Собственно, отзыв относится больше к Вьтнаму как месту для отдыха, чем к самому отелю. Хотя и об отеле тоже можем сказать пару слов. Отдыхали в этом отеле с 3 по 12 января 2011 года. Это наш первый раз во Вьетнаме и больше мы туда вряд ли поедем, хотя ехали туда радостные. Впечатления от отдыха противоречивые. С одной стороны, увидеть море и пальмы посреди зимы, конечно, хорошо, и может заставить забыть о неприятном. Но, с другой стороны, все это есть и в Таиланде, который ближе и, с нашей точки зрения, лучше.
Начать с того, что в ресторане этого отеля на второй же день жену отравили рыбой в кляре, так что ее всю ночь рвало и весь следующий день провалялась в номере. Еще через несколько дней отравился уже я, в ресторане "Форест", который нам порекомендовали, как самый лучший в Фантхьете. Причем отравился я так, что пришлось обратиться в клинику и провести там четыре часа под капельницами, а потом пять дней глотать таблетки. За услуги врача мне пришлось заплатить, потому страховки от российских страховых компаний там не принимают. Теперь вот пойду в Ингосстрах за возмещением, не знаю, возместят ли. Так что, люди, имейте в виду, страховые полисы, которые у вас на руках, во Вьетнаме не принимаются, берите с собой запас наличности на эти цели.
Экскурсии - это вообще отдельная песня. Мы купили экскурсию на "белые песчаные дюны" и "ручей фей". Звучит красиво, но это такие помойки, и смотреть там совершенно нечего. До дюн вообще надо идти пешком километра полтора, сервиса никакого, ничего интересного. Показали какой-то красный овраг, сказали, что достопримечательность. И повсюду наглые вьетнамские пацанята, требующие денег. Попрошайки наглее наших цыганят.
Потом заказали тур к "лежащему Будде" и опять влипли. Оплатили 60 долларов в турфирме "Лотос", договорились, что на следующий день за нами заедет такси в 14 часов. На следующий день такси приехало, мы показали таксисту квитанцию, он покивал головой и мы поехали. Съездили к Будде, посмотрели, вернулись в отель, и тут таксист от нас требует, чтобы мы оплатили ему по счетчику (а это 50 долларов). Поехали в "Лотос" разбираться. Там стали свидетелями ругани между этим таксистом и женщиной, которой мы экскурсию оплачивали. В перерывах между перепалкой на вьетнамском с таксистом, она нам по-русски говорила, что она этого таксиста к нам не посылала, а за нами должен был заехать другой таксист, а этот - просто обманщик... В общем, дурдом. В конце концов, вернула нам половину стоимости и всё. Таксист не отставал от нас, пришлось отдать ему еще десятку.
Теперь о море. В Москве нам в турагентстве говорили, что море в Фантхъете спокойное. Но это не так. На море постоянно очень сильная, высокая волна, так что войти в море очень тяжело. Для кайт-сёрферов это место годится, но если просто поплескаться в воде, то не очень. Жена с тоской вспоминала Таиланд. Пляж у отеля не свой, лежаков мало, еще меньше солнцезащитных грибков. Просто лежать на лежаке невозможно, сгораешь в момент, а спрятаться под навесом негде. Почему вьетнамцы не сделают навесов для отдыхающих для нас осталось загадкой.
Крыс мы в отеле не видели, а вот серых пушистых белок - да.
Заканчивая свой отчет, скажу, что, по нашему мнению, Вьетнам пока находится на пол-пути развития до уровня нормального курортного места, им еще надо очень много сделать, чтобы достичь уровня развитого курорта. По сравнению с Патайей Фантхъет просто деревня: вдоль единственной улочки несколько ресторанов с живой музыкой, несколько магазинов, аптек, массажных салонов. Вечером пойти некуда, в отеле пустота и тишина, анимации никакой. Никаких многоэтажных торговых центров, театров, боулингов, бильярдных залов, нормальных кафешек и прочее, тоска. Так что в Фантхъет мы больше не поедем.
Wł aś ciwie recenzja odnosi się bardziej do Wietnamu jako miejsca na pobyt niż do samego hotelu. Chociaż o hotelu moż na też powiedzieć kilka sł ó w. Mieszkaliś my w tym hotelu od 3 stycznia do 12 stycznia 2011 roku. To nasz pierwszy raz w Wietnamie i raczej tam nie pojedziemy, chociaż pojechaliś my tam z radoś cią . Doś wiadczenia z wakacji są mieszane. Z jednej strony widok morza i palm w ś rodku zimy jest oczywiś cie dobry i pozwala zapomnieć o tym, co nieprzyjemne. Ale z drugiej strony to wszystko jest ró wnież w Tajlandii, któ ra jest bliż sza iz naszego punktu widzenia lepsza.
Najpierw w restauracji tego hotelu na drugi dzień otruto ż onę rybą w cieś cie, tak ż e wymiotował a cał ą noc i cał y nastę pny dzień leż ał a w pokoju. Kilka dni pó ź niej został am już otruta, w restauracji Forest, któ rą polecono nam jako najlepszą w Phan Thiet. I otruł em się w taki sposó b, ż e musiał em iś ć do kliniki i spę dzić tam cztery godziny pod kroplomierzami, a potem przez pię ć dni poł ykać tabletki. Musiał em zapł acić za usł ugi lekarza, ponieważ ubezpieczenia od rosyjskich firm ubezpieczeniowych nie są tam akceptowane. Teraz pó jdę do Ingosstrakh po zwrot pienię dzy, nie wiem, czy mi zwró cą . Tak wię c ludzie, pamię tajcie, ż e polisy ubezpieczeniowe, któ re macie pod rę ką , nie są akceptowane w Wietnamie, weź cie ze sobą trochę gotó wki na te cele.
Wycieczki są zazwyczaj osobną piosenką . Kupiliś my wycieczkę po „biał ych wydmach” i „baś niowym strumieniu”. Brzmi ł adnie, ale to są takie wysypiska ś mieci i nie ma tam absolutnie nic do zobaczenia. Generalnie do wydm trzeba iś ć pó ł tora kilometra, nie ma obsł ugi, nic ciekawego. Pokazali jakiś czerwony wą wó z, powiedzieli, ż e to punkt orientacyjny. I wszę dzie bezczelni wietnamscy chł opcy domagają cy się pienię dzy. Ż ebracy są odważ niejsi niż nasi Cyganie.
Potem zarezerwowali wycieczkę do „kł amliwego Buddy” i znowu utknę li. Zapł aciliś my 60 dolaró w w biurze podró ż y Lotos, umó wiliś my się , ż e nastę pnego dnia taksó wka odbierze nas o godzinie 14:00. Nastę pnego dnia przyjechał a taksó wka, pokazaliś my taksó wkarzowi paragon, skiną ł gł ową i odjechaliś my. Pojechaliś my do Buddy, obejrzeliś my się , wró ciliś my do hotelu, a potem taksó wkarz ż ą da od nas, abyś my mu zapł acili wedł ug licznika (a to jest 50$). Przejdź my do „Lotusu”, aby zrozumieć . Tam byli ś wiadkami przekleń stwa mię dzy taksó wkarzem a kobietą , któ rej zapł aciliś my za wycieczkę . Pomię dzy potyczką po wietnamsku z taksó wkarzem powiedział a nam po rosyjsku, ż e nie wysł ał a do nas tego taksó wkarza, a inny taksó wkarz miał po nas zadzwonić , a ten jest tylko oszustem...Ogó lnie , dom wariató w. W koń cu zwró cił a nam poł owę kosztó w i tyle. Taksó wkarz nie zostawał za nami, musieliś my dać mu kolejną dziesią tkę .
Teraz o morzu. W Moskwie w biurze podró ż y powiedziano nam, ż e morze w Phan Thiet jest spokojne. Ale nie jest. Na morzu zawsze jest bardzo silna, wysoka fala, wię c bardzo trudno jest wejś ć do morza. Dla kitesurferó w to miejsce jest dobre, ale jeś li po prostu pluskasz się w wodzie, to nie do koń ca. Moja ż ona dł ugo wspominał a Tajlandię . Plaż a przy hotelu nie jest wł asna, jest mał o leż akó w, jeszcze mniej grzybó w przeciwsł onecznych. Po prostu nie da się leż eć na leż aku, wypalasz się w tej chwili, a pod baldachimem nie ma się gdzie schować . Dlaczego Wietnamczycy nie robią baldachimó w dla wczasowiczó w, pozostaje dla nas zagadką .
W hotelu nie widzieliś my szczuró w, ale szare, puszyste wiewió rki - tak.
Koń czą c mó j raport, chciał bym powiedzieć , ż e naszym zdaniem Wietnam jest jeszcze w poł owie drogi do poziomu normalnego kurortu, ma jeszcze wiele do zrobienia, aby osią gną ć poziom rozwinię tego kurortu. W poró wnaniu z Pattaya, Phan Thiet to tylko wioska: wzdł uż jedynej ulicy znajduje się kilka restauracji z muzyką na ż ywo, kilka sklepó w, apteki i gabinety masaż u. Wieczorem nie ma doką d pó jś ć , hotel jest pusty i cichy, nie ma animacji. Ż adnych wielopię trowych centró w handlowych, teatró w, krę gielni, sal bilardowych, zwykł ych kawiarni i tak dalej, melancholii. Wię c nie pojedziemy już do Phan Thiet.