PIĘKNA CHORWACJA ZRODZONA Z ŁEZ, GWIAZD I OD MORZA!
Czę ś ć.6, ostateczna.
Wspomnienia z Chorwacji są przyjemne, chę tnie tam jeszcze wró cimy, o czym już pisał am.
Został y nam jeszcze dosł ownie 2 dni w Dubrowniku, podczas któ rych cieszyliś my się morzem i miastem.
Ostatniego dnia, pó ź nym popoł udniem, wł aś ciciel zrobił nam mił ą niespodziankę : gdzieś okoł o godziny 15 obwió zł nas po mieś cie i pokazał nam ró ż ne pię kne miejsca.
Byliś my na ró ż nych platformach widokowych, ską d otwiera się pię kna panorama starego miasta i cał ego Dubrownika. A takż e byliś my na Gó rze Srj, nie wspinaliś my się na specjalne tarasy widokowe, byliś my tam, gdzie znajduje się duż y kamienny krzyż z biał ego kamienia. Podziwialiś my pię kną panoramę miasta i morza… tylko tutaj widzieliś my kolejkę linową . Gdybym wiedział a o tym wcześ niej, nigdy nie przegapił abym okazji wspię cia się na tę gó rę kolejką linową . Druga poł owa dnia był a pochmurna, nad miastem wisiał y chmury. . . Ostatniego wieczoru w Dubrowniku pogoda nam nie dopisał a. . . Po tym udaliś my się w okolice portu. Niebo jest ponure, zachmurzone, zaczę ł o padać...A na ostatnim tarasie widokowym obserwowaliś my, jak liniowiec odpł ywa, zawraca i wypł ywa w morze. Spektakl jest niezwykł y, a tym bardziej z gó ry, po prostu poza sł owami.
Kiedy wró ciliś my do mieszkania, deszcz ustał , postanowiliś my po raz ostatni przespacerować się deptakiem, któ ry tak bardzo kochaliś my, posiedzieć gdzieś w kawiarni… Kupiliś my pamią tki-prezenty, pozostaje tylko powiedzieć poż egnaj goś cinnych wł aś cicieli i spakuj nasze torby. Jeż dż ą c po kraju nie zauważ yliś my, jak minę ł y 2 tygodnie. Trochę szkoda, jeszcze nie odpoczywaliś my i nie widzieliś my jeszcze wiele. . .
Wyjechaliś my wcześ nie, o wpó ł do sió dmej rano, nie korzystaliś my z nawigatora do granicy z Boś nią , wł ą czyliś my go pó ź niej. Jechaliś my już znaną nam pię kną drogą , podziwiają c wspaniał ą panoramę wybrzeż a. . .
Przechodzimy przez gó ry i docieramy do doliny rzeki Neretwy. Omijamy pierwszy parking, z któ rego otwierają się najpię kniejsze widoki, zatrzymujemy się na nastę pnym, ale to nie to samo, bo jest znacznie niż ej. Wspomnienia pozostaną teraz tylko w pamię ci. No wię c znamy już namioty z owocami i warzywami. Po prostu nie mogł em na tym poprzestać . Szczegó lnie podobał y nam się oczywiś cie brzoskwinie: duż e, soczyste. . . w Niemczech też to wszystko jest dostę pne i tanie. . . ale wszystkie importowane i nie tak smaczne. I sok mandarynkowy! Nie bardzo mi się to podoba, jest trochę gorzki jak na mó j gust. Kiedy zaproponowano nam spró bowanie, począ tkowo odmó wił em: dlaczego nigdy nie pił em soku mandarynkowego czy co? I jak się okazał o, tak nie pił a. Niesamowicie pyszny, niesamowicie sł odki. Moż e dodać do tego cukier? W każ dym razie podobał o mi się tutaj. Potem spró bował em nalewki winnej lub mandarynkowej (dla reszty był o to niemoż liwe - podczas jazdy), ró wnież o niecodziennym smaku. Kupiliś my w cał oś ci: bagaż nik jest peł ny, na tylnym siedzeniu jest miejsce tylko dla jednej osoby, warzywa i owoce dookoł a, butelki soku. . . wina. Nawiasem mó wią c, wszystko przywieź liś my bardzo dobrze: ani pomidoró w, ani brzoskwiń , nic nie był o pomarszczone.
I tu jedziemy, jedziemy, jedziemy. . . i znajdujemy się na pustej autostradzie. W nawigatorze jest luka, nie widzi tego odcinka ś cież ki, prawdopodobnie został zbudowany po aktualizacji. Nie ma samochodó w, nikogo nie ma w pobliż u. Potem poszł a jakaś droga, któ ra znó w zaczę ł a się rozwidlać , postanowiliś my nie jechać w prawo, myś leliś my, ż e zaprowadzi nas znowu w gó ry. Skrę cił w lewo. Nawigator to widzi, prowadzi nas nim, ale my też idziemy - wtedy tylko my na nim jesteś my. Muszę powiedzieć , ż e schodzimy w dolinę , wjeż dż amy do jakiejś wsi i jedziemy nią dł ugo, okoł o 30 minut, ulica jest wą ska, domy są jakoś blisko drogi. Ludzie siedzą na chodnikach i czują się jak na jezdni. Dzieci grają w pił kę , inne stoją w grupach, rozmawiają , jak nas widzą , rozstają się , wpuszczają , dł ugo się nami opiekują...No, oczywiś cie znowu skrę cili gdzieś w niewł aś ciwym miejscu. Wioska się koń czy, droga lekko idzie w gó rę i nagle znajdujemy się na autostradzie, któ ra dalej prowadzi do autostrady.
Jak zwykle przystankó w jest kilka, jednym z nich jest rzeka Krka. W kiosku wszystko jest drogie, pocztó wki są prawie 4 razy droż sze. Trochę odpoczynku i nie tylko. Czę ś ć drogi jechaliś my tą samą autostradą , co z Rovinja do Dubrownika. Pomyś lał em, ż e pó jdziemy też tą samą ś cież ką , któ rą jechaliś my z Plitvic do Rovinj, bardzo mi się ta droga podobał a. Ale nie, nie dojechaliś my, jechaliś my jakoś inaczej. A co najciekawsze, już za granicą , w Sł owenii, nawigator od razu zawió zł nas na autostradę , ż adnych dró g krajowych.
W Austrii cią gle na nas padał o i generalnie był o fajnie. Zatrzymujemy się , ż eby coś przeką sić , wysiadamy z samochodu, o mó j boż e, zimno! Jesteś my w kró tkich spodenkach, w T-shirtach, wcią ż jesteś my w euforii ze sł onecznej Chorwacji, a tu ludzie w kurtkach, wiatró wkach, dł ugich spodniach. . . Trochę szczę ś cia mieliś my z Niemcami, na jakiejś czę ś ci miasta jeszcze ś wiecił o sł oń ce. ś cież ka, a potem wszystko był o tak samo zawsze deszcz. Wedł ug nawigatora powinniś my byli przybyć do domu o 22.00, spotkaliś my się , a nawet przybyliś my 15 minut wcześ niej. I co kontrastuje: wjeż dż amy do miasta, jest ponuro, ale jeszcze nie ciemno, dookoł a wież owce (5-6-pię trowe) i samochody, na ulicy nie ma nikogo, ani jednego przechodnia- przez, nie chodzić po mieś cie, jak w mieś cie duchó w.
I od razu stał o się jasne, ż e wspaniał e wakacje się skoń czył y, niech ż yje codziennoś ć !