Odpocznij oczami optymisty.
Na dworze jest zima, ale w naszych sercach jest ś wię to - odpoczniemy.
Z jakiegoś powodu wszystkie wyjazdy do Egiptu z ż oną są zabawne i peł ne wraż eń . Istotną rolę odgrywa w tym nastró j do relaksu i poznania lokalnych realió w.
Na tę wycieczkę (pią tą z rzę du) postanowiliś my wybrać hotel lepszej klasy. Wcześ niej lataliś my z budż etem do egipskich trojek. Ukochany poprosił o znalezienie hotelu w centrum (przy Sheraton Road) iz dobrą plaż ą . Po dł ugich wyborach zdecydowaliś my się na Hotel Minamark. A potem zadzwonił znajomy z biura podró ż y i zaoferował ten hotel za 580 USD. (podwó jne, tygodniowe, posił ki HB) z Tez Tour.
Na poprzedniej wyprawie „oszukał am” ukochaną – powiedział am jej, ż e zamó wił am pokó j dwuosobowy w oś rodku wypoczynkowym w Karpatach, podał am link do bazy z prawdziwego zdarzenia, pokazał am, jak wyglą da „nasz” pokó j. . Moja ż ona przygotowywał a się do ferii zimowych przez dwa tygodnie - zamó wił a u babci na drutach ciepł y szalik i czapkę , spakował a ciepł e ubrania itp. Chciał em też wypoż yczyć narty, ale przekonał em ją , ż e lepiej wypoż yczyć na miejscu ; -). Ogó lnie wszystko był o gotowe na wycieczkę w oś nież one gó ry. . . Nasz "pocią g" odjechał o 08.10. Ustawił am budzik na 3 noce, a kiedy zadzwonił powiedział em mojej ukochanej, ż e plany się zmieniają i lecimy do Hurghady! ! ! Anyuta dł ugo nie mogł a zrozumieć , o czym mó wi, ale kiedy zrozumiał a… Kto powiedział , ż e dziewczyna potrzebuje kilku dni na zebranie rzeczy?!? ! ? Obiecują c zabić mnie pó ź niej, gorą czkowo wyrzucił a z walizki ciepł e ubrania, zastę pują c je letnimi. Kremy przeciwsł oneczne, okulary przeciwsł oneczne, klapki i inny sprzę t spakowaliś my w czterdzieś ci minut! I niczego nie zapomniał em! Rano najtrudniej był o wytł umaczyć matkom, dlaczego dzwonimy z hotelu Khor Pelas, a nie z kempingu Zakarpattya 8-))). Od tego czasu ż ona osobiś cie sprawdza wszystkie bony wakacyjne!
Wyjazd był.06. 02.2010 o 08.10. Przygoda zaczę ł a się w drodze na lotnisko - w poł owie drogi stwierdził em, ż e gł ó wna kamera wisiał a na klamce drzwi. Na lotnisko zawió zł nas mó j szef, przyzwyczajony do mojej nieuwagi, tylko potrzą sną ł gł ową ze smutkiem i zawró cił samochó d. Wyjechaliś my z marginesem (jak się czuł em) i dlatego spokojnie wró ciliś my. Ale w odwecie szef dał mojej ż onie dł ugi wykł ad smutnym gł osem o moim roztargnieniu io tym, jak szkodzi mojej pracy. Musiał em ze smutkiem milczeć i ze smutkiem kiwać gł ową.8-). W koń cu wysadzono nas w pobliż u lotniska i (na zewną trz był o -15 C) w letnich ubraniach poszliś my do odprawy. Po drodze moja ż ona oburzył a się , ż e w sandał ach chodzić po zaspach jest niewygodne ; -). Tak, ten problem jest jakoś nieprzemyś lany przez projektantó w...
Lecieliś my normalnie, ale po przybyciu do Hurghady drzwi samolotu się zacię ł y i wszyscy zostali wypuszczeni tylnym wyjś ciem na ogonie samolotu. Upał (+23), Arabowie w swetrach - jednak zima! Bez problemu kupiliś my wizy, ale przy kontroli paszportowej był a ogromna kolejka. Nie ma co robić - stoimy. Kilku Arabó w przechodzi obok nas ze znakami, przyglą dam się uważ nie - napis po rosyjsku: „Kontrola bez kolejki”. Serwis, cholera. . . Pytam ile kosztuje serwis - odpowiadają , ż e to 20$. Jednakż e! - jak powiedział Ippolit Matveyevich Vorobyaninov, bardzo kuszą ca oferta, biorą c pod uwagę , ż e dopó ki wszyscy turyś ci podró ż ują cy z tobą do hotelu nie przejdą kontroli, autobus nie odjedzie. Sł yszymy, ż e ten sam Arab oferuje usł ugę innym za 30 dolaró w. Hmm, wyglą da na to, ż e wyglą damy gorzej niż inni. . . Abbydno ; -)) W koń cu mijamy kontrolę , biegniemy za walizkami. Od dawna został y zrzucone z przenoś nika w jednym stosie. Barbaria! Znajdujemy wł asne i wę drujemy do autobusu. Kolejna godzina oczekiwania w autobusie i wreszcie jedziemy do hotelu. W recepcji zakwaterowani jesteś my bez zachę t finansowych. Pokó j znajduje się na pierwszym pię trze, balkon jest czysto symboliczny, wszystko jest czyste i zadbane. Przebieramy się i idziemy na spacer.
Na ulicach jest wyraź nie wię cej ludzi niż w lutym ubiegł ego roku, kiedy kryzys był w apogeum. Pomyś leliś my, ż e pó jdziemy do supermarketu w pobliż u McDonald's, ale okazał o się , ż e jest zamknię ty z powodu naprawy. Szkoda. . . Udajemy się na obiad do Pizza Hut.
Widzieliś my niedaleko hotelu biuro podró ż y, dowiadujemy się ile kosztuje Giftun (Wyspy Koralowe). Mł ody chł opak patrzy na nas oceniają co i podaje cenę - 18 USD. Ups, czy cena wycieczki naprawdę wzrosł a? Targuję się , Egipcjanin ze smutkiem krę ci gł ową i ogł asza ostatnią cenę - 35 USD. dla dwojga. Nie, dzię kuję , chodź my jeszcze raz zobaczyć ceny. Robimy dwa kroki – kolejne drzwi z napisem „Wycieczki”. A potem ile - zgł aszają , ż e za 15 j. m. Oh-oh-oh, to nam pasuje. Zamawiamy na jutro, jak zwykle odbió r z hotelu o 08.30. Biorę paragon, wychodzę i wtedy przypominam sobie, ż e jutro mamy spotkanie z przewodnikiem Teztour o 11.00. Daj spokó j, nie dowiemy się od niego niczego nowego, moż esz pominą ć to wydarzenie.
Wracamy do hotelu, oglą damy go, spacerujemy po terenie. Có ż , czas na obiad.
O jedzeniu w Minamarce.
Jeś li zestawić wszystkie ś niadania i obiadokolacje, moż na dojś ć do nastę pują cego wniosku - wszystko jest bardzo dobre! Duż o sał atek, miejsc w restauracji i nie tylko dla wszystkich, kelnerzy są wspaniali. Mię sa wystarczył o dla wszystkich (nawet dla mnie F8-)). Z minusó w - jest duż o sł odyczy, ale wiele ciastek powstaje wedł ug tej samej receptury i ró ż nią się tylko wyglą dem.
Nastę pnego dnia po ś niadaniu i ską pych owocach stoimy w pobliż u hotelu. O wyznaczonej godzinie podchodzi do nas Egipcjanin i zabiera nas na molo do naszej ł odzi. Moja ż ona ma wł asny zestaw do pł ywania, ale ja zabieram sobie maskę , fajkę i pł etwy. Arab, któ ry rozdał sprzę t, delikatnie zapytał , dlaczego przy moim rozmiarze 46 stó p w ogó le potrzebuję pł etw? Joker. . . Czekamy na innych turystó w, w koń cu wszyscy się zebrali i odpł ynę li.
Anyutix od razu podją ł się waż nego zadania - opalania. Wtrą canie się do tego ś wię tego obrzę du był o po prostu zgodne. Aktywnie zaję ł am się wprowadzaniem witamin do mojego osł abionego zimą organizmu - mandarynki, pomarań cze i banany poszł y z hukiem! Na ł odzi znajdował o się pię ć dziesią t pię ć dziesią t osó b (w sensie rosyjskoję zycznych i „reszta ś wiata”). Sł oneczne, pię kne morze i lekka bryza - czego jeszcze potrzeba do wspaniał ego nastroju? ! ? Pó ł torej godziny bł ysnę ł o jak na chwilę i już jesteś my w punkcie – koralowce są już bardzo blisko.
Pogoda wydaje się ciepł a, ale wiatr znacznie zmniejsza chę ć do pł ywania. Staramy się nie zwracać na to uwagi, zakł adać maski pł etw i nurkować . Pię kno jest nie do opisania (jak zawsze)! Pł ywam, fotografuję ryby i koralowce. Niedaleko ode mnie masywny wujek pró buje ł apać ryby na rę ce. Oczywiś cie nic nie wychodzi, ale wyglą da ś miesznie. Dlaczego potrzebuje tych ryb? Widać , ż e ryby mają wł asnego Boga - "rybaka" za bardzo porwał a pogoń i fala rzucił a na koralowce. I nefig! ! ! Sł yszę wybrane wyraż enia nieliterackie - nasz czł owiek! Zirytowany, przepł ywa obok na swojej ł odzi, ja się nim opiekuję - nieź le, ż e się poparzył i podrapał...Czas pł ynie niezauważ ony, z mojej ł odzi przepł ywa Arab i pokazuje na nadgarstku, jak mó wią , czas zakoń czenia. Dobra, wracajmy. Wspinamy się , osuszamy, myjemy się wodą mineralną . Jeszcze czterdzieś ci minut i jesteś my na Rajskiej Wyspie. Wcześ niej ł ó dki po prostu rozbijał y się o piaszczysty brzeg i wszyscy schodzili po schodach, teraz parkujemy kawał ek od brzegu i podpł ywa do nas ł ó dka przewoż ą ca ludzi. Tak, trwa to dł uż ej, ale jest bezpieczniej. . .
Na plaż y spę dzamy pó ł torej godziny. Nie ma tam nic do roboty poza pł ywaniem i plaż owaniem, a my mamy aktywny wypoczynek. „Sprzedawcy” ró ż nych rupieci (naszyjnikó w, bransoletek z kamykó w, skarabeuszy) cią gle chodzą . Zwykle nie mają nic oryginalnego i ciekawego, ale tym razem bransoletka spodobał a się Anyucie. Pię ć minut twardych targó w, a cena spada z 50 funtó w do 5 funtó w. Bierzemy, pł acimy. Na wyspie jest wiele arabskich rodzin, wszyscy pł ywają i odpoczywają . Kobiety w ciuchach pró bują odpł yną ć od brzegu, ale nie każ dy moż e to zrobić ; -). Jedna dziewczyna postanowił a zał oż yć maskę na swoją stł umioną twarz. Po każ dym nurkowaniu musiał a wylewać wodę z maski i ponownie ją dokrę cać … Był o to bardzo ż ał osne dla cię ż arnej Egipcjanki (gdzieś w sió dmym miesią cu), któ ra popł ywał a i poszł a „na spacer” wzdł uż brzeg z mę ż em. W przemoczonym ubraniu, na wietrze był a po prostu tchó rzliwa z zimna, a jej mą ż szedł spokojnie obok niego w samych ką pieló wkach. Jak powiedzieliby w Europie, jest to dyskryminacja ze wzglę du na pł eć .
Zabrano nas z wyspy, policzono na gł owach i zabrano z powrotem. Po drodze ciekawie był o obserwować metamorfozę morza – ze szmaragdu, gdy zapadał zmierzch, zamieniał o się w ciemną i cię ż ką masę za burtą .
Po przybyciu do hotelu zjedliś my szybką kolację i pospieszyliś my na dworzec autobusowy El Gunna. Kupujemy bilety do Kairu (wyjazd tej nocy za 75 funtó w) iz powrotem nastę pnego wieczoru. Idziemy spać do hotelu.
Autobus mieliś my o 3.00 w nocy, o 2.40 byliś my już na dworcu gotowi i wyposaż eni. Idziemy na parking, stoimy na uboczu. Nieco pó ź niej dostrzegamy kolejną parę „bladych” podró ż nikó w. Podchodzimy, zapoznajemy się - są Odessy. Porozmawialiś my, okazał o się , ż e oni też lecą tym samym lotem do Kairu. Podjechał autobus, bilety został y sprawdzone, dostaliś my racje ż ywnoś ciowe (nektar z guawy, sł ony croissant i sł odka buł ka) i ruszyliś my w drogę .
Bardzo martwił o mnie, ż e autobus znó w bę dzie wyposaż ony w lodó wkę na kó ł kach (ostatnim razem powietrze w kabinie miał o okoł o 12-14 stopni). Niestety moje obawy okazał y się uzasadnione – jeś li w momencie wyjazdu był o cał kiem wygodnie w kabinie, to po okoł o dwudziestu minutach jazdy nie trafił o zą b w zą b. Po kolejnych dwudziestu czy trzydziestu minutach delegacje zmarznię tych Egipcjan zaczę ł y iś ć do kierowcy autobusu, proszą c go o litoś ć i zaprzestanie tej tortury. Odessite Sasha przetł umaczył nam te gorą ce argumenty. Kierowca był nieugię ty, a autobus ze ś wież o zamroż onymi pasaż erami jechał dalej. W koń cu sam Sasha podszedł do kierowcy i poprosił o dobry powó d, aby wył ą czyć klimatyzację . I oto kierowca miał litoś ć i ciepł e powietrze przeszł o przez kabinę . Po poraż ce nasz przewodnik postanowił odzyskać sił y na innym froncie i doł ą czył ż ał obny melodramat na DVD. Po epoce lodowcowej ten drobiazg nie zepsuł nikomu nastroju. Ale zemsta kierowcy nie powiodł a się - kierowca mrugną ł chytrze i dał komunikat „Bł ą d systemu”. Ponieważ kierowca nie miał jednocześ nie moż liwoś ci prowadzenia samochodu i zajmowania się DVD, w autobusie zapadł a spokojna cisza.
Po przybyciu do Kairu poż egnaliś my się z Saszą i Leną (jadą do muzeum narodowego) i poszliś my do zoo. Po dotarciu do zoo taksó wką (10 funtó w) postanowiliś my najpierw odś wież yć się . Poszliś my do Pizza Hut przy gł ó wnym wejś ciu, usiedliś my już przy stolikach, wzię liś my menu, ale wtedy podszedł kelner i smutno potrzą sną ł gł ową , wypowiedział dł ugą tyradę , z któ rej wył apał am frazę „ileven oklok”. Patrzę na zegar - wpó ł do dziewią tej, otwierają się o jedenastej. Ay-ya-yay, szkoda jak… Wychodzimy, obok pizzerii „KFC”. A takż e od jedenastej. No có ż , chodź my do zoo.
Raport ze spaceru po zoo
Po zoo, raczej gł odni, udaliś my się jeszcze do Pizza Hut. Anyuta zamó wił a pizzę , a ja (bardzo gł odna) zamó wił am lasagne. Plus tost z masł em. Przynieś li duż ą pizzę , zaczę liś my się nią ucztować , wszystko był o w porzą dku, dopó ki nie przynieś li lasagne. Był a po prostu ogromna. Potem pamię tam, ż e zapytali mnie o rozmiar, a (ze wzglę du na sł abą znajomoś ć ję zyka angielskiego) zamó wił am na chybił trafił...W sumie ta lasagne mogł aby nakarmić dwó ch lub trzech wygł odniał ych zdrowych mę ż czyzn. A po pizzy został o bardzo mał o miejsca...Kró tko mó wią c, zabraliś my ze sobą pizzę i wybraliś my mię so z lasagne 8-).
Wychodzimy na zewną trz, ł apiemy taksó wkę . Znowu natknę liś my się na pensa Zhiguli, prowadzą cego okoł o 70-letniego dziadka. Dobra, weź my to. . .
Dotarliś my na targ Khan el Khalili, bę dziemy podró ż ować bocznymi uliczkami. Na placu przed meczetem przyczepił a się do nas czyś cicielka butó w, mó wią c, ż e posprzą tamy. Wskazał już na buty (ja mam sportowe sandał y, moja ż ona ma biał e trampki) i po prostu je wysł ał - nie zostaje w tyle. Policjant pomó gł - podszedł i wrzasną ł na sprzą taczkę . Dzię ki, dobra wró ż ka! Kupiliś my litr ś wież ego soku pomarań czowego - niedaleko targu jest jeden punkt, w któ rym starszy Arab od pię tnastu lat miaż dż y pomarań cze. Po kró tkim targowaniu zgadzamy się na dwadzieś cia funtó w. Smak jest niezwykł y!
Spacerujemy po rynku przez trzy godziny, po czym idziemy dalej, obserwują c ż ycie miasta. Wszystkie autobusy jeż dż ą z otwartymi drzwiami, Arabowie skaczą i skaczą w biegu. Jest wiele miejsc, w któ rych sprzedają praż one orzechy i nasiona. Zapach pieczeni przyjemnie ł askocze nozdrza. Kupujemy sami i pró bujemy orzeszkó w ziemnych. Moja ż ona to lubi, ale jak na mó j gust rozgotowana i sł ona. Kupiliś my pieczonego batata (są pieczone w wó zkach z piekarnikiem na ulicy) - dwa funty. Smakuje jak pieczona dynia. Natkną ł em się na drugą rę kę . Szperają w nim tylko kobiety, potę ż ny Arab stoi nad mnó stwem rzeczy i histerycznym gł osem reklamuje towar. Zobaczył nas i zaczą ł krzyczeć : „Poznaj zdję cie, poznaj zdję cie! ”. Och, daj spokó j, tak naprawdę nie chciał em...Nieco dalej jest sklep obuwniczy. Ceny są rozsą dne, ale mó j rozmiar czterdziesty szó sty nie jest dostę pny Maksymalnie czterdziesty pią ty… Są buty dla Anyuty, ale jakoś ć jest najbardziej nieprzyzwoita i odmawiamy zakupu.
Natkniemy się na znak „Metro”. Ś wietnie, kupujemy bilety i jedziemy do Narodowego Muzeum Egipskiego - tam jest ostatni przystanek naszego autobusu. Jesteś my już doś ć zmę czeni i nie chcemy chodzić . Do odjazdu autobusu został o jeszcze sześ ć (!! ! ) godzin. Hmm, nie obliczyli… Ó sma wieczorem, ciemno i fajnie. Zastanawiamy się , gdzie zabić czas. Niedaleko hotelu „Ramses Hilton” poszliś my do centrum handlowego, przechadzaliś my się po sklepach i butikach. Nic interesują cego.
Na szó stym pię trze znajduje się kino. Moją uwagę przykuł napis "AVATAR 3D". Patrzą c na siebie z ż oną - czemu nie? Kto jeszcze moż e pochwalić się oglą daniem tego filmu w 3D po arabsku? ? ? Podchodzę do kasy i pytam o godzinę sesji. Zdziwiony wyglą d faceta w oknie - "Yu spik arabish ?? ? ". Mó wię nie, bę dę uczyć z filmu ; -) Ile kosztuje bilet? Tak, trzydzieś ci funtó w jest w porzą dku. Już chcę zapł acić , ale postanawiam doprecyzować czas trwania sesji (boję się nie zł apać autobusu). Kasjer mó wi, ż e. . 75 minut! ! ! Czekaj? ? ? Wyglą da na to, ż e cenzura arabska ź le go ucię ł a. . . Naradzamy się z ż oną , postanawiamy nie jechać , poszukamy czegoś innego dla zabicia czasu.
Wpadam na pomysł , ż eby poszukać kafejki internetowej. Spę dź tam kilka godzin - a nogi odpoczną i zobaczymy wiadomoś ci. Szacuję ile to moż e kosztować – w Hurghadzie ta przyjemnoś ć kosztuje od 5 do 10 funtó w za godzinę , co oznacza, ż e w Kairze maksymalnie 15. To jest teoria, szukamy jej potwierdzenia w praktyce. Jedynym miejscem na placu, w któ rym okazał się być Internet, był Ramses Hilton. Spojrzał em na ten elegancki i pompatyczny budynek i stwierdził em, ż e ma co najmniej dwadzieś cia. Wchodzimy na ś rodek, tragarz podaje nas straż nikom, któ rzy prowadzą nas do Centrum Biznesu. Wszyscy w biał ych koszulach, niezwykle uprzejmi. Tak, to trzydzieś ci funtó w za godzinę minimum. . . Dziewczyna w garniturze sł ucha nas i wycią ga cennik w Internecie. Czytanie bez sł owa - 15 minut - 30 funtó w, pó ł godziny - 50 funtó w, godzina - 90 ! ! ! Czyli dwie godziny (dla dwó ch) internetu bę dą nas kosztować.65 USD. Nerwowo przeł ykam ś linę , kł aniam się . I znowu stoimy na ulicy…
Jedziemy nad Nil, na molo kuszą malownicze feluki. Widzą c nas Arabowie zaczynają nas kusić inwokacyjnymi wezwaniami. Po przeczytaniu historii (któ re zgadzacie się na jedną kwotę , ale w centrum rzeki nazywają duż ą i dopó ki się nie zgodzicie, nie zabierają was na brzeg) umawiamy się tylko na wycieczkę grupową . Ale czas się spó ź nia, nie ma nikogo (a robi się coraz zimniej) i nie należ y się tego spodziewać . Chodź my na spacer po nasypie.
Nieopodal widzimy wó z konny, aw nim znudzonego Araba. Chodź my, spó jrzmy. Już chcę po prostu posiedzieć i po kró tkim targowaniu się ustalamy kwotę dziewię ć dziesię ciu funtó w za godzinę . Woź nica z cię ż kim westchnieniem wdrapuje się na pudł o i ruszamy. Szybkim kł usem szliś my wzdł uż nasypu. Samochody przejechał y obok nas dosł ownie w centymetrach, jeden, przejeż dż ają c szczegó lnie blisko, nasz woź nica uderzył batem w dach ; -). Po przejś ciu przez most powoli przeszliś my do kolejnego. Podobał a nam się noc w Kairze, był a ekscytują ca i ciekawa. Czterdzieś ci minut pó ź niej zbliż aliś my się już do miejsca, z któ rego zaczynaliś my. Wyzywają co spojrzał em na zegarek i zrobił em zamyś loną minę . Arab zrozumiał aluzję i zrobiliś my kolejne mał e kó ł ko. Po opł aceniu woź nicy i wydaniu koniowi pię ciu „za siano” udaliś my się do autobusu.
Nasz autobus przyjechał na czas, pokazujemy bilety i zajmujemy miejsca w pierwszym rzę dzie, tuż za kierowcą . Wyjeż dż ają c z Kairu zatrzymujemy się , rozdajemy racje ż ywnoś ciowe, ponownie sprawdzamy bilety. Kierowca uszczelnia tekturą miejsce bocznej szyby, któ rej nie chciał podnieś ć . To, ż e jednocześ nie nie bę dzie mó gł zajrzeć w lewe lusterko boczne, wcale mu nie przeszkadzał o. . .
Gdy tylko opuś ciliś my Kair, bezwstydnie zasną ł em, zostawiają c moją ż onę , aby z przeraż eniem obserwował a mistrzowską klasę jazdy lekkomyś lnego egipskiego kierowcy. Pó ź niej Anyuta opisywał a mi w nieopisanych emocjach wyprzedzanie na zamknię tych zakrę tach, wchodzenie w dziewię ć dziesię ciostopniowy zakrę t z prę dkoś cią stu kilometró w i inne rozkosze Formuł y 1. Na szczę ś cie dla niej, po kilku godzinach droga stał a się jednokierunkowa. i budzą c mnie, poł oż ył a się na moim ramieniu z czystym sumieniem.
Po przyjeź dzie do hotelu jemy ś niadanie i ś pimy.
Kolejne trzy dni poś wię ciliś my na plaż owanie i zakupy. Plaż a w hotelu Minamark jest bardzo mał a, ale zadbana. Bardzo pomocne był o molo, z któ rego z przyjemnoś cią skakaliś my i pł ywaliś my. Na terenie był y duż e szachy podł ogowe, kilka godzin dziennie graliś my z ż oną w gry. Pó ź niej podcią gnę ł o się dwó ch kierownikó w hoteli, któ rych rozwalił em na strzę py (nie jestem dobry w graniu, po prostu grali jeszcze gorzej 8-)). W czwartek ktoś "mentalnie" grał w szachy - byli rozrzuceni na ziemi i nie był o czarnego konia. Gdzie on poszedł , nie mam poję cia! Figurka ma 80 cm wysokoś ci i waż y 6-7 kg. Po prostu fizycznie nie mogł em wpaś ć w jaką ś szczelinę ani wtoczyć się w krzak 8-((. Kradzież stulecia! Przed naszym wyjazdem figura nigdy nie został a znaleziona...
Tego samego dnia przyjechaliś my z plaż y, upadł em na ł ó ż ko, a moja ukochana poszł a do ką pieli. Minutę pó ź niej z ł azienki dobiegł straszny krzyk! Anyuta wylatuje z ł azienki z dzikim wzrokiem i nerwowo krzyczy: „TO JEST !! ! ”. Wchodzę ostroż nie, rę ka ż ony i ż ony wystaje zza mnie i wskazuje na ogromnego karalucha na zlewie. Dł ugoś ć potwora to okoł o 10 cm, widok jest niesamowity! Postanawiam stoczyć ś miertelną bitwę z okupantem, zabieram do sł uż by moje kapcie w rozmiarze 46. Karaluch, widzą c moją przewagę w uzbrojeniu, postanawia zdezerterować z pola bitwy, wycofują c się do odpł ywu. Za nim rozlega się wojowniczy krzyk jego ż ony: „Nie pozwó l mu uciec! ” Przechodzę do aktywnej ofensywy, skracam dystans w dwó ch skokach i zadaję miaż dż ą cy cios pantofelkiem we wroga! Ufny w zwycię stwo, przyglą dam się pokonanemu potworowi, gdy nagle karaluch oż ywa i poruszają c szybko cał ymi ł apami, wcią ż pró buje się ukryć . Uderzenie kontrolne wyprzedza go prawie u celu. . . Ż ona z przeraż eniem patrzy na zwł oki i zmusza mnie do dokł adnego oglę dzin ł azienki pod ką tem obecnoś ci wspó lnikó w harcerza. Sama kieruje się do poczekalni. Kiedy prawie skoń czę oglę dziny ł azienki, sł yszę krzyk: „Kolejny! ”. Ugh, został em ominię ty z tył u! W pokoju ż ona pokazuje mi pod stoł em, gdzie dostrzegam kolejnego potwora tej samej wielkoś ci. Podkradam się z pantofelkiem od tył u, ale karaluch odgaduje moje zamiary i chowa się za telewizorem. Naiwny! Telewizor jest usunię ty i zostajemy sami. Karaluch patrzy na mnie podejrzliwie i… odlatuje! Wykorzystują c efekt zaskoczenia, prawie dociera na balkon, ale jego ż ona rzuca go na podł ogę celnym uderzeniem gazety. Miaż dż ą cy cios dosię ga go w momencie przegrupowania sił i przygotowania do drugiego startu. W tym momencie poczuł em się jak postać Sigourney Weaver (Ripley) z filmu Aliens. Nigdy nie wiadomo, gdzie czeka na Ciebie krwioż erczy potwó r! ! ! Pobież ne przeskanowanie terenu nie wykazał o niebezpieczeń stwa i przystą piliś my do dokł adnej inspekcji pomieszczenia. Albo reszta czł onkó w plemienia zabitych karaluchó w dobrze się ukrył a, albo nie był o ich już w pokoju. Zwycię stwo…
Ta historia miał a swoistą kontynuację wieczorem. Moja ż ona ma taką cechę – jeś li jest na kogoś zł a, ta osoba zaczyna mieć duż e problemy w każ dej dziedzinie. Na począ tku zauważ ył em to z ironią , ale ponieważ nie był o wyją tkó w, zaczę ł o mnie to nawet przeraż ać . Tego wieczoru Anyuta był a bardzo zł a na personel hotelu, któ ry pozwolił na pojawienie się karaluchó w w pokoju, przez ostatnie dwa dni zatruto owady. Pię ć minut po tym, jak dotarliś my do restauracji na kolację , kelner niosą cy szklanki piwa poś lizgną ł się i oblał od stó p do gł ó w dwó ch Moskali przy są siednim stoliku. Lekka panika, morze przeprosin ze strony Arabó w, przybiegł zastę pca kierownika, odgonił kelnera i sam zaczą ł rozdawać drinki. Jego godzina wybił a po kilku minutach - z tył u sł ychać był o odgł os tł uczonego szkł a, a odwracają c się zobaczyliś my, ż e przewró cił tacę z colą i fantą na innych goś ci przy są siednim stoliku. Dł ugo za nami brzmiał y niemieckie przekleń stwa. Anyuta (któ ra pró bował a mnie przekonać , ż e pierwszy przypadek był tylko zbiegiem okolicznoś ci) spojrzał a na to wszystko ze strachem, szybko skoń czył a sł odycze i poszliś my na spacer…
Kilka dni wcześ niej zamó wili mi skó rzaną kurtkę w sklepie niedaleko hotelu. Standardowe rozmiary mi nie pasują (wysokoś ć.190 cm, rozpię toś ć ramion 201 cm, waga 75 kg). A model z przedł uż onym rę kawem muszę przywieź ć z fabryki w Kairze. Zamó wienie przybywa, ale rę kaw nie jest wydł uż ony, ale zwyczajny (wydaje się , ż e albo się pomylili, albo nie zrozumieli). Sprzedawca namawia mnie do zakupu standardowej kurtki, ale nie potrzebuję skó rzanej koszulki. . .
W pią tek ponownie postanowiliś my pojechać na wyspy koralowe (Giftun). Kupiliś my go w czwartek wieczorem, w pią tek rano stoimy koł o hotelu, czekają c na bas. Podjeż dż a minivan, wychyla się Arab, pyta - Wycieczka? Odpowiadam - tak i oddaję paragon. Egipcjanin oglą da go kró tko i wkł ada do kieszeni. Siadamy na siedzeniu, pozdrawiam osoby już siedzą ce w ś rodku: „Cześ ć ! ”. Odpowiedzią dla mnie był o przecią gł e: „Hellouuu”. Oczywiś cie obcokrajowcy (nieraz przył apał em się na myś leniu, ż e Arabowie i osoby mó wią ce po rosyjsku są u mnie pozycjonowani jako „lokalni”, a cał a reszta „przybywa w duż ej liczbie” ; -)). Jedziemy dwadzieś cia minut i docieramy do jakiejś bazy. Wszyscy wychodzimy, w pokoju dwó ch Arabó w zaczyna rozdawać wszystkim. . . pianki i butle z tlenem Zh8-0. Och, dlaczego tak jest? ? ? Podchodzę do Araba o reprezentacyjnym wyglą dzie i mó wię , ż e tak naprawdę jedziemy na wyspy koralowe! Po rosyjsku W OGÓ LE nie rozumie, patrzy na nas ze zdumieniem, gdzieś dzwoni i daje mi komó rkę . Wyjaś niam problem niewidzialnemu rozmó wcy i oddaję telefon. Arab sł ucha tł umacza, zrywa się i zaczyna biegać po pokoju w poszukiwaniu tego, któ ry nas przyprowadził . Kiedy go znajduje, mó wi mu coś ze zł oś cią . Kierowca wycią ga stos paragonó w i znajduje wś ró d nich nasz. Cicha scena. Pomył kowo zostaliś my przywiezieni do centrum nurkowego. . . Podszedł em do Araba i dyskretnie wskazał em na zegarek, mó wią c, ż e czas się koń czy. Przymusowo się uś miecha i mó wi: „Dziesię ć min! ”. Pię tnaś cie minut pó ź niej odebrał a nas taksó wka i zabrano na czekają cą ł ó dź . Có ż , i tak dzię kuję...
Siedzimy na ł odzi i rozumiem, ż e to „czysto arabska wersja” - na ł odzi są tylko Arabowie! Gł ó wnie mł odzież . Wszyscy się na nas gapią , najwyraź niej nie spodziewali się , ż e zobaczą „blade twarze” na ł odzi. Pł yniemy. Usiedliś my na dziobie ł odzi, mł odzież też . Stopniowo zaczynamy się komunikować mieszanką sł ó w arabsko-angielskich. Mł odzież okazuje się być studentami Kairskiego Uniwersytetu Narodowego, któ rzy za dobre studia zostali nagrodzeni trzydniową wycieczką do Hurghady. Był bym tak zachę cony. . . Z nimi był a surowa kobieta - nauczycielka. Uczniowie byli bardzo przyjaź ni i towarzyscy. Popł ynę liś my do koralowcó w, a potem zaczą ł się CYRK! Wię kszoś ć ucznió w w ogó le nie umiał a pł ywać . W kamizelkach ratunkowych w ś miertelnym uś cisku trzymali się porę czy ł odzi, boją c się odpł yną ć nawet metr dalej. Ponieważ był y tylko dwie porę cze, te dwie jasnopomarań czowe girlandy przypominał y gą sienice. Stopniowo para ucznió w „ptakó w wodnych” oderwał a rę ce od porę czy, a „gą sienice” unosił y się na falach 8-). Pó ź niej na ł odzi zapytał em, dlaczego nie umieją pł ywać ? Odpowiedź był a prosta i logiczna – w Nilu nie moż na pł ywać , a baseny są drogie…
Czas pł yną ł niezauważ enie, a teraz odpoczywamy w hotelu.
Dzień przed wyjazdem idziemy na zakupy do supermarketó w Metro i Abu A Shara. Koniecznie kupić dla znajomych - pikantne ketchupy (od 3 do 14 funtó w butelka), arabskie sł odycze (chał wa (od 4 do 9 funtó w), daktyle nadziewane migdał ami - 2 funty, nektary z guawy po 2.70 za 250 ml), sosy (dla krewetki oliwne) i przyprawy. Osobną kolumną zakupó w są owoce. Wszystkim chrześ niakom, babciom i matkom przysł uguje jeden melon i worek truskawek! Z melonami nie ma problemó w, ale truskawki… Truskawek jest duż o, ale są one pakowane w przeź roczyste torebki (spó d plastikowy, wierzch cienka folia opakowaniowa). A KAŻ DA torba zawiera kilka wyraź nie spleś niał ych truskawek. Sortujemy wszystkie paczki i denerwujemy się - nie ma normalnego. Idę do kierownika, tł umaczą c, ż e jesteś my gotowi wzią ć dziesię ć paczek, pod warunkiem, ż e zostaną posortowane i zepsuty zastą pimy normalnym. Spokojnie nas sł ucha, woł a chł opca i każ e mu uporzą dkować . Pró buje oszukiwać (przekrę ca truskawki zgnił ą stroną poś rodku), ale Anyuta nagle to powstrzymuje i organizuje szczegó ł ową kontrolę każ dego przepakowanego opakowania. Wreszcie mamy dziesię ć torebek pię knych i czystych truskawek. Odbieramy i pł acimy. Kierownik przy kasie daje nam paczkę gumy do ż ucia, w zamian daję mu zapalniczkę . Pokó j, przyjaź ń , guma do ż ucia. . .
Rano w dniu wylotu zbieramy się , wynajmujemy pokó j i jedziemy na lotnisko. Kontrola, dutik, poczekalnia. Rejestracja, lą dowanie, start. Przed lą dowaniem musiał em się denerwować - padał ś nieg i wylą dowaliś my prawie na ś lepo, ziemia wynurzył a się dosł ownie w ostatniej chwili. Wylą dowaliś my, oklaski, wyjeż dż amy. Zapakowaliś my truskawki w smukł y rzą d do dł ugiej torby na fajki wodne, wszyscy pasaż erowie na to patrzyli. Kiedy wysiedliś my z samolotu, poszedł za nami mę ż czyzna i poprosił o sprzedanie kilku paczek truskawek za wszelką cenę (mó wi, ż e dzieci pytał y, ale zapomniał ). Wspó ł czuję , ale mamy wszystko na koncie, nie ma ż adnych dodatkowych. . .
Opuszczają c lotnisko, rozpę dzamy taksó wkarzy, wsiadamy do samochodu z szefem i jedziemy do domu.
Bajka się skoń czył a, nadchodzą szare dni pracy. . .