Siedem dni z życia zagubionego Kozaka czy legenda o trudnym losie biur podróży - 3
Cią g dalszy. Zacznij tutaj:
Do hotelu dotarliś my w cał kowitej ciemnoś ci. Szybko wydali klucze i dali pó ł godziny na uspokojenie, odkrycie, napompowanie. Potem zjedliś my kolację . Hotel oczywiś cie zrobił na mnie pierwsze wraż enie (jeś li jesteś zainteresowany, przeczytaj tutaj /sk/_taryy__mokovec/Grandhotel_Stary_Smokovec-h16430-r154084.html). Wchodzą c do sali, od razu chciał em oprzeć rę kę na jakiejś malachitowej kolumnie i napią ć klasykę : „Och, ludzie ż yli bogato! ”.
Ustali mi bardzo mił ą , spokojną dziewczynę , któ ra pasował a do mojej có rki. W takiej okolicy był y zaró wno plusy, jak i minusy, ale moż e plusó w jest wię cej. Mieliś my apartament dwupokojowy, ale był o tylko jedno ł ó ż ko, ale nikt z nas nie chciał spać na kanapie w korytarzu. Na ł ó ż ku znaleziono dwa bezwymiarowe szlafroki, aw szafie dwie pary kapci, wszystkie na lewej stopie : ((. Sypialnia miał a kilka okien i był o cał kiem fajnie. Są siad pró bował coś nakrę cić na bateriach.
Nieco porzą dkują c się , zastanawiał em się , w co się ubrać ? Nogi, jak pamię tasz, zabił em w Kijowie. I choć w autobusie w ogó le pozwolił am sobie zdją ć buty i spacerował am po Koszycach w trampkach, to palce bolał y mnie niemił osiernie. Bardzo chciał em zał oż yć klapki, ale pomyś lał em, ż e w fajnym hotelu iś ć na obiad w takich butach jakoś nie wypada. Tak, i trampki też jakoś nie na temat. Musiał em ponownie zał oż yć buty. Z grymasem bó lu na twarzy pokuś tykał a z trudem do stoł ó wki (przepraszam, do restauracji). I to przyzwoity spacer - najpierw do windy, potem z windy przez dł ugi, wą ski bar, bardziej jak korytarz. Był y tam boczne drzwi, któ re ś mierdział y chlorem. Wię c gdzieś musi być basen. A lider grupy przyszedł po wietnamsku. Ona też zdoł ał a wypeł nić nogi do tego stopnia, ż e nie dbał a już o konwenanse.
Restauracja był a peł na niemieckich (a moż e austriackich) dziadkó w, rozmawiają cych gł oś no przy lampce wina lub butelce piwa. Dostaliś my kilka stolikó w w ką cie. Nie mieliś my mieć wina ani piwa, ale w karafkach był a woda (i dzię ki za to). Przynieś li jaką ś zupę i drugą , skł adają cą się z pagó rka ryż u, pę czka frytek (w tym samym czasie) i udka z kurczaka. Był y też pokrojone warzywa, ale jedliś my je w oczekiwaniu na wszystko inne.
Ponieważ nie był to ł atwy dzień , po obiedzie udaliś my się do naszego pokoju. Baterie trochę się nagrzał y. Ale przed pó jś ciem spać trzeba był o powiadomić krewnych, ż e u nas wszystko jest w porzą dku. W pokoju był internet, ale nie moż na był o normalnie komunikować się w Viber - poprzez sł owo woof-woof lub oink-oink. Podobał mi się komunikat. Po raz ostatni spryskał a gardł o i poł oż ył a się do ł ó ż ka, chowają c się dwoma kocami (drugi, któ ry znalazł a w szafie).
Kiedy obudził em się rano, zdał em sobie sprawę , ż e kryzys się skoń czył i bę dę ż ył . Chociaż nie moż na był o nazwać gardł a zdrowym, mogł em już przeł ykać , a temperatura nie wzrosł a. Postanowiliś my wię c sprawdzić basen przed ś niadaniem. Ubrani na wierzchu w kostiumy ką pielowe i szlafroki zjechaliś my windą na dó ł i po przejś ciu korytarzami dotarliś my do strefy SPA. Dali nam rę czniki. Kilka dziewczyn z naszej grupy już pluskał o. Pł ywają c w basenie tam iz powrotem, wyszedł em. Był am już zmę czona, a zapach wybielacza podraż nił już zaognioną bł onę ś luzową nosogardzieli.
Ś niadanie był o znacznie lepsze niż obiad - dobry bufet. Po ś niadaniu poszliś my obejrzeć hotele w kurorcie Strbske Pleso. I zaczę ł a się orka! Był o pogodnie, ale temperatura wynosił a tylko 6 stopni i silny zimny wiatr. Wysiedliś my z autobusu - pojechaliś my do hotelu - pobiegliś my - pociliś my się - wysiedliś my - zamarliś my. Kurtki zdą ż ył y tylko zdją ć i zał oż yć . Z notatnikiem pod pachą , tabletem w rę kach, dł ugopisem w zę bach. Wtedy wszystko się zmienia. Hotele - jeden fajniejszy od drugiego. Kempinski to coś , ale dwa i pó ł tysią ca za noc w apartamencie dla nowoż eń có w! ! ! Lepiej niż dziesię ć dni z lotem gdzieś w Tajlandii! Miejsce jest bardzo pię kne, ze ś niegiem pewnie był oby jeszcze pię kniej.
Zabrano nas do chaty na obiad. Za 6 euro zaoferowano nam pierwsze, drugie i do wyboru piwo, herbatę lub kawę . Có ż , jest dokł adnie tak samo! Pierwszy nazywał się barszcz, ale w rzeczywistoś ci był to skrzyż owanie barszczu z gulaszem wę gierskim. Drugi był taki sam jak w hotelu na obiad - ta sama kupa ryż u, pę czek ziemniakó w i noga. Co to za ż art z przystawką , wcią ż nie rozumiem. Zjadł em dziś ziemniaki, bo wczoraj jadł em ryż . Nie pił em piwa od ponad roku i, prawdę mó wią c, spodziewał em się czegoś niesamowicie pysznego. Sł owacki jest prawie czeski! Ale albo zerwał em z piwem, albo czeski, jak pamię tam, był smaczniejszy. Kró tko mó wią c, buzz nie dział ał .
Po obiedzie znowu biegam po hotelach, ale już w innym kurorcie - Tatrzań skiej Ł omnicy. Duż e hotele i mał e wille. Mimo, ż e do sezonu jeszcze daleko, wiele hoteli był o peł nych, a managerowie nie mogli nam pokazać ani jednego pokoju (ku naszej niewypowiedzianej radoś ci). Nie, kł amię . Był o kilka osó b, któ re przyszł y wył ą cznie ze wzglę du na pracę i był y bardzo zdenerwowane brakiem moż liwoś ci obejrzenia pomieszczeń . Gł ó wna masa przybył a, aby poł ą czyć przyjemne z poż ytecznym. Jak się pó ź niej dowiedział em, nie bę dzie moż na oczerniać w trasie informacyjnej. Przed wyjazdem wszystkie biura podró ż y podpisują okreś loną bomaga z obowią zkiem realizacji programu wycieczki. Jeś li nie krę cisz się po hotelach, tylko spę dzasz czas gdzieś dla wł asnej przyjemnoś ci, bę dziesz zobowią zany do opł acenia peł nego kosztu wycieczki przed wyjazdem do ojczyzny.
Po powrocie do hotelu wieczorem udaliś my się do sklepu, gdzie wedł ug naszego kierowcy mogliś my kupić sł ynną tatrzań ską herbatę . Tam rzeczywiś cie sprzedawano mewy - o sile od 22 do 72 stopni. Ale cena mnie zniechę cił a. Od 11 do 17 euro za butelkę ! Nie mogę się oduczyć zwyczaju przeliczania wszystkiego na hrywny. Ropucha mnie zmiaż dż ył a, a ja nic nie kupił em.
Obiad ró ż nił się od wczorajszego tylko mię sem - zamiast udka kurczaka był o kilka plasterkó w woł owiny, bardzo twarde. A miejsce niemieckich emerytó w zaję li Chiń czycy. Po obiedzie zebraliś my się w jednej z sal. Każ dy przynió sł wł asny napó j. („I nie wszyscy pili to, co przynió sł ” Y. Loza „Nowy Rok”). Przyszedł em z koniakiem, ale nalali mi szklankę herbaty tatrzań skiej na spró bowanie. Ta był a fortecą.52. Fajne rzeczy! Ż ał ował em, ż e go nie kupił em. Ś wietnie się bawiliś my, ż e zadzwonili z recepcji i powiedzieli, ż e są siedzi na nas narzekają . Potem ludzie czę ś ciowo poszli spać , a czę ś ciowo poszli dalej w palarni. Idę spać . Czyli zł amał am już wszystkie swoje zasady, zaró wno jeś li chodzi o odż ywianie, jak i codzienną rutynę ! A jutro ruszamy, wcią ż musimy zł oż yć chumodanchik.
Nastę pnego ranka po ś niadaniu ruszamy do oś rodka Jasna. To są Tatry Niskie. Ale oto paradoks - jak nam powiedziano, stoki narciarskie są tam bardziej strome niż w Tatrach Wysokich, gdzie byliś my wcześ niej. Tutaj wydawał o mi się to ciekawsze, jeś li chodzi o narciarstwo, choć trudno to ocenić przy braku ś niegu. Sił ownie w niektó rych hotelach był y wzruszają ce. Rzeczywiś cie, co moż e być lepszego niż czoł ganie się ze zbocza do bujanego fotela! Ech!
Mił a niespodzianka czekał a na nas w jednym z hoteli - kierownik hotelu, bardzo ekstrawagancka, mą dra dziewczyna, oprowadził a nas po hotelu i pokazał a z najlepszych stron, poczę stował a grupę likierem Demyanovka i kanapkami. W nastę pnym hotelu znowu gratka. Poranek się skoń czył ! Ale to nie wszystko. Zjedliś my darmowy lunch w nastę pnym luksusowym hotelu. Drugi to ogromny kawał ek mię sa. Wszyscy pocieszali się tylko jedną nadzieją , ż e w Polsce już nas tak nie karmią , a i tak bę dą mogli schudną ć .
Na dzisiaj przyjemnoś ci się nie skoń czył y. Po obejrzeniu hoteli czekał na nas park wodny Tatralandia. I jak się okazał o, był a to dla mnie mił a niespodzianka, został a ona wliczona w koszt wycieczki. Jedyną zł ą rzeczą jest to, ż e nie rozdawali tam rę cznikó w, a my ich nie mieliś my ze sobą . I został y sprzedane gdzie indziej. Musiał em jakoś sobie poradzić . Istnieje ró wnież wspó lna garderoba. Mnie, jako doś wiadczonej nudystki, to nie obchodził o, ale mł ode dziewczyny nie. Park wodny był czę ś ciowo na zewną trz, czę ś ciowo wewną trz. Na ulicy zjeż dż alnie nie dział ał y, ale był tylko basen termalny (40 stopni) z ż aró wkami. Moż esz w nim pozostać nie dł uż ej niż.20 minut. Wcią ż.6 na zewną trz, 40 w basenie. nastę pnie udaliś my się na zjeż dż alnie znajdują ce się w pokoju. Nic ekstremalnego, ale albo od gorą cej wody, albo na zjeż dż alniach, zachorował em po obfitej kolacji, ale zachorował em na coś . Poszedł em do pokoju. Był o kilka pię knie zaprojektowanych basenó w z wodą morską . Bar w ś rodku. Nasze dziewczyny już tam był y. Koktajle kosztują.4 euro, piwo 2. Wzią ł em piwo na nudnoś ci. Siedzieliś my i piliś my, barman wyliczył cenę w naszych bransoletkach. Zgodziliś my się , ż e już jest nudno. Wystarczył o nam 2.5 godziny. Poszedł em się ubrać . Miał em silne przeczucie, ż e przyjechał em tu z plecakiem, ale nie znalazł em go w szafce. Poszedł em z kierowcą do autobusu, tam też go nie zastał em. Ale wszystko, co wartoś ciowe, był o w autobusie. Biegnę z powrotem. Zwró ciliś my się do straż nika. Przyniosł em mó j plecak. Okazuje się , ż e zapomniał em go wcześ niej na ł awce w szatni. Oto worek! Dobrze, ż e straż nik nie zjada chleba na pró ż no!
Zatrzymaliś my się w Tesco. Dostaliś my 15 minut na ł up. Ale herbata Tatra okazał a się tam o dziwo jeszcze droż sza i oczywiś cie nigdy jej nie kupił em. Ale kupił em Demyanovkę , też mi się podobał o, ale był o nieporó wnywalnie tań sze. Niemal powalają c po drodze jelenia, dotarliś my do naszej nowej przystani - Grand Hotelu. Był jeszcze wspanialszy niż nasz poprzedni hotel. Ale kanalizacja był a zuż yta. Kran przeciekał , a toaleta nie spł ukiwał a się dobrze. Ale z okna widać był o basen na ulicy, w któ rym ktoś się chlapał .
Przyszedł em na obiad. Podszedł kelner i zapytał , co byś my chcieli - mię so czy rybę ? Był em już zmę czony mię sem i zamó wił em rybę . Ale prawie wszyscy zamawiali mię so. Pytali jakie mię so i jakie ryby? Na co kelner odpowiedział : Ryba - dorsz, mię so - karkó wka. Czekał em doś ć dł ugo. Przynieś li mi pierwszy - duż y talerz z mał ym ró wnoległ oś cianem czegoś niezrozumiał ego z maleń kim krakersem wbitym w tę substancję , z czymś czerwonym rozmazanym na talerzu i pę kiem czegoś ż ó ł tego. Prawie nie chodzę do miejsc, coraz czę ś ciej jesteś my w kraju, ale naprawdę uwielbiam serial „Kuchnia”. Dlatego od razu pomyś lał em, ż e to jakaś kuchnia molekularna. Tylko nie wiesz, czy to dorsz, czy kark? Potem przywieź li każ demu takie dokł adne ś mieci. Po spró bowaniu zdaliś my sobie sprawę , ż e to nie jedno ani drugie, to tylko komplement. Jakiś pasztet, sos sł odko-kwaś ny i sł odka cebula. Moja có rka mieszka z szefem kuchni, gdy zobaczył a zdję cie, od razu powiedział a, ż e to karmelizowana cebula. O mó j Boż e, jakie bzdury oni nie wymyś lają ! Skoń czywszy szybko z pasztetem, w koń cu doczekał a się dorsza, któ ry też wyglą dał jakoś nietypowo - w postaci mał ej biał ej kieł baski. Ale do tego doł ą czono duszone bakł aż any! Mniam mniam mniam. A szyja okazał a się tylko posiekanym kotletem, a nawet z ziemniakami. I wszyscy zazdroś cili mi mojego dorsza.
Kiedy dotarł em do swojego pokoju, chciał em wysł ać rodzinie kilka zdję ć . Ledwo wybrał em - solidne toalety, ale ł ó ż ka!
Cią g dalszy nastą pi.