Gdzieś w listopadzie
„Noc, ulica, latarnia с (c)”. Deszcz. Mokre miasto. I samotny saksofon. Mentalnie tak cicho, "na ucho". I dopiero począ tek muzycznej frazy: „Och, w wiś niowym sadzie ć wierka sł owik…”. Potem kawał ek z Sinatry. I znowu: „Och, w wiś niowym sadzie…” I kawał ek od Beatlesó w. Spokojnie, ufnie...Nie masz wą tpliwoś ci, ż e moż e się to zdarzyć tylko w jednym mieś cie na ś wiecie?
Już w paź dzierniku myś lano, ż e powinniś my pojechać gdzieś jesienią na weekend. Ale począ tkowo nie przewidywano innych opcji. Od razu stał o się jasne, ż e wystarczy tu pojechać . Do Lwowa. Jestem bez Schengen. A Lwó w to prawie Europa. I choć był em kiedyś krytykowany w TurPravdzie za „szczenię ce rozkosze”, któ re publikuję o tym mieś cie, ale co moż esz zrobić ? Naprawdę go kocham. Kocham. A powró t do niego jest dla mnie zawsze przyjemnoś cią . I szczegó lna przyjemnoś ć - o tym pó ź niej na TP.
Planó w wyjazdu był o kilka: w koń cu Lwó w uważ any jest za kulturalną stolicę Ukrainy i zawsze jest na co popatrzeć i posł uchać . Ale z jakiegoś powodu w tym roku „robocza” jesień okazał a się szczegó lnie napię ta. A ponieważ daty wyjazdu był y sprawdzane 10.000 razy, począ tkowo nie zgadzał em się na udział w koncercie Niny Matwienko, potem nie sł yszał em Andrija Makarewicza, a nawet pó ź niej - Nino Katamadze. W koń cu zebrali się w Operze. Ale nie moż esz nazwać mnie mił oś nikiem muzyki klasycznej, a do dyspozycji jest tylko Wolfgang Amadeus. No, z wyją tkiem tego, jak powiedział a Frosya Burł akowa, J. Rossini. Był a opcja posł uchania „La Traviata”. Ale w ulubionym i romantycznym mieś cie oglą danie tragicznej historii mił osnej „Dama z kamelią ” nie był o cał kiem logiczne.
Postanowiliś my wię c po prostu: chodź my do teatru. Do komedii. Nowoczesny. Ukraiń ski. Niezbę dny. Kupili przez Internet bilety do Teatru Marii Zań kowieckiej.
Zarezerwowane zakwaterowanie.
Tym razem też nie wszystko się uł oż ył o z czynszem. Ponieważ pokaz, jak mi się wydawał o, umieś ci nas po spokojnym wieczornym spacerze po Lwowie, idealnym rozwią zaniem był oby wynaję cie mieszkania gdzieś w historycznym centrum. Ale nie wszystko okazał o się takie proste. Wyglą da na to, ż e ofert online jest wiele, a czas na rezerwację z wyprzedzeniem był szybem. Jednak tym razem coś nie urosł o. Wielu odmó wił o po prostu dlatego, ż e chcieliś my wynają ć dom na jeden dzień . Motywacja: minimalny okres najmu to 2 lub nawet 3 dni. Dlatego jeś li planujesz mieszkać w wynaję tym mieszkaniu, lepiej wzią ć pod uwagę ten niuans. Zwł aszcza jeś li wyjazd zbiega się z weekendem. Có ż , mieliś my plan „B”: zwykł y i ulubiony pensjonat w Brzuchowicach.
T. k. począ tkowo przewidywał pó ź ny wyjazd, zarezerwował też przejeż dż ają cy hotel, ż eby nie jechać po ciemku. Poza tym padał o.
A w pią tek, po cię ż kich dniach pracy, w deszczu iw nocy, ż eby odlecieć od razu 420 km, startują c z ojczyzny o 18.00, wcale nie był o lodu.
Dlatego Lwó w zobaczyliś my dopiero nastę pnego dnia. I spotkał nas nagle: na ś niegu. Ale wcią ż był o doś ć ciepł o. Na przykł ad spę dził am dwa dni w jesiennych butach. Chociaż parasol, czapka i rę kawiczki był y bardzo odpowiednie. Mimo to był o trochę brzydkie. A jednak, mó wią c we Lwowie, „mż awka” padał a cał y czas: to był taki mał y gę sty deszcz, a nawet raczej mieszanka drobno-czę sto-czę stych deszczy i mgł y.
Ha, jakie to ciekawe. Po raz kolejny zauważ am niesamowitą rzecz. Jak tylko zaczynam pisać o Lwowie, sam komputer przeł ą cza się na ukraiń ski. Najwyraź niej coś takiego jak „Bandera” naprawdę unosi się w powietrzu; -).
Oboje byliś my we Lwowie mniej wię cej tyle samo razy. Ale z jakiegoś powodu udał o mi się zobaczyć tylko Lwó w.
Wię c tym razem zdecydował em, ż e zabiorę mó j „ahalshchik-porter-carrier-mixer”, jeś li nie jest to autoryzowana wycieczka, to przynajmniej zaznaczę „kamienie wę gielne”.
Jak zwykle poszedł em na plac. Rynek i okolice. Tradycyjnie (dla mnie) zwiedzili ormiań ski koś ció ł (kocham go we Lwowie bardziej niż inne i staram się na chwilę przyjrzeć każ dej wizycie). Tam już zakoń czono prace konserwatorskie, przynajmniej na lewej ś cianie. Jak zawsze wraż enie ś wią tyni jest niesamowite. Ponadto zabrali się do pracy. Posł uchali wię c trochę ormiań skiego księ dza.
Nadal chciał a zabrać turystę do Kryjó wki, ale w weekendy musiał a stać w kolejce, ż eby się tam dostać . W zwią zku z tym przedmiot ten został wył ą czony z programu „chodzenie”. I po prostu wę drował am, oddychał am, oglą dał am…
Wieczorem poszliś my do teatru. Dla mnie znak w kasie był rewelacją , ż e wszystkie bilety został y sprzedane. To jest.
znowu, jeś li planujesz samodzielną podró ż , lepiej zarezerwować bilety z wyprzedzeniem przez internet (bo to był normalny weekend, nawet nie wakacje i nadal nie ma biletó w). A ponieważ to był o nasze pierwsze doś wiadczenie z kupowaniem biletó w za pomocą nowoczesnej technologii, bardzo się martwił em, ż e teraz pokaż ę naszą gazetę online, a mł oda dama w okienku powie, ż e jest nieważ na. Ale wszystko okazał o się po prostu brzydkie. Bez sł owa dziewczyna wzię ł a moją biał ą kartę i zamiast tego rozdał a 2 bilety. I cud: miejsca i iloś ć takie same jak zamó wiliś my: ). Patrzą c na to, do czego dziś dotarł sprzę t, udaliś my się na halę .
Sala Teatralna im. Marii Zankoweckiej wyglą da na nieco „zmę czoną ”. Ale generalnie jest cał kiem przyzwoity. I to naprawdę został o wyprzedane. Za nami siedział y pracownice Urzę du Miasta Lwowa. Z „zatrzymanych” rozmó w zrozumiał em, ż e byli zapalonymi kinomanami. Czę ś ć z nich widział a już dzisiejszy spektakl.
Zaró wno jego, jak i przyszł e premiery teatralne (zwł aszcza program noworoczny) był y przedmiotem gorą cych dyskusji. Program bardzo mi się podobał . Dobra obsada. I tak grali, szczerze. Dwoje gł ó wnych bohateró w to osoby starsze. I tak "salutowali" szczegó lnie wspaniale. Jako dziewczyna jestem wraż liwa, kilka razy pł akał am. Chociaż to, co już tam jest: tacy wraż liwi się czoł gali : ).
Nic dziwnego, ż e to wł aś nie w „stolicy Bandery” wystawiono sztukę o tym, ż e ludzie w masie, obywatele, są tacy sami. Jest dwó ch braci. Jeden mieszka w Rosji. Kolejny na Ukrainie. Nie widzieli się od 20 lat. I przez te wszystkie lata piszą do siebie listy. O tym, jak mają się dobrze. Jakie zajmują wysokie stanowiska, jak dobrze prosperują ich rodziny i jakie bogactwa materialne mogą tu i tam być . Ale rosyjski brat nagle postanawia odwiedzić swojego ukraiń skiego brata.
A ż eby nie uderzyć się w bł oto, Ukraiń ski brat robi ró ż ne sztuczki, ż eby goś cie uwierzyli, ż e wszystko jest naprawdę bardzo dobre.
A sami goś cie wydają się być na wysokich stanowiskach i za duż e pienią dze… Ale pod koniec spektaklu prawda wychodzi na jaw. I nagle okazuje się , ż e nikt tak naprawdę nie zajmuje stanowisk, o któ rych pisali sobie nawzajem: nie jest generał em ani reż yserem, ale chorą ż ym i aktorem YUG. A ich ż ony są lekarzem pogotowia i nauczycielką w szkole. A dzieci nie ukoń czył y Oksfordu i nie posiadają austriackich klinik i rafinerii ropy naftowej. A przed nami dwó ch starcó w, któ rych bogactwem jest zwykł e ż ycie najzwyklejszej osoby: praca, rodzina, dzieci...
Tak, przedstawienie był o trochę „lwowskie”. Ale jakaż wdzię czna publicznoś ć był a na sali: jak cicho, wstrzymują c oddech, sł uchał a przenikliwego monologu jednego z gł ó wnych bohateró w. Jak wczuli się w bohateró w.
Jak dł ugo klaskali na koniec sztuki. Już sam fakt, ż e ludzie przychodzili do teatru, jak poprzednio, w wieczorowych strojach i kostiumach, wiele mó wi.
Jednak bardzo podobał mi się zaró wno wystę p, jak i teatralna atmosfera i myś lę , ż e wizyta u mieszkań có w Zankowa stanie się teraz naszą tradycją na wycieczkach do Lwowa.
Niemal przed teatrem znajduje się sł ynny lwowski „Wernisaż ”: targ z pamią tkami, haftem i antykami. Ró wnież ulubione miejsce na spacery.
I kolejna wskazó wka dla podró ż nych z ograniczonym budż etem. Na wprost wejś cia do Teatru Marii Zań kowieckiej znajduje się pizzeria sieci Celentano. Nie jestem wielkim fanem takich instytucji. I weszli w to przez przypadek. Ale obsł uga jest po prostu ś wietna: serwują szybko, bardzo uprzejmi kelnerzy, po prostu tacy dobrze wychowani faceci. I pyszne (pomimo fast foodó w).
A menu nietypowe, jak na fast foody (polska sał atka np. zupa-krem ze szpinakiem i doskonał e kakao z piankami). Jest też piwo i inne. alkohol, pizza, calzone, naleś niki.
Samotnego saksofonistę poznaliś my w deszczowy lwowski wieczó r, któ ry zamienia się w noc, tuż po przedstawieniu. Szliś my powoli ulicą Teatralna-Korniakta-Krakowska, piliś my herbatę z likierem we Lwowskich Placach i wró ciliś my do Bruchowicz.
Ja też kiedyś napisał am, ż e dla mnie Lwó w jest takim miastem, z któ rego od razu zaczynasz myś leć o kolejnej wizycie w nim. A lista rzeczy, któ re chcę zobaczyć we Lwowie, nigdy nie jest wyczerpują ca. I wzajemnie. Roś nie i rozszerza się . Od dawna wiem, ż e we Lwowie znajduje się ró wnież Muzeum Budownictwa Ludowego i Pleneró w, nazywane przez wytrych „muzeum pod goł ym niebem”. Ale ż eby się do tego wszystkiego jakoś nie udał o.
A pamię tają c wspaniał e wraż enie, jakie w Uż gorodzie wywarł taki lokalny obiekt kultury, postanowiliś my, ż e tym razem zobaczymy lwowski skansen.
Dlatego zawczasu przygotował am broszurę z jego opisem, któ rą ś wietnie się bawiliś my czytają c ją w drodze do Lwowa. A z niej otrzymaliś my informację , ż e miejsce, w któ rym mieś ci się muzeum, nosił o dawniej nazwę Kaiserwald, na cześ ć austriackiego cesarza Franciszka Jó zefa, któ ry oddał hoł d ó wczesnym wł aś cicielom tutejszego lasu. Las zakochał się w cesarzu, a miejsce otrzymał o przydomek - las kajzerowski. W latach dziesią tych ubiegł ego wieku powstał pierwszy park w naszym kraju.
Potem, gdy już nie był o parkó w, to znaczy przestali odpoczą ć , ale pospieszyli do "pracy" - do budowy komunizmu, las i park został y przemianowane na cześ ć Szewczenki. I tak nadal nazywa się : Gaj Szewczenkowski.
Ucieszył em się , gdy dowiedział em się , ż e park i ja jesteś my w tym samym wieku - oboje urodziliś my się w 1971 roku. W pobliż u znajduje się inny sł ynny lwowski park - Wysoki Zamek.
W rzeczywistoś ci moż na spacerować po Gaju Szewczenki, jak w zwykł ym parku. Ś cież ki asfaltowe, ś cież ka zdrowia - wszystko jak zwykle.
Ale moż esz iś ć do wejś cia do muzeum
i ...przejdź do przeszł oś ci. Ponieważ czę ś ć parku jest jak „wczesna” Ukraina. Teren muzeum jest warunkowo podzielony na sześ ć stref etnograficznych.
A te obszary to mini-wioski,
gdzie moż esz zobaczyć , w jakich domach mieszkał eś :
w któ rych ś wią tyniach się modlili:
w któ rych olejarnie biją ropę i tak dalej.
Bojkowie, Ł emkowie, Huculi, Bukowinianie, a takż e mieszkań cy Zakarpacia, Lwowa, Podola i Pokucia.
Muzeum jest bardzo pię kne. Jedyną rzeczą , gł ó wnie krajobrazem, jest absolutnie leś ny park.
I w przeciwień stwie do zadbanych brukowanych ś cież ek w skansenie Uż horod, tutaj 80% czasu bę dziesz spacerować po gliniastych ś cież kach. W zwią zku z tym wymagane są odpowiednie buty. Był o mokro i bardzo ś lisko.
A z powodu zł ej pogody nie widzieliś my zbyt wiele: czę ś ć Bojkowszczyzny, Ł emkowszczyzny i Huculszczyzny. W skansenie znajduje się siedem ś wią tyń (jest to najwię ksza kolekcja ś wią tyń na ś wiecie w jednym skansenie). Wszystkie ś wią tynie dział ają . I wszyscy mają morze parafian. Mieliś my szczę ś cie: byliś my w koś ciele Nikoł ajewa z 1763 roku urodzenia. Koś ció ł jest arcydzieł em ś wiatowej architektury i wpisany na Listę Ś wiatowego Dziedzictwa UNESCO:
I popatrzyli (choć tylko na zewną trz, bo do ś rodka nie był o jabł ka, ż eby wpaś ć : to ł emkowska cerkiew, a kult trwa tu tylko raz na 2 tygodnie) na kopię antycznej cerkwi z polskiej wsi: p>
Koś ció ł ś w. Olgi i Wł odzimierza ze wsi Kotan, Polska, 1831. Kopia
Cena biletu wstę pu: 20 UAH. / osoba dorosł a, 10 . UAH /dziecko. Lwowski Skansen jest zgodny z koncepcją ż ywego muzeum. Dlatego ten mikroskopijny koszt obejmuje już uczestnictwo w dowolnych kursach mistrzowskich w skansenie: wyrabianie paciorkó w, robienie motanki, pieczenie, granie na instrumentach muzycznych, mydlarstwo, tkactwo… Jest też osada kozacka, kuź nia, olejarnia, pasieka . Ponownie, ze wzglę du na to, ż e poza sezonem nie dotarliś my na ż adną klasę mistrzowską , ale…
Przypadkowo wpadł em na jeden z domó w,
Podkowa został a zabita pod stopą w drewnianym stopniu : )
I tylko szarpnię ciem drzwi zamknię to z ciekawoś ci i nagle je otwierają c, po prostu oszoł omiliś my… W starym wiejskim domu trzaskał y prawdziwe wę gle w prawdziwym piecu, mruczał ż ywy kot, a przy stole przyć miony Ś wieca był a prawdziwą babcią tak mą drą i mą drą ! Chciał em się uszczypną ć , to wszystko wyglą dał o tak nierealnie i uroczo:
A kiedy widzą c nasze zdziwione miny, babcia (no, jak babcia, a raczej lwowska pani) zapytał a kim jesteś my i co, i zaczę ł a opowiadać o domu, o staroż ytnoś ci i wszystkim na ś wiecie, my, na litoś ć boską , coraz bardziej przypominał y psy z opowieś ci Andersena o crescendo.
Gdy opowiadał a, oczy wielkoś ci filiż anki herbaty zbliż ył y się do wielkoś ci spodka do herbaty. Bo ską d ona mogł a wiedzieć wszystko: o gontach (a są to specjalne zrę bki, któ re mocował y dach, tył ek. Mistrz, któ ry je we wsi robił , nazywał się Gontar, stą d nazwa ludzi, któ rych przodkami byli Gontarowie). A o rozmieszczeniu pieca w domu „zakurzonym” (czyli w tym, w któ rym był ogrzewany na czarno) i dlaczego ludzie w takim domu nie palili się dymem. A o specjalnym wewnę trznym „kominie”, któ ry otwiera się „na strychu” w momencie roztapiania pieca:
I ż e piekarnik jest za niski:
Ale nie po to, ż eby gospodyni wiercił a się , ł adują c tam garnki. I ż eby dzieci, któ re zwykle ś pią na piecu, nie palił y się na nim, bo dym w „zakurzonym” domu uró sł do 50 cm, a gdyby piec był wyż szy, ł atwo był oby się palić.
I tak dzieciaki wdychał y ciepł y tlen: ).
A w samym domu, mimo niewielkich rozmiaró w, był o co podziwiać . Zauważ yliś my, ż e ikony w domu nie wiszą w ką cie, jak to jest w naszym kraju zwyczajowo, ale przed wejś ciem.
Okazuje się , ż e tak sprytnie ostrzegane ciosy w gł owę o niską futrynę . Mę ż czyzna otworzył drzwi, zobaczył ikonę , mimowolnie opuś cił gł owę , by się jej pokł onić - i dzię ki temu gł owa pozostał a nienaruszona : ). A wychodzą c z domu, trzeba był o trzymać rzeź bione gniazdo drzwiowe na tej samej futrynie. W tym samym celu - nie uderzać się w gł owę.
Trzymasz rę kę , wię c wysiadasz powoli, a zatem mniej prawdopodobne jest, ż e zabraknie Ci przyspieszenia, aby wpaś ć na framugę drzwi. Oto jak!
I był y prawdziwe kamienie mł yń skie, od któ rych w dawnych czasach gospodyni zaczynał a swó j dzień :
Tutaj zwró ć uwagę na gruboś ć bali, z któ rych skł ada się dom.
To są „ś miertelnicy”, jak nazywał a ich pani Alla.
I sprytny komin urzą dzenia z domu na sianie:
Czarna zwę glona dziura - to jest komin. Znajduje się mniej wię cej na wysokoś ci klatki piersiowej osoby dorosł ej. A stamtą d oddychał ciepł em! Có ż , znowu gruboś ć bali! ORAZ? ! !
Kró tko mó wią c, zachowywaliś my się z trudem. A pani wcią ż ż ał ował a, ż e gdybyś my zjedli jej buł kę z upał u, to naprawdę mielibyś my wraż enie! Otó ż pod koniec rozmowy jakoś nieumyś lnie okazał o się , ż e nasza pani nie jest ł atwa.
A przez 35 lat pracował a jako inż ynier we lwowskim „Mikrourzą dzeniu” (niestety teraz spoczywał a w Bogu, bo to był a firma zbrojeniowa). A po przejś ciu na emeryturę , ż eby nie nudzić się w domu, dostał a pracę jako dozorczyni w muzeum. Gdzie piecze ciasta, buł ki i chleb, przyjmuje goś ci i opowiada im o Lwowie, muzeum i staroż ytnoś ci…
Moim zdaniem takie miejsca ś wietnie nadają się na przyjazd z dzieć mi.
Jestem pewien, ż e ich entuzjazmowi nie bę dzie koń ca. Przecież opró cz tych wszystkich eksponató w w skansenie ż yją gę si, kaczki, kury, kró liki, ł abę dzie, owce, konie i kozy...I duż e mrowisko (nie widać , ale w programie czytamy: -). A pani Alla (piekarz) powiedział a, ż e w pierwszym przy wejś ciu do muzeum mistrz domu, któ ry gra na wielu staroż ytnych ludowych instrumentach muzycznych, wycią ga ogromną trembitę , a nawet robi z turystó w orkiestrę : ktoś gra na akordeonie , ktoś na bę bnie, ktoś na flecie ...”. Jednak zdecydowanie trzeba tu przyjechać z ż yczliwoś cią!
Praktycznie: przy gł ó wnym wejś ciu do muzeum znajduje się parking, a drugi mał y nieco dalej, przy wejś ciu na teren parku niemuzealnego:
Na terenie muzeum znajdują się suche szafy, a takż e miejsca na przeką skę.
Ale od teraz (poza sezonem) muzeum przeszł o już na grafik zimowy, catering nie dział a. Na począ tku wystawy moż na zostać sfotografowanym w pamię ci w strojach ludowych. Zimą najbardziej aktywne atrakcje na Ś wię ta i Ś wię ta. A „wysoki sezon” to tradycyjnie wiosna-lato. Przy wejś ciu zobaczył em ogł oszenie, ż e ekspozycja pon-w nie dział a. Niestety nie został o to okreś lone, jest tylko na zimę lub zawsze. Strona internetowa: http:// lvivskansen. organizacja
Niestety, zrobił em kilka zdję ć w muzeum: padał deszcz i ś nieg, a ja jak zawsze nie pomyś lał em o zabraniu chociaż by plastikowej torby na aparat.
„Asystent” zwykle starał się mi pomó c w każ dy moż liwy sposó b, trzymają c nade mną parasol. Ale w formie grupy rzeź biarskiej „Robotnik z parasolem i koł choź nik z aparatem” nie zawsze był o wygodnie robić zdję cia : ). Dlatego na pewno bę dziesz musiał wracać do skansenu wię cej niż jeden raz, aby skuteczniej zakoń czyć sesję zdję ciową : )!
Có ż , to wszystko.
Nie trzeba dodawać , ż e przed powrotem do domu wró ciliś my na plac. rynek. Poszedł trochę . Kupili jak zwykle lwowskie strudle i serniki, kawę i inne smakoł yki...A jakż e niefortunnie był o znó w rozstać się z ukochanym z miast. A jednak jest jednym na ś wiecie. Ciepł y. Psychiczny. Nasz.
ПиСи. Sł owa „Bandera” i „Bandera kapitał ” są uż ywane przeze mnie w tekś cie wył ą cznie ze wzglę du na „czerwone sł owo”. Dlatego bę dę wdzię czny wszystkim tym, któ rzy powstrzymują się od jakichkolwiek uwag i komentarzy o charakterze politycznym. Za WSZYSTKIE INNE oceny z gó ry dzię kuję : )).