Dziesiąty dzień trasy „Dwa Polacy Pasji” Saragossa.
Dziesią ty dzień .
Rano w Madrycie. Wyjazd z miasta zaplanowano na 12.45. Chę tni wybierają się na wycieczkę do Pał acu Kró lewskiego o godz. 10.45. To jedyny czas w cał ej trasie, kiedy moje pragnienia z có rką się rozeszł y, a ona pojechał a na wycieczkę , a ja spacerował em po mieś cie.
Wymeldowaliś my się z hotelu o 8 rano. Ś niadanie był o o 7. Zeszliś my o 7.20 i - i oto - nic nie był o. Tace są puste, dzbanki też . Absolutnie. Doskonale rozumiem, ż e był y spó ź nione, a resztki przeniosł y się do kanapek w autobusach i termosó w, ponieważ dzisiaj zbliż a się dzień . Sytuacja jest zabawna. I chcę jeś ć . Poszedł em do kelnera. Pokazuję pusty talerz i puste tace. Na począ tku po prostu krę ci gł ową . Uś miecham się i powtarzam – chcę jeś ć . Widzę , ż e sytuacja go bawi i ukrywają c uś miech, wyjmuje z rą k talerz i po chwili wraca z dwiema kanapkami. Biorę kubek i pokazuję , ż e kawy też nie ma. Sytuacja się powtarza – najpierw podchodzi do dzbankó w na stolikach, sprawdza, potem bierze kubek i sam robi mi kawę . Dzię kuję z uś miechem po angielsku. Wow! A jak pysznie)))) jego kawa z mlekiem wyszł a po prostu ś wietnie.
Dojazd z hotelu w Madrycie do pał acu zajmuje godzinę i 10 minut. Zaczynam myś leć , ż e na wł asną rę kę , moż e był oby szybciej. Mam w planach spacer wzdł uż de Sol. Bardziej chodzi o zakupy niż o poznawanie miasta. Hiszpań ska moda, któ ra uwiodł a mnie jeszcze w San Sebastian, walczył a z ciekawoś cią turysty i zwycię ż ył a we mnie zakupoholiczka.
Trzypię trowa Zara nie interesował a nas dł ugo, mamy to wszystko. Ale hiszpań skie marki odzież y i obuwia są już ekskluzywne. Bluzki, tuniki, szaliki, buty, a nawet pł aszcze przeniosł y się do mojej torby. Ceny są cudowne. Zamszowe botki ze sznurowaniem, wysokie, za 39 euro - jestem zadowolona.
Musiał em też kupić aparat, mó j nagle się zepsuł : „bł ą d obiektywu”. Poszedł em do sklepu fotograficznego. Sprzedawca w ję zyku angielskim „nie-nie”. Wycią gam z torby zepsuty aparat i pokazuję „brock” – „crash”… Wydaje mi się , ż e rozumiem, chociaż wzią ł em aparat w rę ce i wł ą czył em normalnie. Wskazuje na mó j aparat: „dobry” – wiem, ż e jest dobry, ale chciał bym przynajmniej trochę … Staram się wytł umaczyć palcami i gestami, ż e jestem gotó w kupić coś „mniej wię cej”. Ś mieje się z mojej pantomimy i tł umaczy – nie ma takich cyfrowych aparató w jak mó j, są prostsze. Albo lustra. Teraz moja kolej na ś miech, ale rozumiemy się . Mó wię - wybierz wedł ug wł asnego gustu, jak dla siebie. Pomyś lał em, postawić na blacie dwa urzą dzenia - Olympus i Nikon. Tracę , moż na by pogrzebać w internecie i poró wnać … zaró wno z dobrym zoomem 10x, jak i 18x, ś rednia kategoria cenowa, po 16 megapikseli, ale to nie jest najważ niejszy parametr. Trudno okreś lić szczegó ł y, a one jakoś od razu wyleciał y mi z gł owy. Widzi, ż e jestem zagubiony i mó wi: wzią ł bym ten dla siebie – i wskazuje na Olympus.
Pó ź niej opowiem o tym mojej có rce (i kolejnej rozmowie w sklepie z dż insami), a ona zapyta mnie: „w jakim ję zyku mó wił eś ? ” Zabawne, ale nie wiem. Nie był to ję zyk rosyjski czy angielski, prawdopodobnie ję zyk gestó w i emocji. Począ tkowo nie rozumieliś my się dobrze, potem zaczę liś my rozumieć doskonale. Efekt - kupuję aparat, 99 euro. Bardzo zadowolony. W domu przyjrzał em się już cenie, jaką mamy za ten model – trochę mniej niż dwa tysią ce. Po zakupie nowego aparatu mó j stary przez kolejne dwa dni nie dział ał , w ogó le się nie wł ą czał . A potem znowu zadział ał o. Ale teraz nakrę ciliś my jeszcze wię cej, a karta w zestawie miał a dodatkowe 8 MB.
13.05. Wsiedliś my do autobusu i poż egnaliś my się z Madrytem. Swoją drogą tego dnia spó ź nił em się.6 minut, wysł uchał em kilku mił ych komentarzy od jednej mił ej pani (któ ra nigdy się nie spó ź nia). I chodził o o „wolne od podatku” - nie wypuś cili mnie ze sklepu, dopó ki nie zostali zwolnieni, a przed nimi był y jeszcze dwie osoby, któ re chciał y zwró cić procent kosztó w zakupó w w urzę dzie celnym. W efekcie dosł ownie musiał em wyrwać torbę z rą k sprzedawczyni, nawet ł apią c ją za nos i biegną c na miejsce spotkania. Ale każ dy ma swó j wł asny biznes i spó ź nianie się oczywiś cie nie był o tego warte.
Przed 300 km do Saragossy. W autobusie czekał a na nas niespodzianka - posprzą tali nas. A wszystkie torby z przedział u pasaż erskiego przeniosł y się do przedział u bagaż owego. Ludzie się martwią , był y rzeczy, któ re się psuł y. Zawsze trzymaliś my pod stopami torbę ze swetrami i butami na zmianę . Tam poł oż yli jedzenie na cał y dzień . Teraz nasze jogurty są w bagaż niku. 300 km to co najmniej cztery i pó ł godziny przy naszej prę dkoś ci. Obgryzamy orzechy i marzymy o jogurcie. . .
15.40 - kolejne 128 km do Saragossy. Obejrzeliś my film o Madrycie. Krajobrazy za oknem urzekają , sama rę ka się ga po aparat. Czerwono-brą zowa ziemia z ż ył kami kamieni i ż ó ł to-zielonymi drzewami. W kabinie znó w panuje cisza, ludzie albo drzemią , albo cicho przeż uwają . O zbliż aniu się widokó w za oknem dowiadujemy się z kliknię ć kamer.
O 17.40 wjeż dż amy do Saragossy. Jadą c autobusem po ulicach, odnieś liś my pierwsze wraż enie: industrialne nowoczesne miasto - drapacze chmur i palmy, szerokie ulice. Na przydroż ny termometr +20.
Trasa wokó ł miasta został a nieznacznie zmieniona – nie da się przejechać przez centrum. W mieś cie budowane są tramwaje.
Wycieczka rozpoczę ł a się w pobliż u Pał acu Aljaferia. Fotopauza. Nie wchodzimy do ś rodka.
Ruszamy dalej. Mijamy most na rzece Ebro. W dó ł rzeki ż wawo pł yną gał ę zie i kł ody, woda jest mę tnobrą zowa, ale wszystko wyglą da na niebrudne. W niezrozumiał y sposó b rzeka harmonijnie wpisuje się w otaczają cy krajobraz miejski z iglicami katedr na tle nieba.
Bazylika Matki Boż ej Pilar tuż za mostem. Wchodzimy do ś rodka - tam przechowywane są niewybuchy, któ re spadł y na ś wią tynię . Ale to z nowej historii. . . Robienie zdję ć w ś rodku jest zabronione. Bardzo pię kne ł uki, niektó re z nich namalowane są rę ką Francisa Goi.
W pobliż u Ratusz Rady Miejskiej z imponują cymi rzeź bami przy wejś ciu. Sam Plac Pilar to spektakularne miejsce, ogromna wolna przestrzeń otoczona przez Baslikę , Katedrę San Salvador i Pał ac – dawną rezydencję mauretań skich wł adcó w. Budynki mają zupeł nie inny styl: barokowy, neoklasyczny, jasne mozaikowe dachy. Oto zespó ł architektoniczny siedzą cych postaci obok pomnika Goi. Po drugiej stronie znajduje się nowoczesna fontanna wodospadu na cześ ć.500. rocznicy odkrycia Ameryki. Oto raj na sesję zdję ciową - gdziekolwiek się nie obró cisz - pię kno jest wszę dzie. Ogromna kula ziemska, tuż przy wodospadzie, rzeź by. Pewnie dlatego nie pamię tam dobrze przewodnika - rozpraszał y mnie zdję cia. Pod placem znajduje się parking podziemny.
Był wieczó r i dostaliś my okoł o godziny na plac. Wież e pał acó w wyglą dał y wspaniale w ś wietle zachodzą cego sł oń ca. Nastę pnie biegniemy z powrotem przez most do autobusu i wyjeż dż amy w kierunku Andory. Przybyli o pó ł nocy. Do pokoju weszliś my okoł o pó ł nocy.
Wieczorem w autobusie poruszył temat czasu wolnego w Andorze. Jak poszł a tam rozmowa i co się stał o, nie wiem. Sł uchał em tylko wtedy, gdy był o gł oś no. Mogę wam powiedzieć wynik: krzyczeli na nas, mó wili, ż e nie bę dzie czasu wolnego, kropki i czego chcecie. Ponieważ jest zaplanowany na 10.00, to wyjeż dż amy. I nie ma znaczenia, ż e sklepy są otwarte od 9.30. Ludzie prosili o co najmniej pó ł godziny, odpowiadali: „Nie. Twoje problemy”… Patrzą c w przyszł oś ć , powiem, ż e rano zebraliś my się tak, jak był o powiedziane i ostatecznie wyjechaliś my z miasta o 10.25… Kolejne 10 minut niczego by nie rozwią zał o.