Tajlandia – Kambodża i odwrotnie. Część 1 W poszukiwaniu opuszczonego miasta
Szczerze, gdybym podró ż ował sam lub z ż oną , trasa był aby inna, a budż et skromniejszy. Ale skł ad naszej grupy - w skł ad któ rej opró cz mnie i mojej ż ony wchodził czteroletni syn i teś ciowa z dziewczyną (zero znajomoś ci angielskiego + silny strach przed "sowieckim czł owiekiem" za granicą ) - zobowią zany. Myś lę wię c, ż e moje doś wiadczenie bę dzie bardziej przydatne nie dla uznanych „samturystó w”, ale dla tych, któ rzy dopiero zaczynają podą ż ać w tym kierunku.
A wię c trasa. Przy jego powstawaniu trzeba był o jednocześ nie wzią ć pod uwagę kilka ró ż nych czynnikó w:
– Chciał em zobaczyć Angkor i ogó lnie „wypró bować ” Kambodż ę
- teś ciowa i jej przyjació ł ka chcieli plaż y,
- syn pragną ł uwagi rodzicó w, a ż ona „spokojnego nieba nad gł ową ”.
Moje propozycje zorganizowania transferu do teś ciowej i jej koleż anki na plaż e zaraz po przyjeź dzie z obietnicą doł ą czenia do nich za tydzień ("jednocześ nie zaoszczę dź na wydatkach, bo nie jesteś zainteresowany Angkor i tak) zderzył się z samą fobią pozostawania SAMEM! Brak eskorty ! ! ! Za granicą . Wię c chodź my wszyscy razem.
Trasa przebiegł a nastę pują co: Bangkok - Siem Reap i okolice - Koh Chang - Bangkok. Czas: druga poł owa stycznia 2016.
Dzień wcześ niej. Przygotowanie i przyjazd.
Jak wiecie, lwia czę ś ć kosztó w wię kszoś ci podró ż y przypada na bilety lotnicze. Dlatego czę sto moż liwoś ć zaoszczę dzenia mocno koryguje terminy odlotó w, a nawet lotnisko przylotu. W naszym przypadku pole manewru był o niewielkie. Lot z Nowosybirska do Bangkoku okazał się trzy razy tań szy niż do Phnom Penh (z prawie taką samą odległ oś cią ! ) - to jeden raz. Ostatnio czartery do Pattaya i Phuket latają tam bezpoś rednio, omijają c Bangkok, ale nie musimy tam lecieć , co oznacza, ż e nasz wybó r to zwykł y lot, to dwa. Ale ponieważ niewiele linii lotniczych obsł uguje loty na tej trasie z Nowosybirska, promocje są rzadkie. Tak wię c, kupują c bilety na pó ł roku, nie wygraliś my tyle, ile byś my chcieli. Dodatkowo zarezerwowano hotele (z prawem do bezpł atnej anulacji) na cał ej trasie. I zlecono transfer z Bangkoku do granicy z Kambodż ą (o tym pó ź niej). I na podstawie opinii innych turystó w (bardzo dzię kuję ) został a opracowana trasa wokó ł Angkoru, ponieważ rozumiał em, ż e bę dzie mi mał o czasu i chciał em mieć czas, aby choć trochę zrobić wraż enie na temat tego kompleksu. To chyba cał e przygotowanie. W ogó le zauważ ył em, ż e z każ dym wyjazdem wyjeż dż am coraz wię cej „rozwią ż emy to na miejscu”. I okazuje się jeszcze ciekawsze.
Dzień pierwszy. Bangkok
Co mam zrobić po przyjeź dzie? Dojedź z lotniska do miasta (hotelu) i zdobą dź lokalną walutę . Oba najlepiej wykonać przez pierwsze pię tro lotniska Suvarnabhumi, gdzie znajduje się postó j taksó wek i kilka „wymiennikó w”. Jeś li podró ż ujesz w grupie (np. 5 osó b takich jak my), taksó wka bę dzie nieco droż sza niż transport publiczny. A towarzyszy podró ż y moż na znaleź ć podczas lotu. Jeś li chodzi o „wymiany”, to oczywiś cie w mieś cie moż na znaleź ć korzystniejszą stawkę . Ale nie wszę dzie. Tym razem wymienił em pienią dze w bankach, na Khaosan, spojrzał em na stawki w centrach handlowych, ale najbardziej opł acalna wymiana okazał a się wł aś nie na lotnisku. A na najniż szym pię trze, gdzie wyjś cie na postó j taksó wek. W „wymiennikach”, któ re znajdują się w pobliż u miejsca odbioru bagaż u, kurs wymiany jest gorszy.
Szukał em pierwszego hotelu tylko na jedną noc, wię c wymagania był y minimalne - klimatyzacja, czysta poś ciel, oddzielna ł azienka. Wybrana rezydencja Pawana speł niał a wszystkie te wymagania. I nawet wię cej. Tak wię c jego cena - 650 bahtó w za pokó j dwuosobowy dziennie był a doś ć stał a.
Nie planowaliś my wię cej rzeczy na ten dzień (któ ry już wieczorem dobiegał koń ca): pojechaliś my do WTC, zjedliś my kolację w koreań skiej kafejce grillowej (bardzo amatorskiej) i poszliś my spać , nabrać sił przed drogą do Kambodż y.
Dzień drugi. Droga do Siem Reap
Dzisiaj mieliś my do pokonania okoł o 400 km i jedną granicę pań stwową . Z Bangkoku do Kambodż y moż na dostać się na kilka sposobó w: samolotem, pocią giem, autobusem i samochodem. Postanowił em poeksperymentować i zamó wił em transfer z domu na przejś cie graniczne Aranyaprathet-Poipet w jednym mię dzynarodowym biurze z przedstawicielstwem Rosji. Nie chcę podawać nazwy, bo doś wiadczenie okazał o się nieudane. Mają c na uwadze megakorki Bangkoku planowaliś my opuś cić hotel wcześ niej, transfer został zarezerwowany na 6 rano. W wyznaczonym czasie kierowca nie stawił się . Dyspozytor zapewnił mnie, ż e jest w pobliż u i bę dzie za dziesię ć minut. Pó ł godziny pó ź niej okazał o się , ż e kierowca „gdzieś znikną ł ”. Nie udał o się go znaleź ć , ao sió dmej rano przydzielono nam nowego. Nowy kierowca utkną ł gdzieś w korku (o 7-00 ruch po mieś cie staje się już utrudniony). W rezultacie po serii telefonó w o wpó ł do ó smej rano w koń cu wyruszyliś my. Widać , ż e w tamtych czasach nie był o moż liwoś ci szybkiego opuszczenia miasta i po obiedzie wylą dowaliś my na granicy.
Przejś cie graniczne to odcinek drogi o dł ugoś ci kilkuset metró w, na przeciwległ ych koń cach znajdują się punkty kontrolne Kambodż y i Tajlandii, a mię dzy nimi nieustannie przepł ywają ludzie i ci, któ rzy z niego „ż ywią się ”: „pomocnicy ”, ż ebracy, stragany handlowe i kawiarnie. Jest nawet kasyno.
Przejś cie graniczne zaję ł o okoł o godziny. Wię kszoś ć czasu spę dzano na rozpatrywaniu wiz. Ale oto jesteś my w Kambodż y. W tym czasie moi towarzysze zaczę li się trochę mę czyć , zapewniał em ich, ż e do hotelu został o jeszcze kilka godzin z prysznicem i kolacją . Ale go tam nie był o. Zaraz po przejś ciu kilku mł odych ludzi natarczywie odprowadził o nas do swego rodzaju bezpł atnego autobusu wahadł owego na dworzec autobusowy. Już pó ź niej, biorą c pod uwagę schemat przejś cia z angielskiego przewodnika, przeczytał em oznaczenie tego patcha jako mafia transportowa. Jest mafią (no, przynajmniej nie niebezpieczną jak na rosyjskie standardy). Ogó lnie rzecz biorą c, gdybyś my minę li ten bezpł atny autobus, najprawdopodobniej znaleź libyś my zwykł e taksó wki i za trzydzieś ci dolaró w zbadalibyś my ulice Siem Reap w dwie godziny.
Zamiast tego wylą dowaliś my na dworcu autobusowym znajdują cym się gdzieś na otwartym polu, gdzie uprzejmie sprzedano nam bilety autobusowe za siedem dolaró w. Có ż , przynajmniej dziecko został o wpuszczone za darmo, ale bez miejsca. Razem - 28 dolaró w. Cena jest jak taksó wka. Ale! Taksó wka natychmiast ruszy. I tu trzeba był o czekać , aż autobus (duż y, pię ć dziesią t kilka miejsc) zapeł ni się po brzegi tymi samymi „ofiarami mafii”. Zbliż ał się wieczó r (w stronę zamknię cia przejś cia granicznego) i pasaż erowie przybywali mał ymi porcjami. Przedł uż ają ce się oczekiwanie zwię kszył o napię cie w naszym zespole. Najlepiej znosił go jego syn, któ ry zawsze miał kilka waż nych rzeczy do zrobienia - obserwowanie gę si spokojnie pasą cych się przy wejś ciu, skosztowanie lokalnych lodó w itp. Ale po kilku godzinach zaczą ł się mę czyć .
Wreszcie zaczę liś my o sió dmej wieczorem. Pó ł torej godziny pó ź niej zawieziono nas do jakiejś kawiarni, ró wnież poł oż onej z dala od zabudowy miejskiej. Kierowca poinformował nas ł amaną angielszczyzną , ż e przed nami jeszcze dwie godziny jazdy, wię c teraz zatrzymujemy się na obiad. Ż ona napię ł a się i milczał a, a reszta po prostu go nie zrozumiał a, dzię ki czemu uniknię to wybuchu emocji. Ale znudził o mnie pytanie - doką d nas zabierają , skoro droga jest tak dł uga (wedł ug wszystkich opinii nie powinna zają ć wię cej niż dwie godziny). To trochę zatruł o wraż enie kolacji, choć teraz, z perspektywy czasu, muszę przyznać , ż e miejsce jest doś ć przytulne: stoliki pod baldachimem, pię kne krzewy zamiast ś cian, wieczorny ś piew ptakó w…
Na szczę ś cie okazał o się , ż e mamy do czynienia z kolejnym „okablowaniem”, opowieś ci o dł ugiej podró ż y powinny nas zachę cić do zakupu obiadu. A pó ł godziny pó ź niej wjechaliś my na ulice Siem Reap. A potem tuk-tukami do hotelu, gdzie czekał y już na nas nasze pokoje. Uzgodniliś my z tukerami wypoż yczenie samochodu na jutro.
Trzeci dzień . Angkor
Droga do Angkoru zaczyna się od ró ż nych bram. Na przykł ad przez te.
Wiedział em, ż e to nie bę dzie ł atwe. Ludzie spę dzają tygodnie zanurzają c się w tym ogromnym opuszczonym mieś cie. Dokł adniej, jego pozostał oś ci. Miał em jeden dzień . Poł owa naszej grupy nie był a zbytnio zainteresowana Angkorem. A kamienne ruiny wcale nie są interesują ce dla czteroletniego dziecka. Ale każ dy problem ma rozwią zanie. Jak wspomniał em, trasa był a zoptymalizowana (poruszaliś my się po okrę gu w przeciwnym kierunku, co pozwolił o ominą ć tł umy turystó w na dobrej poł owie trasy). Wieczó r spę dził em na przeszukiwaniu informacji referencyjnych (dzię kuję , wydział historii - mieliś my już podstawową wiedzę o tej cywilizacji) i czę sto rozumiał em, gdzie i na co przede wszystkim zwró cić uwagę . Wypoż yczono klimatyzowany samochó d, co sprawił o, ż e podró ż był a komfortowa dla mniej zainteresowanych wspó ł podró ż nikó w. Synowi opowiedziano historię o „epickiej bitwie ludzi i smokó w” w tych stronach i skarbach pozostał ych od tego czasu, któ re trzeba znaleź ć (kilka groszowych pamią tek peł nił o rolę skarbó w, okresowo moja ż ona lub ja posuwaliś my się do przodu i robiliś my kolejna „zakł adka” na trasie). W rezultacie dziecko przez cał y dzień biegał o po Angkorze ze szczerym zainteresowaniemJ
Skala budynkó w budzi szacunek
Nie bę dę mó wić o ś wią tyniach i pał acach Angkoru - w sieci jest aż nadto informacji. Co wię cej, Angkor jest „swó j” dla każ dego. Na pewno warto tam zajrzeć . Przecież kiedyś (X-XII w. ) istniał a jedna z najwię kszych metropolii na ś wiecie (okoł o miliona mieszkań có w, wię cej niż wó wczas w Paryż u czy Kijowie). A teraz jest uważ any za jedno z najwię kszych (pod wzglę dem obszaru) opuszczonych miast na ś wiecie. Kilka wskazó wek (nie jestem oryginalnym ź ró dł em, ale pró bował em wszystkiego na sobie, dział a). Warto wyjś ć wcześ nie. I nie dlatego, ż e bę dzie mniej turystó w. Jest ich już wielu przed otwarciem (idą na spotkanie ś witu). Ale bę dziesz miał czas, aby zobaczyć wię cej, zanim zacznie się popoł udniowe sł oń ce. Jeś li jedziesz standardową trasą , ale w przeciwnym kierunku, bę dzie mniej turystó w (wię kszoś ć z nich jedzie tak, jak przyzwyczajeni są przewodnicy, wię c bę dziesz okresowo przecinał się z grupami, a nie podą ż ał za nimi). Na terenie Angkoru znajduje się kawiarnia, ale ceny są tam nieco wyż sze niż w Siem Reap. To prawda, ż e ró ż nica to 1-2 dolary, warto jechać do miasta - Ty decydujesz. Jedni bez problemu radzą sobie z zaż ywanymi „suchymi racjami ż ywnoś ciowymi”, inni wrę cz przeciwnie wykorzystują przerwę obiadową na przeczekanie szczytu upał u. Zajmie to duż o wody, bę dziesz też musiał duż o chodzić (jeś li chcesz zobaczyć ś wią tynie, a nie „w biegu”). I jeszcze jedno – zostaw dzień dla odległ ych ś wią tyń , któ re nie są czę ś cią Angkoru, tak jak my. Są tego warte.
Banteay Srei jest sł usznie nazywany perł ą architektury i sztuki Khmeró w
Co powiedzieć . Ś wią tynia jest ciekawa, zbudowana z czerwonego piaskowca i ró ż ni się od wię kszoś ci budynkó w Angkoru. Wiele pię knych rzeź b, nazywana jest nawet „perł ą ” sztuki Khmeró w. I wielu turystó w. Ale nadal warto zajrzeć .
Beng Melea znajduje się.77 km od Siem Reap. Kompleks ś wią tynny został zbudowany w tym samym stylu architektonicznym co Angkor Wat. Ale jednocześ nie zachował się w znacznie bardziej „dzikiej” formie. Sprzyjał o temu oddalenie od nowoczesnych osad (choć kiedyś był o to takż e centrum staroż ytnego miasta Khmeró w). A takż e wojna domowa: ludzie Pol Pota czę ś ciowo zniszczyli kompleks i zaminowali jego otoczenie. Wię c turyś ci mają tam wstę p tylko z tego stulecia. A przez wię kszoś ć kompleksu moż na przejś ć tylko na specjalnie skonstruowanych drewnianych platformach. Ale z drugiej strony to tutaj uczucie, ż e dotykasz pomnika staroż ytnej cywilizacji, jest najsilniejsze (moim zdaniem).
Beng Melea: prawdopodobnie tak wyglą dał Angkor Wat, kiedy Kipling odwiedził go po raz pierwszy...
Beng Melea był ostatnim "must see" kambodż ań skiej czę ś ci naszej podró ż y. A jej ostatnim wydarzeniem był a kolacja w kawiarni Hard Rock (Siem Reap). Bardzo szczera instytucja na przeciwległ ym brzegu rzeki od Starego Rynku. Polecam wszystkim mił oś nikom muzyki na ż ywo. Rano czekaliś my na drogę do Tajlandii. Ale o tym innym razem.