Wrocław
Czytają c recenzję o jednej z wycieczek, zobaczył am frazę „we Wrocł awiu nie ma co robić ” i szczerze ż al mi tych turystó w, któ rzy uwierzyliby w takie rekomendacje. Tak się zł oż ył o, ż e poł oż ona nieopodal Polska pozostał a krajem tranzytowym. Na wycieczkach autobusowych, hotelach tranzytowych w mał ych urokliwych miastach, na wycieczkach lotniczych pod skrzydł ami migotał y tylko wielkie oś wietlone „oś miornice” nocnych miast, a we Wrocł awiu zaczę ł o się dla mnie bezpoś rednie spotkanie z Polską . Przygotowują c się do zwiedzania, po obejrzeniu wszystkich miast we Wrocł awiu, nie zwracali na to wię kszej uwagi, ale na pró ż no miasto był o tego warte. Przewodnik, trochę zafascynowany czasami sowieckimi, zaczą ł opowieś ć od wydarzeń politycznych, ale dobrze, ż e gnomó w we Wrocł awiu jest duż o i jej historia szybko poszł a w ciekawszym kierunku. Mijają c Operę ulicami, dotarliś my do centralnego Rynku. Kto był w Karlowych Warach, moż e sobie wyobrazić obraz, któ ry widzieliś my. Ró ż nokolorowe kamienice i cudowna architektura ustawił y się w szeregu z pię knym budynkiem Ratusza i nowoczesnym placem fontann. Ratusz ma dwie zupeł nie ró ż ne fasady. Wyglą da na to, ż e są to dwa ró ż ne budynki. . Za piwnicą Svidnickiego (najstarszy pub w mieś cie) udajemy się na Plac Solny, gdzie wokó ł fontanny znajduje się ogromny targ kwiatowy. Zatrzymaliś my się przy koś ciele ś w. Elż biety. Niestety nie weszliś my na wież ę widokową . Do koś cioł a przylegają dwa domy Jas i Mał gosia poł ą czone bramą z napisem „Ś mierć jest bramą ż ycia”. Dalej znajdują się stare rzę dy handlowe z ciekawym pomnikiem zwierzą t domowych, któ rych mię sem handlowano w tych rzę dach. Za Audrą do budynku uniwersyteckiego. Chę tni mogli zajrzeć do auli uniwersytetu. Na uwagę zasł uguje koś ció ł Marii Magdaleny z surowej cegł y z dwiema wież ami i mostem pokutnikó w. Opowiadano o nim legendy o niezamę ż nych dziewczynach. Na moś cie Tumskim, obwieszonym zamkami nowoż eń có w, przepł ynę liś my na Wyspę Tumską . Tutaj duż e wraż enie zrobił a na mnie Katedra Ś wię tego Krzyż a z pomnikiem Jana Nepomucena (patrona Wrocł awia) i oczywiś cie Katedra. Tutaj już wspię liś my się na wież ę pomimo silnego wiatru. I wtedy stał o się jasne, dlaczego Wrocł aw nazywany jest polską Wenecją . Mieliś my uroczy widok na wyspy poł ą czone duż ą liczbą mostó w. Bardzo dobrze. Siedzieliś my w kawiarni na Cathedral Street. Zjedliś my doskonał y tiramit po mieś cie (Florian odpoczywa) i po prostu poszliś my na spacer po mieś cie. Odnajdywanie i robienie zdję ć gnomom był o szczegó lną rozrywką . I są w najdziwniejszych miejscach. Jeden, nawet na samym brzegu Odry, wymazuje. Spacerowaliś my trochę po centrach handlowych. Bardzo dobre ubrania dla dzieci. Dalej na Rynku w kawiarni „Pod Sę pami” spró bowaliś my dań kuchni polskiej. Na rozstaniu nie mogli się oprzeć i kupili jesienny bukiet na Placu Solnym. Pomimo tego, ż e mieliś my na tej trasie takie miasta jak Bruksela, Paryż i Kolonia, Wrocł aw w ż aden sposó b z nimi nie przegrał . A dla mnie stał się znakiem rozpoznawczym goś cinnej Polski, któ ra przestał a być krajem „tranzytowym”.