O jedzeniu. Sarny. „Pani Żuraw”
Nasza Kolia_oro. egor tutaj http:// blogi. turpravda. ru / Kolia_oro. egor /105204.html tak odmalował pię kno hiszpań skiej kuchni i technikę jedzenia homaró w o kryptonimie „przynieś haki i inne narzę dzia tortur, weź miemy go, gadu, goł ymi rę kami”, ż e nie ma sił y trzymać się z daleka. Swę dzenie grafomania zaczę ł o się od razu, chyba napiszę coś o mojej ukochanej. O jedzeniu. Ale nie mó wię o cudach zagranicznych, nie. Mó wię o wł asnej, utkanej w domu (ciekawe, czy istnieje ukraiń ski synonim tego wyraż enia? ). Dzię ki ukochanym Grekom i ich karykaturom w okresie wiosna-lato-jesień udał o się kilkakrotnie wskoczyć do Polski (ha, wtedy zwycię ż ył a sprawiedliwoś ć : nie wszyscy oszuś ci Fsyache na polskiej Schengen za granicą Shastata, tu regularnie odwiedzany zagraniczny turysta Schengen). Był em na tej drodze już setki razy, ale to pierwszy raz jestem w miejscu, o któ rym chcę napisać (choć mó j prowokator i podró ż nik już tam był i nie raz).
Szczerze powiedziawszy, nawet gdy bardzo chce mi się zjeś ć , nie lubię przebywać w miejscach dla „truckeró w”. Oznacza to, ż e jeś li w pobliż u kawiarni są zaparkowane TIR-y, nie muszę tam jechać . Có ż , czy moż esz sobie wyobrazić , jak wyglą da przydroż na kawiarnia, a nie w samym centrum wsi? No, na zachodniej Ukrainie, ale - przydroż na kawiarenka: to zwykle "Gendelik", z odpowiednim kontyngentem, z tak aktywnym "chansonem" z gł oś nikó w..."Pani Ż urawlina" nazywana jest też przydroż ną kawiarenką . Ale na tym koń czy się jego podobień stwo do innych podobnych instytucji. Kiedy został em zaproszony na obiad do takiej kawiarni, a tak, w pobliż u był y 2 dł ugie metry i ...Có ż , jakoś nie był em zbyt entuzjastycznie nastawiony do tej oferty, ale gł ó d, jak wiecie, nie ciocia. . Sprzedawca po prostu zaś miał się cicho (lub, jak mó wi mó j przyjaciel, roześ miał się ) w ką ciku ust. Wszedł em, usiadł em.
Od razu mił e wraż enie robią.2 rzeczy: ż ywe palenisko i co najważ niejsze - bardzo przyjemna zupa muzyka.
Nie tylko w sensie melodii, ale i dź wię ku. Wedł ug moich obserwacji jest to jedna z cech odró ż niają cych normalną instytucję od szamana. Jeś li zupa "nie zaszkodzi" - wtedy reszta wzroś nie o 100%. Ludzi, mimo ż e nie był o jeszcze gł ę bokiego obiadu, był o wielu. Tak, wię kszoś ć to truckerzy w spodenkach do kolan i gumowych kapciach. Ale wszystko jest ciche i przyzwoite, bez mat, bez dymu papierosowego. Usł uga jest po prostu bł yskawiczna. Nie mieli czasu na uspokojenie się - podeszł a urocza mł oda dama w haftowanej koszuli i zaproponował a menu. Wzię liś my sał atkę i zielony barszcz oraz herbatę i kawę . W oczekiwaniu na jedzenie powoli zaczynam dostrzegać , jak „wyglą d” instytucji nie odpowiada treś ciom wewnę trznym i swoimi obserwacjami zaczynam gwał cić inicjatora kampanii.
I znó w widzę na jego twarzy taki przebiegł y uś miech „kota z Cheshire”, siedzą cego naprzeciwko mnie.
Wcią ż nie do koń ca rozumiem, jak uzasadniony jest ten uś miech : ) Jak przynieś li sał atkę...nie bę dę się ukrywał - przy stole zapadł a chwila ciszy. Od pię kna jogi i co najważ niejsze od rozmiaru. Oraz talerze i porcje. Serwowanie - jak w cał kiem przyzwoitej restauracji (przypominam - to przydroż ny "genedlik"). A sał atka nazywał a się "Domino" - ró wnież jak w modzie. Ale jego gust, jego wyglą d...Był cudowny. Wię c. No i barszcz! Czy wiesz, co to jest naprawdę szczę ś liwy barszcz? ! ! Nie przepadam za wszelkiego rodzaju zupami barszczowymi, ale Polacy też nie mają zbyt wiele czasu na „popijanie” pierwszego, wię c trzeba był o mieć czas na jedzenie w domu. Nie kł amię : był to NAJPYSZNIEJSZY zielony barszcz ze wszystkich zjedzonych (i ugotowanych przeze mnie też ) do tej pory. On… Có ż , nie da się tego opisać . Musi być zjedzony. A wtedy wszystkie opisy bę dą bezuż yteczne.
Podawaj z ciepł ym chlebkiem pita lub chlebem do wyboru.
Kiedy, jak mó wią , są najedzeni i bardzo usatysfakcjonowani (nawet kelneró w pytali, kim jest kucharz - mę ż czyzna czy pani, jedzenie był o pyszne), postanowili iś ć dalej, swę dział y mnie rę ce, ż eby zrobić zdję cie restauracja przynajmniej od ulicy do "dania wskazó wek" "Ogó lnych", bo na zewną trz nie ma tablic "pomnikowych". I tak z aparatem w rę ku stoję i pró buję ró ż nych ką tó w. W tym momencie przechodzą cy obok mę ż czyzna wchodzi w kadr i nie spieszy się , by „wypuś cić ” mi obraz (tu synchronizacja z mojej gł owy): „No, jak nie na czas, to pę dź szybciej…” Podchodzi bez wahania i pyta: „Dlaczego fotografujesz nas? ».
Ja, któ ry nazywa się "na bł ę kitne oko", nawet przez sekundę nie podejrzewają c, ż e to wł aś cicielka "Pani Ż uraw", dł awią c się mó wię mu, ż e ach, tak pysznie, tak super, tak lubię , wię c robię zdję cia tak ż e jak mó wią , kraj zna swoich bohateró w i tak dalej… A on mó wi: „Jak się masz, pospiesz się ? Chodź my, pokaż ę ci co ”. I prowadzi mnie do takich bocznych drzwi, wejś cia do biura. Wchodzimy do zwykł ej przestrzeni biurowej. Ale nie takie proste. Bo w jednej ze ś cian znajduje się ogromne panoramiczne okno z widokiem na kuchnię . To znaczy, nie robią c sobie przerwy od bież ą cych spraw, wł aś ciciel „trzyma rę kę na pulsie” szefa kuchni w jego magicznym ś wiecie garnkó w, stekó w i okonia morskiego. Có ż , widzą c moją szaloną twarz, uś miecha się i mó wi: „Lekarze czę sto przyjeż dż ają do nas z Ró wnego. Chirurdzy. Dlatego czasami proszę ich, aby pokł ó cili się o to, kto jest czystszy: na sali operacyjnej czy w mojej kuchni ”. Jednak zaró wno miejsce jest ś wietne, jak i wł aś ciciel jest ś wietny.
Po wszystkich wycieczkach, uś ciskach dł oni itp. , w koń cu wsiadł do samochodu i ruszył we wł aś ciwym kierunku. Ale tutaj znó w biegnie i krzyczy: „Zapomnij, zapomnij! ». Okazał o się , ż e bezpiecznie zostawiliś my kartę , za któ rą pł aciliś my. A zaginię cie moż na był o znaleź ć w chwalebnym Lublinie. Wię c oczywiś cie chciał em przytulić tę mił ą osobę i przycisną ć ją do serca… W drodze powrotnej postanowił em zrobić „strzał kontrolny”. Potwierdź , ż e tak powiem, poprawnoś ć pierwszego wraż enia. Był o to w przeddzień Ś wię ta Niepodległ oś ci, sobotni wieczó r. Powiedzieć , ż e w restauracji nie był o miejsca na spadnię cie ani na tarasie z jabł kiem - nic nie mó wić . Widać , ż e miejsce to jest znane i lubiane. Ponieważ spieszył o nam się (do przebycia jeszcze wiele kilometró w), postanowiliś my nie wymyś lać , a tylko powtó rzyć ostatnie doś wiadczenie - znowu sał atka i zielony barszcz. Sał atka był a inna i trochę mniej pię kna niż ostatnio. Ale barszcz nadal był dobry!
Zauważ yli, ż e jedzenie siedzą ce na tarasie został o przyniesione w podgrzewaczach (takich specjalnych garnkach, pod któ rymi pali się zwykł a ś wieca, dzię ki czemu jedzenie jest cał y czas gorą ce). Po raz kolejny wł aś ciciel pozycjonuje swó j zakł ad jako przydroż ną kawiarnię . Wow! I bardzo fajnie, ż e kawę podano z cukrem i cukierkami w opakowaniu w barwach ukraiń skiej flagi. Czyli znowu gruziń ski gospodarz w przeddzień ś wię ta narodowego zadbał z gó ry, aby zadowolić swoich goś ci tak mił ym akcentem. Kró tko mó wią c, ludzie, jeś li zdarzy ci się podró ż ować za granicą trasą Kijó w-Kowel, nie przegap zachodnich obrzeż ach Sarn, tuż za posterunkiem policji drogowej i prawie naprzeciwko przydroż nej restauracji stacji benzynowej OKKO pod zielonym dachem w pobliż u TIR parking. Nazywa się „Pani Ż uraw”.
Jest to rzadki przypadek, gdy zewnę trzne otoczenie (cał kiem godne) nadal nie odpowiada otrzymanemu nadpozytywnemu „wewnę trznemu” wraż eniu. W koń cu jedzenie, któ re jest przygotowywane i podawane w tym miejscu, na dł ugo pozostawi ś lad w Waszych sercach.