Dzicy na Arabatce
Ż yczymy mił ego wypoczynku! Duż o wraż eń , myś lę , ż e na dł ugo zapamię tamy. Dopó ki na Strelce bę dą „dzikie” miejsca, bę dziemy tam nadal jeź dzić . Radzę wszystkim, któ rzy kochają dziką przyrodę , czyste powietrze i morze oraz nieobecnoś ć obcych na plaż y, ale jednocześ nie gotowi są znieś ć ogromną liczbę komaró w ze wzglę du na wszystkie powyż sze.
- najczystsze powietrze nasycone solą , jodem i bromem
- mikroklimat morski (w 99% jest co najmniej lekka bryza, wię c nawet w upale jest cał kiem komfortowo)
- dziewicza przyroda
- czyste doskonał e morze
- szeroka czysta plaż a
- nie dusza w odległ oś ci 1 km.
- obecnoś ć ź ró deł z czystą naturalną sł odką wodą na Strelce
- obecnoś ć gorą cych ź ró deł jodowo-bromowych (gejzeró w) na Strelka
- doś ć niedrogie
- ś wietne miejsce na odpoczynek i relaks od wielkomiejskiej masy ludzi i gwaru
- komary (a raczej niezmierzona iloś ć tych zł ych gł odnych owadó w).
Teraz bardziej szczegó ł owo:
Jechaliś my w duż ym towarzystwie (7 dorosł ych i 6 dzieci), celowo dalej wzdł uż Arabatki, gdzie nie ma już osad, baz i pensjonató w (47 km od począ tku Strelki). Droga do… Karabin jest teraz doskonał y, wykonany z betonowych pł yt. Potem zaczyna się podkł adka (raczej myszoskoczek) typu „tarka”, po któ rej albo trzeba jechać.20 km/h. lub lataj nisko ponad 80 km/h. Ale był o warto. Od naszego obozu do najbliż szych dzikich są siadó w był o co najmniej 1 km. , do najbliż szej bazy 8 kilometró w, a do najbliż szej wsi - kilometry 17.
W ogó le wszyscy się tam szczę ś liwie dotarli, rozbili obó z (4 namioty, namiot z komarem do kuchni, prysznic, toaletę , zacią gnę li 2 markizy), zjedli obiad, umyli przyjazd i kupili. Pogoda był a ś wietna. A ponieważ wszystko był o przygotowane na dł ugie wakacje, przygotowaliś my się na „zaszaleć na plaż y”. Ale, do cholery, tam nie był o...Reszta okazał a się cał kiem aktywna. Nagle zerwał się porywisty wiatr...
Zmiaż dż ono 3 namioty, namiot (któ ry był symbolicznie umocowany na 4 rozstę pach) trzymał y trzy osoby. Parasole i poś ciel został y zł apane wzdł uż plaż y, markizy zerwane, prysznic odwró cony do gó ry nogami. Tylko toaleta pozostał a nienaruszona : ), co przy okazji naprawiliś my najgorzej. Na szczę ś cie dla nas trwał o to okoł o 15 minut, wię c „test testowy” zdaliś my dwó jką . Kró tko mó wią c, musiał em zaczą ć wszystko od nowa. Tym razem naprawiliś my wszystko znacznie poważ niej. Zamiast ś miesznych na piasek koł kó w, pokonaliś my wszystkie rozstę py i zakopaliś my pó ł metrowe metalowe naroż niki na kolejne 30 centymetró w (zabraliś my je ze sobą ), a tam, gdzie im nie wystarczył o, przywią zaliś my je do 1.5 litra bakł aż any wypeł nione wodą i zakopane pó ł metra w piasku. Swoją drogą , zgodnie z wynikiem wyjazdu mogę powiedzieć , ż e rozstę py był y najlepsze na bakł aż anach.
Nastę pnego dnia ponownie podcią gnię to markizy i mieliś my mnó stwo czasu na relaks, pł ywanie i opalanie. T. do.
był o nas wielu, codziennie musieliś my chodzić do ź ró dł a po wodę pitną . Najlepsze ź ró dł o znajduje się we wsi. Na szczę ś cie tam zebrali wodę (choć nie blisko obozu - 30 km. ), a jednocześ nie w drodze powrotnej zatrzymaliś my się przy gorą cym ź ró dle (naprawdę gorą co, czasem nie da się wejś ć do wody) ż e tak powiem i leczyć . Już od drugiego dnia wszyscy zauważ yli, ż e peł no tu komaró w. I rano i po poł udniu. A wieczorem iw nocy nie ma ich tak duż o - tam wszystko się nimi roi. Był y dni, kiedy nie pomagał y ż adne repelenty (kremy, spraye, cewki dymne). W ogó le nas specjalnie gryź li. O godzinie ó smej, gdy komaró w był o wię cej, dzieci zaczę ł y wpadać w histerię , wię c natychmiast umieszczono je w namiotach, na komara. Trzeci dzień był spokojny, morze super, czyste. Piwo poszł o z hukiem. Zdecydowaliś my, ż e nadszedł czas, aby wł ą czyć ryby do diety i poszliś my wykopać robaka Liman. Przez 3 godziny krą ż yli wokó ł.3 ujś ć rzek i nie znaleź li ani jednego robaka - dno to jedna niebieska glina.
musiał em iś ć do Strzelaj i kup te robaki za 50 kopiejek za sztukę ! Wieczorem napompowali ł ó dź i wypł ynę li, zał oż yli dwie nowiutkie sieci, a nastę pnie zarzucili na ł oż ysko spinningowe prę ty. Dosł ownie godzinę pó ź niej zaczę ł a się prawdziwa „zabawa”. Ledwo zdą ż ył em nakrę cić spinningi. Wiatr wiał co najmniej 30 m/s i znowu burzliwy, porywisty wiał przez cał ą noc. Tym razem wszystkie nasze konstrukcje (poza markizami) przetrwał y. Rano zrobił o się jeszcze fajniej – opró cz jeszcze silniejszego wiatru zaczę ł a się ulewa. I tak cał y dzień . Dzieci został y wysł ane do namiotu najbardziej odpornego na wiatr i deszcz (któ ry okazał się namiotem Pinquin Omega 6), podczas gdy same siedział y (a raczej stał y) w namiocie. Trzy inne namioty został y jednak uł oż one na ziemi przez wiatr i deszcz i przemoczone (wraz ze wszystkimi rzeczami). Jedyną dobrą rzeczą był o to, ż e nie był o komaró w. W efekcie spaliś my w jednym namiocie i dwó ch samochodach. Na szczę ś cie kolejny dzień był spokojny i sł oneczny, co pozwolił o nam wysuszyć rzeczy.
Pią tego dnia nasi przyjaciele nie mogli tego znieś ć . Nie mieli zaufania do namiotó w, nie mogli już znosić komaró w. Wieczorem pią tego dnia wyjechali, a pozostał a tylko moja ż ona i dzieci. Kró tko mó wią c, rozpoczą ł się spokojny bierny odpoczynek. Ponieważ poprzedni sztorm wyrzucił na brzeg tony sieci, idą c wzdł uż brzegu, wybrał em taką , któ ra był a naprawdę „oż ywiona”, co zrobił em wieczorem. Po 3 godzinach siatka był a raputana.
Pogoda był a super, z wyją tkiem jednego dnia, kiedy panował absolutny spokó j i upał był nie do zniesienia. W tym dniu na wybrzeż u okoł o 300 metró w z obu stron pojawili się nowi wczasowicze z namiotami. A do wieczora tego dnia postanowił em ponownie zał oż yć siatkę i rzucić spinningowe prę ty na ł oż ysko. Pod koniec dnia znowu tego ż ał ował em. Gdy tylko się ś ciemnił o, rozpoczą ł się kolejny huragan. Tym razem był a to burza piaskowa, któ rej towarzyszył a gwał towna burza z piorunami.
Sił a wiatru był a tak wielka, ż e piasek wiał wszę dzie - przez okna namiotu, przez komara, do przedsionka. Piasek przestał nieś ć dopiero godzinę pó ź niej, kiedy zaczę ł o padać . Mamy wszystko. Ale wszyscy są siedzi nie mieli tyle szczę ś cia. Dla jednych metalowa rama namiotu został a rozdarta i przewró cona, a dla innych namiot został zerwany i prawie zabrany (wszyscy spali w samochodach). Oczywiś cie sieć zał oż ona poprzedniego dnia znó w został a porwana. Zdecydowanie mieliś my pecha z ł owieniem ryb - w cią gu dwó ch tygodni zł owiliś my tylko 2 tuziny babek, a potem z ł ó dki na przeką ski, daleko od wybrzeż a. Choć sami widzieli, jak wieczorami przy samym brzegu pł ywają doś ć duż e ł oż yska.
Dzień po ostatnim huraganie rozbiliś my obó z i wró ciliś my do domu, gdzie choć jest gorą co, nie ma komaró w. Chociaż gdyby był a moż liwoś ć pozostania na kolejny tydzień , zostalibyś my bez wahania, pomimo komaró w.
Tak, komary są tam duż ym problemem.
Ale ze wzglę du na wszystkie korzyś ci pł yną ce z takiego ś wię ta moż na je tolerować (oczywiś cie w rozsą dnych granicach).
Piszą c tę historię , z pewnoś cią wiele mi brakował o. Ale co najważ niejsze, wskazał gł ó wne punkty, na co trzeba być przygotowanym podró ż ują c jako dzikusy do Arabatki.