Chao, Czarnogóra! (drugi dzień)
Rozpocznij tutaj >>>
Obudził em się , jak zwykle, o 6. Tylko tutaj czas pł ynie inaczej. Dla miejscowych był a jeszcze gł ę boka noc - 5 rano. Dzień wcześ niej dzwonią c do có rki zauważ ył em, ż e o wpó ł do sió dmej naszym zdaniem (o wpó ł do szó stej w ich ję zyku) był o tu jeszcze absolutnie jasno, podczas gdy w domu był o już zupeł nie ciemno. Ale teraz był a tu jeszcze absolutna noc, aw tym czasie w domu był o już cał kiem jasno. Chł opcy nadal spali spokojnie. I przez chwilę siedział em na balkonie. Był o cał kiem fajnie - jeś li wierzyć prognozom pogody, to 16 st. Ale có ż za cudowne iglaste powietrze!
Jednak przez dł ugi czas nie mogł em siedzieć sam. Gdy tylko zaczę ł o się ś wiecić , wł ą czył em ś wiatł o i zagotował em czajnik.
Dzisiaj zaplanował em wyjazd do Sveti Stefan. Moje nogi już swę dział y do chodzenia, ale one ś pią !
Przed wyjazdem wyczytał em od kogoś , ż e jest tu problem z herbatą , piją tylko kawę . Ale mam szczegó lny zwią zek z kawą . Piję tylko raz, rano. I tylko wtedy, gdy jestem w pracy lub na wsi. Niemniej jednak zaczą ł em zauważ ać , ż e idą c do pracy już marzył em, jak przyjdę i wypiję . Có ż ja nie! Brakował o mi mojego uzależ nienia od kawy! Skoczymy.
W tym celu na dwa tygodnie przed moim wyjazdem, któ ry przypadał na post Zaś nię cia, opró cz smalcu-mię sa-piwa-wó dki-itd. itp. na liś cie tabu umieś cił em też kawę . A ż eby utrwalić sukces, postanowił em też nie pić go w Czarnogó rze. Po prostu nie lubię herbaty. Ale zanim wyjechał em, znalazł em w kraju jaką ś staroż ytną parę ar na sznurowadł ach. Niektó rzy z moich przyjació ł przynieś li to dla siebie, znają c naszą niechę ć do herbaty. Ale nigdy go nie uż ywali. Piliś my z nami piwo. I koniak. Wię c saszetki spadł y. A teraz ich przeznaczeniem był o dostać się do Czarnogó ry. Ponieważ na podwó rku wcale nie był o gorą co, chciał em coś gorą cego.
Wię c mał py się przydał y! Z jednego zrobił am trzy kubki „herbaty”. Wczoraj opró cz schnyashek mię snych kupiliś my też podobne, ale jagodowe. Wię c zjedliś my ś niadanie. I zabrali ze sobą w drogę jeszcze na wpó ł zjedzoną przeką skę z lotniska. I butelkę przegotowanej wody. Kup w butelce wieczorem nie został uhonorowany.
Po drodze widzieliś my gał ą zki fig z dojrzał ymi owocami zwisają ce zza ogrodzenia. Oto witaminy!
Musisz też iś ć na dworzec autobusowy, spó jrz na rozkł ad jazdy autobusó w. Aby znaleź ć wejś cie, musiał em obejś ć dworzec autobusowy. Minizoo nie spał o.
Weszliś my do budynku. Na duż ym plazmie zaczą ł em gdzieś patrzeć na harmonogram. I widzę , ż e za 5 minut, o 6.58 odjeż dż a autobus do Kotoru! Pó jdziemy? Sveti Stefan nigdzie z nami nie jedzie! Udać się !
Ale tylko przy kasie. Nie damy rady, spó ź nimy się ! Nastę pny już za godzinę !
Ale, co dziwne,
zrobiliś my to. Co wię cej, autobus odjeż dż ał ś ciś le zgodnie z rozkł adem. Najwyraź niej Czarnogó rcy przeczytali historię Andreya cgistalkera i postanowili poprawić . : )
Bilety kosztują.4 euro każ dy. Nie trwali dł ugo.
Wysiadaliś my z autobusu dopiero o wpó ł do sió dmej czasu lokalnego. Dziewczyny siedzą ce przed nami mocno spał y, wię c postanowił em je odepchną ć .
Przed podró ż ą ponownie przeczytał em historię Natalii1421 w gó rę iw dó ł , pró bują c dowiedzieć się , gdzie dokł adnie znajduje się wejś cie na bezpł atny szlak prowadzą cy na gó rę . W ogó le się nie uś miechną ł em, aby przejś ć przez opł atę . Poró wnał em obrazek z mapą w opowiadaniu z Maps mi. Mó zg z wielkim trudem i skrzypieniem zdoł ał przezwycię ż yć topograficzny kretynizm i zrozumiał em, gdzie on jest. Ale na mapie - to jedno, a na ziemi - zupeł nie co innego. Po wyjś ciu na dworzec autobusowy zaczą ł em krę cić się z telefonem w rę kach, bez ogł uszania,
któ rą drogą pó jś ć . Maps mi był a absolutnie pewna, ż e nadal chcielibyś my odpoczą ć w Budvie.
Zaczą ł em drę czyć nielicznych przedstawicieli ludzkoś ci, któ rzy są na peronie o tak wczesnej godzinie. Sprzą taczka nie mogł a mi pomó c. A mł ody chł opak, któ remu pod nosem szturchną ł em mapę w telefon z ż ą daniem (na podobień stwo angielskiego), ż eby powiedzieć , gdzie to jest, zapytał , czy mó wię po rosyjsku? O! Nawet jak mó wię ! Czasami znacznie wię cej niż to konieczne! Facet w kartach nie zrobił zamieszania, a ja zapytał em, gdzie wspią ć się na gó rę ? Machną ł rę ką we wł aś ciwym kierunku i powiedział , ż e tam zobaczymy.
Dobrze! A potem Mapy mi wreszcie się obudził y. A dziewczyny, któ re obudził em, wymyś lił y okrzyk „Chwał a! ”. Pochwalony. Ł adnie! : )
Chodź my. Ł adna okolica.
Wszystko, co kocham - morze i gó ry! A co za mur twierdzy!
Musimy gdzieś iś ć !
Naprzemiennie sprawdzają c telefon, szliś my we wł aś ciwym kierunku. Wpatrywali się w staw peł en ryb.
Dotarliś my do starego miasta.
Có ż , dlaczego tam nie pojechać ? Ulice są nadal puste.
Jak sł odko! Ró b zdję cia z cał ą rodziną w studiu fotograficznym! : )
To jest herbata!
Kran bez wody.
A oto woda. Nie pachnie jak chlor. Nalewać gotowane, nacinane na surowo.
A potem Vadik,
patrzą c na swó j telefon powiedział , ż e musimy skrę cić w prawo (a moż e w lewo). Nieważ ne. Tam jest wejś cie na szlak. Poszedł em za nim bez namysł u. A potem bramka zablokował a nam drogę !
Ojej! Jak to? Już dostarczono? Natalia był a tu zaledwie cztery lata temu!
- Ile? - pytam brzusznej kasjerki.
- Ejt euro!
- Lope, Lope?
Tak, dla takich babć powinni mnie nosić na rę kach! Za osiem euro moż na jeź dzić na nartach przez pó ł dnia w oś rodku narciarskim. Oczywiś cie w zależ noś ci od tego, gdzie. Ale kiedyś na pewno podnieś liby mnie na krześ le lub przyczepie. Ż adnych inwestycji dla Ciebie! Postaw gramofon i ś miał o, tnij ł upy! Chł opcy, do cholery!
Ale nie ma nic do zrobienia. Bierzemy. Chodź my. Filmy to oczywiś cie chicdosiki, ale ropucha, któ ra mnie dusił a, nie pozwala mi w peł ni cieszyć się krajobrazem. Dwadzieś cia cztery euro! Tak, za te pienią dze moż na pić piwo… Jeszcze nie wiem ile, ale duż o myś lę .
A potem robak wą tpliwoś ci podcią gną ł się do ropuchy, a ja zajrzał em do telefonu. . .
-AAAA! BLIIIIN! Jesteś my na pł atnej drodze! Wolny zostawił gdzieś po lewej stronie! Vadik! Gdzie szukał eś ? Wsadził em palec w mapę , na któ rej musimy się wspią ć !
- Nic mi nie powiedział eś !
- Jak nie powiedział eś ?
- Masz gł upi nawyk myś lenia, ż e jeś li coś wiesz, to wszyscy inni też to wiedzą !
Zamykam się . Naprawdę jest. Zawsze myś lę , ż e ludzie wokó ł mnie muszą być w jakiś sposó b poł ą czeni z moją przestrzenią informacyjną . Ale w rzeczywistoś ci nie posiadają daru telepatii. : (
I oto jest krę ta ś cież ka, po któ rej chodzą zwykli ł obuzy!
I zostaliś my zabrani na ś cież kę nienormalnych workó w z pienię dzmi.
Jak dł ugo, jak kró tko wspię liś my się na skrajny punkt fortecy, osią gają c wysokoś ć dwustu metró w i ogon. Moż na był o pobiec dalej pod gó rę lub moż na był o wyjechać do nastę pnego miasta o nieprzyzwoitej nazwie Perast. Aby dostać się na szczyt gó ry, na któ rym wedł ug Mapsme znajduje się taras widokowy, trzeba był o zejś ć , a nastę pnie zdobyć kolejne trzysta pię ć dziesią t metró w po serpentynowej ś cież ce, któ rą począ tkowo powinniś my podą ż ać . Coś na taką perspektywę nie był o zbyt atrakcyjne. Postanowiono zejś ć na dworzec autobusowy. Ale najpierw odś wież się .
Dostaliś my pudeł ko z przeką ską . Tutaj kot podcią gną ł się . Ze wzglę du na ramę z nim poś wię cił em kawał ek mię sa.
A potem okazał o się , ż e był o ich tylko dwó ch. Resztę podzielono mię dzy trzy. Kotowi się to spodobał o i zdobył o udział w ostatnim kawał ku.
Zostaw mnie w spokoju! Wtedy wspó ł czują cy facet podją ł się uzupeł nienia kota jakimś rodzajem chleba. Z jego dialogu z towarzyszem wyrwał em czę sto wypowiadane sł owo „evet”. Turek! A kto tu twierdził , ż e Turcy nie lubią kotó w? Tak i obcy, nie rodzimy.
Poszliś my inną ś cież ką i wyszliś my przez kolejny koł owró t. Nikt nie sprawdzał biletó w przy wyjś ciu. Tak wię c ł otrzykowie, któ rzy spenetrowali za darmo, mogą ł atwo zejś ć tam, gdzie bogaty Pinokio.
Jak widać po zegarze, był o tylko 10.17. Czas to powó z. Poszliś my na dworzec autobusowy. Po drodze zobaczyliś my duż y supermarket. Ale minę liś my - a co jeś li autobus do Perast czeka tylko na nas i zaraz odjedzie?
Na peronie był tł um. Steward krzykną ł „Dubrownik”. Powiedział em Perast. Pokazał mi
gdzie jest rozkł ad jazdy. Ale bez wzglę du na to, jak na to patrzył em, nie widział em wł aś ciwej nazwy. Rozkł adają c ramiona, ponownie podeszł a do chł opca. Mó wi do mnie z westchnieniem: „Herceg Novi, pani! » Pani, nikt mnie jeszcze nie wyzywał ! Madama był a kiedyś w Egipcie. A oto pani! Figaza! Podbró dek sam się unió sł , a dolna czę ś ć plecó w wygię ł a się aż do zgrzytu.
Autobus jedzie do Herceg Novi za czterdzieś ci pię ć minut. Poszliś my do kasy. Ale ciocia odmó wił a nam sprzedaż y biletó w. Nie rozumiał em dlaczego. Wracają c do faceta. Powiedział , ż e sprzedają go w autobusie. No dobrze. Chodź my do delikatesó w. Nie siedź tutaj bezczynnie!
Przed wyjazdem rozmawiał em z przyjació ł mi, któ rzy niedawno odwiedzili Czarnogó rę . Niektó rzy nauczyli mnie, ż e wino w lokalnych sklepach (a moż e nie tylko) uł oż one jest w sprytny sposó b - butelki z ceną maksymalną są ustawione na wysokoś ci oczu. Ale na niż szych pó ł kach, gdzie nie każ dy zgadnie zajrzeć i nie każ dy bę dzie mó gł się tak schylić lub usią ś ć ,
moż na znaleź ć niespodziankę - winoroś l za jedno lub dwa euro. Nie byliś my zbyt leniwi i usiedliś my. Wow! Tyle pysznoś ci w bardzo rozsą dnej cenie! Chcieliś my kupić najtań sze wytrawne czerwone Vranach, ale zamknię to je tym samym wieczkiem, co nasze piwo. Oznacza to, ż e ź le bę dzie zamkną ć go z powrotem, na wypadek, gdybyś my nie dokoń czyli picia. Hihi! Nie wiem ską d wzią ł się pomysł na taką moż liwoś ć .
Mimo to kupiliś my innego Vranacha, nieco droż szego, ale z zakrę tką . Powiedziano nam, ż e nie ma sensu cią gną ć korkocią gu do Czarnogó ry. Aczkolwiek w naszym studiu odkryto przepię kny korkocią g z dwoma uchwytami. Podobno zał oż ono, ż e w willi, któ ra zajmuje najwyż szą pozycję w cenniku, odpoczywać bę dą osoby, któ rych stać na elitarne wina zamykane korkiem.
Dobrze, dokonano najtrudniejszego wyboru. Pozostaje dowiedzieć się , co jeś ć . Inni znajomi mó wili, ż e kupili tu hummus w plastikowych sł oikach.
Znalazł em ten produkt. Tylko co to jest? Mieliś my pojemniki, ale jakoś nie pomyś leliś my, ż eby zabrać instrumenty. W koń cu jest to moż liwe przy uż yciu rą k, ale nie do koń ca. Oh naprawdę ! Chodź my z chlebem.
Zaopatrzeni w ten sposó b wró ciliś my na pusty dworzec autobusowy. Usiedli na ł awce i rozglą dają c się ukradkiem, nalali go do pierwszego kubka.
Jedli mię kki domowy chleb. Drugi kubek pili ś mielej. Nie był o gliniarzy, reszta o nas nie dbał a.
Kiedy przyjechał nieco spó ź niony autobus, Vranach w cał oś ci wszedł w nasze ciał a.
Konduktor sprzedał nam bilety za 2 euro. Chodź my do Perast.
Tu zaczyna się bezpł atny wycią g. Ech!
Pojechaliś my wzdł uż malowniczych brzegó w Zatoki Kotorskiej. Sfotografowany, sfotografowany. Ale niewiele z tego wyszł o.
Zyski.
Wspinaczka na wież ę kosztował a 1 euro. Chciał em. Ale pó ź niej. Najpierw musisz jeź dzić po zatoce.
Ł adne miasteczko.
Podobał o mi się tutaj bardziej niż w Kotorze. Plaż e jako takie są jednak nieobecne. Nie każ dy potrafi pł ywać z betonowych pł yt. Ale jest mał o ludzi.
Po zakupie kolejnego wina w pobliskim sklepie usiedliś my na nabrzeż u. To jest takie pię kne! Powiedział bym nawet, ż e absurd! Tak to brzmi lokalnie. Tutejszy zakł ad fryzjerski nazywał się „Salon Gł upoty”. Lubię lokalny ję zyk!
Po pł ywaniu trochę w zatoce i skazaniu kolejnego "Vranacha" poszliś my szukać ł odzi. Pojawił się jeden, doś ć duż y. Podszedł em do tł umu ł adują cego i zapytał em ile kosztuje bilet. Ale okazał o się , ż e to statek wycieczkowy.
„Na statku gra muzyka, a ja jestem sam na brzegu! Có ż , nie cał kiem sam. Trzech z nas. I już cał kiem wesoł o. Niechę tnie poszliś my szukać dalej. I znalezione. Stó ł z dziewczyną , któ ra proponował a spacery za 5 i 10 euro od osoby. Ten na 5 oznaczał wyprawę na jedną z wysp z lą dowaniem, a ten na 10 jest taki sam, ale nadal bę dą jeź dzić po zatoce. Cał ą godzinę . Lekko odurzona ropucha rozluź nił a się i stł umił a czujnoś ć .
Skorzystał em z tego i kupił em bilety na spacer za 10 euro. Co odbę dzie się za 15 minut. A co z nami, czy pó jdziemy trzeź wi jak gł upcy? Sklep, wino, chleb. Sprzedawczyni mó wił a po rosyjsku. Nie jest zł y. Mó wi, ż e w szkole uczył a. Ale nie mieliś my czasu na rozmowę . Morze woł a!
Nie wiem, jak dł ugo nas tam zabrali. Na statku był o nas trzech, opró cz kapitana. Litr ró ż u podą ż ył za poprzednimi czerwieniami, a czas stracił znaczenie. Nie wiem, jak nie upuś cił em telefonu lub aparatu do wody. Jak nie wypadł em za burtę ? Chociaż teraz piszę i myś lę , dlaczego nie poprosiliś my o nurkowanie na ś rodku zatoki? Nie są dzę , ż eby kapitan odmó wił .
Mieliś my cudowną jazdę . Zdję cia bez komentarzy. Po prostu nalej sobie drinka i ciesz się tak, jak my wtedy. : )
Przeglą dają c zdję cia w domu, znalazł em to
Ten moment cał kowicie wypadł z pijanego mó zgu. Ale tym przyjemniej jest to zapamię tać : )
Ale czas wracać do domu. Zjedliś my chleb. W pobliż u kawiarni znajdował y się stanowiska muzyczne z menu. O! Moż e spró bujemy lokalnej zupy rybnej za 3 euro? I nie pró buj tego! Kelner nie okazał entuzjazmu i powiedział , ż e to niemoż liwe. Albo nasze pijane kagań ce nie wzbudzał y w nim zaufania, albo dzisiaj był dzień wolny od ryb, albo nie miał racji, przejmują c się tak tanim zamó wieniem. Czytał em o ostatniej moż liwoś ci. chichotanie
ale! No dobrze! Sklepy są dziś otwarte, kupmy coś na obiad.
Jak jednak wró cić ? Wysadzono nas tutaj na autostradzie. Nie chciał em wspinać się na gó rę . Trafiliś my na dziewczynę , któ ra sprzedał a nam bilety na ł ó dź . Powiedział a, ż e na nasypie jest przystanek i niedł ugo bę dzie autobus do Kotoru.
Znaleziono. Usiadł . Udać się . Zapł aciliś my 1 euro. To był jakiś inny autobus. Jeś li się nie mylę , nazywał a się Niebieska Linia, a ta, któ ra nas tu przywiozł a, nazywał a się Jadran Express. A cena jest podwó jna. Dlaczego jest niejasne.
W Kotorze pojechaliś my pocią giem ekspresowym, któ ry tym razem kosztował nie 4, ale 3 euro. Dziwne, niezrozumiał e.
W Budvie poszliś my na targ i do supermarketu. Uderzył mnie wysoki koszt warzyw. W domu za pienią dze, któ re tu kosztował kilogram, kupił abym 3 kg pomidora lub papryki. Ale mię so jest na naszym poziomie. A olej sł onecznikowy jest jeszcze tań szy. Ale nie zamierzał em gotować mię sa,
a w naszej kuchni był o masł o - podobno zostawił je jeden z poprzednich goś ci.
Kupiliś my trochę sera, oliwek, przystawek prosciutto, a takż e sfermentowanego produktu mlecznego. Có ż , oczywiś cie wina. A rano - jajka. Co wię cej, na począ tku widział em jajka w wieku 6-50. Po prostu spanikował em! Ale potem znalazł em rupię i pię ć dziesią t. Kurwa, ró ż nica! Nasze domowe są oczywiś cie droż sze niż sklepowe, ale nie cztery razy tyle!