Chao, Czarnogóra! (dzień trzeci)
Rozpocznij tutaj >>>
Rano. Wtorek.
Na kolacji poprzedniego dnia nie moż na był o ż uć prosciutto. Nazwał em to „przyjaź ń mię sną - przeż uj to, przekaż innemu! ” ”. A co z tym zrobić ? Zagotować barszcz? Niechę ć . Tak, a w lokalnych sklepach nie widział em ani kapusty, ani burakó w. I usmaż ę na nim jajko! W porzą dku.
Ponieważ miał em tylko trzy torebki herbaty, a nadal mam dł ugie ż ycie, pró bował em uwarzyć wczorajszą . Trochę koloru dał i dobrze.
Ż art. Mą ż mó wi do ż ony:
- Dlaczego wyrzucił eś torebkę herbaty?
- Duc, wą tek już się skoń czył !
- I szyć ? Bez rą k?
Nie lubię szycia. I nie mam igł y. Musiał em go wyrzucić po drugim uż yciu.
Kiedy mę ż czyź ni sprzą tali ze stoł u, zajrzał em do broszury rozdanej przez przewodnika. A ceny tam, nawiasem mó wią c, wcale nie są wygó rowane. Na przykł ad kaniony
koszt 30 + 5 biletó w wstę pu + 10 obiadó w (opcjonalnie). Zastanawiam się ile to kosztuje w agencjach ulicznych? Nie odważ yliś my się wynają ć samochodu, chociaż wzię liś my prawa. Zdecydowanie jechaliś my do kanionó w. Syn Verkina przysł ał nam kontakty niejakiego Igora, któ ry kiedyś jechał ich towarzystwem przez gó ry i doliny. Napisał em do niego. Odpowiedział , ż e za auto zapł aci 130 euro. Kosztowny. Gdyby był o nas czterech, to z pewnoś cią skorzystalibyś my z jego usł ug. I tak. . . Poszukamy tań szych.
W mię dzyczasie chodź my do Sveti Stefan.
Mijamy opuszczone do tej pory plaż e Budvy i wchodzimy gł ę biej w tunel.
„Co za interesują ca reprodukcja Mona Lisy! ” (c)
Był jeden. Szkoda, ż e nie sfotografował em wszystkiego. Bę dziesz się ś miał !
Plaż e Becici też są nadal senne. I Rafailovichsky też . To prawda, nie mam poję cia, gdzie koń czy się jedna wioska, a zaczyna druga.
Ale pamię tam, ż e tuż przy plaż y był sklep! Wię c jesteś my w drodze! Nie moż esz dotrzeć do Sveti Stefan bez tankowania! Nie chciał em nawet patrzeć na wino. Ciał o pragnę ł o piwa!
Przyjaciele, któ rzy niedawno odwiedzili Czarnogó rę , opowiadali ciekawe rzeczy. Piwo butelkowe jest tutaj tań sze niż piwo w puszce, co samo w sobie jest dziwne. I tylko figi to kupujesz! Tylko w zamian za pusty pojemnik. Gdzie mogę to dostać ? Nie moż na go był o zabrać z domu! Chociaż …
Ale oni tego nie przynieś li : (Muszę zadowolić się puszką .
- Och! Nie przyniosł em maski! To jest Vadik.
Ja też ! - To jest Verkinhusband.
Wyglą dał o to na pat. Ale ja na wszelki wypadek zaczą ł em grzebać w torebce. Jak wiadomo torebka damska to czarna dziura, w któ rej bez ś ladu znikają klucze, telefony itp. Ale jednocześ nie moż na w niej znaleź ć wiele przydatnych rzeczy. Jeś li, oczywiś cie, postaram się o to. Pamię tasz film „Maska”, w któ rym przeszukiwali jego kieszenie? Mniej wię cej ten sam zestaw ś mieci, któ ry wył oż ył em z worka. Ale znaleziono kilka doś ć znoszonych masek. To pozwolił o nam iś ć na piwo. Trzeci pozostał na straż y. Po przestudiowaniu asortymentu znaleź liś my najtań szy w cenie 65 centó w.
Usią dź na piasku i poczuj dreszczyk emocji.
Nie, dwie dawki. Od piwa i od ką pieli w czystej wodzie.
Teraz chodź my tam. Prawdopodobnie.
Wow, jakie wspaniał e wał ki do ciasta!
Nastę pny tunel był bez sztuki naskalnej, ponieważ ś ciany nie nadawał y się do tego.
Przy wyjś ciu stał a ciotka sprzedają ca wszelkiego rodzaju sł odycze. Jak: rakija, figi i pistacje. Mnie interesuje to drugie. Okazał o się , ż e to 15 euro za kilogram. Musimy wzią ć . Ale w drodze powrotnej.
Przejdź my dalej. W oddali pojawił się już Sveti Stefan.
To wcią ż dł uga droga! Ale oczy się boją , a stopy tupią .
Inna plaż a:
Opuszczone miejsce poszł o dalej. Nie wiem, czym był y te ruiny. Wyglą da jak pensjonat.
Ktoś tu mieszka. Nie tylko koty. Koty nie mogą się myć . Uchodź cy, prawda?
Pewna czę ś ć ś cież ki musiał a przebiegać wzdł uż autostrady. Potem z powrotem na plaż ę ?
któ re już wzią ł em za Svetistefanovsky.
W ogó le jest mał y! Peł en kawiarni!
Zaczą ł em już rozkł adać rę cznik, ale Vadik powiedział , ż e to nie w porzą dku i ż e bę dę musiał skró cić jeszcze kilka kilometró w.
Có ż , wyglą da na to, ż e to przybili.
Urocza mał a plaż a. Ale to nie osią ga wow-wow - cał a plaż a jest w gobies.
Ale morze jest czyste. Pł ywaliś my.
Nastę pna plaż a. Też nic. Ale wię cej, a wię c nie tak przytulnie. Tutaj nie zwolnili.
Na bardzo przyjemnej ś cież ce, któ rej towarzyszy ś wiergot cykad i gę ste powietrze iglaste,
Zbliż amy się do celu.
Po zrobieniu tysią ca i jednego zdję cia popł ynę liś my w tutejszych wodach. Te po lewej, jeś li stoisz twarzą do wyspy.
W tej podró ż y począ tkowo chciał em zabrać dwie maski. Ale potem upuś cił a jednego. Co powinienem tam zobaczyć ? To nie jest Egipt. A z mokrymi wł osami idź niechę tnie. Wzią ł em jedną maskę na pysk, kupioną w Egipcie. Wczoraj, jak pamię tacie, pierwotnie jechaliś my do Sveti Stefan. W nadziei, ż e Vadik zł apie jakieś smaczne ż ywe stworzenia na jednej z plaż , wsunę ł am maskę do plecaka mę ż a Verki. Ale to wcale nas tam nie zaprowadził o. Choć prawdopodobnie moż na był o tam nurkować , szukać . Ale to nie wyszł o.
Tego ranka narzekają cy mą ż Verkina chciał rozł oż yć maskę , ale nie pozwolił am na to. Nawiedzał o mnie wspomnienie naszej wyprawy do Chorwacji dziewię ć lat temu. Nastę pnie Vadik zdoł ał znaleź ć ostrygi w dwó ch miejscach. Kto nie ma nic do roboty, moż esz przeczytać tutaj >>>
To prawda, ż e dopiero wtedy zaczynał em swoją karierę reporterską , a wirus grafomanii nie korodował mojego mó zgu. Dlatego nie opisał em wszystkich szczegó ł ó w. Albo nieś miał y. Nastę pnie. I co teraz! Ogó lnie rzecz biorą c, Vadik znalazł drugą lokalizację z ostrygami tuż obok naszego chorwackiego hotelu. I udał o mi się je tam odebrać cał kiem przyzwoicie. Ale tylko stał o się to zaraz po zejś ciu z ł odzi, któ ra przywiozł a nas z wyspy Maslenitsa, o któ rej ledwo pamię taliś my z powodu obfitych libacji przy obiedzie. Przybywają c do pokoju, Vadik po prostu upadł i spał do rana. I miał em niepowtarzalną okazję poczuć się jak Kokszenow w filmie „Sportloto-82”.
Ró ż norodnoś ć lokalnych ostryg, zwana „kamyanitsa”, był a muszlą o zupeł nie absurdalnym kształ cie. Nie był o ł atwo odró ż nić go od kamienia. Stą d nazwa. A znalezienie miejsca, w któ rym moż na zbudować nó ż , jest prawie niemoż liwe. Udał o mi się otworzyć kilka rzeczy. A resztę po prostu wyrzucił em, bo w naszym pokoju nie był o lodó wki.
Od tego czasu nie pró bował em ostryg. Nie kupił bym za kilka euro za sztukę . Ale zł apany na sobie z przyjemnoś cią jadł by.
Po zał oż eniu maski Vadik przepł yną ł pod murami twierdzy. Wypł yną ł na kró tki czas. Znalazł em tylko jeż e. No dobrze, naprawdę nie chciał em.
Ale naprawdę chciał em piwa. Z pistacjami.
Wyruszamy w powrotną dł ugą drogę . Tuż za plaż ą , tą po prawej stronie, zobaczyliś my tunel, któ ry zaprowadził nas na mał ą platformę , z któ rej mogliś my nurkować .
Wtedy zobaczył em mapę , z któ rej wynikał o, ż e ta pierwsza mał a przytulna plaż a to sł ynna plaż a kró lowej, do któ rej w niedawnej przeszł oś ci mogli wejś ć tylko szaleni ludzie, któ rym nie przeszkadzał o 120 euro (lub 150? ) na leż ak z parasolem.
Och, nie wiem! Plaż a kró lowej nie zrobił a na mnie wraż enia. Ś liczne, ale nic wię cej. W pobliż u znajduje się rodzaj Nikitskiego ogrodu botanicznego, tylko uboż szy.
Na podejś ciach do plaż y Kamenovo, gdzie znajdują się ruiny pensjonatu, znaleź liś my duż o drzew figowych. Nie w sensie zł a, ale figi. Tam trochę zjedliś my.
Ciotka z pistacjami nigdzie nie poszł a. Kupiliś my od niej opró cz nich ró wnież pó ł litra domowej figowej brandy. Wstrę tna ciotka wcale nie chciał a się targować . Bez wzglę du na to, jak mą ż Verkina pró bował ją oczarować , nic z tego nie wyszł o. Dziesię ć euro za pó ł litra! Ale chciał em.
W pobliż u jednej z kawiarni zwolniliś my, skuszeni kremem z krewetek za trzy pię ć dziesią t. Ale znowu odeszli, nie siorbią c sł ono. Kelner powiedział , ż e moż e zaoferować tylko rosó ł . Zjedz siebie!
Chodź my na piwo. Znowu znajome delikatesy. Tylko, ż e mę ż owi Verki był o za gorą co, ż eby siedzieć na plaż y, usiedli wię c naprzeciwko sklepu na parapecie w cieniu sosny. I tak dobrze się bawiliś my! A po co nam te popisy ze spotkaniami w kawiarni? Wynik jest taki sam, ale droż szy.
Kiedy siedzieliś my, patrzył em na stoisko z cenami wycieczek, stoją ce w pobliż u. Ceny są takie same jak u naszego touroperatora. Dziwne, oczywiś cie, ale prawdziwe. Pamię tam jednak, ż e w Chorwacji był o tak samo.
Piwo z pistacjami jest oczywiś cie dobre, ale czas zjeś ć jak czł owiek. Ponieważ odmawiają nam podawania zupy, bę dziemy musieli wymyś lić coś innego. Rano po drodze zauważ yliś my tak kuszą cą ofertę w miejskiej kawiarni.
Pamię taj tylko, gdzie znajdował a się ta kawiarnia. Bę dzie szukać !
Niedaleko sł oweń skiej plaż y udaliś my się do biura podró ż y, gdzie obiecali wycieczkę „Minimontenegro” za 25 euro. A u naszego touroperatora kosztował.30. W rzeczywistoś ci okazał o się , ż e za 25 - to bez degustacji. Ale wł aś ciciel zaproponował , ż e zawiezie nas swoim samochodem za 80 na tej trasie, ale bez degustacji. Gdyby był o nas czterech, prawdopodobnie byś my się zgodzili. Postanowiono wię c nie wzbijać się w gł owę i poddać rodzimemu touroperatorowi w obliczu lokalnego gospodarza o intrygują cej nazwie „Pylon”. Po przyjeź dzie pokazano nam ich biuro. Znajdował się dokł adnie naprzeciw zielonego rynku.
Tam poszliś my. Kupiliś my dwie wycieczki - na jutro "Minimontenegro" a na pią tek do kanionó w.
Z poczuciem speł nienia poszliś my na lunch. Znaleź liś my kawiarnię . Zdecydowaliś my się na menu rybne.
Pierwszą z nich był a zupa, któ rą rozpieszczony mą ż Verkina okreś lił jako nic innego jak zupa w puszkach. W jego sł owach był powó d. Zupa był a taka sobie. Drugie danie był o lepsze.
I sał atka. Dokł adniej posiekane pomidory i ogó rki. Tak czy inaczej, za 7 euro nie zjedlibyś my nigdzie lunchu. Tak mysle.
No có ż , zjedliś my lunch, moż emy zjeś ć kolację !
Chodź my na rynek. Ceny ryb, a zwł aszcza krewetek, był y przygnę biają ce.
Ale nie ma nic do zrobienia! Wzię liś my 600 gramó w krewetek, aw sklepie jest też Apatinskoye. Pomimo tego, ż e sieć supermarketó w był a taka sama, „Mega”, ale cena piwa był a tu o 10 centó w niż sza!
Wracają c do domu, znaleź liś my hał as i zgieł k! Gospodyni, któ rą spotkaliś my na korytarzu, powiedział a: „Twoje przybyli! ”.
Nie od razu zrozumiał em, jakie są nasze. Potem usł yszał em ję zyk ukraiń ski.
Ciocia gł oś no oburzył a się , ż e w ich pokoju nie ma balkonu (ani nawet okna). Był em wtedy zaję ty myś leniem o zimnym piwie, wię c nie zwracał em na to uwagi. Nastę pnie jednym okiem udał o mi się zajrzeć do pokoju naprzeciwko naszego. To był o podobne studio, tyle ż e bez balkonu. Szczerze mó wią c, też był bym bardzo zdenerwowany. Po prostu bym o tym nie krzyczał a. Mamy szczę ś cie. Szczerze mó wią c nie bardzo rozumiał em aranż acje naszej willi. Albo tylko nasze drugie pię tro nazywał o się Villa „Tanya”, albo cał y budynek o doś ć dziwnym wystroju. Na naszym pię trze był o jeszcze jedno studio, z takim samym eleganckim balkonem, i dwa pokoje dwuosobowe z aneksem kuchennym na korytarzu na dwa pokoje. Nie mam poję cia, co mają z oknami-balkonami. Pochylają c się nad balustradą widać był o balkon pod nami. Dopiero wł aś ciciele uznali, ż e nie warto tam jeź dzić konno i wybudowali kolejną salę na pó ł balkonie. Ekonomiczny. Albo praktyczne.
Ugotowaliś my obiad.
I wtedy dzień się skoń czył . Warto pojechać i zobaczyć stare miasto nocą . Ale nie dziś .