Wodospady Dambri i Dasara. Miasto Ho Chi Minh. Wietnam
Z Dalat skierowaliś my się w stronę Ho Chi Minh City. Nasz samochó d przejechał przez najpię kniejsze wzgó rza z plantacjami kawy i herbaty. To wł aś nie na tej drodze wypiliś my najsmaczniejszą kawę podczas naszego pobytu w Wietnamie. A potem moż na był o kupić najtań szą kawę . Park z wodospadami Dumbri i Dasara znajduje się w pobliż u miasta Bao Loc. Moim zdaniem najlepiej dojechać tam wł asnym (wynaję tym) samochodem.
Wejś cie do parku kosztuje 5000 dongó w za osobę + 1000 za samochó d. Sam park nie jest mał y, a do wodospadu moż na zejś ć na trzy sposoby: wchodzenie po schodach (fajnie schodzić , ż al iś ć w gó rę ); windą na 1.000 w jedną stronę ; na moich ulubionych podstawkach do pisania (nie pamię tam ceny).
Nieś wiadomie postanowiliś my najpierw przejś ć się przez park, a nastę pnie zjechać windą do wodospadu Dumbri. Muszę od razu powiedzieć , ż e nie obeszliś my cał ego parku, nie był o czasu. Nigdy nie dotarliś my do jeziora.
W parku prawie nie był o ludzi, moż na był o bezpiecznie spacerować , oglą dać ró ż ne ż elazne posą gi zwierzą t i był o warto!
Kiedy schodziliś my do wodospadu Dumbri, brakował o nam tchu. Ogromny przepł yw wody, mostki, kwiaty i… niesamowita wilgoć . Jakby sztuczny deszcz był tworzony przez wiatr z wodospadu. Mó gł byś staną ć twarzą do wodospadu, a podmuchy wiatru rzucał y na ciebie mnó stwo kropli.
Ze wzglę du na wilgoć w parku jest duż o komaró w, wię c radzę nie zapomnieć o kremie ochronnym przeciwko insektom. Có ż , sł oń ce też by nie zaszkodził o.
Od wodospadó w Dumbri do wodospadó w Dasara prowadzi przez dż unglę kamienna ś cież ka. Có ż , moż e to nie jest prawdziwa dż ungla, ale kiedy stoisz sam na ś cież ce, a wokó ł ciebie są paprocie, któ re są twojego wzrostu, zaczynasz wierzyć , ż e to ta sama dż ungla!
Dasara nie zrobił a na nas wraż enia, bo był a prawie „pusta”. Z jego szczytu ł ą czył y się tylko mał e strumienie. W pobliż u Dasary jest miejsce do opuszczania/podejś cia kolejki gó rskiej.
A potem mieliś my bolesną wspinaczkę . Wydaje się , ż e fizycznie nie jest kruchy, ale upał nas wyczerpał . Nie mogliś my myś leć o korzystaniu z windy i myś leliś my, ż e nowa droga przyniesie nowe wraż enia. Wkł ad! Kiedy dotarli do wejś cia, po prostu upadli na ł awki i wlali w siebie litry wody. Ale wcią ż kochamy park! !
* * * * * *
Niewiele widzieliś my Ho Chi Minh City, gł ó wnie spę dzaliś my czas niedaleko hotelu, spacerują c po ulicach, piją c alkohol i degustują c lokalną kuchnię . Raz nawet dostał em się do lokalnego klubu.
Nie ominę liś my sł ynnego targu Ben Thanh. Jest bardziej turystycznie, ceny są tu wyż sze, ale tutaj spró bowaliś my najsmaczniejszej zupy Bo.
Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam to tutaj! Wieczorem panował a nieopisana atmosfera. Cał e kawiarnie wyrosł y w pobliż u sklepó w, gdzie siedzą c na miniaturowych stolikach, od dupy do dupy, komunikowaliś my się z podró ż nikami z cał ego ś wiata. Tutaj moż na był o kupić koktajl za maksymalnie 2 USD lub piwo za 0.80 USD.
Nie widzieliś my ż adnych zabytkó w, a nawet nie stawialiś my sobie takich celó w. Sajgon był począ tkiem i koń cem naszej podró ż y, miastem, któ re miał o nadać ton i nastró j naszemu ruchowi. Uważ am, ż e w peł ni uzasadnił moje przede wszystkim oczekiwania!