Siedem dni z życia zagubionego Kozaka czy legenda o trudnym losie biur podróży - 2
Cią g dalszy. Zacznij tutaj:
Frau, nie jestem prawdziwym Stirlitzem,
Jestem puł kownikiem KGB…
(Ivan Kaif „Sekretne tango”)
Nazwał em tę historię tak, jak ją nazwał em, ponieważ kierownictwo organizatora wycieczek zabraniał o mó wienia reszcie grupy, ż e nie jestem biurem podró ż y, a tym bardziej, ż e jadę za darmo. Wydał o mi się to wystarczają co dziwne, nie sł yszał em czegoś takiego od poprzednich intruzó w. Czy ropucha zmiaż dż y resztę ? Nic, po prostu jestem patologicznie prawdomó wny, no, poza tym, ż e mogę o czymś milczeć , a nawet to jest mał o prawdopodobne. Kró tko mó wią c, szpieg ode mnie to nic, raczej jestem dla niego darem niebios. No dobrze, nie ma mowy, nie ma mowy! To jeszcze ciekawsze.
Czas na podró ż . I znowu udrę ka o dobó r stroju. W tym czasie znó w wró cił o lato i to na cał e terytorium Ukrainy. Ale, jak to zwykle bywa, dokł adnie w dniu rozpoczę cia wycieczki, prognoza zapowiadał a pogorszenie warunkó w pogodowych. I każ dego dnia prognoza stawał a się coraz smutniejsza. Moja poobijana walizka był a przystosowana do latania od zimy do lata (kilka kostiumó w ką pielowych, kapcie, szorty), ale nie odwrotnie. Ale wyraź nie mieś cił się w gabarytach bagaż u podrę cznego i nie ryzykował em, ż e zostanę bez wyż ej wymienionych rzeczy, któ re był y dla mnie kluczowe podczas przesiadek. Wię c musiał em wzią ć parasol i aż trzy kurtki na każ dą okazję , a narty wzią ł pó ł walizki, ok, jedną trzecią . Ale nadal nie ma już miejsca na pió ra i cyrkonie : )))
Spotkanie zaplanowano na 8 rano we Lwowie. Pocią g Mariupol przyjeż dż a tam o godzinie 11, co absolutnie mi nie odpowiadał o. Był a opcja spę dzenia nocy we Lwowie, ale wybrał em inną , z mojego punktu widzenia, tań szą - z przesiadką w Kijowie. Przyjeż dż am o wpó ł do drugiej, pocią g lwowski odjeż dż a o 22.40, a we Lwowie bę dę o 6.30. Pó ł dnia trzeba gdzieś pogrzebać . Po przekazaniu czumodanczyka do przechowalni bagaż u pewnym krokiem ruszył a w stronę metra. Po dotarciu do Arsenalnej, zgodnie z instrukcjami audioprzewodnika (mó j przyjaciel przez telefon), poszedł em w lewo, dotarł em do pomnika Hoł odomoru, a nastę pnie obok Ł awry Peczerskiej do Parku Chwał y. Z niesmakiem przechodził em obok ró ż nych Gradó w, transporteró w opancerzonych, czoł gó w i innych urzą dzeń do zabijania, był em zdumiony, ż e ludzie wcią ż pł acą za wejś cie na ekspozycję . Nie daj Boż e, ż ebyś to wszystko widział (lub przynajmniej sł yszał ) w pracy, ż e tak powiem! Po opustoszał ym polu Spivochoy zeszł a do ł odzi z zał oż ycielami Kijowa. Niewielu z was wie, a ci, któ rzy wiedzieli, pewnie zapomnieli, ale faktem jest, ż e tak naprawdę nie lubię miast, zwł aszcza duż ych. Przewodnicy generalnie są dla mnie bezuż yteczni, zresztą niczego nie bę dę pamię tał , a po prostu zmarnuję czas na sł uchanie ich historii. No chyba, ż e wiedzą lepiej, co oglą dać . Duż o ciekawiej jest dla mnie samemu szybko przebiegać przez wszystkie obiekty, przyglą dać się im, z zachwytem mlaskać ję zykiem (jeś li jest coś do podziwiania) i pę dzić dalej. Duż o bardziej kocham naturę ! Dlatego proszę , rozważ to, gdy masz zamiar rzucić we mnie pantofelkiem. Có ż , nie jestem pod wraż eniem wszelkiego rodzaju ró ż nych obiektó w kulturowych. Morze, gó ry, wschody, zachody sł oń ca - tak! Na zawsze! Có ż , zrobił em zdję cie Ojczyzny i ł odzi przez wzglą d na przyzwoitoś ć , bo był y na tle doś ć pię knego zachmurzonego nieba.
W poszukiwaniu natury udał em się wię c wzdł uż nasypu w kierunku kł adki dla pieszych. I pachniał o tak naturalnie, czasem jak rzeka, czasem jak mocz. Drugi jest czę stszy. Rybakó w jest mnó stwo, nawet coś zł owiono. Ze mną mę ż czyzna wył owił karaś . Niektó rzy mę ż czyź ni pł ywali. Jeszcze bardziej niż rybakó w był y kaczki i wszystkie parami, wszystkie w chinar - kaczka i kaczor. Có ż , oto poważ niejszy haczyk! Zdrowy lis! Jak nic! Nigdy bym nie pomyś lał , ż e w mieś cie moż na to zł apać !
Po dojś ciu do mostu dla pieszych i mają c trudnoś ci ze znalezieniem przejś cia przez jezdnię , udał em się do teatru lalek, a nastę pnie wzdł uż Chreszczatyku dotarł em do Hata Brzuchego, bo nadszedł czas na dł ugi czas jedzenia, i był o jeszcze wię cej czasu na pudrowanie nosa. Pomimo swojego topograficznego idiotyzmu, bez wą tpienia trafił a do toalety, chociaż był a tu raz trzy lub cztery lata temu i znajduje się ona w bocznej uliczce. Po szybkiej przeką sce udał em się w stronę Placu Sophia. Poszedł em do katedry ś w. Michał a, zapalił em kilka ś wiec, w tym jedną na powodzenie mojej beznadziejnej sprawy, wypił em jednocześ nie dwie filiż anki ś wię conej wody i ruszył em dalej. Po dotarciu do koś cioł a ś w. Andrzeja poprosił a o drogę do Alei Krajobrazowej. Być moż e dlatego, ż e widział am już kilka razy zdję cia tego miejsca (w tym pię kne zdję cia Poliny), to miejsce nie wywoł ał o u mnie nic poza uś miechem, nie chciał em robić zdję ć , a już się ś ciemniał o. Bardziej interesował y mnie stare domy w postaci wież yczek z lat 1903 i 1904 oraz wszelkiego rodzaju jał owce sadzone w alejce. Potem wró cił em na Plac Sophia w nadziei, ż e ś wią tynie został y już oś wietlone. Ale nie, nie mam szczę ś cia. Tylko dom w pobliż u hotelu Hilton (czy nie Hilton? ) był oś wietlony. Bardzo mił o!
Postę pują c zgodnie z instrukcjami tego samego znajomego przez telefon dotarł em do Golden Gate, któ ry niestety ró wnież nie był oś wietlony, choć był o już zupeł nie ciemno. Stamtą d pojechał em do Chreszczatyk. Był a niedziela i akcja ruszył a peł ną parą . Stał a chwilę , ż eby obejrzeć przedstawienie - drobna, chuda staruszka, okoł o siedemdziesią tki, ale ubrana bardzo ekstrawagancko, klę czał a przy zapalają cym rock and rollu, a obok niej był a przyjació ł ka nieokreś lonej pł ci, najwyraź niej bezdomna, któ ra jej też nie uległ a. Cał y tł um sfilmował to wszystko na swoich telefonach, a ktoś nawet tań czył do solistó w.
Có ż , jak ci się podoba minibus? Jak mi pó ź niej powiedziano, jest to trasa 2-dniowej wycieczki. Zaję ł o mi to 6 godzin. Ale to nie poszł o na marne. Wyobraź sobie przez chwilę , jak to jest zał oż yć buty po raz pierwszy po sandał ach, choć na niskich obcasach i od razu! No có ż , przycią ł em już paznokcie na zimową dł ugoś ć , przestał y stukać o podł ogę : ))))), ale i tak latem przyzwyczaili się do tego, ż e czują się swobodnie, a tu przykuto ich do butó w! Wciskali mnie w te miejsca bezlitoś nie! Pod koniec spaceru był em już szczerze szpotawą stopą , ale nie poddawał em się , chodził em tam iz powrotem wzdł uż Chreszczatyk. Dlaczego nie usią ś ć na stacji? Ale już zmę czony. Wró cił em metrem na dworzec i wró cił em do chaty Puzata (na podwó rze dworca). Nie chciał em jeś ć , ale musiał em. Potem wzię ł a walizkę i ledwo czekają c na pocią g, opadł a na gó rną pó ł kę . Przewodniczą ca grupy zadzwonił a z pytaniem, dlaczego nie odebrał em jej paszportu? (A reszta grupy jechał a innym samochodem). Có ż , nie wzią ł em tego! I tak zobaczymy się rano. Pocią g Kijó w-Lwó w jechał tak cicho, ż e chwilami wydawał o mi się , ż e stoimy - sł ychać był o tylko lekkie wibracje. Tak, stan galaretki na zachó d od stolicy jest znacznie lepszy niż na poł udniowy wschó d.
Spotkaliś my się w grupie. Wsiedliś my do autobusu. Był o nas 18, a autobus był duż y, wię c każ dy zają ł.2 miejsca. Przepię kny! Wyjechaliś my jeszcze wcześ niej niż planowaliś my, o 7.15. Ale gdy tylko usiadł a i rozluź nił a się , poczuł a, ż e coś jest nie tak. Swę dzą ce gardł o! To nie wystarczył o! Po godzinie nie był o już tylko ł askotanie, przeł ykanie był o dla mnie szczegó lnie bolesne! A ską d to się wzię ł o? Có ż , biegał em wczoraj, był em albo gorą cy, albo zimny, ale to w zasadzie bzdura. A potem przypominam sobie, ż e nawet w pocią gu Mariupol-Kijó w obok mnie siedział a dziewczyna, cią gle wą chają c nos io oczach czerwonych jak u kró lika. Prawdopodobnie podniosł a od niej jakieś ś mieci, chociaż wydaje się , ż e się nie pocał owali? Có ż , ogó lnie rzecz biorą c, fajnie!
Jeś li chodzi o lekarstwa, to miał em ze sobą : 0.5 wody ś wię conej zebranej w katedrze ś w. Michał a, 0.7 koniaku i suchego pioł unu. Polegał em na mojej odpornoś ci na ż elbet i nie brał em nic wię cej, a za pewnoś ć siebie został em natychmiast ukarany. Ale musisz coś zrobić , bo inaczej skoń czy się temperatura powyż ej czterdziestki, a ja po prostu upadnę ! Pił em wodę ś wię coną , ż uł em pioł un, pł ukał em gardł o koniakiem - to nie pomaga! Zatrzymał em się w Skole na przeką skę . Zakł ad nazwano moim zdaniem „OK”. Coś jak kantyna. Wzią ł em dla siebie tł uczone ziemniaki (z jakiegoś powodu nie tł uczone ziemniaki, ale tł uczone ziemniaki) i pieczarki duszone w ś mietanie. Był o pyszne, ale dziwne jest, dlaczego w regionie grzybowym podaje się pieczarki, a nie prawdziwe grzyby. Zapł acił em 25 hrywien. Poprosił em o kawał ek cytryny w barze. Dali to za hrywny. Przeż uty. Nie pomaga. Przybyliś my do Uż goroda. Tam na stacji odebrali jeszcze dwó ch uczestnikó w wycieczki informacyjnej. I zaczą ł em szukać apteki. Ale najwyraź niej w Uż gorodzie ludzie są wyją tkowo zdrowi, a nie jak w Mariupolu. W naszym mieś cie apteki są jak nieoszlifowane psy, trzy na metr kwadratowy. Nie widzą c ani jednego, drę czył a lidera grupy. Naprawdę nie chciał em tego robić , nadal bę dę myś lał , ż e teraz wzię li na siebie cię ż ar! Ale musiał em. Na szczę ś cie kierowca nie wydrukował ż adnych dokumentó w i musiał jechać do klubu komputerowego, wię c wzią ł taksó wkę i mnie też zabrał , niedaleko jest apteka. Biorą c zamó wienie na lekarstwo od innej dziewczyny z nieco innym problemem, chodź my. Kierowca wykonał swoją pracę , ja wykonał em swoją . Kupił am sobie spray na gardł o, proambasadorkę i na wszelki wypadek paracetamol. Chodź my dalej. Gardł o spryskane - och, energiczna rzecz! Zjedz coś pó ź niej! A ty nie moż esz. Nawiasem mó wią c, ludzie też byli chorzy, ale z duż o przyjemniejszego powodu – wię kszoś ć grupy w pocią gu ś wię tował a rozpoczę cie podró ż y o pó ł nocy
Na granicy znowu zdję li nas wszystkich, choć nie wszystkich pię ciu, ale tylko tego wł aś ciwego, duż ego. Jak grzebali w bagaż u, to bez nas nic nie widzieliś my. W salonie wybió rczo poprosili jedną dziewczynę , aby pokazał a swoją torbę . Szukaliś my wó dki i papierosó w. Nie znaleziono. Procedura trwał a 1.5 godziny. Antena MTS w telefonie pozostał a jeszcze kilka kilometró w za granicą , potem zniknę ł a, a telefon wył ą czył em. Nie mają c czasu na przejechanie nawet kilkunastu kilometró w, kierowca wpadł w szpony lokalnych gejó w, czają cych się na obrzeż ach miasteczka. Dał em 20 euro za przekroczenie prę dkoś ci. A potem nie moż na był o już przekroczyć - peł zał y jak ż ó ł wie. Niekoń czą ce się naprawy dró g. Mimo to droga nadal nie wyglą dał a idealnie.
Dotarcie do Koszyc zaję ł o okoł o dwó ch godzin. Wychodzą c z autobusu, wszyscy wsiedli do swoich walizek, ż eby się rozgrzać . Wcale nie był o fajnie - wiatr był silny i zimny. Zał oż ył em kurtkę narciarską , a nawet kaptur. Zwiedziliś my miasto. Brrr! A miasteczko okazał o się cał kiem ł adne - duż o starych budynkó w i instytucji religijnych, bez przewodnika, przez dwie godziny, ż eby mieć czas na bieganie po kilku bocznych uliczkach opró cz gł ó wnej ulicy. I tak przez pó ł torej godziny, sine z zimna, posł usznie szliś my za przewodnikiem, choć już szaleń czo chcieliś my iś ć do hotelu pod koł drą . Klikał em zdję cia krzywymi palcami, ale już się ś ciemniał o, wię c jakoś ć jest taka sobie. Pamię tam jedną historię opowiedzianą przez przewodnika. Kobieta, pokazują c bardzo pię kną katedrę , powiedział a, ż e został a zbudowana przez sł ynnego architekta, któ ry miał ż onę piją cą alkohol. Bardzo cierpiał z powodu jej niegodnego zachowania i postanowił zamiast jednego z gargulcó w zrobić posą g swojej pijanej (raczej brzydkiej) ż ony, aby się wstydził a i przestał a kwaś no. Naiwny! Jak mó wią , bę dę palił , ale nie przestanę pić ! Tak jest z nią . Z ż alu mę ż czyzna rzucił się z niedokoń czonej katedry (lub utopił się ? ), nie pamię tam.
W drodze powrotnej do autobusu wpadliś my do Tesco na dosł ownie pię ć minut. Oczywiś cie rzucił em się do dział u alkoholowego. Nie był o czasu na wybó r. Widział em promocyjną wytrawną czerwień (1 litr z niespodzianką ) za 1.5 euro, z jakiegoś powodu w nazwie był o coś o Portugalii (wypiję w sobotę , opowiem). Wszystko inne kosztuje wię cej. To wszystko dobrze, ale nos trzeba był o pilnie upudrować . Nasz autobus stał na placu w pobliż u jakiegoś centrum handlowego, a jeden chł opak z naszej grupy powiedział , ż e pojechał w tym celu do jednej z kawiarenek zwanych jakimś kebabem, ale nie tej z koł yskami, tylko kebab. Có ż , oto jesteś my, zrobiwszy kagań ce jak tasaki, polubownie przeszliś my obok zamarznię tych kelneró w do odległ ego ką ta kawiarni. Okazał o się jednak, ż e to nie ten ró g, o czym ś wiadczył przyjazny chó r tych samych kelneró w i barmana – „W prawo! ”. Zał atwiwszy swoje sprawy, uś miechają c się z poczuciem winy, opuś cili kawiarnię , wsiedli do autobusu i odjechali.
To wszystko na dzisiaj. Dali to zrobi.