uję cie.
Pracownik pokazał mi, co zrobił a. I doprowadził mnie do ś miertelnego grzechu dzikiej zazdroś ci. Kochana mamo! Jej zdję cie był o godne jakiegoś National Geographic. Ciocia powiedział a, ż e jej zmiana skoń czył a się dawno temu, ale nadal nie mogł a wyjś ć ! Oto szczę ś liwy czł owiek! Jak mó wi jeden z moich kolegó w: „Szczę ś cie jest w pracy! ”
A moja ciocia powiedział a też , ż e ta kaczka wszę dzie grzebie. Niedawno widział a ją na wież y pał acu! A jej skrzydł a nie są przycię te.
W koń cu kaczka uspokoił a się i poł oż ył a spać .
I miał em okazję dokoń czyć drinka w spokoju.
Chodziliś my po parku.
Ale nasz program nie został jeszcze ukoń czony! Myś l o wypł ynię ciu w morze był a mocno zakorzeniona w moim mó zgu. W ogó le nie piszę , kiedy piszę „spook”. Syn Verkina, kiedy był mał y, przyjeż dż ają c do nas na Kosę , ję kną ł : „Tato, przestraszmy się ! ” Doró sł i zapomniał . I to sł owo mocno weszł o do naszego leksykonu.
Có ż , wię c poszliś my poszukać bezludnej plaż y na pierdzenie. Zszedł do morza. Jeś li wierzysz w znak, to jest to „Plaż a Dziecię ca”.
Ale jest zupeł nie niezrozumiał e, co w nim jest dla dzieci? Zachó d sł oń ca jest peł en kamieni i fragmentó w betonu. A fala jest silna. I są ludzie. Przejdź my dalej.
Po odrzuceniu jeszcze kilku miejsc, w koń cu udaliś my się na miejską plaż ę Ał upka. Podczas gdy nikogo tam nie był o (lub lubimy tak myś leć ), szybko zanurzyliś my się . Woda był a znacznie cieplejsza niż w rzece, w któ rej wczoraj zanurzyliś my się . Na elektronicznej tablicy wynikó w w Jał cie wskazano 8. Ale wydawał o się , ż e wszystkie 12.
Wreszcie dotarliś my do sklepu firmowego w pobliż u parku! Ceny był y takie same jak w sklepie fabrycznym. Ze zmartwieniem zobaczyliś my, ż e porto, któ re kupiliś my od mojej babci, kosztował o tu tylko 315 rubli. Przedsię biorcza babcia! Po podziwianiu pó ł ek wył oż onych sł odyczami kupiliś my tylko jedną butelkę Madery i odjechaliś my. Trochę ł adnie!
Ś wież y ostrobok został znaleziony na rynku za 100 rubli. Jak się tutaj przedostać ? Ze ś wież ą rybą , z jakiegoś powodu, napię tą . Kupił em kilogram. Có ż , w tym przypadku - to wszystko, piwo! Postanowili spró bować przemycić Maderę , jak niewypitą butelkę bastardo.
Smaż ył em ostroboka, ś mierdzą c cał e mieszkanie. Natasza już nas nie wpuś ci!
Firma transportowa, z któ rą podró ż ujemy na Krym, uruchomił a kolejny lot. Teraz moż esz z nimi jechać do/z Jał ty. Wcześ niej jeź dziliś my tylko do/z Symferopola. Ta przyjemnoś ć kosztuje 100 UAH. Autobus był by trochę tań szy. Ale minibusem do Symferopola jechaliś my jak kró lowie. Tylko jedna dziewczyna usiadł a obok Artka. Ale w Symferopolu był o cał kowicie wypeł nione.
Na granicy rosyjskie sł uż by celne już niczego nie przeszukiwał y ani nie sprawdzał y. Ale ukraiń ski celnik pró bował coś znaleź ć w naszym plecaku. Ale mu się to nie udał o i dwie butelki wina przeszł y bezpiecznie. Procedura przekroczenia granicy trwał a dwadzieś cia godzin.
Do Symferopola był o sł onecznie, a zaraz potem niebo się zachmurzył o, potem wpadliś my we mgł ę , a koł o Berdiań ska spadł ulewny deszcz. Ale bliż ej Mariupola to się skoń czył o. Wię c wszystko poszł o dobrze. Ś wię ta Boż ego Narodzenia obchodziliś my już w domu.