O jedzeniu. Lublin (Polska)
Kró tka podró ż do Polski okazał a się spontaniczna, ale cudowna pod każ dym wzglę dem. Wielokrotnie już mó wił em, ż e choć nie jestem zbyt duż y (raczej nie bardzo : )), to lubię pysznie zjeś ć . A ż e w obcym mieś cie, a tym bardziej w obcym kraju, nie jest ł atwo od razu znaleź ć dobre miejsce, piszę o tym, gdzie sama jadł am i nie zawiodł am się . W takich opowieś ciach wszystko jest oczywiś cie wzglę dne, ale co jeś li ktoś się przyda?
Nie był em w Polsce od dwó ch lat. Tym razem z jakiegoś powodu zdziwił em się , ż e Polacy, jak się okazuje, wcią ż mają wł asną , krajową walutę . Aby zrozumieć ceny podam, ż e 1 zł = ok. 5 hrywien, 1 dolar = ok. 3 zł (nie wiem o Eurice, tylko pienią dze amerykań skie został y zmienione).
W tej historii bę dą cztery „sekcje” gastronomiczne: jedzenie na stacji benzynowej, jedzenie w restauracji, jedzenie w fast foodach i street food.
A wię c o jedzeniu na stacji benzynowej. W drodze do Lublina, na napiwek od miejscowego mieszkań ca, zjedliś my obiad na stacji benzynowej Cerber (osada nazywa się Sedlische, traktory sprzedawane są naprzeciwko stacji benzynowej). Szary niepozorny, wrę cz skromny budynek z napisem bar 24 motel.
Nigdy nie pomyś lisz, ż e musisz tam pojechać : instytucja wyglą da bardzo nieatrakcyjnie z zewną trz, a wewną trz jest wię cej niż prosta. Przestronna, ale taka tania knajpka. W sumie jest 12 stoł ó w. Waż ne: toaleta posiada osobną specjalną kabinę dla osó b niepeł nosprawnych. Nie ma podjazdu, ale wejś cie jest moż liwe od tył u, od strony dziedziń ca. Toaleta z czujnikiem ruchu, jest miejsce do mycia rą k. Ogł oszenie na drzwiach toalety: korzystanie z toalety dla goś ci kawiarni jest bezpł atne, dla zwykł ych goś ci kosztuje 1 zł .
Jedzenie jest po prostu "bez gł owy". Na ogromnym talerzu porcyjnym przynoszą najprostsze, wrę cz wiejskie jedzenie: gotowane ziemniaki z koperkiem i masł em, kawał ek schabowego w ukł adzie, soczysty, dobrze wysmaż ony, sał atkę z rzodkiewki i sał aty liś ciastej z dressingiem jogurtowym. Ale. . . nie wiem, jak oni to robią . To był o bardzo ś wież e i po prostu pyszne. Có ż , w tej chwili każ dy kawał ek dostarczał osobną przyjemnoś ć . Gospodarz zapł acił rachunek, wię c nie podam dokł adnej kwoty. Ale są dzą c po duż ym formacie „menu” (patrz zdję cie), obiad dla trzech osó b kosztował.30 zł (w hrywnach – ok. 150, w dolarach – ok. 10).
Już w samym Lublinie podobał a mi się restauracja Kleopatra. Znajduje się na ul. Grodska (w hotelu o tej samej nazwie). Znowu podobał o mi się , ż e absolutnie cał e jedzenie jest ś wież e, bez majonezu. Wzię liś my 2 zupy z kurczaka z makaronem (ś miesznie nazywane zupą po polsku: rosol), popisowe danie Kleopatry - gotowany ryż i frytki (moż liwe albo-albo, ale mł oda kelnerka, widzą c nasze wahanie, sama uprzejmie zasugerował a i- i ), dwa kebaby, ogromny stek i pieczeń wieprzowa z pieczarkami i cebulą , a w zestawie 3 ró ż ne sosy: pomidorowy, ś mietankowy i mix. Nie pikantny, ale nie mdł y, a jedzenie ś rednio sł one, mię so dobre smaż ona wynosił a nieco ponad 60 zł , ale jako goś cie hotelu o tej samej nazwie mieliś my 20% zniż ki, wię c zapł aciliś my 49 zł (w hrywnach - ok. 250, w dolarach - 16.5).
Kilka razy piliś my piwo w ulicznych kawiarniach (no có ż , oglą daliś my mundial, ale co z piwem? ). Ś rednia cena za kieliszek to 5 zł . Nieź le, bardziej niż innym podobał o mi się piwo o zabawnej nazwie „Warka”. Bardzo smaczne marszczenia - tak po polsku nazywają się gofry (nie wyglą dają jak belgijskie, ale są znacznie lepsze). Tak wię c bitą ś mietanę (prawdziwą , nie z butelki) nakł ada się na taki gofr, a na wierzchu - ż ywe jagody + syrop owocowy lub czekoladę . Mmmmmmm, jakie pyszne. Wzię liś my truskawki + brzoskwinia + maliny i jedną porcję (nie moją ) polaliś my czekoladą (dla dwó ch osó b - 11 zł ). Szczegó lnie podobał o mi się , ż e zaró wno wafel, jak i krem był y tylko lekko posł odzone, nie tak jak u nas, ku mdlą cemu horrorowi, tylko po to, by delikatnie podkreś lić smak ś wież ych owocó w. Kolejne pyszne lody - lody - 2 zł gał ka. Z ró ż nymi wypeł niaczami i po prostu kremowy. Podawany w chrupią cym roż ku waflowym. Ró wnież cał kiem nieź le.
No có ż , kiedyś zjedliś my obiad w miejscowej „Puzatowej chacie” (tak to się nazywa po polsku). Po prostu nie był am w „Chacie Puzata” na Ukrainie, wię c nie ma z czym poró wnywać . Có ż , fast food, jak mó wią , to też fast food w Lublinie. Tylko mał y, ale dogodnie zlokalizowany w pobliż u bramy. Szkoda, ż e klimatyzator nie dział ał i był o bardzo duszno. A wszystko jak zwykle: jedzenie na miejscu i na wynos, moż na kupić osobno to, co chcecie, albo wzią ć zestaw (jest ich kilka, najdroż szy to okoł o 18 zł ), potem wychodzi taniej. No, jakoś nie byliś my bardzo gł odni, wzię liś my zupę pomidorową (takie gazpacho z makaronem) i goł ą bki (są ogromne, pó ł palmy), herbatę , kompot i buł ki (Polacy w przeciwień stwie do nas nie jedzą chleba na obiad ). Rachunek wynió sł.18 zł .
Ogó lnie bardzo lubię jak i czym karmią się w Polsce. Wszystko jest bardzo proste, bez ozdobnikó w i dzwonkó w i gwizdkó w. Ale zawsze jest to pyszne, ś wież e i wysokiej jakoś ci jedzenie. W samym Lublinie, zwł aszcza w rejonie pl. Rynek, restauracje, kawiarnie, browary - nie licz i nie odwiedzaj nawet na 10 wizyt. Wszystko inne. Każ da jest ciekawa z czymś wyją tkowym. Jeś li wię c nadarzy się okazja – zafunduj sobie „gastronomiczną ” Polskę .