Podróżuję po raz pierwszy w życiu. Część 1
Dzień.1-2!! ! Warto!! !
Wypł ynę liś my z Kolei Poł udniowej w Charkowie o 8:30 i już o 11:15 podeszliś my do przejś cia granicznego w Woł czań sku. A o 11:50 przywitał mnie Kyivstar w Rosji. Surowo wyglą dają cy, ale bardzo uprzejmy rosyjski pogranicznik szczegó ł owo opowiedział , doką d się udać , ż eby nie był o problemó w. Nie był o problemó w, wszystko zaję ł o nawet mniej niż godzinę . Wprawdzie generalnie hamowaliś my na rosyjskiej drodze doś ć czę sto, ale czystoś ć naszych paszportó w i niewinnoś ć w naszych oczach był y przekonują ce. Podró ż kontynuował a rosyjskimi drogami.
O 18:12 pojechaliś my na autostradę Moskwa-Rostó w i droga stał a się przyjemniejsza. Przynajmniej nie musieliś my się nudzić z naszymi towarzyszami podró ż y. Ku wielkiej radoś ci naszego kierowcy Arsena (przystojnego mę ż czyzny i bardzo ostroż nego kierowcy) firma został a wybrana czysto kobieca i bardzo wesoł a.
O 22:50 zatrzymaliś my się na nocnych ś wiatł ach w Rostowie, gdzie nasze szeregi przerzedził y się o dokł adnie 3 osoby, któ re ostroż nie zabrano na stację kolejową . Osobiś cie był em pod wraż eniem starego dworca autobusowego (naprzeciwko linii kolejowej). Moż na się do niego dostać przez most przez pozory fosy z wodą . W najlepszych tradycjach ś redniowiecznych zamkó w).
Wyjechaliś my z Rostowa o 23:40 io 2:30 wstaliś my na noc. Wstaliś my o 5:10, kierowca cał y czas dzwonił do Upper Lars – przeł ę cz był a zamknię ta do 7 rano, wię c pozwoliliś my sobie na niespieszny czas.
O 10:35 na horyzoncie po prawej stronie pojawił się Elbrus, a na horyzoncie pojawił o się ró wnież kilka cieni z pasma Kaukazu. Gdy zjeż dż aliś my z toru na ś niadanie, podziwialiś my go ze wszystkich okien samochodu. W kawiarni przy autostradzie udogodnienia nie są nawet „euro”, ale uwagę odwró cił y jaskó ł ki w gnieź dzie pod baldachimem i bardzo pomocni gospodarze, któ rzy uwzglę dnili wszystkie ż yczenia naszego wybrednego kierowcy na poranny posił ek . Peł ni i rozbudzeni przenieś liś my się do Piatigorska.
W punkcie kontrolnym przy wjeź dzie do Pó ł nocnej Osetii nasz bagaż przykuł szczegó lną uwagę nieuś miechnię tych ludzi w wojskowych mundurach i uroczego Bima z czarnym uchem. Poproszono nas, abyś my wyszli z samochodu, aby się zameldować . W mię dzyczasie pies przewodnik dokł adnie obejrzał nasze rzeczy. Zostaliś my wypuszczeni szybko i bez skarg, dzię ki psu)
Przybyliś my do Wł adykaukazu o 16:20. Miasto jest aktywnie budowane i cieszy zapachem sosen i gó r. Oddzielnie zadowolona LLC „Cleared” i kopia Charkowa Mirror Stream w jednym z kwadrató w. A potem zaczę ł o się pię kno… po prostu brakuje sł ó w do opisania, wię c zobacz zdję cie. Posty Upper Lars skoń czył y się za pó ł godziny i o 17:30 witamy w Gruzji!! !
Do hostelu dotarliś my przed 22:00 czasu gruziń skiego, ale nie zdą ż yliś my poł oż yć się spać , omijają c zastawiony stó ł . Domowe wino wspaniale komponował o się z narodowym lobio, serami gruziń skimi i ormiań skimi oraz cał kiem mię dzynarodowymi skrzydeł kami i smaż onymi ziemniakami o gruziń skim smaku.
Po obiedzie idę speł nić marzenie z dzieciń stwa – spać na gó rnym ł ó ż ku pię trowym. Jutro podzielę się wraż eniami) Dobranoc!
Widok na gó ry z Wł adykaukaz
Droga do Gruzji
Granica rosyjska w Gó rnych Larach
Strefa neutralna mię dzy Rosją a Gruzja
Wą wó z Terek
Aksamitny top
Mgł a w gó rach Kaukazu
Stado na klifie
Kazbek w chmurach mał y>
Dzień.3. Witaj, Tbilisi!! !
Ś wietnie wypoczę liś my, spaliś my po prostu ś wietnie: czysta poś ciel na wygodnych ł ó ż kach speł nia swoje zadanie. Poranek dla każ dego czł onka zespoł u rozpoczą ł się we wł asnym tempie, dla mnie osobiś cie o godzinie 9 rano.
Zaraz po zapoznaniu się z gruziń skim bazarem zatrzymaliś my się na dworcu po bilety do Ureki. Podczas gdy my wdychaliś my zapach wytrawnej adż yki i degustowaliś my swanską só l (znajoma só l kuchenna z dodatkiem przypraw i zió ł - uniwersalna przyprawa do każ dego dania), mą ż hostelowego hostelu zorganizował degustację naleś nikó w suluguni nadziewanych mię ciutkim przaś nym serem - w przeciwień stwie do sł onego suluguni twaró g w ś rodku wydaje się prawie sł odki.
Dokł adnie w poł udnie wjechaliś my na teren etno-parku w pobliż u Turtle Lake. Od razu powiem, ż e nie pojechaliś my nad jezioro, ale widzieliś my tyle ciekawych rzeczy: prawie cał a Gruzja jest w miniaturze. Wejś cie kosztował o nas 3 lari i za te pienią dze poznaliś my ż ycie Gruzinó w z ró ż nych regionó w kraju. Park okazał się niezwykle przemyś lany: w każ dym domu, ilustrują cym ż ycie jakiegoś regionu Gruzji, był przewodnik, któ ry był gotowy opowiedzieć szczegó ł owo w kilku ję zykach historię konkretnego domu i podwó rka. Niektó rzy byli bardzo oż ywieni, kiedy dowiedzieli się , ską d pochodzi nasza firma, i starali się , abyś my cieszyli się wycieczką . I chociaż moje ramiona banalnie pł onę ł y podczas zejś cia do miasta (okoł o 20 minut pieszo wzdł uż serpentyny), zapoznanie się z historią i kulturą Gruzji z powodzeniem przygotował o mnie do cał kowitego zanurzenia się w ż yciu tego tę tnią cego ż yciem kraju.
Pomimo elektronicznej tablicy wynikó w na przystanku, któ ra dokł adnie wskazywał a czas przed przyjazdem potrzebnego nam autobusu (w koń cu ł ą cznoś ć satelitarna), przypadkiem mę ż czyź ni, któ rzy znaleź li się na tym samym przystanku w zjednoczonym impulsie do Pomó ż my przedstawicielom braterskiej ludnoś ci ukraiń skiej zatrzymywać każ dy autobus, dokł adają c maksymalnych starań , abyś my szybko i komfortowo dotarli do naszego celu – Placu Wolnoś ci. W koń cu obiecali podwieź ć nas prawie na miejsce na trasie 34 (przejazd 50 tetri) i powiedzieć , gdzie mamy wysią ś ć . Przyjechaliś my owszem, ale jak… wydawał o się , ż e dostaliś my najbardziej szykownego kierowcę w cał ym Tbilisi, ale tak naprawdę to tylko lokalny styl jazdy: tak nam wyjaś niono w hostelu, nawet przy takiej niezgodnoś ci z przepisy ruchu drogowego, liczba wypadkó w jest bardzo skromna - po prostu wszystko wzajemnie grzeczne na drodze)
O 15:30 szliś my ulicą Czawczawadze z Filharmonii w Tbilisi. Miasto ż yje i szaleje, mł odzi ludzie niewiele ró ż nią się od naszych, moż e trochę bardziej czarnych w ubraniach. Khachapuri sprzedawane jest na każ dym kroku za 2.50 GEL i wię cej, ale jest smaczniejsze niż w naszym hostelu do tej pory). Dbał oś ć o szczegó ł y cieszą oko: figurki uliczne, fontanny do picia i tak dalej. Plac Wolnoś ci ze zł oconym Jerzym Zwycię skim wień czą cym kolumnę okazał się bardzo wygodnym miejscem na relaks w cieniu drzew przy duż ej fontannie.
W drodze do starej czę ś ci miasta zatrzymaliś my się z rodaką w artystycznej kawiarni, gdzie podano nam kawę po turecku. Powietrze w mieś cie zmienia się na każ dym kroku: albo wiatr z gó r, albo aromat kawy, albo zapach ką pieli siarkowych, ale nawet na najbardziej ruchliwej ulicy nie czuć tak znajomego spalin. Okolica ł aź ni siarkowych to jedno z kluczowych miejsc dla miejscowych – przed nami odjechał orszak weselny, a zdję cia absolwentó w ruszył y peł ną parą . Cał kowicie się z nimi zgadzam, miejsca są kolorowe.
Postanowiliś my też wró cić do hostelu na wł asną rę kę wzdł uż nabrzeż a. Plac na strzał ce w Charkowie nie był nawet zbliż ony do tego, co zaaranż owano w pobliż u nowego mostu - miejsca odpoczynku dla każ dego pokolenia: od placu zabaw ze specjalną powł oką dla najmniejszych po fortepian w krzakach). Nasze dziewczyny nadal opanował y Koś ció ł Tró jcy Ś wię tej, ale poszł am do hostelu, aby napisać pamię tnik.
Druga czę ś ć naszej firmy przyleciał a samolotem o wpó ł do dwunastej w nocy, ale mimo zmę czenia nie poszliś my spać , bo wł aś ciciele przygotowywali prawdziwego gruziń skiego grilla))) niesamowicie delikatne mię so! Ś wię to trwał o do 4 nad ranem. Co stanie się jutro? ). . .
Etno-Park Ż ó ł wia jezioro
Ukraiń ska kawiarnia artystyczna mał y>
Na ulicach Tbilisi
Sameba nocą
Gruziń ska goś cinnoś ć )
Dzień.4. Dzień dobry. . . czasami!! !
Wstaliś my okoł o 7:30, aby wyjechać o 9.00Dziś postanowiliś my wspó lnie poddać się namowom hostelowego mę ż a i wymienić się programem w Tbilisi na wycieczkę do Kachetii (region we wschodniej Gruzji). Tak wię c o 9:00 wyszliś my z hostelu w iloś ci 9 osó b + kierowca, jest naszym przewodnikiem, jest mę ż em gospodyni, jest po prostu cudowną osobą ).
Przejechaliś my bardzo gorą cym opustoszał ym stepem w kierunku granicy z Azerbejdż anem (w jednym miejscu zbliż yliś my się na odległ oś ć.3 metró w). Na horyzoncie majaczył a baza wojskowa i grupa ludzi w mundurach, najwyraź niej na ć wiczeniach. Nie okazywali nam wię kszego zainteresowania, a nasza droga nie został a przerwana aż do samego klasztoru Dawida Gareji. Okolica jest opustoszał a, wię c cał ą swoją urodą starał a się nas zaimponować . Szczerze?...spó jrz na zdję cia))
W drodze do Kachetii przez grzbiet Gareji nie widzieliś my lokalnych mieszkań có w (ż ó ł wi). Najwyraź niej są tutaj ninja. Minę liś my miasto duchó w i na wpó ł puste wioski - widok niejednoznaczny, ale był em pod wraż eniem. Jak wyjaś nił nasz przewodnik, ludzie przenoszą się do miast, na peryferiach nie ma nic do roboty.
O 12:30, po przejś ciu przez grań , wylą dowaliś my w Kacheti – a otaczają cy nas krajobraz zmienił się diametralnie. Droga wiodł a albo przez prawie las, albo obok winnic, albo obok ruin kolejnej wież y obronnej – jak jeden z nas trafnie zauważ ył , ś wiadectwo zamieszkał ych ziem. Kachetianie to proś ci ludzie, ż yją spokojnie iz humorem, zajmują się gł ó wnie rolnictwem. Zabrano nas na spró bowanie jednego z jego osią gnię ć - sł onego sera. Z trzech oferowanych jeden był z mleka baraniego, dwa z krowiego. Pierwsza jest bardzo cierpka i sł ona, rzadko jest oferowana turystom, najczę ś ciej gotują sami. Pozostał e dwa są znacznie bardziej mię kkie i mają jeszcze bardziej mię kką konsystencję . Jedliś my sery z shotami tylko z pieca (dł uga pita), a nawet zabraliś my ze sobą kilka kawał kó w w drogę . Hojny Gruzin był tak zafascynowany naszym towarzystwem, ż e każ demu z nas dał ró ż e ze swojego ogrodu. Dochodził a godzina 14.00 i po takiej zaimprowizowanej przeką sce nie przegapiliś my okazji spró bowania naturalnej gruziń skiej lemoniady.
Dolina Alazani pojawił a się przed nami w cał ej okazał oś ci o 14:45 czasu gruziń skiego na pasmie Yora. Stamtą d zobaczyliś my Sighnaghi, miasto zakochanych. Podjechaliś my do niego po odwiedzeniu grobu ś w. Nino. W samym Signagi szliś my wzdł uż muru twierdzy, na któ rym nie puszczał y naszej uwagi dolina Alazani i topią cy się we mgle kaukaski grzbiet. Czemu? Oceniaj sam)))
Do 16:00 byliś my w sanatorium Aktala z leczniczym bł otem. Są fajne, ale nikt z nas nie odważ ył się tam wspią ć ))
Nastę pnym punktem programu był a fabryka Kinzmarauli, gdzie nie tylko odbył a się wycieczka po technicznym procesie produkcji wina, ale takż e odbył a się degustacja, gdzie dla drogich goś ci (czyli nas) zamiast przepisali 4 wina, otrzymali 5 win do spró bowania: Rkatsiteli, Kisi, Saperavi, nagrodzone medalami, to klasyczny Kinzmarauli, a pią tym winem był o deserowe 16 na 16. Ceny w fabryce są oczywiś cie niż sze niż ceny sklepowe: zamiast 28-35 Ż EL na butelkę (w zależ noś ci od marki), tutaj 7-12, a zanurzenie jest jeszcze tań sze.
O 18:00, rozweseleni, udaliś my się nad jezioro Kvareli na szczę ś cie - i mieliś my szczę ś cie: nie był o tam wysoko postawionych urlopowiczó w, wię c straż nicy spokojnie nas przepuś cili. Rozumiem tych wczasowiczó w - miejsce jest naprawdę wyją tkowe, nie chciał em wyjeż dż ać , ale po zrobieniu ogó lnego zdję cia ruszyliś my dalej. Spojrzeliś my na fortecę Gremi z mostu, zapewniono nas, ż e jest to najlepszy widok w cał ej okolicy.
Nie zostają c dł uż ej niż to konieczne, pojechaliś my do Telavi, stolicy Kachetii, gdzie czekał już na nas prawdziwy gruziń ski rolnik w towarzystwie ś wież ej czurczcheli. To, co pró bował em wcześ niej, zasł uguje na poró wnanie z dobrze wysuszoną pł ocią , bo ś wież a czurczchela jest niesamowicie mię kka i smaczna. Wł aś ciciel domu poczę stował nas winem domowej roboty, jest bogatsze i cię ż sze niż wino fabryczne, ale bez niego nasza karta win był aby niepeł na)
Opuszczają c Telavi o 19:45, udaliś my się na Gombori. Mijamy Gombori na wysokoś ci 1800 m n. p. m. , ruszyliś my już o wpó ł do ó smej. Zmę czenie dał o się odczuć dopiero przy wejś ciu do hostelu (nie był o jeszcze dziesią tej wieczorem). Wł aś cicielka hostelu już nakrywał a do stoł u, kiedy wczoł galiś my się wykoń czeni, ale z duż ymi wraż eniami! ! ! Myś lę , ż e bę dę spał bez tylnych nó g. . . do jutra)
Na granicy z Azerbejdż anem
Kompleks klasztorny Dawida Gareji
Naturalna lemoniada gruziń ska
Dolina Alazani
Twierdza Sighnaghi i dolina Alazani
Zakł ad Kindzmarauli
Degustacja w fabryce Kindzmarauli
Jezioro Kvareli
Twierdza Gremi
Przeł ę cz Gombori
Dzień.5. Z nową energią podbijamy Gruzję ))))
Pomimo decyzji o przespaniu się po wczorajszymmarszu, wstaliś my okoł o 8 rano. Prawie zapomniał am pokazać nasz hostel! Na ś niadanie rozgniataliś my naleś niki z jogurtem i już o 10:10 wyjechaliś my z hostelu do Mcchety, staroż ytnej stolicy Gruzji. Okazał o się , ż e jest bardzo blisko - do godziny 11:00 postawiliś my stopę na ziemi ś wię tej dla każ dego Gruzina - klasztoru Dż wari. Tutaj widok zapiera dech w piersiach, a sam klasztor uderza spokojem i prostotą . Nie zatrzymują c się na dł uż ej niż pó ł godziny, zeszliś my do samej Mcchety. Miasto spokojne, bardzo czyste, nastrojone na turystó w. I kontynuowaliś my naszą wycieczkę po duchowych centrach kraju - nastę pny w kolejnoś ci jest katedra Svetitskhoveli. Nie bę dę się zagł ę biać w niuanse architektoniczne (bo od dawna. . . bardzo), wszystko jest na zdję ciu.
Ale kultura to kultura i nikt nie odwoł ał pilnych potrzeb – udaliś my się do prawdziwych chinkali. Pod ś cisł ym okiem mę ż a hostelu opanowaliś my sztukę jedzenia chinkali na najwyż szym poziomie). Obiadowi towarzyszył a degustacja 5 rodzajó w lemoniady Zedazeni - no có ż , bardzo smaczna rzecz).
W Tbilisi wró ciliś my o 13:30 i natychmiast skierowaliś my się na gó rę Mtatsminda, najwyż szy punkt w Tbilisi (za wioską Kordoba, jak nasza Koncha Zaspa i Disneyland) - w zał ą czeniu panorama Tbilisi). Zejś cie po starych ulicach przygotował o mnie na zakupy io 14:30 zatrzymaliś my się w sprawdzonym miejscu na pamią tki do wydania cię ż ko zarobionych pienię dzy). Nasz dobrowolny przewodnik musiał dosł ownie wywlec nas ze sklepu za uszy, doką d naiwnie nas wysł ał , powoł ują c się na ceny hurtowe. Ale nawet to nie przeszkodził o nam w powrocie do hostelu, ż eby spakować swoje rzeczy i być na dworcu na czas, aby wsią ś ć do pocią gu do Ureki (szybki pocią g Tbilisi-Makhinzhauri, bilet 18 GEL). Na dworcu za symboliczne „ile dasz” nasz bagaż został zabrany do pocią gu i pomó gł zał adować . Bardzo wygodny pocią g przywió zł nas na miejsce o 22:39.
Lekki kolacja cią gnę ł a się przez 2 godziny i po pó ł nocy dotarliś my do poduszek. Jak to jest w nowym miejscu - jutro Ci opowiem) Dobranoc!
Klasztor Dż wari
Na tle Mcchety
Katedra Svetitskhoveli
Widok na Tbilisi z Mtatsmindy