Wycieczka autobusowa „Bogata i piękna Szwajcaria”
Trochę tł a. Pamię tam o tej trasie od jej startu w zeszł ym roku. Ale począ tkowo planował a wyjechać na wakacje na trasę akordową po Skandynawii. Niestety, grupa nie miał a doś ć na kwietniową podró ż do Skandynawii, zaproponowano mi dwie inne opcje wymiany, ale wybrał em tę szwajcarską trasę .
A wię c - lot 507, wylot 24.04. 10. Towarzyszą cy przewodnik - Svetlana Kovtun, kierowcy - ukraiń ska zał oga Michaił i Walery, autobus mercedesa (podobno Turismo, ale niewiele wiem o modelach autobusó w). Począ tkowy skł ad grupy liczył.23 osoby.
Pierwszy dzień .
Zebraliś my się , wsiedliś my do autobusu i ruszyliś my w kierunku granicy – punktu kontrolnego Krakó w. Granicę minę liś my szybko - w okoł o 2 godziny - biorą c pod uwagę , ż e przed nami był y trzy autobusy i jedna para z naszej grupy został a na Ukrainie, nie wypuś cili nas : (. Straciliś my okoł o pó ł godzina na ten temat Polska Po drodze podziwialiś my mał e polskie miasteczka, zwł aszcza liczne koś cioł y - zaró wno stare jak i nowoczesne budynki o nowoczesnej architekturze.
Potem okoł o szó stej wieczorem silniki zatrzymał y się na kolację . Wcześ niej Swietł ana pokró tce przedstawił a nam gł ó wne dania polskiej kuchni - jak brzmią i czym wł aś ciwie są . Kto chciał spró bować zaró wno zhurka, jak i bigosu.
Potem znowu w drogę - zatrzymaliś my się na granicy polsko-czeskiej, wymieniliś my trochę pienię dzy - tam kurs był cał kiem normalny. Nocleg był w Oł omuń cu, do hotelu dotarliś my okoł o godziny 23.00, a my trochę krą ż yliś my, ponieważ obok hotelu trwał y prace remontowe i przejś cie był o zablokowane. Hotel cał kiem przyzwoity blisko starego centrum (10-15 minut spacerkiem), budynek z czasó w socjalizmu, po dobrym remoncie.
Drugi dzień .
Ś niadanie - skromny standard - plastry sera i kieł basy, jajecznica, kieł baski, jogurt, napó j np. sok, herbata w torebkach, kawa z ekspresu.
Przed wyjazdem zdą ż yliś my jeszcze trochę pospacerować w kierunku starego centrum (i najbardziej „gwał townego” ; ) nasi koledzy z grupy odbyli tam niezł y spacer przed ś niadaniem).
Z hotelu wyszliś my o 8.30, kierują c się na Pragę . Po drodze Svetlana pró bował a opowiedzieć o „przechodzą cym” terenie, w szczegó lnoś ci na polu Austerlitz.
Przed Pragą zatrzymaliś my się na 40 minut, aby zjeś ć lunch w nastę pnym zmotoryzowanym pocią gu, gdzie zjadł em moją ulubioną hermelinę natł uszczoną .
Nie zamierzał em jechać na zwiedzanie Pragi, ponieważ . Był em w tym cudownym mieś cie nie raz (i wł aś ciwie prawie cał a grupa był a już w Pradze), ale kiedy usł yszał em, kto poprowadzi trasę , pojechał em i nie ż ał ował em. Wcześ niej sł yszał em tylko opinie o tym, nie boję się wielkiego sł owa, legenda Pragi - Pani Liwia, jest naprawdę super. Ona wiedzą c, ż e przeszliś my już tradycyjny szlak turystyczny, pokazał a nam ten sam Grad, Mał ą Stranę , Stare Mesto z innej strony. Wycieczka trwał a prawie pię ć godzin, ale przelecieli w mgnieniu oka.
Rozstaliś my się z nią na Vaclavak - potem mieliś my pó ł torej godziny wolnego czasu. Ponieważ po takim maratonie chcieliś my usią ś ć i coś przeką sić , przenieś liś my się na podwó rko Bredovsky - zhebrivka + ciemne piwo - zaró wno smaczne, jak i niedrogie, po czym powoli wę drowaliś my wzdł uż Prshikop i Celetnaya do punktu zbió rki, do Orloi, iś ć do osady. Warto zaznaczyć , ż e wybrana przez nas grupa był a punktualna – prawie zawsze wszyscy przychodzili na czas.
Hotel, a nawet hotel, z jednej strony wcale nie był w centrum, w cichej dzielnicy mieszkalnej, ale jednocześ nie sto metró w od stacji metra (nowa stacja, nowoczesna architektura - nie był o na koń cu roczne bezpł atne mapy z centrum informacyjnego). Kolejny 5-minutowy spacer to Billa, któ ry, co waż ne, pracował do 22.00 pomimo niedzieli. Tak wię c, usadowiwszy się i odś wież ywszy się pod prysznicem, udał o mi się odwiedzić supermarket i zaopatrzyć się w piwo/kieł basę , a potem też zawisną ć w centrum, pospacerować po wieczornej/nocnej Pradze.
Dzień trzeci.
Wyszliś my z hotelu o 8:00. Po raz kolejny podziwialiś my Pragę z okna autobusu i przedarliś my się przez mał e korki na jej ulicach i pojechaliś my do Monachium. Do Monachium przybyliś my o 15:00. Po drodze osobiś cie doznał em lekkiego szoku kulturowego – wszyscy sł yszeliś my o niemieckim ordungu, a oto jestem na terenie rekreacyjnym na autostradzie, obserwują c, jak ewidentny tubylec (są dzą c po numerze na aucie) rzuca papierosem niedopał ek tuż pod nogami. . . a takich niedopał kó w jest kilkanaś cie w kał uż y. . . hmm. . . kolejny mit runą ł w mojej duszy. . .
Niedaleko Opery odebraliś my naszą przewodniczkę po Monachium – Irinę , dawną mieszkankę Kijowa – morze uroku. Jak rozumiem, jej znakiem wywoł awczym jest „balkon z geranium” – sposó b, w jaki prowadził a trasę , ubrana w bawarski stró j ludowy. Zwiedzanie Monachium autobusem i pieszo trwał o tylko 2 godziny. Irina pró bował a pokazać i opowiedzieć maksymalnie 2 godziny o tym pię knym mieś cie, bardzo, bardzo mał o. Ale z drugiej strony wiem na pewno, ż e doł oż ę wszelkich starań , aby jeszcze raz odwiedzić to ciekawe miasto i region.
Potem dostaliś my kolejne pó ł torej godziny wolnego czasu. Ktoś z grupy rzucił się do centrum handlowego na mini-zakupy, ktoś poszedł do sł ynnego Hofbrä uhaus. Po prostu wę drował em po dzielnicach starego centrum.
Mieliś my punkt skupu przy nowym ratuszu - zebraliś my się , poszliś my do autobusu i pojechaliś my w kierunku granicy, na miejsce noclegu. Mieliś my hotel tranzytowy w Austrii, niedaleko granicy ze Szwajcarią . Do hotelu dotarliś my okoł o 23:00. Mał y, ale jednocześ nie mają cy 4*, w bardzo mał ej wiosce.
Dzień czwarty.
Wyszliś my z hotelu o 8:00. Ponieważ dzień wcześ niej był o ciemno, gó ry widzieliś my dopiero rano. Droga do granicy ze Szwajcarią jest moim zdaniem bardzo malownicza - udał o mi się zrobić co najmniej kilkanaś cie ciekawych zdję ć z okna autobusu : ).
Na granicy sprawdzono nas pod ką tem dokumentó w - nie odebrano ich, tylko mł ody chł opak, pogranicznik, przeszedł przez kajutę i pokazaliś my mu nasze paszporty. Wedł ug Svetlany nawet taka kontrola ś wiatł a nie zawsze ma miejsce. Zasugerował a nawet, ż e ponieważ chł opaki są mł odzi, uczą się i dlatego zostaliś my poddani pró bie. Cał a procedura trwał a okoł o 20 minut, wię kszoś ć czasu poś wię cono na wykonanie dokumentacji technicznej autobusu.
Nastę pnie czekał na nas Liechtenstein i jego „stolica” Vaduz. Dotarliś my tam o 9 rano. Wybraliś my się na „wycieczkę krajoznawczą ” wzdł uż gł ó wnej ulicy. Wycieczka jest w cudzysł owie, ponieważ wszystkie zalety „typu przewodnika”, któ ry ją prowadził , polegał na tym, ż e znał a rosyjski. Praktycznie nie był o od niej ż adnych informacji i po prostu nie był o gdzie się zgubić . Jak nam pó ź niej wyjaś nił a Sveta, tylko jej mieszkań cy mają prawo do prowadzenia wycieczki na terytorium tego mini-pań stwa - có ż , przy cał ej biedzie wyboru po prostu nie był o alternatywy.
Generalnie spę dziliś my w Vaduz pó ł torej godziny, po czym udaliś my się do Zurychu, gdzie dotarliś my o 12.00. Tego dnia oczywiś cie nie mieliś my szczę ś cia z lokalnymi przewodnikami : (. Ludmił a, przewodnik po Zurychu był niby pouczają cy, ale styl prezentacji tych informacji. . . Być moż e przez nią Zurych nie zrobił na mnie specjalnego wraż enia .
Po 2-godzinnym przeglą dzie Zurychu ci, któ rzy wybrali się nad Ren, mieli godzinę wolnego czasu (oczywiś cie wię cej na resztę ). Jechaliś my do wodospadu przez godzinę . Ludmił a coś nam po drodze opowiadał a, ale przyznam szczerze, ż e wł aś nie zasnę ł am pod jej monologiem. Jak się okazał o, nie tylko zasną ł em. : )
Przy wodospadzie przewodnik wł aś ciwie nie był potrzebny - to tylko spektakl. Szliś my, popł ynę liś my ł ó dką na taras widokowy na skale, poszliś my po pamią tki i po pó ł torej godzinie wró ciliś my do Zurychu. W drodze powrotnej Ludmił a kontynuował a koją cy monolog, ale wszyscy sł uchali jej pó ł ucha. W Zurychu, niedaleko dworca kolejowego, bez wię kszego ż alu rozstaliś my się z Ludmił ą , zabraliś my resztę grupy i poszliś my zameldować się w hotelu. A potem przydarzył a nam się mał a zabawna rzecz - dotarliś my pod adres hotelu za pomocą nawigatora, ale hotelu nie ma ; ). Okazał o się , ż e hotel był wł aś ciwie na przedmieś ciach niedaleko lotniska, a w Zurychu jest dokł adnie taka ulica - i kiedy kierowcy wpisywali adres - trochę przeoczyli. Jednak nie byli odosobnieni w swoim zł udzeniu - wpisał em też zł y adres w moim nawigatorze ; ). Ogó lnie doś ć szybko się zorientowaliś my i po okoł o pó ł godzinie byliś my już w hotelu. W tym dniu dotarliś my do hotelu wcześ nie okoł o 20.00. Hotel jest nowy, 4*, niedaleko hotelu stacja - moż na był o na spacer pojechać pocią giem do Zurychu, ale wszyscy woleli odpoczą ć i przespać się . Swoją drogą jeszcze jeden lokalny akcent – w Szwajcarii samoloty nie latają nocą , by nie zakł ó cać snu zacnego Szwajcara – to wynik referendum, w któ rym taką decyzję podję li mieszkań cy i teraz nocne starty/lą dowania o godz. Szwajcarskie lotniska w zasadzie nie istnieją...
Dzień pią ty.
Wyjechaliś my ponownie o 8:00
Ustawiliś my kurs na Zurych - na stacji odebrali naszego kolejnego przewodnika i wysadzili trzech turystó w, któ rzy nie wybierali się do Bazylei. Wspominają c wczorajszą przewodniczkę Ludmił ę , z lę kiem spodziewaliś my się , co stanie się dzisiaj. Oto nasz gł ó wny przewodnik po Szwajcarii – Clara był a nie do pochwał y – po prostu morze uroku, magazyn informacji i wulkan energii : ). Patrzą c w przyszł oś ć - w ankiecie na zakoń czenie wycieczki osobiś cie napisał em ż yczenie - aby zawsze zapraszać Clarę do towarzyszenia wycieczkom.
Do Bazylei przyjechaliś my o 10.00 (moje pierwsze zdję cie uliczne został o zrobione o 10.04 - to fontanna trzech pokoleń ). Wycieczka krajoznawcza - 2 i pó ł godziny. Wszystko był o ś wietne. Miasto leż y na styku granic trzech pań stw i jest bardzo charakterystyczne. Dodatkowo charyzma naszego przewodnika nakł adał a się na urok miasta – efekt był po prostu wspaniał y.
Jako przykł ad Clara zaprowadził a nas na wą ską , stromo wznoszą cą się ulicę o nazwie 1.000 pię knoś ci. Opowiedział a pię kną legendę zwią zaną z nazwą ulicy i zapowiedział a, ż e aby zostać oczyszczonym z grzechó w, trzeba tę ulicę kilka razy podejś ć i jednocześ nie zaś piewać „Ave Maria”. Oczywiś cie wszyscy z tego chichotaliś my. Zaczynamy wspinać się po ulicy, a potem Klara zaś piewał a "Ave Maria" - ma fajny gł os (o ile zrozumiał em, w przeszł oś ci był a zawodową ś piewaczką , albo w operze, albo w chó rze - sama jest z Miń ska). Efekt był niesamowity – po stromej wspinaczce wszyscy „zhakowaliś my”, a jej gł os nawet nie zbł ą dził . A dź wię k „Ave Maria” w tym „miejskim wą wozie” był po prostu nie do opisania. Z gó ry serdecznie ją oklaskiwaliś my.
Po przeglą dzie mieliś my tylko 1 godzinę wolnego czasu. Chodziliś my po kwaterach wokó ł Radhausu i na jarmarku produktó w rolnych przed nim (swoją drogą fajnie był o tam degustować ró ż ne sery, zebraliś my się i przenieś liś my z powrotem do Zurychu, ską d odebraliś my resztę turystó w koł o dworca a nastę pnie pojechaliś my do Lucerny, gdzie dotarliś my okoł o 18.00, zamieszkaliś my w hotelu prawie w samym centrum (4*). Po pó ł godzinie cał a grupa podjechał a do samego centrum (Clara jako bonus- przynę ta, rozdawał a nam ulotki, zgodnie z któ rymi otrzymaliś my pamią tkowe ł yż eczki do kawy w sklepach firmowych Busherera), podeszł a do umierają cego lwa (wedł ug Klary uważ a za swó j obowią zek pokazanie i opowiedzenie o tym gł ó wnym pomniku Lucerny wszystkim i nie tylko tym, któ rzy wybierają się na wieczorną wycieczkę ), a nastę pnie czę ś ć grupy poszł a na wł asny spacer, a reszta poszł a na fakultatywną wieczorną wycieczkę + fondue. o tym fakultatywnie - bardzo podobał a mi się wycieczka po Lucernie w wykonaniu Clary, doł ą czone do niego fondue był o takie sobie. Chł opaki z naszej grupy, hum ci, któ rzy odwiedzili Lucernę (a jej historyczna czę ś ć jest niewielka) sami jedli fondue w bardziej stylowej instytucji - po pierwsze mieli wszystkie trzy opcje przeciwko tylko serowi w naszym kraju, a po drugie towarzyszył y mu pieś ni ludowe i wszelkiego rodzaju folklor i muzyczne nishtyaki, takie jak jodł y, zabawy na miotł ach, pił ach i krowie dzwonki : ) (nazwa instytucji to „Stadtkeller”, znajdują ca się w pobliż u ratusza).
Samo serowe fondue nie zrobił o na mnie wię kszego wraż enia - smaczne, fajne, ale nic wię cej. Nastę pnie poszliś my wzdł uż nasypu, ponieważ był on w drodze do hotelu, i okoł o 21.30 dotarliś my do hotelu.
Dzień szó sty.
Tego dnia mieliś my fakultatywne o nazwie „Najważ niejsze, ż eby się nie spieszyć ” (Interlaken-Bern. ). Wyjazd tradycyjnie o godzinie 8.00. Pojechał a prawie cał a grupa - w Lucernie był a tylko jedna para, któ ra miał a wł asny pomysł na wspię cie się na Pilatus, co zrobili.
Reszta, prowadzona przez Clarę , powoli ruszył a w kierunku Interlaken. Powiem ci, ten dzień był moim ulubionym. Wspaniał e krajobrazy zmienił y się za oknem autobusu na jeszcze pię kniejsze : ). Klara nalegał a, abyś my wjechali w dolinę wodospadó w przed Interlaken, niestety nazwa wsi nie ostał a się w moim „pomieszaniu”, ale był o tam naprawdę fajnie – wysokie skaliste ś ciany doliny, wodospad spł ywają cy tą ś cianą , zaś nież ony szczyt w szczelinie doliny, szum pszczó ł nad kwitną cymi drzewami i cisza mał ej wioski oraz mał y koś ció ł ek ewangelicki – otwarty dla wszystkich, a jednocześ nie wzruszają co bezbronny i peł en wewnę trznej sił y...
Potem był o Interlaken, urocze miasteczko (wedł ug naszych standardó w, prawdopodobnie nawet osada typu miejskiego). Ale jaki tam duch kurortu. . . A widok na Jung Frau. . . Cholera, pamię tam i. . . Naprawdę chcę tam jeszcze raz pojechać : ).
Inny przykł ad – przed najbardziej luksusowym hotelem w Interlaken znajduje się wielkie pustkowie. Hotel kupił ziemię i nie pozwala na niczego tam budować , aby nie zasł aniać widoku z okien pokoi na Jung Frau. Jak to mó wią - brawo do hotelu. Ale to nie wszystko. To nieuż ytki - z natury szykowny trawnik - po obwodzie pokryte jest sznurkiem i wiszą napisy - „tylko dla kró w”.... To znaczy ludzie, ludzie nie mają dostę pu do tego trawnika...
W Interlaken wszyscy kupowali szwajcarskie zegarki. Clara dał a nam ulotki z 8% rabatem w jednym ze sklepó w (ale w wię kszoś ci był y to zegarki na baterie kwarcowe), plus ulotki na zwykł e ł yż ki firmy Bushehrer. Wzią ł em sobie zegarek w Boucherer - mechanika, samonakrę canie, styl klasyczny, skó rzany pasek - 290 euro w tym wolne od podatku. Zegary kwarcowe w pobliskim Kirdhofer (biorą c pod uwagę ulotki rozdawane przez Clarę ) był y tań sze przez moich kolegó w z grupy.
O 12.30 wyruszyliś my z Interlaken w kierunku Berna. Gdzie dotarliś my okoł o 13.30 (znowu ustalam godzinę pierwszych berneń skich zdję ć ). Zwiedzanie trwał o 2 godziny. Zaczę liś my od niedź wiedzia. To prawda, ż e wszystkie niedź wiedzie był y na letnim placu zabaw, gdzie wcią ż trzeba był o na nie uważ ać - zwł aszcza mł ode, któ re bawił y się w gał ę ziach drzew. Nastę pnie - przez rzekę do starego miasta, do radhouse. Na gł ó wnym placu - gdzie siedziba rzą du, budynek Szwajcarskiego Banku Narodowego itp. - targi pelargonii szł y peł ną parą - dla Szwajcaró w przyszedł czas na udekorowanie balkonó w. Nie udał o mi się wyobrazić czegoś takiego w Bankovaya, przynajmniej w Institutskaya ; )
Po wycieczce godzina wolnego czasu.
Jeszcze jedno uderzenie. Na koniec zwiedzania Clara zabrał a nas do supermarketu Migros i skomentował a zawartoś ć gabloty z serami, czekoladą i kawą .
Motywem przewodnim tego wydarzenia był y jej sł owa – „Rozumiem, ż e nie jesteś cie milionerami. Ż e ZARABIASZ pienią dze na wakacje, wię c chcę Ci powiedzieć , ż ebyś nie wydawał zarobionych pienię dzy na pró ż no, a raczej nie wydawał ich niepotrzebnie. ” Osobiś cie jestem wdzię czny Klarze za taką postawę i takie dział ania.
Czas wolny w Bernie skoń czył się o 17.30. Razem wsiedliś my do autobusu i pojechaliś my do bazy w Lucernie. Wró ciliś my o ś wicie. No, albo był o prawie ciemno, ale niestety nie pamię tam dokł adnej godziny i nie zrobił em tamtego wieczoru ż adnych zdję ć , wię c nie da się tego wyjaś nić .
Dzień sió dmy.
Tego dnia, zgodnie z planem, mieliś my do wyboru „Sweetie name Switzerland” (Montreux-Chillon Castle-Vevey-Geneva). Muszę od razu powiedzieć , ż e dzię ki niespoż ytej energii Klary i konstruktywnej pozycji Swietł any w tym dniu praktycznie udał o nam się „odepchną ć niewzruszone”. Ale najpierw najważ niejsze.
Tradycyjnie o godzinie 8.00 wyszliś my z hotelu. O 10.00 dotarliś my do Fryburga, gdzie mieszka Clara, odebraliś my ją i jako bonus otrzymaliś my wycieczkę bł yskawiczną po centrum tego mał ego starego miasta. Nastę pnie skierowaliś my się w stronę Gruer, wioski seró w. Jak powiedział a Clara: „Nie lubię zabierać turystó w do nowoczesnych serowarni, nie ma tam nic do oglą dania. Lepiej zobaczmy Gruera, oczywiś cie nie dojedziemy do serowarni, ale sama ta szwajcarska wioska jest warta obejrzenia. Wioska jest naprawdę ciekawa. Tam, w mał ym sklepiku, spró bowaliś my ró ż nych odmian sera Gruyeres i kupiliś my kawał ek tego, któ ry nam się podobał . Na ulicach starej wsi i na tle prawdziwego zamku urzą dzili sesję zdję ciową . Wszystko we wszystkim zaję ł o nam okoł o 40-45 minut, wedł ug Klary - "w tempie walca". Potem szybko pojechaliś my do są siedniej wsi (niestety zapomniał am jej nazwy), gdzie znajdował a się fabryka czekolady Nestle. Zwiedzanie „czekolady”, a takż e wizyta w Gruer nie był o przewidziane w programie – był a to inicjatywa wył ą cznie Klarina, wspierana przez Svetlanę . A jeś li Gruer rzeczywiś cie był dla nas darmowy dla turystó w, to nie wyszł o na „czekoladzie” czystego gratisa ; ) nie wyszł o - zaproponowano nam zapł acić.5 euro (lub 7 frankó w) za wycieczka z degustacją czekolady. Wszyscy się zgodzili - szczerze mó wią c, biorą c pod uwagę ceny czekolady w szwajcarskich supermarketach, osobiś cie podczas degustacji zjadł em czekoladę o wartoś ci ponad 5 euro. ; )
Czym jest ta wycieczka - kilka kolejnych sal (nie moż na ich nazwać salami - bo 20 osó b z naszej grupy wspię ł o się tam z powrotem). Chronologicznie okres ten opisany jest od znajomoś ci Europejczykó w z ziarnami kakaowymi w Ameryce Poł udniowej za czasó w Cortesa, przez dworski francuski okres gorą cej czekolady, aż do czasu powstania szwajcarskich fabryk czekolady (pojawienie się czekolady w batonie). Pomieszczenia są pogrą ż one w ciemnoś ci, a jeden lub drugi obiekt-eksponat jest naprzemiennie podś wietlany pod tekstem spikera. Podczas przejś cia naszej grupy tekst był po francusku (nie mają rosyjskiego gł osu), a Clara zapewnił a nam tł umaczenie symultaniczne. Po ekspozycji wylą dowaliś my w pokoju, w któ rym był y worki do pasa i pó ł tora metra ś rednicy z ziarnami kakaowca, ró ż nymi odmianami orzechó w i pudeł eczkami masł a kakaowego - jedz, spró buj ile ci się zmieś ci : )
Po kró tkim biegu korytarzami za przeszklonymi ś cianami, w któ rych trwał proces robienia czekoladek. Po drodze – pierwszy punkt degustacyjny – taca ze ś wież o zrobionymi sł odyczami, któ re zmiaż dż yliś my w mgnieniu oka. Jeszcze kilka panoram procesu technologicznego i sala degustacyjna na przeką skę - gdzieś okoł o 3*6 metró w stó ł poś rodku - na cał ym obwodzie, na któ rym wył oż one są pró bki produktó w wytwarzanych w tej fabryce - jedz, nie chcieć . Ku mojemu wielkiemu ubolewaniu nie udał o mi się spró bować wszystkiego – pamię tam ż art o „trzymaniu się razem” wzglę dem „pią tego punktu”, i tak utknę liś my razem… w gardle. Wszystko był o bardzo smaczne, ale naprawdę chciał em to wszystko wypić , ale niestety zwolniliś my i woda został a w autobusie : (. Wię c jeś li nagle przyjedziesz na takie wydarzenie, koniecznie weź butelkę wody z ci, to się przyda.
Nastę pny jest Vevey. Ponieważ zaczę ł o trochę padać , to był o „w tempie walca” – forsowny marsz na nasyp, zdję cia na tle jeziora i „widelec” (lokalny pomnik z Nestle), przytulanie się do Chaplina i nieopodal pomnik Gogola iz powrotem do autobusu.
Dalszy kurs do Genewy. Dotarcie tam zaję ł o okoł o godziny. Ale : ( przy wjeź dzie do Genewy wpadliś my w specyficzny korek, w któ rym straciliś my prawie godzinę . Z tego powodu nasza ankieta autobusowo-piesza był a trochę pomię ta (mimo to trwał a pó ł torej godziny, ale to za mał o dla Genewy). Z ż alem zrobił em zdję cie z zegarem kwiatowym i na tle genewskiej fontanny i wró cił em do Lucerny. Do hotelu dotarliś my gdzieś mię dzy 22.00 - 23.00 Ale niestety nie pamię tam dokł adnie.
Dzień ó smy.
Tego dnia wymeldowaliś my się z hotelu w Lucernie, gdzie spę dziliś my trzy noce i przenieś liś my się do Mediolanu. Wymeldowanie był o o 8:30.
Opuszczają c Lucernę , skierowaliś my się do St. Gotthard. Ale nie na przeł ę czy, tylko w tunelu. Przed tunelem na autostradzie był o swoiste „toffi”, podobno Szwajcarzy jechali do Wł och na „majowe ś wię ta”. Po tunelu zatrzymaliś my się na przystanku sanitarnym (zatrzymaliś my się na stacji benzynowej i kompleksie handlowym – skala i przemyś lanoś ć robi wraż enie), jednocześ nie mieliś my okazję robić zdję cia na tle okolicznych gó r .
A potem pojechaliś my do Lugano, gdzie dotarliś my o 12.30. Poznaliś my przewodnik - Galina, w poró wnaniu do Clary jest znacznie spokojniejsza i cichsza ; ). Trasa, przez pó ł torej godziny, był a powolna, ale interesują ca. Potem mieliś my godzinę wolnego czasu - ja spę dził em ten czas spacerują c brzegiem jeziora.
Zebrani w grupę , wpadli do autobusu i - do Mediolanu.
Był a sobota, 1 maja. Zwracam uwagę na ten fakt, bo we Wł oszech to też ś wię to, a tuż przed naszym przyjazdem w centrum miasta zakoń czył a się demonstracja socjalistó w – trwał o sprzą tanie na ulicach wcią ż zablokowanych przez carabinieri – wł oskie demonstracje też zostawiają za sobą sterty ś mieci .
O 17.00 spotkaliś my się z naszym przewodnikiem w Fortesco i rozpoczę liś my zwiedzanie Mediolanu.
Szczerze mó wią c, po czystej, spokojnej Szwajcarii, osobiś cie w pierwszej chwili oszoł omił mnie hał as i zgieł k Mediolanu. Ludmił a, przewodnik po Mediolanie, bardzo przypominał a mi Clarę - ró wnież bardzo energiczną kobietę ; ), wycieczka był a ż ywa i pouczają ca.
Zbadaliś my kompleks Fortesco, weszliś my do parku za nim, wró ciliś my do autobusu - okrą ż yliś my na nim ulice Mediolanu (dla akompaniamentu jest jasne - „spó jrz w lewo - spó jrz w prawo”) i wysiedliś my w pobliż u Katedry Duoma - imponują cego kolosa, nastę pnie Placu Duoma, Galerii Wiktora Emanuela i w pobliż u budynku La Scali nasza wycieczka się zakoń czył a. Wszystko to zaję ł o okoł o dwó ch i pó ł godziny, a potem kolejną godzinę szliś my sami.
Z okazji ś wię ta komunikacja miejska w Mediolanie (w tym metro) przestał a dział ać o 19.30. Jaka był a kolejka na taksó wkę pod Duomo - od razu przypomniał am sobie nasze kolejki z czasó w Prohibicji ; ). . . Nasza przewodniczka Ludmił a musiał a jeź dzić rowerem do domu! Swoją drogą , w Mediolanie ciekawy jest system wypoż yczania transportu dwukoł owego – po pierwsze mogą z niego korzystać tylko lokalni mieszkań cy z rocznym abonamentem, po drugie karta abonamentowa daje prawo do korzystania z roweru przez godzinę – po tym musisz zatrzymać się w wypoż yczalni roweró w i „oddać ” rower – jeś li jeszcze nie dotarł eś – od razu bierzesz go ponownie i jedziesz przez kolejną godzinę .
Generalnie poszliś my na spacer i na szczę ś cie mieliś my wł asny bus, pojechaliś my do hotelu w Mediolanie, ale nie do centrum (rozsiedliliś my się okoł o 22.00).
Dzień dziewią ty.
Tego dnia, zgodnie z pierwotnym planem, musieliś my rano wyjechać na fakultatywny kurs do Genui, w drodze powrotnej zameldować się w outletach na zakupy na 3 godziny, a potem jeszcze trochę wolnego czasu w Mediolanie. W tej wersji fakultatyw nie był a rekrutowana – nie mieliś my w grupie zakupoholikó w i szkoda był o tylko marnować te trzy godziny kosztem czasu wolnego w Mediolanie.
Svetlana kreatywnie podeszł a do problemu : ) i zaproponował a inną opcję na dodatkowe wycieczki - zakupy został y wyrzucone z fakultatywnych, wyjazd do Genui przesunię to na 12.00, a rano mieliś my prawie 4 godziny czasu w centrum Mediolanu (gdzie zostaliś my przywiezieni z hotelu naszym autobusem). Na tę opcję był o wystarczają co duż o chę tnych i odbył a się wycieczka do Genui, a po Mediolanie też spacerowaliś my.
Do Genui dotarliś my o 15:00. Bardzo ciekawe miasto, ale tutaj pogoda trochę nas rozpieś cił a : ( mniej wię cej w poł owie 2-godzinnego zwiedzania zaczę ł o mocno padać , wię c przenieś liś my się dalej od galerii do galerii, gdzie rozmawiał a Svetlana, przewodnik po Genui o kolejnym odcinku ś cież ki, a potem szliś my i obserwowaliś my (bo grupie pod parasolami trudno był oby opowiedzieć historię ).
Oczywiś cie w Genui nie widzieliś my wszystkiego – pamię tamy pierwsze domy bankowe, dwie wspaniał e katedry, dom Kolumba…
Pamię tam też zachwyconych… mmm. . przedstawicieli narodowoś ci afrykań skich sprytnie pró bują cych sprzedać nam bezpretensjonalne parasole (a czę ś ć grupy był a wł aś nie w kurtkach z kapturem) niemal za cenę skrzydł a samolotu. : )
Po wycieczce był a kolejna godzina wolnego czasu i powró t do Mediolanu. Do hotelu wró ciliś my okoł o 21:00.
Dziesią ty dzień .
To był dzień dł ugiej podró ż y - z Mediolanu do Wiednia przez Alpy. Droga jest bardzo malownicza, ale dł uga. . .
W okolicach Innsbrucka na przerwę zatrzymaliś my się w Muzeum Swarovskiego. Wydaje mi się oboję tne na „ulice”, ale postanowił em pó jś ć do muzeum, aby zobaczyć , co jest takiego specjalnego w tych „kryształ ach”. Przez cał y czas w muzeum i sklepie firmowym nie opuszczał a mnie myś l - „Jaką jednak utalentowaną osobą był Daniel Swarovski - wię c„ rozcień cz ”ś wiat w fasetowane szkł o...” Jednak czę ś ciowo też uległ em to „szaleń stwo” w sklepie zabrał am sobie biał ą metalową bransoletkę z ciemno-czerwonymi kryształ kami (z pierwszej podró ż y do Pragi przywiozł am sobie srebrny komplet z czeskimi granatami, wię c ta bransoletka cudownie weszł a do kompletu). Informacje finansowe - bilet do muzeum 9 euro (wtedy ten bilet uprawnia do zniż ki 2 euro przy zakupie czegoś w sklepie firmowym). Bransoletka kosztował a mnie 29 euro, ł ą cznie ze zniż ką . Najtań sze w sklepie – proste oł ó wki z kryształ owym blatem 3 euro, dł ugopisy z kryształ kami w korpusie – 11 euro. Duż y wybó r wszelkiego rodzaju brokató w - i zawieszek oraz kolczykó w i wszelkiego rodzaju bransoletek. . .
Potem zatrzymaliś my się okoł o godziny 19.00 na obiad w Rozenbergu i tradycyjnie dojechaliś my do hotelu o 23.00. Hotel 3*, blisko centrum Wiednia, po drugiej stronie Dunaju.
Dzień jedenasty.
O 8.30 wyszliś my z hotelu w kierunku Placu Marii Teresy, gdzie rozpoczę liś my zwiedzanie Wiednia. Przez 20 minut musieliś my czekać na przewodnika Katyę (dostał a jaką ś wtyczkę z transportem) i ruszyliś my. Wycieczka trwał a ł ą cznie 3 godziny. Był em w Wiedniu w zeszł ym roku, ale wtedy nie mieliś my szczę ś cia z przewodnikiem po ankiecie, ale tym razem był em zadowolony.
Potem był czas wolny do 14.30, a potem zgodnie z programem pojechaliś my do Tokaju. Przejeż dż aliś my przez Budapeszt. Swietł ana po drodze zwró cił a na gł ó wne atrakcje tych, któ rzy jeszcze nie byli w Budapeszcie.
Do Tokaju dotarliś my okoł o 21:00. Wraż enia z wyjazdu utrwaliliś my wspaniał ym winem ; ) i do hotelu przenocowaliś my.
Hotel był w Niredgaz, 2 * - mał y, ciasny, ale czysty i a) był a winda, b) naprzeciwko hotelu był o Tesco pracują ce od 6 rano.
Dzień dwunasty.
Przed wyjazdem (o 8.00 CET) udał o mi się odwiedzić Tesco, gdzie w celach zdrowotnych kupił am butelkę Unicum – docenił am lecznicze wł aś ciwoś ci tego napoju tej zimy ; ). Wedł ug zapewnień Swietł any moż na był o pł acić w euro (wymiana w forintach). Z jakiegoś powodu odmó wili przyję cia euro przy kasie, ale zapł acił em kartą bez ż adnych problemó w.
Szybko przekroczyliś my granicę , na stację benzynową pod Chopem dotarliś my o 11.30 czasu ukraiń skiego. Rozwią zał sprawy sanitarne i udał się przez Karpaty do Lwowa. Po drodze zatrzymaliś my się na lunch nad Oceanem. Na dworzec kolejowy we Lwowie dotarliś my o 16.45. W grupie z biletami na pocią g Dniepropietrowsk był o kilka osó b - udał o im się bezpiecznie wsią ś ć .
Tak wię c podsumowuję moje wraż enia z tej podró ż y.
Trasa „zaostrzona”, aby pokazać Szwajcarię . Praga, Monachium, Mediolan, Genua, Wiedeń - nic innego jak dodatek do dania gł ó wnego.
Nie powinieneś oczekiwać , ż e zobaczysz powyż sze miasta szczegó ł owo podczas tej wycieczki - tylko ich skosztujesz. : )
Jedyną rzeczą jest to, ż e jeś li nie pojedziesz do Genui, to za pó ł tora dnia moż esz zobaczyć Mediolan z pewnymi szczegó ł ami, ale jak powiedział a nasza przewodniczka po Mediolanie Ludmił a: „w tym mieś cie musisz wiedzieć , co chcę zobaczyć . " Oznacza to, ż e jeś li wyruszasz na zwiedzanie Mediolanu w wolny dzień , musisz się wcześ niej przygotować - znaleź ć informacje o galeriach, muzeach itp. A wpis do „popatrz na Ostatnią Wieczerzę ” to na ogó ł miesią c (lub nawet wię cej).
Moim zdaniem Szwajcaria podczas tej trasy jest pokazana bardzo w peł ni (oczywiś cie, biorą c pod uwagę format trasy).
Cią gle trawię i porzą dkuję swoje wraż enia z tego kraju.
Osobno chcę zwró cić uwagę na problem z wizą . Ta wycieczka odbywa się zgodnie z czeskim Schengen, interpretują c Czechy jako kraj wjazdu na podstawie pierwszego czeskiego noclegu. Skoro Ukraina i Czechy nie mają wspó lnych granic, a autobus nie moż e latać : ), to Polska jest tylko tranzytem.
Nie jestem zbyt wielkim ekspertem od przepisó w wizowych, ale moim zdaniem wszystko tutaj jest na granicy akceptacji.
Ogó lnie wycieczka jest doś ć dobrze zorganizowana. Wyjazdy poza pierwszym i dziesią tym dniem nie są zbyt mę czą ce, miejsca postojó w są przemyś lane.
Nasza towarzyszą ca przewodniczka Svetlana Kovtun to ś wietna mą dra dziewczyna : ). Urocze, towarzyskie, ł atwe do rozwią zania kwestie organizacyjne.
Nie są dzę jednak, aby nasza grupa sprawiał a jej jakieś szczegó lne problemy - tylko 21 osó b, nie wszystkie po raz pierwszy na wycieczkach autobusowych i wszyscy są doś ć punktualni. Skandali nie był o - nie był o powodu do skandali. Wszystko był o po prostu cudowne.
Kierowcy to spokojni, uprzejmi profesjonaliś ci. Szczegó lnie Valery – z prawdziwą przyjemnoś cią obserwował em, jak sprytnie poradził sobie z tym „behemotem” w wą skich uliczkach.
Kró tko mó wią c, te wakacje był y sukcesem. Czas przygotować się do nastę pnej podró ż y. ; )