Na własną rękę od Sousse do El Jem
Gatunek - przygoda.
To był o w 2013 roku. Recenzja hotelu jest już na naszej stronie, aw tej historii chciał bym opowiedzieć o tym, jak niezależ nie przeszliś my z Sousse do El Jem.
Tunezja przycią gnę ł a nas swoją tajemnicą . Coś o nim sł yszeliś my, czytaliś my o kilku ciekawych rzeczach. Wiedzieli na pewno, ż e to w Tunezji znajdują się ruiny staroż ytnej Kartaginy. Ale po wykupieniu wycieczki postanowiliś my przyjrzeć się temu, co jeszcze jest tak ciekawego w Tunezji, co powinno znaleź ć się w „obowią zkowym” programie zwiedzania. I wtedy natknę liś my się na czyją ś recenzję Tunezyjskiego Koloseum. Ludzie chodzili tam sami i są dzą c po ich historii, wcale nie był o to trudne. Wszystko wydawał o się bardzo proste i jasne.
I byliś my podekscytowani tym pomysł em. Po przejrzeniu internetu i przeczytaniu tego, co piszą inni podró ż nicy, postanowiliś my wybrać się na wł asną rę kę do miasta El Jem (zwł aszcza, ż e jest to miasto poł oż one niedaleko Sousse). El Jem ma najlepiej zachowane rzymskie Koloseum. Widzieliś my już Koloseum w Rzymie i dla poró wnania chciał bym spojrzeć na to. Ponadto niedawno odbył a się premiera filmu „Gladiator”, któ ry był tam krę cony. Jesteś my „doś wiadczonymi” podró ż nikami, w tym czasie odwiedziliś my już trzy kraje! Co do nas! Dojedziemy tam. Nie wcześ niej powiedziane, niż zrobione.
Plan podró ż y został wydrukowany w domu. Wszystko wydaje się jasne. Mieszkamy w mieś cie Sousse, a dokł adniej na przedmieś ciach. Dobrze, ż e nasz hotel znajduje się na przedmieś ciach, ale to komplikuje podró ż , bo najpierw do Sousse trzeba dojechać minibusem lub autobusem, a stamtą d pocią giem do El Jem.
Pierwszy etap podró ż y zakoń czył się sukcesem. Dotarliś my do miasta, zaczę liś my szukać stacji kolejowej. Wydaje się , ż e jest gdzieś w pobliż u mapy, ale nie jest widoczny. Postanowiliś my zapytać miejscowych. I tu zaczynają się nasze „przygody”. Absolutnie nie byliś my przygotowani na to, ż e miejscowi, w tym mł odzi studenci typu studenckiego, nie mó wią po angielsku. I nawet nie rozumieją , o co ich pytamy. I muszę powiedzieć , ż e w autobusach miejskich wszyscy kontrolerzy-kasjerzy mó wią po angielsku i to nas rozluź nił o. Mą ż znał jedyne zdanie po francusku: „Przepraszam, gdzie jest stacja? ” powiedzieliś my to, a oni jednak nas zrozumieli i pokazali nam kierunek stacji. I oto drugi problem: rozkł ad jazdy pocią gó w jest tylko po francusku i arabsku. Ale po powiedzeniu „El Jem i z powrotem” w kasie nadal udał o nam się kupić bilety w obie strony. Brudny pocią g elektryczny stoi na obskurnym peronie (przypomina mi coś tak drogiego). Pytamy: „El Jem? » Wszyscy kiwają gł ową z aprobatą . Siadamy. Kontrolerzy w pocią gach mó wią po angielsku, dzię ki Bogu, potem tam dojedziemy. Patrzą c na nasze bilety, kontroler powiedział nam po angielsku „next stop”. Wię c nastę pny przystanek jest nasz. Wię c to ś wietnie! W Internecie napisano, ż e został o okoł o czterdziestu minut. Mamy ponad godzinę , ale siedzieliś my. Samochó d był w poł owie pusty, choć niezbyt wygodny, ale lepiej siedzieć ź le niż dobrze stać . Przy wejś ciu do El Jem nie moż na pomylić się , gdzie wysią ś ć – Koloseum to najwię kszy budynek w tym mieś cie, widać go bezpoś rednio z okna pocią gu.
Koloseum Marka Antoniusza Gordiana
A poza nim nie ma tam nic innego do zobaczenia.
Pocią gi elektryczne kursują raz na godzinę . Ś wietnie, podjedź bardzo blisko, moż esz wró cić za 5-10 minut. Do odlotu mamy pó ł torej godziny. Radoś ć ogarnia: „Jesteś my tacy dobrzy! Mamy siebie! »
Bilet do Koloseum jest niedrogi, ale za krę cenie zdję ć i filmó w trzeba dodatkowo zapł acić . To prawda, jak nam pó ź niej wyjaś niono, pienią dze na fotografowanie zabytkó w bez wą tpienia trafiają na ich odrestaurowanie i utrzymanie w odpowiednim stanie. Wię c nie szkoda tak dobrych bramek, wrę cz przeciwnie. Kupujemy i jedziemy. I tu uderza nas coś , o czym nie mogliś my nawet marzyć , nawet w naszych najdzikszych fantazjach jesteś my jedynymi goś ć mi!
Ogromny budynek jest cał kowicie do naszej dyspozycji!
W przeciwień stwie do Rzymu, gdzie są tł umy turystó w, a podziemna kondygnacja jest ogó lnie zamknię ta dla zwiedzają cych, tutaj wszę dzie moż na spacerować . Sł owa nie są w stanie opisać , jakie to jest niesamowite! Staje się jasne, ż e pó ł torej godziny moż e nie wystarczyć na szczegó ł ową inspekcję , ale chcesz zajrzeć w każ dy zakamarek. Kiedy jeszcze to zobaczysz?
Koloseum, czyli amfiteatr Marka Antoniusza Gordiana w El Jem, jest drugim co do wielkoś ci po rzymskim. Ma też prawie 2 tysią ce lat. Interesują ce jest spacerowanie po galeriach, siadanie na ł awkach dla widzó w i wyobraż anie sobie siebie jako staroż ytnych widzó w. To wł aś nie w tym miejscu dostaliś my taką moż liwoś ć - poczuć , jak to jest. Wysokie schody, zacienione galerie i wspaniał e widoki na arenę zewszą d. Ró wnież ś wietna akustyka.
W piwnicach amfiteatru opró cz zwierzą t trzymano takż e pierwszych chrześ cijan, któ rych zabijano dla rozrywki publicznoś ci. Ludzie cierpieli za swoją wiarę . I chociaż jesteś my z natury realistami, to jednak jeden interesują cy szczegó ł skł onił nas do ponownego przemyś lenia naszych przekonań . Nie tylko na naszych zdję ciach, ale takż e na tych, któ re widzieliś my w Internecie, od zupeł nie obcych ludzi: podczas fotografowania piwnic amfiteatru widoczne są plazmoidy (rozmyte biał awe plamy). Ufolodzy twierdzą , ż e są to dusze mę czennikó w chrześ cijań skich. Być moż e. Niewiele wiemy! Moż e w pobliż u jest ró wnoległ y ś wiat.
Plazmoidy w komnatach chrześ cijań skich mę czennikó w
Okoł o 2 godziny pó ź niej naszą samotnoś ć rozjaś nił a grupa Chiń czykó w. Tak, a my już pracowaliś my, widzieliś my wystarczają co duż o i sfotografowaliś my.
Zacienione okrą gł e galerie Koloseum
Jest już popoł udnie, powinniś my wyruszyć w drogę powrotną .
Nic nie zapowiadał o kł opotó w. . . Przybywają c na stację , zapytali pracownika na peronie, kiedy pocią g jedzie do Sousse. Powiedział za 20 minut. Na tablicy wynikó w, jak rozumiesz, napisy są tylko w ję zyku francuskim i arabskim (nie moż na nic odczytać ). Có ż , nie jesteś my poliglotami. Był o duż o ludzi, był a sobota. Wszyscy z jakimś klumakami. Przyjechał a kolejka elektryczna, trzeba był o ją szturmować , jak za dawnych czasó w, kiedy wszyscy mieszkań cy „mojej rozległ ej Ojczyzny” masowo jeź dzili w soboty na przedmieś cia wszystkich duż ych i niezbyt duż ych miast, aby dać swoje dacze. Wł aś nie weszli. Peł ny wó z kilku ż oł nierzy. Zaję li wszystkie puste miejsca. Najwyraź niej nie ma w zwyczaju ustę pować kobietom. Centralne przejś cia są bardzo wą skie i po brzegi wypeł nione ludź mi, aw regularnych odstę pach czasu przewoż ą też nieporę czne taczki z jakimś ciastem i napojami. A w tym momencie nawet wskoczyć na sufit. Nie ma doką d pó jś ć . Siedzą ca na wą skich siedzeniach starsza Tunezyjka uś miechnę ł a się do mnie. Uś miechną ł em się do niej, a ona zaczę ł a ukrywać mnie przed przejś ciem, ż ebym nie został zmiaż dż ony. Jednak ś wiat nie jest pozbawiony dobrych ludzi!
Chociaż Tunezja pozycjonuje się jako kraj ś wiecki, nadal jest bardziej krajem muzuł mań skim. Bę dą c do tego psychicznie przygotowani, ubraliś my się odpowiednio: dż insy, koszule z zapię tymi rę kawami, a ja też miał am na gł owie bandanę . Moż na był o wyczuć niemą aprobatę mieszkań có w. Moż e dlatego zlitowali się nade mną .
Jeź dzimy, jedziemy, mijamy kilka przystankó w, któ re nie był y w drodze do El Jem. Ale z czasem zrozumiemy, ż e wydaje się , ż e jeszcze nie jest nasz. Chociaż powoli zaczynamy się denerwować i pytamy „Suss? ”. Ludzie pokazują , ż e nie. A potem kolejny postó j, samochó d jest w poł owie pusty, a do tego czasu powinniś my byli przyjechać . I pamię tamy, ż e kiedy tam pojechaliś my, usiedliś my na ostatnim. Odwracamy się do cał ego wagonu i pytamy bł agalnie: „Czy ktoś mó wi po angielsku? » Cał y powó z krę ci gł ową w negatywie. Jesteś my już na progu „Suss? ”. Wszyscy się zgadzają : „Suss”. I widzę , ż e stacja nie jest tą , na któ rej weszliś my i nie wysiadamy. Prawie wypychają nas z samochodu, a my stawiamy opó r. Niestety nie ma kontrolera. A potem jeden mł ody czł owiek wcią ż był w stanie powiedzieć nam po angielsku, ż e to jest Sousse i musimy się stą d wydostać . Wysiadamy i rozglą damy się ze zdumieniem - zł a stacja. Ale inny mł ody czł owiek, któ ry nie mó wił po angielsku, pokazał nam, ż ebyś my za nim poszli. I poszliś my. Jakoś uwierzyli i tyle. Zaprowadził nas na przystanek autobusowy. Wtedy zdaliś my sobie sprawę , ż e zadaliś my zł e pytanie. Trzeba był o zapytać : „Suss Medina”, a my wł aś nie powiedzieliś my Souss. Medyna to centrum arabskich miast i tam musieliś my się udać , do centrum, na dworzec centralny. I ten pocią g przyjechał na podmiejski dworzec, wię c nie poznaliś my okolicy, przejeż dż ał , a potem jechał gdzieś dalej.
Eskorta sł ynna wskoczył a do nadjeż dż ają cego minibusa, ale my nie mieliś my takich umieję tnoś ci. Musieliś my też dowiedzieć się , czy jedzie do Medyny. Ale nie mam poję cia, jak to zrobić w praktyce. Minibusy są tam mał e, dla 8 pasaż eró w, a na przystanku jest dla nich kolejka. Jeden podchodzi, już prawie peł ny, jakieś kobiety są do niego wysył ane. I wtedy stoją cy obok mę ż czyzna odpycha je ł okciami, w dosł ownym tego sł owa znaczeniu, bez ceremonii, wciska się tam. Nawet im to nie przeszkadza, prawdopodobnie są przyzwyczajeni do takiego leczenia. Ale to był o dla nas szalone. Oczywiś cie mamy też gdzieś drzemią ce „poczucie koleż eń stwa”, ale w naszych szerokoś ciach geograficznych nie jest ono tak aktywnie wykorzystywane.
Tł ojemy się w kolejce, minę ł y już trzy lub cztery minibusy, ale nie ma jak się do nich dostać . Nastró j już zaczą ł opadać , gdy nagle cał y tł um na przystanku wystartował i gdzieś pobiegł ! Jesteś my za nimi! Dobrze rozwinię ta „mentalnoś ć stadna” zadział ał a.
To na szczę ś cie dla nas autobus miejski. Dł ugie, z akordeonem. Zatrzymał się trochę dalej, ale rzuciliś my się do niego, jak na ostatnią nadzieję na powró t do domu, i postą piliś my sł usznie.
Ku naszej radoś ci autobus przejechał przez centrum, obok Medyny, a kontroler mó wił po angielsku! Wyjaś nił , gdzie musimy wysią ś ć .
Pojechaliś my do centrum Sousse. Czas okoł o 17 godzin, jest jasno i sł onecznie (a to koniec wrześ nia), +33. Myś limy, ż e skoro to się stał o, zobaczymy też Medinę . Nie idź ponownie celowo!
Na zewną trz medyna jest otoczona murem fortecy,
Ale medyna wyglą da najbardziej interesują co dla Europejczyka od ś rodka. Labirynty wą skich uliczek, otwarte drzwi, ludzie ż yją zwykł ym ż yciem: coś gotują , coś piorą , jedzą z cał ą rodziną , dzieci biegają i bawią się .
Wą skie uliczki medyny w Susie
I rozumiesz, ż e ich styl ż ycia nie zmienił się od ś redniowiecza. Najprawdopodobniej nie ma tam specjalnych korzyś ci cywilizacyjnych, ale kolor „znika z skali”. Na terenie Medyny znajduje się meczet z XIV wieku, któ ry moż na zwiedzać , ale tylko w czasie wolnym od modlitwy.
Mieliś my pecha, ponieważ usł uga wł aś nie się rozpoczę ł a. Jest też mał a twierdza obronna Rabat z tego samego okresu.
Idziemy. Został zbudowany z improwizowanych materiał ó w budowlanych, w któ rych rozpoznaliś my zaró wno greckie kolumny, jak i rzymskie pylony.
Grecke kolumny twierdzy Rabat w Susie
Zaprojektowany, aby chronić mieszkań có w Medyny. Był y też magazyny z ż ywnoś cią i bronią .
W fortecy moż esz wspią ć się na szczyt wież y widokowej i podziwiać stamtą d centrum miasta. Wstaliś my. Sł oń ce zachodził o, ale wcią ż był o duszno na afrykań ski sposó b. Stoją c tam, nagle zrozumieliś my cał y urok Afryki i dlaczego tak bardzo przycią ga i przycią ga Europejczykó w. W tej przyrodzie jest coś tak atrakcyjnego i urzekają cego, biał e domki, palmy daktylowe i bł ę kitno-niebieskie morze. Coś tak, nieopisanie pię knego, korzenno-lepkiego, ż e nawet serce boli.
Sousse, widok z twierdzy Rabat
Po kró tkim spacerze wyruszyliś my w drogę powrotną do hotelu.
Ale ten dzień nie mó gł się gł adko zakoń czyć . Przecież przez cał y dzień wysył ano nas z gó ry testy na twierdzę . To stał o się ostatnim. Nasz autobus miejski nie przyjechał zgodnie z planem. A przystanek autobusowy jest wybredny i gł upi. Nigdzie nie jest napisane, ludzie biegają tam iz powrotem. Nie ma kogo zapytać , bo nie znają angielskiego. Minibusy, widzą c biał ych ludzi, od razu podniosł y cenę . Dokł adnie wiedzieliś my, ile kosztuje bilet do naszego hotelu. A potem wyszł o jeszcze 2 razy. I zaczę liś my czekać . Ten autobus musi kiedyś przyjechać ! Nasza cierpliwoś ć został a nagrodzona - za niecał e pó ł torej godziny przyjechał autobus. Był o już ciemno, nasz hotel, jak pamię tasz, na przedmieś ciach. Poprosiliś my wię c konduktora, aby powiedział nam, gdzie mamy wysią ś ć . I nie zapomniał ! Krzyczał do nas, ż e nastę pny przystanek jest nasz. Dzię kuję , mił a osoba! Udaliś my się nawet na obiad.
To był taki fajny dzień . Pomimo tego, ż e minę ł o sporo czasu, ten dzień bę dziemy wspominać na dł ugo i dobrze.