Ciao, Włochy. Część 1: Wenecja
Tydzień przed podró ż ą . Wszystkie strony obiecują ulewny deszcz.
Trzy dni przed wyjazdem. Podobnie.
Lot jutro. Bez zmian…
Wyjazd do Wł och był nieplanowany, zakup biletó w spontaniczny, wszystko to trudno był o zmieś cić w napię tym harmonogramie pracy. Ale po kilku dniach moje serce zaczę ł o boleć w oczekiwaniu na cud, nogi nie stał y nieruchomo, moje rę ce spieszył y się , aby spakować torby. Pró by zaś nię cia w przeddzień odlotu prawie nie powiodł y się , wstaliś my o 3 nad ranem, wystartowaliś my prawie bez zwł oki, 2.5 godziny na ciemnym niebie, na skraju któ rego już drż ał ś wit, a voila - wita lotnisko Treviso nas. Mał y, kompaktowy; pó ł godziny po wylą dowaniu siedzieliś my już w autobusie w drodze do Wenecji. Wkupiliś my się w ofertę jednego z przewoź nikó w autobusowych, ż e ich lot zabierze nas do miasta w 40 minut zamiast 70 w ATVO, a cena jest podobna - 10 euro. No bzdury, bzdury, ta sama godzina, ale też musiał em jechać kolejką na Piazzale Roma. Chociaż to wcale nie zdenerwował o - dodatkowe wraż enia po przyjeź dzie.
Plac Rzymu. Dziwne uczucia. Samochody, autobusy, turyś ci, senne, mgliste miasto. Ale zapach cudu już unosi się w powietrzu. A wię c. Warto był o zrobić krok przez pierwszy kanał , warto był o zobaczyć plusk wody na starych budynkach, zaparkowane ł odzie, okiennice w oknach, ł awki, któ re miał y się otwierać . Ł zy napł ynę ł y mi do oczu. Nie potrafię opisać dlaczego, ale od pierwszego kroku zdał em sobie sprawę , ż e to jest MOJE miasto. Był o wiele innych pię knych europejskich stolic, bardziej pretensjonalnych, bardziej wyrafinowanych, przyjemniejszych pod wzglę dem klimatycznym. Ale to nie to. Witaj Wenecja! Witaj moja kró lowo!
Droga do hotelu Tivoli zaję ł a okoł o 10 minut prawie w linii prostej wzdł uż jednego z kanał ó w. Od pierwszych minut pomagał nam nawigator, rozważ nie zainstalowany w telefonie. Cudowny stary dom (jednak jak wszystko inne w mieś cie), wysokie sufity, ł adny dziedziniec z mał ym ogró dkiem od frontu. Pokó j jest bardzo malutki, tuż pod dachem, ale sufity mają.4 metry wysokoś ci z ogromnymi belkami, okna są z okiennicami, z balkonu widoczne są dwie wież e, na któ rych dzwony już podają dokł adną godzinę . Ś niadania pyszne, ale standardowe europejskie. Ale nie ma absolutnie ż adnego pragnienia. Dosł ownie biegniemy na Piazza San Marco, mijają c po drodze most Rialto, pokonują c tytaniczne wysił ki, by nie zaglą dać do każ dego sklepu, nie fotografować każ dego domu i ulicy. A teraz San Marco! Teren wyglą da na ogromny! Katedra ś w. Marka jest pię kna, Pał ac Doż ó w uderza swoją wielkoś cią...Filiż anka kawy na placu przy dź wię kach muzyki i ł ą czymy się z miastem...Nie ma tak wielu turystó w, ale są ( jak się pó ź niej okazał o, maksymalne zatł oczenie na placu jest rano, bo… zbierają się tu wszystkie grupy wycieczkowe – do godziny 12 plac był prawie pusty). Spaceruj wzdł uż nasypu, wspinaj się na dzwonnicę , ską d otwiera się wspaniał a panorama. Hmm, a kto powiedział , ż e Wenecja to mał e miasto? ; ) Nastę pnie zwiedzanie Katedry Ś w. Marka (kolejki już nie był o - a godzinę temu był a ogromna) i Pał acu Doż ó w. Sprawdzenie tego ostatniego zaję ł o kilka godzin; wystró j wnę trz, bujna architektura, to wszystko warto zobaczyć .
Wydostawszy się z niewoli pał acowej, postanowiono skierować się w stronę hotelu… nie ż artuję , bo o trzeciej nad ranem na nogach. Ale wcale nie chciał em wychodzić z placu… jakby oczarowany, przez kolejne pó ł godziny po prostu stali i podziwiali kolory mijają cego dnia…
. . . Nie za wcześ nie rano dzwonek, jak powinien, poinformował nas, ż e czas poż egnać się ze snem. Ulice wydawał y się tak znajome, jakbyś my mieszkali w mieś cie od dawna. Postanowiliś my poś wię cić ten dzień na spacery pod wodą . Na Piazzale Roma kupiono 12-godzinne bilety na vaperetto (transport wodny). Trasa przebiegał a nastę pują co: Canal Grande - Murano - Burano. Canal Grande, zgodnie z oczekiwaniami, zrobił najprzyjemniejsze wraż enie. Na Piazza San Marco przenieś liś my się na inną ł ó dź , któ ra zabrał a nas na Murano w 40 minut. Po drodze mijaliś my mał o znane i nie najpopularniejsze rejony Wenecji, wyspę -cmentarz San Michele. Na pierwszy rzut oka Murano nie uderzył ani nie zaskoczył . Ale z drugiej strony wylą dowaliś my w warsztacie dmuchaczy szkł a, a potem powoli przeszliś my do gł ó wnego kanał u. Atmosfera był a bardzo spokojna, miasteczko przypominał o Wenecję , ale w miniaturze - te same kanał y, te same domy, ale bardzo proste, te same sklepy z dzieł ami lokalnych rzemieś lnikó w, ten sam aromat kawy. . . Wydawał oby się , nic specjalnego, ale takie urocze, takie przytulne. Wybó r biż uterii okazał się nie lada wyzwaniem – ró ż norodnoś ć przyprawił a mnie o zawró t gł owy już w trzecim sklepie. Tak wię c podczas spaceru zgubiliś my poczucie czasu, nie mieliś my już czasu na Burano. Dokł adniej z czasem oczywiś cie był o to moż liwe, ale wybó r padł na kolejny wieczó r w Wenecji.
Nazajutrz wczesnym rankiem ż egnają c się z miastem podję liś my stanowczą decyzję , ż e bę dziemy tu wracać raz za razem, na tydzień , na miesią c, moż e na zawsze (dlaczego nie marzyć o tym, prawda? )…
p. s. Swoją drogą deszcz nigdy nie nadchodził , czasem nawet ś wiecił o sł oń ce, a pogoda generalnie dopisywał a.
Cią g dalszy nastą pi.