Chao, Czarnogóra! (dzień piąty)
Rozpocznij tutaj >>>
Dzisiaj postanowił em odpoczą ć . Nigdzie nie odchodź . Wę druj po okolicy. Interesował y mnie plaż e za Mogren. Nie moż na się do nich dostać wzdł uż wybrzeż a, ale Mapy mi pokazał y kilka ś cież ek wokó ł .
Naiwny, zaufał zł emu kawał kowi ż elaza! Najpierw okrą ż yli ulice w poszukiwaniu począ tku szlaku. Wpadliś my na zamknię tą bramę prowadzą cą z jednego poziomu na wyż szy. Nie przeszkadzał o nam to zbytnio. Miasto wcią ż spał o, a my wspię liś my się na nie niezauważ eni. Nie wracaj? Dotarliś my do koń ca geografii.
Gdzie koń czył y się domy, zaczynał a się ś cież ka. A potem skoń czył o się na wysypisku. Miejscowe ś winie, jak się okazał o, nie są duż o lepsze od naszych udomowionych. Był o potł uczone szkł o, cał e ramy okienne i inne niezwykł e rzeczy. Jak srać w najpię kniejszych miejscach?
Cierniste krzewy jeż yn i inne, któ re tu rosł y w obfitoś ci, nie pozwolił y ominą ć tej hań by. Wró ciliś my do domó w i spró bowaliś my zapytać o drogę miejscowego mieszkań ca. Z jego nielicznych wyjaś nień zdał em sobie sprawę , ż e ś cież ka był a wcześ niej, ale wtedy miejscowi postanowili ją wypeł nić . Podobno po to, ż eby turyś ci nie wę drowali.
Musiał em poszukać ś ladu i podą ż ać nim.
Przekazano Mogren:
Nastę pnie mapa obiecał a nam fortecę :
Nie interesują mnie ruiny, wię c kiedy chł opaki poszli na nie popatrzeć , postanowił em je zbadać , ale doką d prowadzi ś cież ka? Czy to nie na plaż ę ?
Niestety ś cież ka doprowadził a mnie do strasznego klifu. Bał am się nawet zbliż yć do krawę dzi.
Wię cej ś cież ek poszł o w prawo i w lewo, ale jest mał o prawdopodobne, aby z takiej wysokoś ci był o zejś cie do morza, wię c postanowił em wró cić .
Czyjaś halabuda:
Bał em się , ż e Vadik wejdzie, ż eby zrobić zdję cie i spadnie z klifu, wię c powiedział em, ż e nie ma tam nic ciekawego.
Ruiny twierdzy:
Nastę pna dł uga plaż a był a trochę daleko, okoł o 5 kilometró w.
Spacer po drodze to takie sobie wydarzenie. Dobrze go. Postanowiliś my pojechać do Mogren. Przez sklep. Ale przed wyjazdem na tor znaleź liś my jeż ynę i zjedliś my tam. A dalej wzdł uż szosy - niczyje drzewo figowe. Zdobyliś my kilogram dojrzał ych figowin. Kupiwszy wino w sklepie, udaliś my się do Mogren.
Vadik w masce popł yną ł w poszukiwaniu zdobyczy za przylą dkiem. I poszedł em na klif.
Polepszają c się , wró cił a do mę ż a Verki, któ ry obserwował ró ż ne rzeczy. Vadik nie znalazł niczego wartoś ciowego. Tylko fioletowa (lub bordowa) gwiazda. Ale jest niejadalna. Kiedy wino się skoń czył o, dalszy pobyt na plaż y stał się nudny. Có ż , pł ywaj, siadaj, pł yń , siadaj.
Wracajmy do domu!
Po drodze poszliś my do kawiarni, gdzie zjedliś my zł oż ony lunch. Vadik i ja wzię liś my tym razem kompleks mię sny, a mą ż Verkina spanikował i zamó wił coś z menu. Zapł acił em 17 euro. Wydaliś my 12 na dwoje.
Kiedy wró cił em do domu, okazał o się , ż e nasz balkon nie jest wcale taki pię kny.
Cudownie jest tu rano i wieczorem, ale w upalne popoł udnie. . . Nie ma tu szopy. Nie bę dziesz siedział dł ugo. A napoje natychmiast się nagrzeją . Wyobraź sobie, jak tu jest w lipcu! Sł yszał em, ż e temperatura wzrosł a. Prawie 50!
Nie mają c nic do roboty, postanowiliś my przespać się kilka godzin. Dla wielu osó b sjesta jest ś wię ta. Nie był am przyzwyczajona do spania w cią gu dnia, ale jakoś to przezwycię ż ył am.
Okoł o pią tej ruszyliś my, by iś ć w innym kierunku. Widział em na mapie, ż e gdzieś w pobliż u znajduje się klasztor Wniebowzię cia Najś wię tszej Marii Panny. Tam poszliś my. Wł aś nie obudził em się po winie. Trochę przyzwoity.
Klasztor został odnaleziony bez wię kszych trudnoś ci.
Konopie w peł nym rozkwicie! Nie byś my się rozwijali. Narkotyki palił yby wszystko.
O paleniu. Oczywiś cie niepokoił o mnie to, ż e palą tu wszyscy i wszę dzie. Nawet w kawiarniach. pamię tam
w Chorwacji, dziewię ć lat temu, zdziwił em się , ż e miejscowi, w tym mł ode dziewczyny, nie palili papierosó w, tylko papierosy. Ale nie trawa. Nauczył bym się . Nie zauważ ył em tego tutaj. Tylko papierosy. Ale to wcale nie uł atwia. Dobrze! Najwyraź niej to stara bał kań ska tradycja. „Palmy po swojemu, po brazylijsku! » : )))
Czytał em, ż e nawet księ ż a palą w Grecji. To, co wydaje nam się dzikoś cią , jest w porzą dku rzeczy. Ale konopie rosną same!
Opuś cił em klasztor w drodze powrotnej. Chciał em iś ć w gó rę drogi. Znak obiecywał staw i tyrolkę . Daleko, naprawdę .
Niektó re khatynki tutaj był y wow! To był o dla mnie interesują ce,
jak ż yją lokalni alpiniś ci. Na drodze praktycznie nie był o samochodó w. Wybierz się na spacer, odetchnij ś wież ym gó rskim powietrzem! Ale leniwi mę ż czyź ni nie chcieli oddychać i po przejś ciu trochę wię cej zaczę liś my schodzić z powrotem.
Poszliś my do klasztoru:
W koś ciele nie był o nikogo opró cz faceta w dresach. Poprosił em go o pozwolenie na zrobienie zdję cia. On ł askawie pozwolił .
Potem rozpoczę ł a się usł uga.
Najwyraź niej nowicjusz. Dzień wcześ niej poszliś my do koś cioł a na starym mieś cie. Tam też sł uż yliś my. Jeden ksią dz czytał po serbsku (czy czarnogó rsko? ), a drugi dubbingował po rosyjsku (w sensie cerkiewnosł owiań skim, do czego jesteś my przyzwyczajeni),
i nie był o tł umacza. Tak i dla kogo? Byliś my jedynymi goś ć mi. Nawiasem mó wią c, wczoraj w koś ciele też prawie nikogo nie był o, tylko paru turystó w. Czarnogó rcy nie są zbyt poboż ni!
Wś ró d freskó w ten zwró cił moją uwagę :
Do tł umu fał szywych biskupó w, czekają cych na swoją kolej na piekielne mę ki, wdarł się ktoś w wojskowym mundurze. Kto to moż e być ?
Po wysł uchaniu nieco nietypowych sł ó w znajomych modlitw odeszli. Biedny niedowierzają cy mą ż Verkina już na nas czekał i zastanawiał się , co tak dł ugo tam robimy?
W drodze powrotnej postanowił em wstą pić do rosyjskiego sklepu spoż ywczego. Czytam opinie na ten temat na mapach google. Tutaj zaprezentowane został y nam znane produkty, któ rych nie znajdziecie w lokalnych sklepach. Jakoś : wó dka, ormiań ski koniak, kiszona kapusta, czerwony kawior, a nawet ś ledź pod futrem. Był y też soki z odeskiej fabryki ż ywnoś ci dla niemowlą t z opakowaniami w ję zyku rosyjskim. Ceny jednak nie są nasze.
Niczego tam nie zabraliś my. Wkró tce wró cimy do domu i tam się oderwiemy.
W zwykł ym „Mega” kupił em mroż one risotto z owocami morza i piwem. Tak wł aś nie zjedli obiad.
Przy okazji, trzeciego lub czwartego dnia po przyjeź dzie, na korytarzu willi znalazł em „Zasady postę powania”, w któ rych był o napisane, ż e smaż enie ryb i mię sa jest zabronione! Ha! A po co, zastanawiam się , jest mł otek do bicia mię sa na stole? Pukaj w ś cianę dla hał aś liwych są siadó w? Jednak nie dał o się też hał asować . Tak, nie robiliś my hał asu. „Tylko Kola ledwo stukał a mł otkiem w ż elazną rurę ! " (z). Ale nie! "Kolya uderzył a w pulę w ró g. KIR-PI-CHOM!! ! " Shutka.
Nawet w naszej szafie znalazł em zaimprowizowaną solniczkę zrobioną z puszki czerwonego kawioru. Zastanawiam się , czy ludzie przywieź li ze sobą kawior, czy kupili go w rosyjskim sklepie? Só l w naszej szafce kuchennej był a hał dami.
„I pamię taj, zgony! „Sol” i „molo” z mię kkim napisem.
A "talerz" i "widelec" - bez! » : )))