Trzy w łodzi, bieda i psy. Ukończenie
Rozpocznij tutaj >>>
Dzię ki niemal cał kowitemu spokojowi udał o nam się przekroczyć zatokę i wspią ć się na skał y okrywają ce ją od poł udnia. Ratownik nie dbał o nas, tym razem go nie widzieliś my. Chciał em krzyczeć ze szczę ś cia! Poczuliś my się jak zdobywcy ś wiata, stoją c wyprostowani na masywnej skale. Magellan z Kolumbem! Vadik zanurkował trochę pod skał ę i nawet odkrył trochę ż ycia. Woda był a czysta - po pierwsze kamienie, po drugie spokó j. Wcześ niej pró bował em nurkować w Agonda, ale absolutnie nic nie widział em - bł otniste! Wtedy w koń cu zrozumieliś my, jak rosną ostrygi. Co prawda był y to bardzo malutkie okazy, ale teraz przynajmniej dowiemy się , jak to wyglą da. Po prostu nie wiem, kiedy bę dziemy potrzebować tej wiedzy.
Kiedy wró ciliś my, okazał o się , ż e spę dzamy okoł o godziny w wodzie. Verka zaczę ł a się już nudzić . Był o poł udnie i postanowiliś my się wycofać .
Był o bardzo ciepł o i przed wejś ciem na wzgó rze musieliś my zanurzyć się jeszcze trzy razy. Na sawannie był o po prostu nieznoś nie ciepł o! Ale wcią ż odrzucaliś my tuk-tukera, któ ry do nas przylgną ł . A raczej machną ł em rę ką , podczas gdy Verka podję ł a sł abą pró bę sprzeciwu. Ugryzł em go w zarodek. Wykorzystaliś my już zapas „dodatkowych” rupii podczas rejsu statkiem. I prawdopodobnie na pró ż no! Zanim dotarliś my do wioski, znó w zaczą ł em się spł aszczać i robić kieł baski.
Wchodzą c do kawiarni, wykrę cił em nos – farba wcią ż pachniał a. Chcieliś my wyjś ć i poszukać innego miejsca, ale kelner zaproponował nam usią ś ć tuż nad rzeką na podobień stwo dostarkhana. Wydawał o się , ż e nie ma smrodu i wiał lekki wiatr. Serce mi walił o, cał e ciał o mrowił o od igieł , a w każ dej chwili bał am się odjechać . Po umyciu pod kranem warunkowo zimną wodą poczuł em się trochę lż ejszy. Tak, co jest ze mną nie tak? Te dwie co najmniej henna!
W ogó le nie miał em ochoty na jedzenie, chociaż poza nasionami nadal nic nie jadł em. A to już dwie godziny. Zamó wił am herbatę masala (z mlekiem i przyprawami) i zupę pomidorową .
Powiedział em, ż e za zaoszczę dzone dwieś cie rupii wolał bym kupić sobie jaką ś szmatę . Przyzwyczajony do nas kelner zapytał , czy jesteś my rodziną ? Ś mialiś my się i powiedzieliś my tak! Jesteś my szwedzką rodziną !
Czas na zakupy. Nie planował am kupować niczego poza olejem kokosowym i himalajskimi suplementami diety, podobno bardzo skutecznymi. Ale kiedy zobaczył em, jakie mają jasne, mocne prześ cieradł a, uznał em, ż e są absolutnie niezbę dne, abym się ukrywał latem na wsi. Nienawidzę robić zakupó w, ale nagle spodobał mi się proces handlu! To prawda, przed wyjazdem dokł adnie przestudiował em ten temat i był em trochę sprytny. Wszystko wyglą dał o dokł adnie tak, jak napisali eksperci w tej sprawie. Z teatralnym przewracaniem oczami po obu stronach i okrzykami „Yu killin mi! ” To prawda, ż e nigdy nie udał o mi się trzykrotnie obniż yć ceny. Kupił em dwa arkusze okoł o 2x2 - jeden z Buddą , drugi z Ś iwą za 550 rupii. Verka kupił a parę pareo za 300 rupii. W innym sklepie kupił am ś mieszne, wł asnorę cznie robione haremki za 300. Wredny sprzedawca kiepsko się poddał , chwalą c swó j produkt: „Patrz, co za projekt! ” Aha, do cholery! Couture!
A potem Verka zacią gnę ł a mnie do pozornie drogiego sklepu. Był tam klimatyzator i sprzedawca z rasową twarzą , któ ra wyglą dał a jak Kapoor albo Bachchan. Miał fabryczne koszulki i tuniki za 200-300 rupii. Zgarną ł em kilka kawał kó w, ale na wszystko nie starczył o mi pienię dzy! Och, powinienem był mniej jeś ć ! Nie, zakupy są zł e! Opium dla ludzi!
Skoń czywszy kupowanie szmat, zaopatrzyliś my się w rum. Pozostał o tylko kupić owoce. Po wysł aniu Vadika ze ś mieciami do hotelu poszliś my z Verką do sklepu warzywnego. Potykamy się i idziemy do siebie, nikogo nie dotykamy. Przed nami stado kró w. Widzą c nasze paczki, wszyscy jakby na zawoł anie odwró cili twarze i rzucili się w naszą stronę . Musiał em uciekać . Wię c nakarm je potem ogó rkami!
Dzień wcześ niej nasz przewodnik Alexander otrzymał wiadomoś ć na Viber, ż e nasz transfer na lotnisko, tak jak się spodziewaliś my, odbę dzie się o godzinie 00. Zaczą ł em pakować bagaż e. Vadik i ja kupiliś my trzy plastikowe butelki 0.75 rumu i jedną mał ą pamią tkową butelkę.0, 18.
Nie brali już tego, aby nie stać się zuchwał ym i trudno jest przecią gną ć . Verka kupił a dwie butelki. Jej plecak i naszą walizkę owinę li folią spoż ywczą , zabraną przez oszczę dnego przyjaciela, a nasza torba nie był a do koń ca spakowana, zostawiają c tę sprawę na pó ź niej. Poż egnaliś my się z morzem i za moim naleganiem poszliś my spać o 21.00. Chciał em ustawić budzik na wpó ł do jedenastej, ale Verka nie sł uchał a i ustawił a go na jedenastą . A jeś li w poprzednie noce spaliś my idealnie (nie liczą c tego, ż e niespokojne gospodarstwo domowe w obliczu znajomej, któ ra miał a spore problemy ze snem czasem budził o mnie swoim szelestem), to dziś niestety nikt z nas nie spał . Był o duszno, mimo ż e wentylator był wł ą czony. Ską dś przyszł y komary i ugryzł y Vadkę . Zaczą ł prychać . Potem Verka poszł a się odś wież yć i usł yszeliś my jej pisk. Kiedy wyszł a, zapytał em ją , co się stał o? Chociaż domyś lił em się , co to był o. Powiedział a, ż e bezczelny karaluch postanowił wspią ć się na jej nogę ! Brrr! A wieczó r przestał być leniwy. Pracownicy, któ rzy budowali coś w pobliż u hotelu, postanowili cię ż ko pracować do dziś .
Na domiar zł ego o wpó ł do dziesią tej zaczę ł o padać ! To podobno był o przyczyną moich dolegliwoś ci! Po pó ł godzinie leż enia wstali. Vadik kontynuował pakowanie rzeczy, a ja poszedł em do ł azienki, aby ustawić się we wzglę dnym porzą dku. To, co zobaczył em w lustrze, pogrą ż ył o mnie najpierw w przeraż eniu, a potem w histerycznym ś miechu. Boż e, kto to jest? Nie moż esz być tak pię kna na ś wiecie! Pod oczami wystawał y jaskrawoczerwone pó ł kola. To są biał e ś lady po okularach w cią gu kilku minut, któ re leż ał em twarzą do gó ry na plaż y, udał o mi się wchł oną ć trochę sł oń ca. Zanim zdą ż ył em cokolwiek zrobić , zgasł o ś wiatł o! W samą porę ! Wcześ niej zdarzał o się to okresowo, ale w dzień nie potrzebowaliś my ś wiatł a, a w nocy też go nie potrzebowaliś my. Tablet zdą ż ył się nał adować i dobrze! Zapal ś wieczkę i latarkę . Jakoś owiną ł torebkę folią . A deszcz nigdy się nie koń czy! Jak dostajemy rzeczy do samochodu? Sami zmoczymy się do skó ry i zmoczymy rzeczy. Jednak nadal był y mokre. Stroje ką pielowe i rę czniki nigdy nie wysychał y cał kowicie na sznurze rozcią gnię tym przez nas mię dzy dwiema palmami, a reszta rzeczy leż ą cych w domu ró wnież był a przesią knię ta wilgocią .
Wtedy ten problem znikną ł na dalszy plan i zaczą ł em myś leć , ale czy on w ogó le przyjdzie? Liveniak przyzwoity! Nagle spł ynie jakiś spł yw bł ota lub osunię cie się ziemi? Tak, nigdy nie wiadomo! Aleksander na naszym pierwszym i jedynym spotkaniu powiedział , ż e to normalne, ż e samochó d spó ź nia się o pó ł godziny. Teraz, jeś li nie przyjdzie za pó ł godziny, musisz do niego zadzwonić . Wyszedł em na werandę . Podwó rko oś wietlał y reflektory nadjeż dż ają cego samochodu. Myś lał em, ż e to już za nami i zaczą ł em krzyczeć , ż eby jak najszybciej zebrać się . Okazał o się jednak, ż e byli to nowo przybyli goś cie, któ rzy spacerowali po podwó rku w deszczu, grzechoczą c walizkami. Okoł o pię tnaś cie do dwunastej deszcz ustał i tylko kapał z drzew. Podszedł em do bramy i zaczą ł em kontemplować wymarł ą ulicę . Wszystkie sklepy był y zabite deskami i był o zupeł nie ciemno. Przeszł o dwó ch mę ż czyzn rozmawiają cych po angielsku. Jeden z nich powiedział , ż e jutro prawdopodobnie bę dzie duż o komaró w. Wow! Już rozumiem angielski!
Mniej wię cej pię ć minut po pierwszej podjechał a toyota i kierowca zapytał , czy mam na imię Vera? Niech się stanie Wiara. Wbiegają c do domu, zaczę li wycią gać liczne kę py. Nocny tragarz pomó gł nieś ć najwię kszą torbę , za co ucieszył em go ostatnimi dziesię cioma rupiami. W koń cu, przechodzą c z latarką przez ciemny pokó j, zaglą dają c pod poduszki i pod ł ó ż ko, nie bez ż alu opuś ciliś my naszą chatę . Przewoź nik wskazał na zegarek, jakby prawie się nie spó ź nił . Powiedział em, ż e to „dobra walka” i pognaliś my mokrą , serpentynową drogą . Powiedział coś o hotelu Lalit i pomyś lał em, ż e nadal bę dziemy kogoś stamtą d zabierać . Dziwne, dlaczego wię c najpierw nas zabrał ? Lalit jest dalej od lotniska. Ale był bym zainteresowany rozmową z goś ć mi indyjskiej super pią tki. Przez jakiś czas naprawdę jechaliś my na poł udnie, a potem stracił em orientację . Wjechaliś my do jakiejś duż ej osady i ze zdziwieniem rozpoznał em Margao. Sprawdził em z kierowcą - rzeczywiś cie się domyś lił em. Wię c poszliś my w drugą stronę , a nie tę , któ ra przyjechał a do hotelu. Spotkaliś my kilka kró w nawet w nocnym mieś cie! A co z Lalitem? Kierowca albo ż artował , albo go ź le zrozumiał em.
Usł yszał em skrzypienie we wł osach. Dotkną ł em ich iz obrzydzeniem natkną ł em się na coś duż ego, drż ą c, odrzucają c to od siebie. Wysiadł szy z samochodu na lotnisku, znó w poczuł em pewne poruszenie. Przeczesują c palcami wł osy, strzą snę ł a mieszkankę naszej ł azienki, któ ra szybko rzucił a się pod samochó d, na ziemię . Mó j Boż e! Jak on się tam dostał ? Czy są znalezione w samochodzie? A moż e zdecydował eś się przemycić z hotelu na Ukrainę ? Gł upi! Daj spokó j! Karaluchy są dla pienię dzy!
Ale nie ma pienię dzy! Vodila wycią gną ł do mnie rę kę na poż egnanie, któ rą uś cisną ł em, mó wią c: „Bohat bhanyavat! Namaste! Moż e chciał , ż ebym coś tam wł oż ył ? Wł oż ył em moje ciepł o, wszystko co miał em. Zostaliś my zaatakowani taczkami, mamroczą c coś o kontroli bagaż u. Pomachał em im i wzią ł em taczkę z pobliskiego stosu. Zbudowawszy na nim coś w rodzaju Everestu, stanę liś my w zgodzie ze wszystkimi innymi. Kiedy nadeszł a nasza kolej, walizka, plecak i torba, któ re zamierzaliś my odprawić , został y zapieczę towane. Ups! A ja nadal chciał em wszystko zważ yć i w razie potrzeby przepakować . Tutaj ró wnież sprawdzano bilety. Był jakiś problem. Sprawdzają ca dziewczyna powiedział a, ż e nas tu nie ma, tutaj sprawdzają bagaż e lotu do Sharjah. Cholera, jaka jest ró ż nica? Sprawdź to!
Po zważ eniu bagaż u i upewnieniu się , ż e wszystko pasuje do ustalonych norm, zaczę liś my czekać na rozpoczę cie odprawy. Dziewczyna przyszł a do nas po pomoc. Szukał a recepcji w Sharjah. Wedł ug niej był a zupeł nie sama i w ogó le nie znał a angielskiego. Jej dł onie był y ozdobione wzorami z henny. Byliś my zachwyceni. Daje! Nie zaryzykował bym. Zabrawszy dziewczynę i widzą c, ż e za chwilę rozpocznie się nasza rejestracja, byliś my prawie pierwsi w kolejce. Jeden z pracownikó w lotniska podszedł i rozdał wszystkim papierowe przywieszki, któ re należ ał o przyczepić do bagaż u podrę cznego. I powiedział a nam, ż e musimy przejś ć przez kontrolę bagaż u w innym miejscu, te plastikowe, któ re do nas przyczepili, nie był y dobre. Musiał em wyjś ć z kolejki i ponownie przejś ć przez czek. Jednak nam się udał o. Metki był y przyczepione do wszystkiego, ł ą cznie z torebką zawieszoną na szyi Verki, a nastę pnie był y kilkakrotnie sprawdzane. Ale mieliś my duż o wody w bagaż u podrę cznym i nikt się nią nie interesował . Klatka został a przekazana dwa razy i za każ dym razem Verka z jakiegoś powodu zadzwonił a. Był a dodatkowo odczuwalna. Przypuszczalnie szpilki dzwonił y w zę bach.
Kiedy w koń cu dotarliś my do samolotu, okazał o się , ż e naszych miejsc nie ma w pobliż u. Chcieli, po odczekaniu, aż wszyscy usią dą , zamienić się z kimś miejscami, ale okazał o się , ż e samolot nie był zał adowany nawet o jedną trzecią . To jest szczę ś cie! Wszyscy poł oż yli się na trzech siedzeniach, a nadal był y puste rzę dy. Spać - nie chcę ! Ale nie mogł em. Był o mi zimno. Wyją ł em sweter i wł oż ył em go. I jest mokro i zimno! W suchym powietrzu samolotu wyschł , ale kiedy to się stał o, absolutnie nie moż na był o zasną ć . Zaczę ł o się rozjaś niać . Troskliwe stewardessy chodził y po kabinie i zasł aniał y iluminatory zasł onami, aby sł oń ce nie zakł ó cał o snu. Wedł ug Verki, któ ra nie pró bował a spać , zał oga ró wnież spał a w tylnych rzę dach, a potem wyglą dał a na nieco wymię tą .
Dubaj z powietrza wyglą dał odpychają co. Kamienna dż ungla spowita smogiem. A co tam robić ?
Czekają c na zwolnienie, patrzył em, jak arabski tragarz zajmuje się naszym bagaż em. Udał o mu się podnieś ć duż e walizki doś ć wysoko i z cał ej sił y wrzucić je na wó zek. Zdrowa infekcja!
Ten sam dubar był na lotnisku! I dlaczego ci Arabowie tak bardzo kochają zimno? Swoją drogą , wychodzą c z domu nie był o mi tak zimno. W koń cu jechał em latem i już przygotowywał em się psychicznie. A jeś li wtedy ś pieszył o mi się z rozbieraniem, teraz zrobił em dokł adnie odwrotnie i zacią gną ł em się na sweter. Drogi dutik mnie nie interesował i otworzył em tablet. Okazał o się , ż e był jeszcze w trybie samolotowym, któ ry ustalił em dziesię ć dni temu. Siemion Siemionitch! Dlatego tak trudno był o otworzyć mapę !
Vadik, któ ry wró cił z toalety, opowiedział mi o osią gnię ciach budowy lokalnej toalety - nad rolką papieru toaletowego zamontowana jest butelka dezodorantu, któ rą moż na posypać kartkę papieru przed wytarciem się ! Oh jak! Zapomniał em wspomnieć , jak bardzo podobał a mi się toaleta Zhulyansky - tam na siedzeniach sterylna folia zmienia się automatycznie po naciś nię ciu odpowiedniego przycisku. Nigdy czegoś takiego nie widział em, w przeciwnym razie prawdopodobnie bym to zapamię tał .
W nastę pnym samolocie zaję liś my miejsca w ostatnim rzę dzie. Samolot był peł ny, wię c nie miał em nadziei na spanie. Zaczą ł em wyglą dać przez okno. Zał adowany bagaż . Jedna z toreb stał a z uchylonym zamkiem i przedmiotami wystają cymi z dziury.
Po zał adowaniu wszystkich innych rzeczy ł adowarka wepchnę ł a otwartą torbę do plastikowej torby i ró wnież ją zał adował a.
Dł uga kolejka do toalety utworzona w przejś ciu. Toaleta na nosie został a oddana do peł nej dyspozycji kilku pasaż erom klasy biznes, podczas gdy reszta osó b rzucił a się na ogon. Wyglą dał o to tak, jakby przez tydzień nie chodzili do toalety. Niektó rych widziano wiele razy w kolejce. Cał y nasz dalszy lot przebiegał przy zasysają cych dź wię kach spł ukiwania pró ż niowego. Bezpiecznie spakowaliś my sł uchawki do bagaż u, podobnie jak tryktrak. Nie był o absolutnie nic do zrobienia. Mam nasiona. Tym razem w zestawie był o aż.5 hrywien!
Aby się ogrzać , poł oż yli dł onie na monitorze, był o tak ciepł o! Pokazali kurs samolotu. Linia przerywana biegł a przez wybrzeż e Morza Czarnego na Kaukazie. Naprawdę ? Pod nami był fantastyczny, przeraż ają cy widok.
Nie tylko spł yw z pobliskiego miasta, nie tylko wysychają ce jezioro pokryte czerwoną roś linnoś cią .
Patrzą c na monitor, zobaczyliś my, ż e trajektoria samolotu był a zakrzywiona i teraz leciał a przez Krym. Naprawdę ? Jeszcze pó ź niej okazał o się , ż e latamy po Krymie szerokim ł ukiem. Pochylił em się w kierunku iluminatora. „Moje wybrzeż e! Pokaż się ! Edge, cienka linia...”Nie pojawił się . Tylko morze był o widoczne w rzadkich przerwach w zachmurzonej chmurze. Ech! Naprawdę chcę jechać do Jał ty!
W Ż ulanach, po przejś ciu kontroli paszportowej, wszyscy stł oczyli się wokó ł karuzeli. Nasz bagaż dł ugo nie wyjeż dż ał . Kiedy nasza torebka w koń cu wyjechał a, miał a widok, jak ranny ż oł nierz. Film był zbity w ś rodku i był bardzo sfatygowany. Uchwyt nie wyszedł . Musiał em ją cią gną ć za bat. Przed podró ż ą Vadik dodał nowe koł a do walizki, ponieważ wró cił z ostatniej podró ż y, tracą c parę . Tym razem koł a był y nienaruszone. Ale zamek szyfrowy został zł amany mię sem. To prawda, ż e bagaż był nienaruszony. Wyglą da na to, ż e został strą cony, kiedy spadł . Po zał adowaniu taczki byliś my prawie ostatnimi, któ rzy opuś cili bagaż nik. Podarta torba pozostał a samotnie na taś mie. Przed nami przy kontroli paszportowej zatrzymano Araba i zał oż ył em, ż e torba należ y do niego.
Szedł em z przodu z paczką bagaż u na wó zku, Vadik i Verka szli trochę z tył u. Na mó j widok celnik zrobił okrą gł e oczy, ale potem jego spojrzenie przeniosł o się na moich towarzyszy, któ rzy szli lekko, i zapytał tylko: „Czy jesteś cie razem? ” Wię c nie mieliś my ż adnych problemó w.
Nawet w hotelu zdecydowaliś my, ż e pojedziemy taksó wką na dworzec. Jest blisko, jest blisko, ale niechę tnie ł aduje kilka toreb do minibusa. Po znalezieniu w Internecie pierwszego dostę pnego numeru, któ ry udał o nam się zapamię tać.797, uspokoiliś my się na tym. A na dworze jest zima. Ś nież ne zaspy, do cholery! Wykrę cił em 797 i przysł uchiwał em się mamrotaniu, mają c nadzieję , ż e dostanę smsa ze wszystkimi informacjami. Zamiast tego zadzwonił kierowca i kazał nam wysią ś ć , za chwilę podjedzie. Wyszliś my, czekamy, marzniemy. Ludzie z naszego lotu powoli się rozchodzą . Nie mamy naszego samochodu! Vadik powiedział , ż e kiedyś wezwał taksó wkę trojki i musiał wykrę cić trzy sió demki. Wybrał em numer, ale był jakiś przekrę t, a nie taksó wka. Kiedy jak frajerzy zostaliś my sami, postanowił em niepokoić znajomą kobietę z Kijowa i poprosił em, abym wezwał a dla nas taksó wkę . Zadzwonił a i powiedział a, ż e otrzymam sms-a. Przyszł o. Napisano „czarny Ford, 44 hrywien, 14.25”. I telefon kierowcy. Na zegarze 14.35. Jak moż e przybyć o 14.25? Dzwonię do kierowcy. Pyta, jakimi są klientami? Nic o nich nie wie, ale niedł ugo bę dzie w drodze. Dobrze, jeden z nich powinien podjechać . Dzwonić . Zamó wił eś taksó wkę ? No tak! Jedziesz na fordzie? Nie, na Lanos. Nie zamó wiliś my Lanosa. Odkł adam telefon. Potem, zmieniwszy zdanie, pytam ponownie, czy już przyjechał eś ? No tak! Dobra, pojedziemy z tobą . Kiedy byliś my już zanurzeni, podjechał pierwszy samochó d, obiecują c przybycie za minutę ! Odpowiedzieliś my na jego wezwanie, ż e jego minuta trwał a aż do dwudziestu. Oni tego nie robią . Przynajmniej nie powiedział , ż e jest w drodze. Czekalibyś my na niego w budynku. Co jeś li się spó ź nimy?
Rozmowny kierowca, któ ry nas wió zł , na naszą proś bę zatrzymał się w garbatej chacie. Kiedy wrę czył em mu pię ć dziesią t kopiejek, liczą c na resztę , powiedział , ż e potrzebuje 60! Ma tę kwotę napisaną w SMS-ie i moż e ją przedstawić ! I napisał em kolejną kwotę ! Ale nie zrobił em zamieszania i dał em kolejną dziesią tkę . Kierowcy taksó wek w Kijowie! Pierdol się !
Chata Puzata jest dobra dla każ dego. Gdyby tylko był a na pierwszym pię trze! Z trudem, w dwó ch krokach, wnoszą c swoje rzeczy na gó rę do zatł oczonej sali, wzię li jak zwykle barszcz, puree ziemniaczane i kotlety jagnię ce. Jakż e jestem zmę czony indyjskim jedzeniem! W drodze nie jedliś my nic pró cz bananó w, mandarynek i nasion, wię c zmieciliś my wszystko w trzy sekundy. O dziwo, podobnie jak dwa lata temu, za ten sam zestaw zapł aciliś my 50 hrywien! Przynajmniej w tym stanie jest coś stabilnego!
Wcią ż gł odni, kupiliś my duż o jedzenia w Ecomarket i bardzo przyjemnie spę dziliś my wieczó r w przedziale pocią gu Kijó w-Mariupol.
Na zakoń czenie chciał bym powiedzieć , ż e opró cz vouchera i wiz, któ re kosztował y nas trochę ponad tysią c dolaró w za dwoje, wydaliś my sto dolaró w na osobę na jedzenie w Indiach plus 50 na kupę ś mieci. Có ż , jedzenie drogowe na Ukrainie. Verka, oczywiś cie, dobra robota! Nie spodziewał em się po niej! Moż na powiedzieć , ż e normy TRP minę ł y! Mimo nadwagi, obolał ych nó g i ocierają cych się o nie opuchlizny, uparcie szł a za nami. Wojownik! A jednak był y z tego pewne korzyś ci. Spowalniał a nas i nie pozwolił a nam zginą ć w cią gu pierwszych kilku dni, no có ż , pilnował a rzeczy. Nauczyliś my ją obywać się bez kawy. Zaczerwienienie na twarzy zniknę ł o w samolocie, a opalenizna zró wnał a się , jednak gdy piszę te linie, niewiele z tego został o.
Teraz to wszystko!