Ośrodek narciarski oczami nie-narciarza. Część 4. Z wizytą u zwierząt leśnych.
Dzień szó sty. Z wizytą u leś nych zwierzą t.
Wakacji nigdy za wiele i tak też był o i tym razem. Ale rytm ustalony już od pierwszego dnia (wczesne wstawanie, ś niadanie i szybkie wyjś cie z hotelu - ż eby nie spó ź nić się na nastę pny pocią g, autobus) zaczą ł się mę czyć nie jak dziecko. Postanowiliś my wię c zorganizować sobie dzień „rozł adunkowy”, czyli na spacer po Ł omnicy, rozejrzenie się po okolicy.
Począ tkowo w naszych planach był o odwiedzenie polskiego Zakopanego, ale okazał o się , ż e zimą dojazd transportu nie jest zbyt dogodny: 1.5 godziny w zwykł ym autobusie (tam) + 1.5 godziny z powrotem i bezpoś rednio w Zakopanem – 1.5 godziny. Wtedy podję to decyzję o odwoł aniu Zakopanego. Ponieważ myś leli, ż e to irracjonalne. Tak i przyjechaliś my na Sł owację ! Niech wię c bę dzie czysta Sł owacja!
Tak wię c poranek szó stego dnia to jasny sł oneczny poranek! obiecał nam wspaniał y ciepł y dzień.
A pierwszym obiektem naszej dzisiejszej wizyty w Ł omnickich „zabytkach” był hotel „Hutnik”. Jak pisał em wcześ niej, wybierają c wycieczkę na Sł owację , wirtualnie zrecenzowaliś my kilkanaś cie ró ż nych sł owackich hoteli, Hutnik był jednym z nich. Poszliś my wię c się temu przyjrzeć , aby mieć pomysł na przyszł oś ć.
W przewodniku napisano, ż e „Hotel poł oż ony jest w zacisznym pię knym miejscu u podnó ż a Ł omnicy Sztit, 15 minut spacerem od stacji kolejki linowej na Skalnato Pleso” i to był a prawda. Dodatkowo mapa online na moim iPadzie pokazał a, ż e z Hotelu Hutnik przez las do Grand Hotelu Praha prowadzi szlak turystyczny.
Z ró ż nego rodzaju przystankami na zdję cia i odpoczynkiem (biorą c pod uwagę moje problemy z sercem), do Hutnika doczoł galiś my się w okoł o godzinę . Odzyskaliś my oddech i zapytaliś my w recepcji hotelu, czy szlak turystyczny dział a? Otrzymawszy pozytywną odpowiedź i kierunek, wyruszyliś my na poszukiwanie tej wł aś nie drogi.
A potem wydarzył o się coś nieoczekiwanego.
Obchodzą c budynek hotelu, zobaczyliś my doś ć szeroką drogę do lasu ze ś ladami traktora. Na nim szliś my w stronę przygody. Szliś my doś ć dł ugo: mimo wszystko robiliś my zdję cia pod ró ż nymi ką tami - stoją c, siedzą c, leż ą c na ś niegu, w puchowej kurtce i bez niej, na tle gó r i na tle jodeł . Ale hotelu Praha nie był o jeszcze na horyzoncie. Podczas kolejnej przerwy na papierosa otworzył em „magiczną ksią ż kę ” o nazwie iPad i zdał em sobie sprawę , ż e nasza geolokalizacja znajduje się znacznie na pó ł noc od szlaku turystycznego wskazanego na mapie. Ale droga się nie koń czył a i prowadził a dalej w las, a my szliś my nią . Ponieważ , logicznie rzecz biorą c, musieliś my wyjś ć jeszcze bliż ej wycią gó w narciarskich niż hotel Praha. Byliś my w poł owie drogi.
Tak, to już za nastę pnym zakrę tem, zobaczyliś my w oddali zarysy jakiejś drewnianej konstrukcji. Zapewne chata miejscowego leś niczego, uznaliś my.
Podchodzą c bliż ej, wyraź nie widzieliś my, ż e to wcale nie był a chata, ale prawdziwy karmnik dla mieszkań có w lasu, do któ rych przyjechaliś my.
Szczerze mó wią c jestem panią miasta i to, co zobaczył am, nie powstrzymał o mnie. I kto wie, co bę dzie dalej. Ale koleż anka zdecydowanie się opierał a i po kilku minutach sprzeczek mimo to zawró ciliś my. Nadal trzymam ocenę (tak, nikogo się nie boję! ), ale przysł owie „Bó g strzeż e sejfu” był o tu jak najbardziej mile widziane.
Droga powrotna do hotelu okazał a się znacznie kró tsza, czyli z czasem wró ciliś my szybciej. A kiedy pojawił się budynek hotelu, oboje odetchnę liś my z ulgą.
Ś cież ka znajdował a się jakieś pię ć dziesią t metró w od nas, ale był a ró wnie pusta jak droga z ś ladami traktoró w.
Przeszliś my ją w okoł o pó ł godziny, mijają c kilka mostó w nad gó rskimi potokami i mijają c wiele ogromnych kł ą czy drzew, któ re nie został y zebrane po straszliwym huraganie, któ ry doprowadził sł owackie lasy do tak opł akanego stanu. Wielokrotnie chodnik, po któ rym szliś my, był poprzecinany ś ladami stó p, któ re oczywiś cie nie należ ał y do czł owieka. Moż e przebiegł dzik lub miejscowa sarna....Ale dzisiaj ich nie spotkaliś my: wszystko jest dobre, co się dobrze koń czy.
Dzień pó ź niej zapytaliś my goś ci Hutnika, czy w pobliskim lesie mieszkają jakieś zwierzę ta i jaka to droga, któ ra wjeż dż a do lasu ze ś ladami traktora? W odpowiedzi usł yszeli cał kiem oczekiwane: „Mó wią , ż e są zwierzę ta. Ludzie nie idą tą drogą ”. Ale poszedł eś . Szkoda, ż e zapomnieli zrobić zdję cie podajnika.
Po bezpiecznym dotarciu do Grand Hotelu Praga tradycyjnie wypiliś my filiż ankę cappuccino i kontynuowaliś my spacer w gó rę Skalnate Pleso.
Niemniej jednak jest w tym miejscu coś , co przycią ga magnes.
Wspaniał a pogoda otworzył a nowe widoki na Ł omnicę i okolice, a takż e na Tatry i Ł onicki Szczyt. Sł oń ce zachodził o za gó rami, ale nie chciał em schodzić . Ponadto zrozumieliś my, ż e już ż egnamy się ze Skalnate Pleso.
Po raz kolejny machają c na poż egnanie ze szczytem Ł omnicy wzię liś my kolejną kabinę wycią gową , któ ra ponownie pognał a nas do Tatrzań skiej Ł omnicy.
Cią g dalszy nastą pi. Znowu Strbske Pleso, Solisko i inni.