Za militarną przeszłością Sztokholmu
Awans do Sztokholmu bez planu to niewdzię czne przedsię wzię cie. Moż esz ł atwo stracić cenne minuty na zobaczenie wspaniał ych ulic wypeł nionych budynkami, któ re nigdy Ci nie przeszkadzają , albo zejś ć z trasy w kierunku zielonych przestrzeni, dać się ponieś ć eksploracji wysp, wpaś ć w wir krajobrazowego przepychu… Ogó lnie rzecz biorą c, otchł ań.
Wię c plan musiał zostać uformowany. Czego jeszcze nie wiem o Sztokholmie. Tak? O jego wojskowym pochodzeniu. A gdzie kurczaki nie dziobią takich informacji? Oczywiś cie w Muzeum Wojska! Jeden ś wietny pomysł prowadził do drugiego. Faktem jest, ż e zwykle w czwartki od 1700 do 2000 jest dzień otwarty w kró lewskiej zbrojowni. Najprostszy widz z ulicy moż e w cią gu tych trzech godzin swobodnie prześ lizgną ć się obok straż nikó w tylko z przyjaznym uś miechem.
Plany ukł adano w cudownym nastroju, na któ rego samopoczucie już od samego rana naruszył y warunki pogodowe.
Wiatr, wystarczają co silny, by zdmuchną ć czapkę z gł owy ś wież o ś cię tego rekruta, wyczuł moje najbardziej wraż liwe miejsca. Mgł a, któ ra unosił a się z wnę trznoś ci ziemi, bardziej z zaskoczenia niż z podmuchó w wiatru, uporczywie zasł aniał a widok i inne pobliskie obiekty. Zasię g widocznoś ci został zauważ alnie zmniejszony, a kamienie rzucone przez amatorską rę kę z umiarkowaną sił ą spadał y na ziemię poza zasię giem wzroku.
Ale kiedy mokry ś nieg zaczą ł obraź liwie uderzać go po twarzy i zamarzać jak zimny makaron, ogó lne wraż enie o stanie atmosfery zaczę ł o spadać.
Jak rozumiesz, wszystkie psy był y w domu. A Szwedzi bardzo dobrze traktują zwierzę ta, wię c co 0.5 jest tu „dobrym wł aś cicielem”. I tylko ja, kierowany pomysł em i ż ą dzą wiedzy, pedał ował em mojego niezastą pionego asystenta.
Mimo szarawych odcieni miasto nadal cieszył o oko.
Moc i wdzię k, by stać się i zadbanym, czynią go atrakcyjnym w każ dą pogodę . A takż e motocykl dolewa oliwy do ognia, zamieniają c Cię w kró la szos.
Mó j stał y kolega i ś wiadek moich przygó d, szwedzki montaż , jest niemal tak niezawodny jak samochó d Volvo (tylko z hamulcami na kierownicy). Mimo swojego wieku bardzo mocno trzyma mnie w siodle i rozwija doskonał y moment obrotowy. Nabierają c na nim przyzwoitej prę dkoś ci i przekraczają c standardowe ograniczenie prę dkoś ci, moż na nawet odczuć lekki efekt lewitacji. To prawda, jeś li naprawdę tego chcesz. Kiedy w tak zawieszonym stanie pę dzę po krawę ż nikach, reszta rowerzystó w rozbiega się po szosie na boki. Nie rozumieją chę ci poznania wszystkiego w 4 godziny.
Dopiero, gdy nagle przede mną nagle wyroś nie wzgó rze, ż ycie znó w wejdzie w miarowy rytm.
Oczywiś cie na rowerze jest kilka rodzajó w przerzutek, aby uł atwić takie sytuacje, ale nie jest już bardzo ś wież ym facetem, wię c po prostu nie jestem pewien, jak zareaguje na to, ż e tam coś na niego przestawię.
Ale wracają c do drogi. Wykonawszy strategicznie poprawny zakrę t o 90 stopni, dotarł em prosto do Muzeum Wojska. Powiem, jak wielu mó wi: „Nie jestem wielbicielem tego typu muzeó w”, a ilu bę dzie kł amać . Muzea o wojnie kuszą kę sem magnesu i sał atką Oliviera. Jakaś wewnę trzna zwierzę ca sił a pocią ga cię do zrozumienia konfliktu narodu i jego aspiracji w prawie do podboju ś wiata. I choć zupeł nie zapomniał em, czym jest bojowoś ć , skoro ostatni raz walczył em w 7 klasie i krytykuję przeję cia przyjació ł broni kulowej, to jednak muzeum zrobił o na mnie wraż enie.
Nie zepsuję piguł ki i nie zostawię na inny czas soczystych szczegó ł ó w i stopniowego planu pię tra wypeł nionego mizantropijną technologią.
Po wyjś ciu z muzeum drę czył a mnie tylko jedna myś l - i jak wcześ niej tu nie dotarł em.
Poddają c się psychicznej mę ce, ruszył em w kierunku pał acu kró lewskiego. Przede mną z dobrym wystę pem wyprzedził o mnie dwó ch weteranó w kolarstwa. Bez chwili wahania przywią zał em do nich ogon. Trzymali się mocno drogi i sł ynę li ze ś lizgania się na (nawet niezauważ onych przeze mnie) sygnalizacji ś wietlnej. Ostatni zawodnik miał jednak bardzo kró tkie tylne skrzydł o, wię c musiał trzymać się od niego na dystans, boją c się rozpryskać honor i mundur.
Dogoniwszy pał ac, musiał em opuś cić pierwszą tró jkę i zaparkować przed samym Gustawem III.
Zaczę li już bezkrytycznie wpuszczać ludzi do Kró lewskiej Zbrojowni, usuwają c kordony bezpieczeń stwa i kasę.
Wraz z amatorami do muzeum dostał y się wą tpliwe osobistoś ci, któ re wypeł niał y kilka ulotek, rozmawiał y gł oś no, a czasem niespodziewanie się ś miał y. Obierają c nieco zmodyfikowaną trasę udał o mi się ich ominą ć w bezpiecznej odległ oś ci.
Ktoś powiedział , ż e to muzeum jest mał e. Albo ten „ktoś ” wie o muzeum tyle samo, co tubylec o ekspresach do kawy, albo dla niego wież a Eiffla znajduje się tuż nad drzewami. Muzeum nie jest ogromne, ale doś ć duż e i na tyle pouczają ce, by stracić w nim godzinę i pamię tać , ż e jeszcze nie zwiedziliś cie piwnic. Oczywiś cie musiał em skró cić program, ale nie radził bym ci tego robić.
Brzę czą cy zegar przypomniał mi, ż e nic nie trwa wiecznie, bajka o Kopciuszku, bajka o straconym czasie, znaczeniu prę dkoś ci ś wiatł a, urodzie zdję ć Big Bena i jeszcze coś z teatru, ale nie pamię tam teraz. Wskakują c na siodł o, pedał ował em tak mocno, jak tylko mogł em.
Przelatują c obok szwedzkich zabytkó w, pamię tam tylko, jak pewnie wyprzedził em wszystkich podró ż ują cych ze mną w strumieniu. Wiatr trzepotał jej policzkami, wł osy unosił y się pod kapeluszem, aw jej duszy grzmiał skł ad grupy Aria – „Kró l Dró g”. Dopiero na ostatnim odcinku wyprzedził mnie jeszcze szczę ś liwy wł aś ciciel Pajero.
wedł ug wł asnej podró ż y. internet. ua