Siedem dni z życia zagubionego Kozaka czy legenda o trudnym losie biur podróży - 2

09 Październik 2015 Czas podróży: z 28 Wrzesień 2015 na 04 Październik 2015
Reputacja: +15099.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Cią g dalszy. Zacznij tutaj:

Czę ś ć.1

Frau, nie jestem prawdziwym Stirlitzem,

Jestem puł kownikiem KGB…

(Ivan Kaif „Sekretne tango”)

Nazwał em tę historię tak, jak ją nazwał em, ponieważ kierownictwo organizatora wycieczek zabraniał o mó wienia reszcie grupy, ż e nie jestem biurem podró ż y, a tym bardziej, ż e jadę za darmo. Wydał o mi się to wystarczają co dziwne, nie sł yszał em czegoś takiego od poprzednich intruzó w. Czy ropucha zmiaż dż y resztę ? Nic, po prostu jestem patologicznie prawdomó wny, no, poza tym, ż e mogę o czymś milczeć , a nawet to jest mał o prawdopodobne. Kró tko mó wią c, szpieg ode mnie to nic, raczej jestem dla niego darem niebios. No dobrze, nie ma mowy, nie ma mowy! To jeszcze ciekawsze.


Czas na podró ż . I znowu udrę ka o dobó r stroju. W tym czasie znó w wró cił o lato i to na cał e terytorium Ukrainy. Ale, jak to zwykle bywa, dokł adnie w dniu rozpoczę cia wycieczki, prognoza zapowiadał a pogorszenie warunkó w pogodowych. I każ dego dnia prognoza stawał a się coraz smutniejsza. Moja poobijana walizka był a przystosowana do latania od zimy do lata (kilka kostiumó w ką pielowych, kapcie, szorty), ale nie odwrotnie. Ale wyraź nie mieś cił się w gabarytach bagaż u podrę cznego i nie ryzykował em, ż e zostanę bez wyż ej wymienionych rzeczy, któ re był y dla mnie kluczowe podczas przesiadek. Wię c musiał em wzią ć parasol i aż trzy kurtki na każ dą okazję , a narty wzią ł pó ł walizki, ok, jedną trzecią . Ale nadal nie ma już miejsca na pió ra i cyrkonie : )))

Spotkanie zaplanowano na 8 rano we Lwowie. Pocią g Mariupol przyjeż dż a tam o godzinie 11, co absolutnie mi nie odpowiadał o. Był a opcja spę dzenia nocy we Lwowie, ale wybrał em inną , z mojego punktu widzenia, tań szą - z przesiadką w Kijowie. Przyjeż dż am o wpó ł do drugiej, pocią g lwowski odjeż dż a o 22.40, a we Lwowie bę dę o 6.30. Pó ł dnia trzeba gdzieś pogrzebać . Po przekazaniu czumodanczyka do przechowalni bagaż u pewnym krokiem ruszył a w stronę metra. Po dotarciu do Arsenalnej, zgodnie z instrukcjami audioprzewodnika (mó j przyjaciel przez telefon), poszedł em w lewo, dotarł em do pomnika Hoł odomoru, a nastę pnie obok Ł awry Peczerskiej do Parku Chwał y. Z niesmakiem przechodził em obok ró ż nych Gradó w, transporteró w opancerzonych, czoł gó w i innych urzą dzeń do zabijania, był em zdumiony, ż e ludzie wcią ż pł acą za wejś cie na ekspozycję . Nie daj Boż e, ż ebyś to wszystko widział (lub przynajmniej sł yszał ) w pracy, ż e tak powiem! Po opustoszał ym polu Spivochoy zeszł a do ł odzi z zał oż ycielami Kijowa. Niewielu z was wie, a ci, któ rzy wiedzieli, pewnie zapomnieli, ale faktem jest, ż e tak naprawdę nie lubię miast, zwł aszcza duż ych. Przewodnicy generalnie są dla mnie bezuż yteczni, zresztą niczego nie bę dę pamię tał , a po prostu zmarnuję czas na sł uchanie ich historii. No chyba, ż e ​ ​ wiedzą lepiej, co oglą dać . Duż o ciekawiej jest dla mnie samemu szybko przebiegać przez wszystkie obiekty, przyglą dać się im, z zachwytem mlaskać ję zykiem (jeś li jest coś do podziwiania) i pę dzić dalej. Duż o bardziej kocham naturę ! Dlatego proszę , rozważ to, gdy masz zamiar rzucić we mnie pantofelkiem. Có ż , nie jestem pod wraż eniem wszelkiego rodzaju ró ż nych obiektó w kulturowych. Morze, gó ry, wschody, zachody sł oń ca - tak! Na zawsze! Có ż , zrobił em zdję cie Ojczyzny i ł odzi przez wzglą d na przyzwoitoś ć , bo był y na tle doś ć pię knego zachmurzonego nieba.


W poszukiwaniu natury udał em się wię c wzdł uż nasypu w kierunku kł adki dla pieszych. I pachniał o tak naturalnie, czasem jak rzeka, czasem jak mocz. Drugi jest czę stszy. Rybakó w jest mnó stwo, nawet coś zł owiono. Ze mną mę ż czyzna wył owił karaś . Niektó rzy mę ż czyź ni pł ywali. Jeszcze bardziej niż rybakó w był y kaczki i wszystkie parami, wszystkie w chinar - kaczka i kaczor. Có ż , oto poważ niejszy haczyk! Zdrowy lis! Jak nic! Nigdy bym nie pomyś lał , ż e w mieś cie moż na to zł apać !

Po dojś ciu do mostu dla pieszych i mają c trudnoś ci ze znalezieniem przejś cia przez jezdnię , udał em się do teatru lalek, a nastę pnie wzdł uż Chreszczatyku dotarł em do Hata Brzuchego, bo nadszedł czas na dł ugi czas jedzenia, i był o jeszcze wię cej czasu na pudrowanie nosa. Pomimo swojego topograficznego idiotyzmu, bez wą tpienia trafił a do toalety, chociaż był a tu raz trzy lub cztery lata temu i znajduje się ona w bocznej uliczce. Po szybkiej przeką sce udał em się w stronę Placu Sophia. Poszedł em do katedry ś w. Michał a, zapalił em kilka ś wiec, w tym jedną na powodzenie mojej beznadziejnej sprawy, wypił em jednocześ nie dwie filiż anki ś wię conej wody i ruszył em dalej. Po dotarciu do koś cioł a ś w. Andrzeja poprosił a o drogę do Alei Krajobrazowej. Być moż e dlatego, ż e widział am już kilka razy zdję cia tego miejsca (w tym pię kne zdję cia Poliny), to miejsce nie wywoł ał o u mnie nic poza uś miechem, nie chciał em robić zdję ć , a już się ś ciemniał o. Bardziej interesował y mnie stare domy w postaci wież yczek z lat 1903 i 1904 oraz wszelkiego rodzaju jał owce sadzone w alejce. Potem wró cił em na Plac Sophia w nadziei, ż e ś wią tynie został y już oś wietlone. Ale nie, nie mam szczę ś cia. Tylko dom w pobliż u hotelu Hilton (czy nie Hilton? ) był oś wietlony. Bardzo mił o!

Postę pują c zgodnie z instrukcjami tego samego znajomego przez telefon dotarł em do Golden Gate, któ ry niestety ró wnież nie był oś wietlony, choć był o już zupeł nie ciemno. Stamtą d pojechał em do Chreszczatyk. Był a niedziela i akcja ruszył a peł ną parą . Stał a chwilę , ż eby obejrzeć przedstawienie - drobna, chuda staruszka, okoł o siedemdziesią tki, ale ubrana bardzo ekstrawagancko, klę czał a przy zapalają cym rock and rollu, a obok niej był a przyjació ł ka nieokreś lonej pł ci, najwyraź niej bezdomna, któ ra jej też nie uległ a. Cał y tł um sfilmował to wszystko na swoich telefonach, a ktoś nawet tań czył do solistó w.


Có ż , jak ci się podoba minibus? Jak mi pó ź niej powiedziano, jest to trasa 2-dniowej wycieczki. Zaję ł o mi to 6 godzin. Ale to nie poszł o na marne. Wyobraź sobie przez chwilę , jak to jest zał oż yć buty po raz pierwszy po sandał ach, choć na niskich obcasach i od razu! No có ż , przycią ł em już paznokcie na zimową dł ugoś ć , przestał y stukać o podł ogę : ))))), ale i tak latem przyzwyczaili się do tego, ż e czują się swobodnie, a tu przykuto ich do butó w! Wciskali mnie w te miejsca bezlitoś nie! Pod koniec spaceru był em już szczerze szpotawą stopą , ale nie poddawał em się , chodził em tam iz powrotem wzdł uż Chreszczatyk. Dlaczego nie usią ś ć na stacji? Ale już zmę czony. Wró cił em metrem na dworzec i wró cił em do chaty Puzata (na podwó rze dworca). Nie chciał em jeś ć , ale musiał em. Potem wzię ł a walizkę i ledwo czekają c na pocią g, opadł a na gó rną pó ł kę . Przewodniczą ca grupy zadzwonił a z pytaniem, dlaczego nie odebrał em jej paszportu? (A reszta grupy jechał a innym samochodem). Có ż , nie wzią ł em tego! I tak zobaczymy się rano. Pocią g Kijó w-Lwó w jechał tak cicho, ż e chwilami wydawał o mi się , ż e stoimy - sł ychać był o tylko lekkie wibracje. Tak, stan galaretki na zachó d od stolicy jest znacznie lepszy niż na poł udniowy wschó d.

Spotkaliś my się w grupie. Wsiedliś my do autobusu. Był o nas 18, a autobus był duż y, wię c każ dy zają ł.2 miejsca. Przepię kny! Wyjechaliś my jeszcze wcześ niej niż planowaliś my, o 7.15. Ale gdy tylko usiadł a i rozluź nił a się , poczuł a, ż e ​ ​ coś jest nie tak. Swę dzą ce gardł o! To nie wystarczył o! Po godzinie nie był o już tylko ł askotanie, przeł ykanie był o dla mnie szczegó lnie bolesne! A ską d to się wzię ł o? Có ż , biegał em wczoraj, był em albo gorą cy, albo zimny, ale to w zasadzie bzdura. A potem przypominam sobie, ż e nawet w pocią gu Mariupol-Kijó w obok mnie siedział a dziewczyna, cią gle wą chają c nos io oczach czerwonych jak u kró lika. Prawdopodobnie podniosł a od niej jakieś ś mieci, chociaż wydaje się , ż e się nie pocał owali? Có ż , ogó lnie rzecz biorą c, fajnie!


Jeś li chodzi o lekarstwa, to miał em ze sobą : 0.5 wody ś wię conej zebranej w katedrze ś w. Michał a, 0.7 koniaku i suchego pioł unu. Polegał em na mojej odpornoś ci na ż elbet i nie brał em nic wię cej, a za pewnoś ć siebie został em natychmiast ukarany. Ale musisz coś zrobić , bo inaczej skoń czy się temperatura powyż ej czterdziestki, a ja po prostu upadnę ! Pił em wodę ś wię coną , ż uł em pioł un, pł ukał em gardł o koniakiem - to nie pomaga! Zatrzymał em się w Skole na przeką skę . Zakł ad nazwano moim zdaniem „OK”. Coś jak kantyna. Wzią ł em dla siebie tł uczone ziemniaki (z jakiegoś powodu nie tł uczone ziemniaki, ale tł uczone ziemniaki) i pieczarki duszone w ś mietanie. Był o pyszne, ale dziwne jest, dlaczego w regionie grzybowym podaje się pieczarki, a nie prawdziwe grzyby. Zapł acił em 25 hrywien. Poprosił em o kawał ek cytryny w barze. Dali to za hrywny. Przeż uty. Nie pomaga. Przybyliś my do Uż goroda. Tam na stacji odebrali jeszcze dwó ch uczestnikó w wycieczki informacyjnej. I zaczą ł em szukać apteki. Ale najwyraź niej w Uż gorodzie ludzie są wyją tkowo zdrowi, a nie jak w Mariupolu. W naszym mieś cie apteki są jak nieoszlifowane psy, trzy na metr kwadratowy. Nie widzą c ani jednego, drę czył a lidera grupy. Naprawdę nie chciał em tego robić , nadal bę dę myś lał , ż e teraz wzię li na siebie cię ż ar! Ale musiał em. Na szczę ś cie kierowca nie wydrukował ż adnych dokumentó w i musiał jechać do klubu komputerowego, wię c wzią ł taksó wkę i mnie też zabrał , niedaleko jest apteka. Biorą c zamó wienie na lekarstwo od innej dziewczyny z nieco innym problemem, chodź my. Kierowca wykonał swoją pracę , ja wykonał em swoją . Kupił am sobie spray na gardł o, proambasadorkę i na wszelki wypadek paracetamol. Chodź my dalej. Gardł o spryskane - och, energiczna rzecz! Zjedz coś pó ź niej! A ty nie moż esz. Nawiasem mó wią c, ludzie też byli chorzy, ale z duż o przyjemniejszego powodu – wię kszoś ć grupy w pocią gu ś wię tował a rozpoczę cie podró ż y o pó ł nocy

Na granicy znowu zdję li nas wszystkich, choć nie wszystkich pię ciu, ale tylko tego wł aś ciwego, duż ego. Jak grzebali w bagaż u, to bez nas nic nie widzieliś my. W salonie wybió rczo poprosili jedną dziewczynę , aby pokazał a swoją torbę . Szukaliś my wó dki i papierosó w. Nie znaleziono. Procedura trwał a 1.5 godziny. Antena MTS w telefonie pozostał a jeszcze kilka kilometró w za granicą , potem zniknę ł a, a telefon wył ą czył em. Nie mają c czasu na przejechanie nawet kilkunastu kilometró w, kierowca wpadł w szpony lokalnych gejó w, czają cych się na obrzeż ach miasteczka. Dał em 20 euro za przekroczenie prę dkoś ci. A potem nie moż na był o już przekroczyć - peł zał y jak ż ó ł wie. Niekoń czą ce się naprawy dró g. Mimo to droga nadal nie wyglą dał a idealnie.


Dotarcie do Koszyc zaję ł o okoł o dwó ch godzin. Wychodzą c z autobusu, wszyscy wsiedli do swoich walizek, ż eby się rozgrzać . Wcale nie był o fajnie - wiatr był silny i zimny. Zał oż ył em kurtkę narciarską , a nawet kaptur. Zwiedziliś my miasto. Brrr! A miasteczko okazał o się cał kiem ł adne - duż o starych budynkó w i instytucji religijnych, bez przewodnika, przez dwie godziny, ż eby mieć czas na bieganie po kilku bocznych uliczkach opró cz gł ó wnej ulicy. I tak przez pó ł torej godziny, sine z zimna, posł usznie szliś my za przewodnikiem, choć już szaleń czo chcieliś my iś ć do hotelu pod koł drą . Klikał em zdję cia krzywymi palcami, ale już się ś ciemniał o, wię c jakoś ć jest taka sobie. Pamię tam jedną historię opowiedzianą przez przewodnika. Kobieta, pokazują c bardzo pię kną katedrę , powiedział a, ż e ​ ​ został a zbudowana przez sł ynnego architekta, któ ry miał ż onę piją cą alkohol. Bardzo cierpiał z powodu jej niegodnego zachowania i postanowił zamiast jednego z gargulcó w zrobić posą g swojej pijanej (raczej brzydkiej) ż ony, aby się wstydził a i przestał a kwaś no. Naiwny! Jak mó wią , bę dę palił , ale nie przestanę pić ! Tak jest z nią . Z ż alu mę ż czyzna rzucił się z niedokoń czonej katedry (lub utopił się ? ), nie pamię tam.

W drodze powrotnej do autobusu wpadliś my do Tesco na dosł ownie pię ć minut. Oczywiś cie rzucił em się do dział u alkoholowego. Nie był o czasu na wybó r. Widział em promocyjną wytrawną czerwień (1 litr z niespodzianką ) za 1.5 euro, z jakiegoś powodu w nazwie był o coś o Portugalii (wypiję w sobotę , opowiem). Wszystko inne kosztuje wię cej. To wszystko dobrze, ale nos trzeba był o pilnie upudrować . Nasz autobus stał na placu w pobliż u jakiegoś centrum handlowego, a jeden chł opak z naszej grupy powiedział , ż e pojechał w tym celu do jednej z kawiarenek zwanych jakimś kebabem, ale nie tej z koł yskami, tylko kebab. Có ż , oto jesteś my, zrobiwszy kagań ce jak tasaki, polubownie przeszliś my obok zamarznię tych kelneró w do odległ ego ką ta kawiarni. Okazał o się jednak, ż e to nie ten ró g, o czym ś wiadczył przyjazny chó r tych samych kelneró w i barmana – „W prawo! ”. Zał atwiwszy swoje sprawy, uś miechają c się z poczuciem winy, opuś cili kawiarnię , wsiedli do autobusu i odjechali.

To wszystko na dzisiaj. Dali to zrobi.

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
 уточки на бревнышке
 лящик
 под одним из киевских мостов
 Кошице. Цветущий олеандр
 Кошице
 Чумной столб
 Святая Елизавета
 местный ёперный театр
 одна из боковых улочек Кошице
Podobne historie
Uwagi (14) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara