Podróż do Andory. Część 6

29 Styczeń 2019 Czas podróży: z 07 Styczeń 2019 na 14 Styczeń 2019
Reputacja: +15099.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Mam jutro lot, a strona UIA wcią ż pisze do mnie „Sori! ”. Nic do roboty. Musiał em przeszkadzać Andreyowi cgistalkerowi. Obiecał zadzwonić do UIA. Nie zaję ł o nawet godziny, ż eby wszystko zadział ał o! Andrey jest tylko magikiem! Mam tylko pytanie, jak inni ludzie rozwią zują podobne problemy? Przecież takiego Andrzeja nie mają ! I dlaczego, ogó lnie rzecz biorą c, takie problemy pojawiają się tam, gdzie nie powinny?

Ź le spaliś my. Ró wnież alarm został ustawiony w zł ym czasie. Mó j telefon ż yje wł asnym ż yciem. W domu pokazuje mi godzinę sprzed godziny, a na wycieczkach – nie wiem w ogó le któ ra. Tak wię c w Andorze pokazał , ż e czas nie jest lokalny, ale nie domowy. A w trybie rę cznym nie moż na był o niczego przerobić . Kró tko mó wią c, alarm zadzwonił o 4 rano. Bliii! Nikt inny nie zasną ł .


Wstaliś my o 6. O 6.35 siedzieliś my już w holu ze wszystkimi rzeczami. Na sł uż bie był starszy mę ż czyzna, któ ry nie mó wił po angielsku. Oddano klucz. Wzią ł go w milczeniu i nie zamierzał niczego sprawdzać w pokoju. Wskazał nam torby z przeką skami - to zamiast ś niadania, któ re pomijamy. Wynieś li rzeczy na zewną trz. Stoimy. Gdy nadszedł czas X (6.45), wskazany w biletach, wró cił em do recepcji. Wskazał a na mę ż czyznę w miejscu na biletach, gdzie był a zapisana nazwa hotelu i godzina. Nastę pnie pod numer telefonu poniż ej. Zaczą ł dzwonić . Po rozmowie z niewidzialną ciotką powiedział mi, ż e wszystko jest w porzą dku. 3 minuty.

Znowu wyszedł em na zewną trz. Stoimy. Nie martwimy się . Zegar na wież y wybił już.7. O tej porze autobus powinien już wyjeż dż ać z dworca. Ale nadal się nie martwimy. Jesteś my w Europie! Tutaj wszystko jest jasne!

Mę ż czyzna wyszedł , staną ł z nami i poszedł ponownie zadzwonić . Idę za nim. Tym razem dialog trwał znacznie dł uż ej. Mę ż czyzna kilkakrotnie wywoł ywał nazwę hotelu. Nie trzeba był o znać miejscowego ję zyka, ż eby wszystko zrozumieć . Ale nadal nie obchodził o mnie to. Jesteś my w Europie! Teraz wszystko zostanie zniszczone!

Zmiana nadeszł a. Facet mó wią cy po angielsku. Mę ż czyzna wyjaś nił mu sytuację i odł oż ył sł uchawkę . Facet po rozmowie zabrał z kolei moje bilety. I pokazuje, co jest napisane na dole drobnym drukiem. Okazuje się , ż e w ogó le mieliś my nas odebrać i to nie z hotelu, tylko z pobliskiego przystanku autobusowego. I wcale nie był o napisane po angielsku! Co to jest? Po kilku rozmowach kierownik powiedział mi, ż e firma moż e zmienić nasze bilety na 9 rano. Zrobił em okrą gł e oczy i powiedział em, ż e moż emy się spó ź nić na lot. Porozmawiał jeszcze trochę i powiedział , ż e w takim razie bę dziemy musieli wzią ć taksó wkę . Na wł asny koszt! Nie okreś lił em, gdzie konkretnie trzeba jechać , dogonić autobus czy już prosto do Barcelony? Nadal bę dę jeź dził na wł asny koszt! Powiedział a, ż eby się przebrał y o 9.00. Facet rozluź nił się i powiedział , ż e skoro tak, to moż emy iś ć na ś niadanie. I odebrał am mu klucz do pokoju. Rzeczy pozostawiono w holu.


Weszliś my do pokoju. Poł ó ż się . Ale sen był po prostu nierealny! Zaczą ł em gorą czkowo zastanawiać się , ile wł aś ciwie mamy czasu? Pamię tam tylko, ż e jak wzią ł em bilety na 7, zostawił em trochę rezerwy. Ale co? Na jak dł ugo przed odlotem koń czy się odprawa? W godzinę ? Lub 40 minut? Nie znalazł em tych informacji na biletach. Jeś li za godzinę , to z autobusu do recepcji bę dziemy mieli tylko 15 minut. Albo cał e 15 minut. Moż na by oczywiś cie wyjechać na 8 godzin z inną firmą autobusową Directbus, ale to dodatkowe pienią dze. Naciskał a ropucha. Zresztą jest już za pó ź no. Musiał em od razu pomyś leć . Dalej po prostu nie dał o się iś ć . Chciał em zadzwonić do Andrzeja. Powiedział , ż e najprawdopodobniej zdą ż ymy na czas. Niech Bó g bł ogosł awi!

Nikt nie poszedł na ś niadanie. Nie wiem, jak ludzie mogą przytyć , bo przejadają się , kiedy są zdenerwowani! Nasz kawał ek po prostu nie wlazł do gardł a. Podszedł em do kierownika i poprosił em, ż eby zabrał nas na przystanek autobusowy. Obiecał , ż e poprosi kolegę - barmana. Ale jest jeszcze wcześ nie! No tak, wcześ nie! Dwie godziny temu był o za wcześ nie. Po wę dró wce po korytarzu postanowili się wyczoł gać . Zatrzymali rzeczy. I wró cił em do hotelu i widzą c, ż e barman obsł uguje klienta, uparcie kiwał em gł ową kierownikowi przy drzwiach. Wzdychają c, wzią ł kurtkę i poszedł ze mną . Na przystanku zapytał em go: „Tutaj? ” Pokiwał gł ową . Spojrzał em na zegar. Do dziewią tej był o już pię tnaś cie minut. Nie ma autobusu. Powiedział , ż e to prawdopodobnie z powodu korkó w.

Podjechał duż y autobus. Uś miechnię ty kierowca wyskoczył i zaczą ł wpychać nasze cię ż kie torby na narty do bagaż nika. Na poż egnaniu pocał ował em kierownika i powiedział em, ż e ich hotel jest „najlepszy”!

Autobus przyjechał na dworzec autobusowy. Kierowca wysiadł . Wpatruję się bez mrugnię cia w cyfrowy zegar nad jego siedzeniem. Już.9. 01! Wyskakuję z autobusu i rzucam się na palą cego faceta w pobliż u. Przeraż ony powiedział , ż e kierowca wcale nie był nim. Wszedł do biura. Wbiegam do biura i mó wię po angielsku zdanie, któ rego nauczył em się dzień wcześ niej, któ rego transkrypcję podrzucił mi Andriej, ż ebym mó gł obsł ugiwać go na lotnisku, popychają c resztę pasaż eró w: „Opó ź niamy lot ! ” Nie moż na powiedzieć na pewno, czy kierowca mnie zrozumiał . Najprawdopodobniej po prostu wyglą dał em na tak groź nie przestraszonego i rozczochranego, ż e wybiegł za mną i natychmiast odjechaliś my.


Granica Andora-Hiszpania. Gdybyś my jechali w tamtą stronę bez zwł oki, teraz do autobusu wszedł pogranicznik i zaczą ł sprawdzać paszporty. Dobrze, ż e w autobusie był o pó ł tora kaleki, wię c nie zaję ł o to duż o czasu. Ale wtedy autobus został ró wnież poddany kontroli celnej. Potę ż ny wujek kazał kierowcy otworzyć bagaż nik. Pochylają c się , przez minutę kontemplował jego zawartoś ć . To, co chciał tam zobaczyć , pozostał o tajemnicą . Ale straciliś my czas! Po drodze zatrzymywaliś my się kilka razy, odbierają c pasaż eró w w niektó rych osadach. To ró wnież nie przyczynił o się do relaksu.

Tak! Jakie są narty! Dawno nie dostawał em takiej dawki adrenaliny i nie jestem pewien, czy w ogó le ją otrzymał em! Jeś li to się utrzyma, po prostu mnie zabije. Czas na drinka! Mieliś my ze sobą dwie puszki piwa, trochę niedokoń czonego wytrawnego wina, któ re wlał em do butelki wody. A takż e litr whisky wlany do dwó ch plastikowych bakł aż anó w. Ale po namyś le zrezygnował em z tego pomysł u. A co, jeś li bę dziesz musiał komunikować się z przedstawicielami ró ż nych struktur, ale czy to bę dzie ode mnie pachnieć ?

Aby jakoś odwró cić uwagę , zaczą ł em robić zdję cia krajobrazu za oknem. Ale autobus jechał szybko, a pogoda był a doś ć ponura - niskie chmury spowijał y gó ry. Dlatego nic nie dział ał o.

Z trudem wcisnę ł a się w kanapkę , któ ra był a w hotelowym „pudeł ku na lunch” i zmusił a chł opcó w do zrobienia tego samego. Na lotnisku nie bę dziemy już mieli czasu na odś wież enie się , a do bagaż u podrę cznego wszystko się nie zmieś ci. Musimy pozbyć się balastu. Wrzucili wszystko, czego tak naprawdę nie potrzebowali, do kosza na ś mieci przymocowanego do ś rodkowych drzwi autobusu. W zestawie duż a butelka na wodę . Mał e, 250 gramowe, wepchnię to do pojemnych kieszeni nowej kurtki Vadki. Kazał em Olegowi nalewać whisky z jednego bakł aż ana do termosu, któ ry zabraliś my na stok. Nie był o czasu na pakowanie go w narty. A w bagaż u podrę cznym patrzysz i jeź dzisz. Drugiego bakł aż ana nie znaleź li – najwyraź niej gdzieś go spakowali.

Autobus pę dzą cy autostradą z ograniczeniem prę dkoś ci do 100 nagle zwolnił i zaczą ł się czoł gać . Nieco wcześ niej uspokojony, znó w się zdenerwował em. Przed nami wypadek. A potem - kolejny! Zastanawiam się , kiedy ukł ada się rozkł ad jazdy autobusó w, czy przewiduje się trochę czasu na dział anie sił y wyż szej? Pró bował em porozmawiać z Andreyem, ale Wi-Fi z jakiegoś powodu nie chciał o cię ż ko pracować . Pojawił się i natychmiast znikną ł . Nie nasz dzień dzisiaj!


Usiadł em i pomyś lał em, dlaczego tak się dzieje? Czy autobus, któ ry przegapiliś my, się rozbił ? Albo samolot powinien spaś ć , a my go nie potrzebujemy? Musi być jakiś sens we wszystkim, co się dzieje, choć dla nas niezrozumiał e? To był o trochę pocieszają ce. A potem zobaczył em trzeci wypadek - spalony samochó d. Co za przeraż enie! Ludzie prawdopodobnie też się spieszyli.

Nie wiem, co dział o się w umysł ach moich towarzyszy. Vadik nawet trochę się zdrzemną ł . Oto nerwy!

Kiedy pomyś lał em, ż e wszyscy już przybyli (a dokł adniej odpł ynę li), wycią gną ł em z kosza duż ą butelkę wody. Ż ycie na lotnisku jest drogie. Przyda się .

Tymczasem autobus wydostał się w koń cu z korka i ruszył z peł nymi ż aglami. Tam już i lotnisko! Tylko autobus najpierw zadzwoni do drugiego terminalu. A moż e nie? Zatrzymał em się . Biedny kierowca starał się jak mó gł ! Wycią gnię ty z pnia chumodanishchi z zawrotną prę dkoś cią . Chodź my dalej. W przejś ciu autobusu, nie mogą c usią ś ć , tak jak ja, facet harował . Powiedział em mu o naszych kł opotach. Powiedział , ż e on i jego ż ona też się bardzo spó ź nili. I mają też lot o 13.30. Tylko przez Aeroflot.

Autobus spó ź nił się pó ł godziny. Do odlotu pozostał o 45 minut. Chwytają c nieznoś ne rupiecie, wlatujemy do budynku lotniska. Ale gdzie uciekać ? Na tablicy wynikó w moje oczy niczego nie widział y. Biegał em wzdł uż rzę dó w regał ó w, szukają c logo UIA. A ich (szereg) tam są - bą dź zdrowy! Nie znajdują c tego, zmarnował em kilka cennych minut na gł upie rzucanie, wró cił em ponownie do tablicy wynikó w. W koń cu znajdują c to, czego szukał a, pobiegł a w innym kierunku. Có ż , jak zawsze! Tutaj też moja antyintuicja nie zawiodł a! Lada UIA był a w samym rogu, na prawo od wejś cia, a ja oczywiś cie pobiegł em w lewo!


Tuż obok znajdował a się lada Aeroflotu, do któ rej wł aś nie zbliż ali się nasi towarzysze podró ż y z autobusu. Za nią był a dziewczyna, któ ra bez problemu przyję ł a bagaż od Rosjan. A za ladą UIA nie był o nikogo! Poprosił em przedstawiciela Aeroflotu (nie rosyjskiego), ż eby kogoś do nas zadzwonił , ale ona tylko wzruszył a ramionami i kazał a przejś ć do „informacji”. Jakich „informacji” nie rozumiał em. Widział em tablicę wynikó w bez niej. Znowu zaczę ł a się gł upio biegać w poszukiwaniu przynajmniej kogoś , kto mó wił po rosyjsku. Wszyscy tylko się uś miechali i wzruszali ramionami. I wysł ane do "informacji". Chciał em też wysł ać wszystkich. W koń cu zobaczył em stoisko, któ re okazał o się tą wł aś nie „informacją ”. Siedzą ca tam dziewczyna, po skontaktowaniu się z kimś przez telefon, dał a mi sł uchawkę . Z metra, niezbyt sympatycznego jednak rosyjskoję zycznego, ciocia kazał a nam iś ć z cał ym dobytkiem, przejś ć kontrolę , a potem ruszyć do wyjś cia E.

I przeprowadziliś my się . Pogardzają c linią do kontroli, przecisnę li się do taś my i nał oż yli na nią swoje pokrowce i plecaki. Mó wię ci to od dawna, ale wszystko wydarzył o się prawdopodobnie bardzo szybko. Do odlotu pozostał o 25 minut.

Pamię tasz ostatnią scenę Zł otego Cielca? Zdarzył o się prawie to samo. Celniczka powiedział a mi coś w rodzaju: „Ale botes”. Nie zrozumiał em od razu. Postanowił a, ż e ​ ​ chce powiedzieć , ż e buty narciarskie nie są dozwolone! Nie jest jasne, co i dlaczego, ale nie ma mowy! Nie miał em czasu na myś lenie. Powiedział em po rosyjsku, ż e to nie jest pytanie! Teraz je ubieramy. Ale ona uparcie powiedział a: „Ale to moż liwe! ” Wtedy dotarł o do mnie, ż e miał a na myś li wcale nie boty, ale ich zawartoś ć . Butelki czy coś takiego. Biedny Vadik musiał w poś piechu rozerwać taś mę samoprzylepną , któ rą dzień wcześ niej starannie owiną ł skomplikowaną konstrukcję torby na narty i torby z butami. To wł aś nie tam znajdował y się dwie butelki znakomitego wina porto Old Friends. Ten sam los spotkał dwie butelki z bagaż u Olega. I dwie puszki piwa. I kilka kalkomanii z winem. Korkocią g i spray desic vadkin. Ale jeś li po prostu wyrzucono piwo i krakersy, to torebkę odkł adano na bok. Ł askawie pozwolił em dziewczynie wypić za moje zdrowie. Ale zrobił a jej twarz jak helikopter i powiedział a: „niemoż liwe! ”. Prawdopodobnie wrzucą go w otchł ań !

Z ulgą pobiegliś my dalej do kontroli paszportowej. Facet w budce zapytał mnie tylko: „narty czy deska? ”. Biegnij do wyjś cia E. Biegnij, mó wi się gł oś no. Biedny Vadik ledwo mó gł raczkować z bolą cą nogą .


Outlet E był w jakiś sposó b opuszczony. Zapytał em dziewczynę z odznaką : "Kijó w? " Powiedział a, patrzą c gdzieś : „F10”. Kochana mamo! Jest na drugim koń cu! Nie mają c już nadziei na nic, nawet nie spojrzał em na zegar. Biegną c (a dokł adniej czoł gają c się ) obok tablicy wynikó w, zobaczył em sł owo przed naszym lotem. Prawdopodobnie tł umaczy się to jako „odleciał ” – przemkną ł mi przez gł owę .

Doshkandybav, w koń cu przed poż ą danym wyjś ciem, zobaczył dł ugą kolejkę . "Gdzie to jest? " - Pytam. I odpowiadają mi - do Kijowa!

Nawet gdybym wcześ niej nie wierzył w Boga, od razu bym uwierzył !

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (30) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara