Zrelaksuj się w Karpatach
To był y bardzo pracowite ś wię ta majowe. Najpierw jechaliś my przez Francję , potem zdobyliś my kawał ek Szwajcarii. Polecieliś my do Kijowa, odpoczę liś my jeden dzień , nastę pnego dnia poszedł em do pracy, skoń czył em do wieczora i wsiedliś my do pocią gu. Vzhuh i jesteś my w Iwano-Frankowsku. Jeszcze pó ł torej godziny vzhuh i jesteś my w Jaremcze! Tutaj mieliś my nasz pierwszy przystanek. Przyjechaliś my tak wcześ nie rano, ż e gospodyni hotelu, budzą c się , nie mogł a zrozumieć , kto i czego od niej chce. Na zewną trz padał o! Poszliś my do wspó lnej kuchni, gdzie grupa turystó w o smutnych twarzach wybierał a się na gó rską wę dró wkę . Przyjazd przy tak dzikiej pogodzie to poł owa kł opotó w, ale wyjś cie z plecakami jest kompletną melancholią , wię c zaplanowali ró wnież wyprawę na wycieczkę . Có ż , minę liś my Norwegię , co oznacza, ż e i tutaj przebijemy się ! Mentalnie zebrany i do przodu na przygodę ! Ale wodospad powinien być peł ny. Dł ugo nie musiał am szukać przygó d, studzienki kanalizacyjne wyrywał o napó r wody na ulicy, moje letnie trampki szybko się poddał y. Cał a podró ż był a, delikatnie mó wią c, fiaskiem. W każ dym razie tak nam się wydawał o o 9 rano pierwszego dnia. Ale bez wzglę du na pogodę poł owa podró ż y w Karpaty to haute cuisine, któ rej nikt nie zabierze.
Ale musimy pilnie rozwią zać problem z butami. Na szczę ś cie w pobliż u był sklep z wszelkiego rodzaju butami, niestety był y tylko letnie trampki. Dobra, dobra, chodź my na targ i zobaczmy. W pierwszym pawilonie kobieta wyję ł a buty z wewnę trznymi filcowymi butami i skarpetami frotte. Wystarczył o wł oż yć stopę w suchą skarpetę , owiną ć ją w filcowe buty i wł oż yć do ciepł ego buta… Powiedział em, ż e już nigdy nie wyjdę z butó w. Teraz ż adna pogoda nie zakł ó ci wspinaczki w gó ry!! ! ! Pó jdę w butach!
O! A mokre trampki moż na zostawić na rynku do wieczora, aby nie wracać do pokoju. Poszliś my do restauracji i ż ycie w koń cu się poprawił o. Kuchnia karpacka. . . Dlatego nie mogą tak gotować np. w Kijowie? Mamy nawet lokale z karpacką kuchnią , ale zaró wno w smaku, jak iw cenach tracą stokrotnie.
Z tego, ż e nawet jedli, ulewa został a zastą piona deszczem. Zacznijmy naszą podró ż od wodospadu. Wodospad wyglą dał jak klę ska ż ywioł owa. Strasznie był o patrzeć na niego nawet z mostu. Ta niespokojna woda dosł ownie zainspirował a horror. Efektywnie!
Ale co, na pró ż no trenowaliś my przed wyjazdem? Kilka tygodni temu piliś my poranną herbatę , musieliś my wymyś lić , co zrobimy, zaproponował em powtó rzenie naszego starego wyzwania - przejś ć cał y Kijó w pieszo, ale tym razem z Mishą ! Nasza trasa zaję ł a 7 godzin i 15 minut, pokonaliś my okoł o 23 kilometró w! ! ! Przenieś liś my się z samego skraju Obolon na sam koniec DVRZ, któ ry znajduje się za Darnitsą . Misha miał a ś wietną motywację - nieograniczone lody podczas wyjazdu! Dla mnie i Dashy to też był a radoś ć - bardzo fajna restauracja na koń cu naszej trasy. W ten sposó b Misza pokazał , ż e jest gotowy na podbó j poważ niejszych szczytó w Karpat. Wię c deszcz nie jest problemem! Naprzó d na gó rę „Makowica”.
Podejś cie odbył o się w doś ć komfortowych warunkach, Mishka znalazł szyszki i wyrzucił je w dal. Moż e chciał zebrać wszystkie szyszki w lesie, wcześ niej nawet nie myś lał em o tym, ile jest szyszek na ś wiecie. Im bliż ej byliś my szczytu, tym silniejszy wiał wiatr. Na samym szczycie czekał a na nas pię kna polana, ale wiatr na niej szalał , ż e naszą wspinaczkę moż na był o utoż samiać jedynie z walką z tygrysem!
Nie trzeba dodawać , ż e podczas podró ż y zł amaliś my trzy parasole? Na polanie nie wytrzymali nawet pię ciu minut, to był a kompletna ś mieć . Wró ciliś my przez „Skał y Dowbusza”. Po deszczu las był bardzo „soczysty”, mał e kropelki delikatnie zwisał y z igieł ś wierkowych.
Có ż , są gł azy! Mam nadzieję , ż e kiedy Dovbush ich cią gną ł , pogoda był a bardziej lojalna. Zeszliś my z gó r i znowu poszliś my jeś ć . Zmę czeni, mokrzy i syci wczoł galiś my się do hotelu, ale jestem w suchych butach! Misza, przed wyjazdem kupiliś my fajny samolot, któ ry trzeba był o pilnie przetestować .
A pamię tacie, jak pisał em w opowiadaniu o wycieczce do Annecy, ż e pogoda docenił a naszą chę ć zobaczenia wszystkiego i był a przeciwień stwem surowej prognozy? Wię c podobno tak uparcie wspinaliś my się na gó rę przy zł ej pogodzie, ż e dostaliś my tu odpust. Chmury się rozstą pił y! ! ! Bł ę kitne niebo i sł oń ce! Wszystko jest w porzą dku, wszystko jest super! ! Tyle, ż e samolot wleciał na cudze terytorium (Dzię ki samolotowi jednego wieczoru odwiedziliś my pó ł ogrodó w okolicznych domó w. Zawsze był a obawa, ż e za pł otem nie ma psa. Kiedyś naprawdę nie zauważ ył em psa i poszł a ś miał o po samolot, gdy zauważ ył em psa, a potem pies siedział w odrę twieniu z wyraź nym zdziwieniem. Najwyraź niej przyzwyczaił a się do wś ciekł oś ci, gdy ludzie są za ogrodzeniem, a gdy ktoś idzie prosto do niej i już na jej terytorium , pies nie wiedział a co robić w takiej sytuacji. Wię c cicho , nie ruszają c się i siedział a do mojego wyjś cia. Podobno bał a się , ż e nie jestem za samolotem, ale za nią . Mimo zmę czenia musiał am iś ć na spacer po Jaremczach na drugą rundę trzeba też iś ć na spacer pod sł oń cem Mieliś my wspaniał y wieczorny spacer pod promieniami wieczornego sł oń ca.
Werchowina
Od samego rana orzeź wiliś my się pierogami i pojechaliś my do naszej ukochanej Werchowiny. W Wierchowinie zawsze zatrzymujemy się u Oksany. Jest dla nas prawie jak krewna. Oksana znał a nas nawet wtedy, gdy Dasha i ja byliś my tylko parą . Jakieś.7 lat temu przyjechaliś my do Oksany w cią ż y. Kilka lat pó ź niej Oksana i jej matka bawił y się z Mishką , gdy siedział w kuchni na wysokim krzeseł ku. Kilka lat wcześ niej Oksana przyję ł a nas już wystarczają co z dorosł ą Miszą . Poza tym pamię tam jeden z ostatnich razy, kiedy przyjechaliś my do Oksany jako niespodzianka. Przyszli, zapukali do drzwi i powiedzieli coś w stylu „jesteś my! ”. Przez kilka lat z rzę du nie byliś my w stanie dojechać do Werchowyny iw koń cu dotarliś my. Oksana i jej mama przyję ł y nas radoś nie. Naprawdę nie planował a tak wcześ nie otwierać sezonu turystycznego, ale dla nas bez wahania zrobił a wyją tek. Ten znajomy zapach jej domu, aromaty karpackiej herbaty zioł owej i jej charakterystyczny czterdziestopię ciostopniowy „Korinchik”. Co za radoś ć wró cić do takiego domu! Pogoda nam szeptał a - wspinaj się w gó ry, sł oń ce jest z tobą ! Trasę rozpoczę liś my tradycyjnie od gó ry, któ ra znajduje się w pobliż u muzeum „Cienie Zapomnianych Przodkó w”.
To prawda, ż e musiał em iś ć z przystankami, ponieważ Misha miał a cel, aby wystrzelić wszystkie stoż ki w dal od gó ry. Tym razem dokonaliś my lekkiej poprawy trasy. Jeś li ostatnio przejechaliś my jakiś odcinek i wró ciliś my, to teraz jako mił oś nicy trekkingu przynajmniej dotarliś my przez lasy i gó ry do są siedniej wsi i wró ciliś my zupeł nie inną ś cież ką . Co wię cej, nawet wieś w pewnej liczbie kilometró w nie mogł a być granicą trasy, szliś my aż wpadliś my w dosł ownym tego sł owa znaczeniu. W pewnym momencie poś lizgną ł em się i tak wpadł em do kał uż y, ż e dosł ownie nabrał em wodę aparatem. Kto czytał historie z ostatniego roku podró ż y, mó gł zauważ yć , ż e nasz aparat miał cię ż ki los. Ale tym razem, co dziwne, nawet nie przestał dział ać . To prawda, ż e moje ubrania wyglą dał y teraz tak, jakbym przez tydzień leż ał a na ziemi w gó rach. Na szczę ś cie w domu jest pralka, a ja mam drugą parę dż insó w.
Każ dego wieczoru mieliś my z Miszą obowią zkową wycieczkę na stadion, gdzie odpalaliś my samolot bez obawy, ż e znó w gdzieś odleci. To prawda, ż e kiedy znaleź liś my stadion, musieliś my odwiedzić poł owę mieszkań có w Wierchowiń ska, lecą c samolotem z ich terytorió w.
Drugiego dnia pogoda dalej nas rozpieszczał a, choć wedł ug prognozy jest jasne, ż e wszystkie deszcze, któ re jeszcze się nie rozpoczę ł y idą na jeden mega prysznic jutro o 11:00. Dziś obraliś my kurs na dalekie gó rskie dystanse. Daleko, daleko za wież ą komó rkową , któ ra już pozornie jest nieosią galna. Doł ą czył do nas kudł aty przyjaciel "Pies Poloninskaya" - taką rasę mają w gó rach.
To chyba nasz ulubieniec z Dashą , kiedy psy doł ą czają do nas na wę dró wkę . Choć tu trochę zwą tpił em - czy to nie niedź wiedź szedł za nami. Miał podobny rozmiar. Mimo pię ciogodzinnej dł ugoś ci naszej trasy był o bardzo ł atwo. W koń cu w każ dej chwili moż na leż eć na sł onecznych ł ą kach. Misha nie mogł a zrozumieć , dlaczego pies przyjeż dż a z nami i dlaczego go potrzebował a. Być moż e pies zadał sobie to samo pytanie w pią tej godzinie trasy, ale nie mó gł zostawić nas samych. Poza tym, dlaczego kocham Karpaty, jeś li zabraknie wody pitnej, wystarczy zapukać do któ regoś z domó w, a napeł nią ci butelkę .
To prawda, jak oni sami ż yją tak wysoko, jest dla nas tajemnicą . Ogó lnie był o fajnie, w pewnym momencie nawet uprawialiś my sporty ekstremalne, na począ tku Misha chwycił ogrodzenie rę ką , któ ra był a trochę napię ta. A potem, gdy przechodziliś my przez pastwisko, jedna krowa z duż ymi rogami nie spodobał a się naszej kudł atej przyjació ł ce i ś miał o ruszył a w moim kierunku. Krzykną ł em do Dashy i Mishy, aby pilnie przebiegli przez pł ot, a ja sam też prześ lizgną ł em się przez najbliż szy pł ot. Dotarliś my w bardzo malownicze miejsce. Był o to podnó ż e dwó ch ł ą czą cych się gó r, obszar leś ny i pł ytka gó rska rzeka.
Misha przerzucił a się ze stoż kó w na bruk. Był o to tak przytulne miejsce, ż e podczas postoju po prostu zemdlał am. Mó j przyjaciel spał obok nas. Wró ciliś my tradycyjnie inną trasą . Ciekawe, ż e nigdy wcześ niej nie robiliś my tak dł ugich tras. Najwyraź niej im wię cej jeź dzisz na wycieczki, tym bardziej trenujesz nogi. I znacznie wię cej, na przykł ad ta trasa był a zdecydowanie 4 razy dł uż sza niż mijaliś my, nawet 10 lat temu bez Miszy. Gdy w koń cu wró ciliś my do miasta, koleż anka czekał a na nagrodę w postaci soczystego udka z kurczaka.
Zjedliś my obiad w domu, przespaliś my się godzinę , co dalej? Oczywiś cie w gó rach! Misha nie był zbyt zadowolony z tej perspektywy, ale doskonale wiedział , ż e za każ dą zdobytą gó rę przysł uguje mu prawo do lodó w! Tak wię c czasami Misha nawet biegł do przodu. Po drodze mijaliś my miejsca dla nas pamię tne, na przykł ad w tych krzakach ukryliś my wó zek i kontynuowaliś my trasę z Mishą w ramionach. Ale w tym domu poprosiliś my o pozostawienie na chwilę wó zka, aby kontynuować trasę , a na tym kamieniu mamy obowią zkowe zdję cie. Druga trasa nie był a tak dł uga, ale na szczycie gó ry mieliś my widok na oś nież one szczyty „dwutysię cznikó w”. Ze szczytó w był o jasne, ż e kampania przeciwko Howerli był a teraz niebezpiecznym przedsię wzię ciem. Nie bę dziemy ryzykować , bę dziemy musieli przyjechać ponownie w ś rodku lata. Musimy znaleź ć jaką ś alternatywę , ale niż szą . Oksana poradził a nam wspią ć się na Biał ą Klacz. Pogoda powiedział a nam: „Robisz, jak chcesz, a od godziny 11:00 zaczną się wszystkie deszcze, zebrane razem za ominię te dni”. Problem w tym, ż e szczyt gó ry jest okoł o 8 kilometró w od naszego hotelu i szansa, ż e transport nas zabierze jest niezwykle mał a, gdyż wieś jest prawie pusta, a trasa prawie bezdroż na.
Przy wszystkich optymalnych obliczeniach nie mogliś my mieć czasu na wyjazd i powró t przed deszczem. Ale warto spró bować . Droga okazał a się nie taka trudna, był a niemal odpowiednikiem Goverli. W nocy padał o i prawie cał e 8 kilometró w trzeba był o iś ć pod gó rę , przez bł oto z kał uż ami. O 10:30 byliś my dopiero w poł owie drogi pod gó rę . Zaczę ł o padać , pogoda zaczę ł a się gwał townie zmieniać nie na naszą korzyś ć . Sucha logika i zdrowy rozsą dek powiedział - wró ć , zanim bę dzie za pó ź no. Po trzydziestokrotnym omó wieniu planó w podję liś my trudną decyzję , aby zawró cić i wró cić . Miał em tylko jeden argument za kontynuowaniem trasy „A jeś li teraz wybuchnie jak tydzień wcześ niej w Annecy albo jak wieczorem w Jaremcze? ” Ale tutaj nawet ś miesznie był o zakł adać , ż e szczę ś cie do pogody uś miechnie się do nas po raz kolejny.
W drodze powrotnej szliś my okoł o 10 minut i w telefonie pojawił o się poł ą czenie komó rkowe. Aktualizuję prognozę i. . . To nie jest niewiarygodne, ale prysznice są opó ź nione o 2 godziny do przodu. Dokł adnie sprawdziliś my prognozę . Jak nam się tak poszczę ś cił o z pogodą w te majowe dni? ? ? Dzię kuję Ci! Kontynuujemy trasę ! Deszcz przestał padać i ś wieci sł oń ce! Na wysokoś ci 1500 metró w czekał a na nas nagroda - panorama wszystkich gó r wysokogó rskich, w tym Howerli! Misha marzył a o zobaczeniu Howerli i oto speł nił o się marzenie z dzieciń stwa! Nawiasem mó wią c, ostatnie sto metró w w gó rę był o, no có ż , z bardzo duż ym nachyleniem.
Szkoda, ż e nie wzię liś my rę kawiczek, mogliś my ulepić bał wana. Widoki są niesamowite! To najpię kniejsza gó ra w okolicach Wierchowiny! Misja zakoń czona, szczyt zdobyty, nowy rekord Mishina! Nie był o czasu na zaczerpnię cie oddechu, od strony gó r nadcią gał a deszczowa chmura, któ ra spowijał a wszystko na swojej drodze. Niedł ugo schodzimy!! !
Dosł ownie zaniedbany! Zrobiliś my też coś mił ego dla natury, w drodze z gó r zabraliś my czyjeś ś mieci. Deszcz nas ogarną ł , gdy do Wierchowiny pozostał a mniej niż poł owa trasy, a co za ró ż nica, jesteś my ś wietni, i tak już to zrobiliś my! Na sió dmej godzinie trasy był o już doś ć mokro i zaczą ł em mieć cykliczne poś lizgi i upadki. Co wię cej, jeden upadek był na cierpliwym aparacie, starał em się go zakryć , w rezultacie odepchną ł em się i poleciał em jeszcze dalej z saltem. Dobrze, ż e przedwczoraj upraliś my moje pierwsze dż insy. Schodził em z gó r z taką miną , jakbym przez tydzień pracował w kopalniach. To był a nasza ostatnia trasa na tej wyprawie, zaję ł a 18 km, trwał a 7 godzin i 15 minut, wspię liś my się na 623 metry i pokonaliś my wysokoś ć.1, 5 km. Jesteś my ś wietni! ! ! Pró bował em dowiedzieć się , za ile lodó w Misza jest gotowa na wejś cie na kolejną gó rę , i ku mojemu przeraż eniu Misza o tym pomyś lał i zgodził się na kolejną wspinaczkę po obiedzie na dwa lody. Mał y troll! Musiał am przyznać , ż e dla nas to był oby za duż o. To był jeden z naszych najlepszych majowych wakacji.
Szkoda, ż e nie wypiekali ciastek, nastę pnym razem w tym roku bę dziemy obchodzić Wielkanoc w kalendarzu. Nastę pny dzień był mglisty i senny, a potem droga do Kijowa. Tradycyjnie przyjechał em prosto do biura z pocią gu, ogó rek! Dasha i Misha poszli do domu. Zgodnie z planem był to koniec naszych majowych podró ż y, potem ró ż ne koncerty i teatry. Ale jak się okazał o podró ż miał a dla nas nieco inne plany. Misza od sześ ciu miesię cy rozpala pomysł wyjazdu do Odessy. Ale jest problem, cena coupe do Odessy pokrywa się z ceną biletó w do Stambuł u z UIA, wię c odł oż yliś my Odessę na czas nieokreś lony. Ale Odessa nas nie zraził a. Przed Karpatami Misha był pokryty alergiami na rę kach, Dasha pojechał a z Miszą po ś wiadectwo do szkoł y i zwró cił a uwagę lekarza na alergie. Pielę gniarka powiedział a, ż e sł yszał a, ż e w są siednim pokoju był a odwoł ana wycieczka do sanatorium dla matki i dziecka z alergią . Dasha poszł a do nastę pnego biura, aby dowiedzieć się , czy moż na wybrać się na tę wycieczkę...Kilka dni pó ź niej odprowadził em ich do pocią gu, dali im bilet do sanatorium na 24 dni w Odessie na koszt pań stwowe!