Handel na Mount Titans
Wspinają c się na szczyt gó ry Tytanó w, miną ł em wiele sklepó w. W pobliż u jednego z nich zadzwonił a do mnie peł na wdzię ku blondynka. Podchodzą c bliż ej, zauważ ył , ż e osoba był a nieco starsza, niż się wydawał o z daleka. Mó wił a wyraź nie po rosyjsku, ale nie czuł em w niej rodaczki, uznał em, ż e pochodzi z krajó w bał tyckich, a moż e ską diną d?
Pani entuzjastycznie opowiedział a mi o lokalnych zwyczajach w zakresie kawy, wina i innych rzeczy, a nastę pnie zaproponował a skosztowanie popularnego, zwł aszcza w poł udniowych Wł oszech, napoju limoncello w ró ż nych wersjach. Był mi znajomy, ale nie odmó wił em wypró bowania proponowanych odmian - musiał em pomyś leć o pamią tkach, napó j jest do tego cał kiem odpowiedni, chociaż nie ma potrzeby mó wić o bukiecie, w rzeczywistoś ci jest to odpowiednik nasz zacier, choć na zupeł nie innej podstawie (nalewka na skó rce z cytryny). Limoncello podobno pije się bardzo schł odzone, ale dla mnie został o nalane tak, jak był o - w temperaturze pokojowej. W wysokiej wą skiej szklance, tylko na kilka ł ykó w, nie spodziewał em się odurzenia. Jednak, gdy blondynka ć wierkał a bez przerwy, gdy nalewał a z kolejnej butelki, poczuł em się trochę „unoszą cy się ”.
Przypomniał em sobie przypadek z przyjacielem, któ ry raz ze swoim przyjacielem wszedł do naszego kieliszka wina, gdzie mieli kieliszek i… upadł w najbliż szym parku! Pomimo tego, ż e znajomy to był y bokser, a jego przyjaciel to emerytowany komandos! Każ dy miał okoł o jednego centa ż ywej wagi, ale spadł z jednej filiż anki! Oczywiś cie w szkle był o coś zbę dnego!
Nie poż egnał em się bardzo grzecznie z mił ą panią , któ ra wydawał a się są dzić , ż e już namó wił a mnie na kupno kilku butelek wą tpliwego trunku i pospiesznie wzbił a się w powietrze. Dobrze, ż e nie zwlekał em, odbił em się po pó ł godzinnym przebywaniu na ś wież ym powietrzu na samym szczycie krasnoludzkiego stanu z bezcł owym handlem i szerokim wyborem podró bek.