„PRZEZ DZIĘKI DO GWIAZD” lub „JAK ZOBACZYĆ PARYŻA I NIE UMIERAĆ SZCZĘŚCIA”, część 3
Czę ś ć.3. „KRAKÓ W – MIASTO KRÓ LÓ W I KRÓ LÓ W”
Paryż został za wygodnym samolotem. Wracamy na polskie ziemie, czyli do Krakowa. Mimo wcią ż niskiej temperatury jest tu jasno i sł onecznie, ale to wcale nie umniejsza optymizmu. Utartą ś cież ką dojedziemy z lotniska do hotelu i bardzo szybko na miejscu. Niestety, numer bę dzie musiał poczekać do legalnej godziny 14.00. Otó ż zostawiamy bagaż e w urzę dzie i jedziemy zapoznać się z miastem. Z naszego hotelu nie stanowi to problemu, gdyż znajduje się on w samym sercu starego Krakowa. Pię ć minut w spokojnym tempie i jesteś my na „Gł ó wnym Rynku”. Pogoda szepcze, pię kno jest nie do opisania - ludzie chodzą dla wł asnej przyjemnoś ci, są tł umy turystó w. Postanowiliś my odpoczą ć w kawiarni z piwem na placu, z przyjemnoś cią kontemplują c folklorystyczne festiwale.
Obawiano się , ż e po Paryż u Krakó w wyda się "mdł y", ale zniknę ł y po kilku godzinach pobytu - super miejsce!
Pię kne miasto z historią , któ rą widać na każ dym kroku, a takż e mił o był o widzieć , ż e Polacy szanują swoje dziedzictwo tak, jak powinni! O wyznaczonej godzinie, nawet nieco wcześ niej, zameldowaliś my się w naszym znakomitym pokoju i po posił ku poszliś my dalej podziwiać miasto. Nie robiliś my ż adnych specjalnych planó w, ponieważ rozumieliś my, ż e trzeba dać odpoczą ć zmę czonym organizmom. Jutro zaczniemy realizować nasze plany.
Rano, po bezsennoś ci, szybko się ubraliś my i wyszliś my, aby opanować to, co z gó ry zaplanowaliś my. Przeraż enie! To jest deja vu! Wszystko jest pokryte ś niegiem, a on ma tylko kostki, a deszcz ze ś niegiem dalej pada! Kurczę ! W koń cu planowaliś my odwiedzić krakowskie kurhany! Pogoda po raz kolejny zmylił a nas na wszystkich mapach. Kilka ruchó w przez zwoje i decyzja - jedziemy dziś do Wieliczki, bo tam gł ó wna atrakcja jest pod ziemią , a ś nieg i deszcz tam nie dotrą . Decyzję podję ł a i zatwierdził a rada rodzinna - jedziemy do Wieliczki.
Z Krakowa do Wieliczki postanowiliś my pojechać komunikacją miejską . Autobus numer 304 jedzie tam z ulicy Kurniki (niedaleko dworca i Galerii Krakowskiej, naprzeciw koś cioł a). Bilety sprzedawane są w automatach zaraz na przystanku, zaznaczam - nie dla przecię tnych umysł ó w (koszt 3.2 zł od osoby w jedną stronę , lepiej tam kupić i od razu z powrotem, na dodatek mieć niewielkie pienią dze). Ten autobus jedzie przez cał e miasto, a nastę pnie przedmieś cia, drogą.48 minut. Jest alternatywa - pocią g, ale do kopalni jest znacznie dalej. Kiedy dotarliś my do kas kopalni, byliś my zszokowani, ż e spó ź niliś my się na rosyjskoję zyczną wycieczkę dosł ownie o 20 minut (jedyna rosyjska wycieczka tego dnia zaczyna się o 11.30). Ech! Jaki pech? ! Po oszacowaniu wszystkich plusó w i minusó w zdecydowaliś my, ż e bę dziemy musieli tu wró cić i dostać się do rosyjskoję zycznej, ponieważ cena nie jest tania (patrz cena na zdję ciu) i chcemy się nią w peł ni cieszyć . Co bę dziemy robić ? Na dworze ś nieg zamienił się już w deszcz.
No dobra, chodź my zwiedzać miasto z gó ry, bo jesteś my w narciarskich kombinezonach. Nie wcześ niej powiedziane, niż zrobione! Idziemy zwiedzać miasto. Przeszliś my przez nie i upewniliś my się , ż e jest to miasto gó rnikó w - wiele opuszczonych kopalń . Jest mał y zamek i oczywiś cie koś cioł y.
Wpadł mi do gł owy pomysł zał atwienia wizyty w starym drewnianym koś ciele ś w. Sebastiana. Ł atwo powiedzieć ! Okazał o się , ż e znajduje się w najwyż szym punkcie miasta i tam „lata” rzadki turysta. Zaprowadził a nas do niego dł uga i wyczerpują ca podró ż po deszczowej i ś liskiej drodze. Koś ció ł jest bardzo nietypowy - jest cał kowicie drewniany. Mimo swojego czcigodnego wieku, z zewną trz został na nowo pokryty drewnem, ale w ś rodku pozostał taki sam jak zawsze. Po cichu weszliś my do ś rodka i osł upieliś my tym, co zobaczyliś my - koś ció ł był zupeł nie pusty, ale dwó ch mł odych księ ż y modlił o się na kolanach!
Zaszokował o nas do gł ę bi – zdaliś my sobie sprawę , ż e to prawdziwa wiara porusza sł ugi Boż e. Brak pokazu! To był o szczere – nikt nawet nie zwracał na nas wię kszej uwagi, akcja trwał a dalej. Siedzieliś my cicho, zwró ciliś my się do Pana w naszych duszach, zostaliś my przebici do samego serca. Oczywiś cie nie odważ yliś my się tam zrobić zdję ć , mimo braku zakazó w - nie sytuacja. I był o tam coś do zobaczenia - wewną trz koś cioł a znajdują się staroż ytne freski i malowidł a na drewnie oraz rzeź by z niego. Co za pię knoś ć ! Otrzymawszy wiele pozytywnych emocji i do myś lenia, opuś ciliś my koś ció ł . Nic dziwnego, ż e tak cię ż ko nam się tutaj wstawał o! Zostaliś my sowicie nagrodzeni!
STARY KRAKÓ W
Stara czę ś ć miasta jest ciekawa, warto wę drować dosł ownie wszystkimi ulicami, w gó rę iw dó ł . Co chę tnie zrobiliś my.
Naturalnie pewnego dnia dotarliś my do Wawelu – to majestatyczna budowla, w któ rej bardzo wyraź nie wyczuwa się kró lewską rę kę . Tam zdecydowanie powinieneś odwiedzić i kontynuować wszystkie nogi i dotkną ć historii. Rozcią ga się stą d wspaniał y widok na Wisł ę . Tego wszystkiego nawet nie opiszę - to bezuż yteczne! Unosi się tam duch czasu, któ ry przenika powietrze bez wzglę du na pogodę . Uwierz mi, to miasto i ten zamek są zawsze pię kne i interesują ce! Jestem pewien!
Pamię taj też , aby iś ć do każ dego koś cioł a, któ ry widzisz w mieś cie - to szok! Jest ich tak duż o, ż e wydaje się , ż e jeden na mieszkań ca. Wszystko jest tam takie inne, zadbane, szczere i ż ywe, a co najważ niejsze, moż na tam poczuć ducha ś wię tego.
JASNA NIEDZIELA
Przypadkowo nasza podró ż wypadł a w katolicką Wielkanoc.
Oczywiś cie wiedzieliś my o tym z gó ry i narysował em sobie plan, a mianowicie, ż eby kupić lokalny pasek (tort wielkanocny), zadedykować go zgodnie z lokalnymi tradycjami i przywieź ć do domu jako relikt. W czwartek i pią tek szukał em go na każ dym rynku - zero. Potem nie mogł em tego znieś ć i zapytał em dziewczynę , pracownicę naszego hotelu: „Gdzie mogę to kupić? ” Przez dł ugi czas nie mogł a zrozumieć , czego od niej chcą , po czym zwiotczał a i powiedział a, ż e to nie jest najważ niejsze dla nich, zamiast paska wkł adają kilka kromek zwykł ego chleba. Zdezorientowani, wyszliś my.
W sobotę , w wigilię Wielkanocy, wł aś nie robiliś my deptak po starym Krakowie z naciskiem na koś cioł y, czyli wchodziliś my do każ dego, kto napotkał naszą drogę . Uderzył a mnie liczba parafian i chcą cych się wyspowiadać , po prostu stał y ogromne kolejki do spowiedzi - tego tutaj nie zobaczycie. Był em pod wraż eniem chł opca, okoł o oś miu lat, któ ry staną ł na mał ych kolanach i szczerze ż ał ował czegoś przed księ dzem - zabrał to do duszy.
Mieliś my też okazję odwiedzić uroczystoś ć poś wię cenia koszykó w wielkanocnych – to cał y rytuał , a nie tylko wymachiwanie mokrą miotł ą przez szeregi wiernych i spragnionych. Zwró ciliś my też uwagę na kosze parafian, w wię kszoś ci są bardzo mał e, ale są to dzieł a sztuki, tak gustownie udekorowane. Wydaje się , ż e wszyscy tam rywalizują , ale bardzo mił o się to oglą da. Upewniliś my się , ż e dziewczyna z biura powiedział a nam absolutną prawdę - w koszach nie był o ciastek wielkanocnych. W zasadzie mieli jajka, kromki chleba, jabł ka, ale najważ niejsze jest to, ż e wszyscy mieli krakowskie kieł baski! Tylko w jednym koszyku zauważ yliś my ciasto podobne do tego, jakie uś wię camy, aw drugim pieczoną jagnię cinę - bardzo pię kną!
WSZYSTKIE BAJKI MAJĄ KONIEC
Dzień wyjazdu miał być dla nas kolejnym kamieniem milowym w podró ż y poś lubnej, ale pogoda też go stracił a. Padał o tak mocno, ż e nawet krakowscy weterani nie pamię tali czegoś takiego na Wielkanoc.
Zgodnie z oczekiwaniami opuś ciliś my pokó j o godzinie 12.00, bagaż e zostawiliś my w biurze hotelowym i poszliś my na spacer po starym Krakowie, ale nie dał o się nawet nigdzie wsadzić nosa - lał się jak wiadro. Po godzinnym siedzeniu w kawiarni, jednej z nielicznych, któ re był y tego dnia otwarte, zdaliś my sobie sprawę , ż e tu nic dla nas nie ma i postanowiliś my wcześ niej pojechać na lotnisko - tam przynajmniej był o sucho.
Wraż enia dopeł niał a też droga na lotnisko na transferze – im bliż ej jechaliś my do Katowic, tym bardziej padał ś nieg, zamieniają c się w prawdziwą zamieć ! Kolejne deja vu, co moż esz zrobić ? Ż eby nas stą d wypuś cić na czas, bo inaczej za kilka godzin skoń czą nam się wizy! Dzię ki Bogu wszystko dobrze się skoń czył o, mimo ż e lot był opó ź niony o 3 godziny - mimo wszystko mamy szczę ś cie!
Pogoda oczywiś cie nie raz nas zdziwił a, ale mimo to odbyliś my prawdziwą podró ż poś lubną ! Co miał eś na myś li?
Za 25 lat wszystko powinno być bardziej kolorowe i smaczniejsze, inaczej wszystko bę dzie wyglą dał o na wyblakł e! Teraz nawet morze się ga po kolana.
Ż yczę wszystkim emocji, inaczej to smutne!
Dzię kuję wszystkim, któ rzy mieli cierpliwoś ć do dokoń czenia czytania. Reszta - przepraszam za "duż o bukafu", nie wyszł o wcale, podró ż i przygotowania do niej okazał y się boleś nie intensywne.