Wokół Annapurny
Jedną z ciekawszych i najbardziej masywnych tras turystycznych w Himalajach jest pierś cień wokó ł Annapurny (lub Anapurny) - pasma gó rskiego ze szczytem o wysokoś ci ponad oś miu tysię cy metró w. Cał kiem moż liwe jest zorganizowanie i przeprowadzenie tej wycieczki na wł asną rę kę . Optymalny czas to kwiecień -maj lub wrzesień -paź dziernik.
Aby podró ż ować po Nepalu, gł ó wnym warunkiem jest zabranie biletu lotniczego do Katmandu iz powrotem. Analiza wszystkich opcji wykazał a, ż e najlepszą ofertę oferują linie Qatari Airlines: 3 miesią ce przed wylotem wzię liś my bilety z Moskwy za 2.100 rubli w obie strony.
Okoł o 7 godzin jechaliś my autobusem z Katmandu do wioski Dumre. Nastę pnie musiał em iś ć sam. W Dumrze za 3500 rupii (50$) wyczarterowano jeepa, któ ry zawió zł nas i jeszcze 2 Anglikó w przez miasto Beshisahar do wioski. Kudi, gdzie koń czy się droga i zaczyna się szlak turystyczny. Znaleź liś my pensjonat („hotel”), w któ rym za 100 rupii (1.5 USD) wynaję liś my pokoje dla dwojga. Zjedliś my tam kolację i zamó wiliś my ś niadanie na rano.
Wię c dotarliś my do szlaku. Dalsza trasa w dzień wyglą dał a nastę pują co: Kudi (790 m) - Bahundanda (1200 m) - Chamche (1410 m) - Bagarchap (2080 m) - Chame (2500 m) - Pisang (3000 m) - Manang (3530 m) - Dnevka - Leder (4200 m) - Gó rny Obó z Torung Pedi (4900 m) - trans. Thorung La (5416 m) - Muktanah (3760 m) - Jomson (2700 m). W nawiasach podano wysokoś ci osiedli lub obiektó w. Wszystkie przeprawy trwają.5-6 godzin. Przeprawa trwa okoł o 8-10 godzin.
Z Jomson do Pokhary moż na dostać się samolotem w 20 minut lub zejś ć na piechotę w 4 dni, choć po drodze jest też „przejś cie” o wysokoś ci 3700 m. Po drugiej stronie przeł ę czy Thorung La jest też lotnisko mię dzy Pisang i Manang, gdzie moż esz wlecieć lub wylecieć z Pokhary z powrotem w przypadku wyjś cia awaryjnego z trasy. Koszt przelotó w to okoł o 70 dolaró w. Na terenie lotniska znajdują się jednostki wojskowe oraz punkty kontrolne, w któ rych sprawdzane są pozwolenia.
Po drodze kolejne wsie, a co 2-3 km wolnostoją ce pensjonaty, w któ rych moż na przenocować . W każ dym pensjonacie znajduje się restauracja z bogatym menu na kilku stronach. Dobrze jest mieć przy sobie kieszonkowy angielsko-rosyjski sł ownik, aby zrozumieć , co jest oferowane i jak zamó wić samą zupę lub zupę z makaronem, warzywami, jajkami, grzybami, kurczakiem lub czymś innym. Jest też duż y wybó r drugich dań , a takż e herbaty: czarna, zielona, tybetań ska z mlekiem i napojami alkoholowymi (poleca się Kukururama (rum nepalski) lub lokalny bimber, któ ry ma miejsce jesienią ).
Z jakiegoś powodu wszyscy mieszkań cy gó r uwielbiają pikantne potrawy. Jeś li jesz lokalne potrawy w zwykł y sposó b, to po pierwszej ł yż ce czujesz, ż e w ustach pł onie ogień . Dlatego przy zamawianiu dań lepiej od razu powiedzieć : „Bez chily”, czyli nie ma potrzeby pieprzu.
Na wsiach z reguł y jest telefon satelitarny, przez co bardzo trudno jest się wszę dzie dostać , bo. Wszystkie telefony w wiosce są podł ą czone do jednej anteny. To wymaga cierpliwoś ci i szczę ś cia.
Przed wyjazdem duż o czytaliś my o problemach Nepalu z wodą pitną oraz o zaleceniach, aby do picia uż ywać tylko fabrycznie pakowanej wody butelkowanej. Jednak te same zalecenia dotyczą wczasowiczó w w Turcji i Egipcie. Woda w litrowej plastikowej butelce w Katmandu kosztuje 20 rupii, na trasie 50-100 rupii, a w pensjonacie przed karnetem jej cena dochodzi do 150 rupii. Naturalnie szkoda pł acić takie pienią dze za zwykł ą wodę . Dlatego czę sto korzystaliś my z wody z betonowych sł upó w, któ re są obecnie dostę pne w niemal każ dej wsi. Uznaliś my, ż e jeś li wykonano kolumnę betonową , to uję cie wody powinno być niezawodne. Rzeczywiś cie, pó ź niej dowiedzieliś my się , ż e 2-3 lata temu, w ramach programu ONZ, problem dostarczania wody pitnej do gó rskich wiosek Nepalu został w duż ej mierze rozwią zany. Nie należ y jednak pić wody z czysto wyglą dają cego strumienia, jak to robiliś my na Kaukazie, jeś li w gó rze rzeki znajduje się lub moż e być wioska.
Nasz pierwszy spacerowy dzień był trudny: adaptacja do tropikó w, bardzo upalnie, duszno. L. N. najwyraź niej doznawszy udaru cieplnego, ledwo dotarł a na nocleg. Inne mł ode panie wieczorami też nie wyglą dał y zbyt dobrze. W przyszł oś ci chodzili tylko od 6 rano do 12 wieczorem. Jeś li nie zdą ż yli dotrzeć na miejsce, zatrzymywali się w jakimś pensjonacie i odpoczywali do godziny 16, po czym nadrabiali zaległ oś ci.
Zatrudniliś my 2 Szerpó w (10 USD dziennie każ dy), któ rzy nosili cię ż sze mę skie plecaki (20-24 kg), mę ż czyź ni nosili damskie (10-12 kg) i symboliczne kobiety (z chusteczkami i proszkiem - 1-3 kg). Szerpowie okazali się bardzo sprytni: jeden z nich mó wił dobrze po angielsku, sugerował rozkł ad ruchu, najlepsze miejsca na postó j, wybó r dań w restauracji itp. Szerpó w, któ rych nazywa się tu tragarzami, moż na wynają ć w każ dym wsi, wystarczy skontaktować się z wł aś cicielem pensjonatu. Jest tu wielu mł odych ludzi, któ rzy nie mają stał ej pracy i wszyscy cieszą się , ż e otrzymują solidny dochó d, przynajmniej przez nastę pne 10-15 dni. Tragarze są bezpretensjonalni, nocują w tych samych pensjonatach w ciepł ym pomieszczeniu gospodarczym obok siebie na podł odze, gdzie na noc rozkł adane są materace. Jedzą tutaj i podobno z niezł ą zniż ką za przyprowadzenie wł aś cicielki goś ci lub uś miechanie się do miejscowej urody.
Po aklimatyzacji, począ wszy od 4 dnia, poruszanie się stał o się ł atwiejsze, szliś my z przyjemnoś cią , a przed obiadem mieliś my czas na zrobienie przesiadek.
Szlak cał y czas biegnie wzdł uż rzeki, stale zdobywają c 100 metró w w gó rę , a potem tracą c ponad poł owę , czę sto zmieniają c brzeg. Przeprawy przez rzekę zapewniają nowe metalowe mosty wiszą ce.
W miarę jak się wspinamy, natura się zmienia. Najpierw widzimy schodkowe zbocza, gdzie na każ dym skrawku coś roś nie, mał e wioski wznoszą ce się tak wysoko, ż e aż strach na nie patrzeć , bambusowe zaroś la, fikusy i Nepalczykó w z procy strzelają cych z procy z dzikich mał p atakują cych uprawy.
Nastę pnie szlak wiedzie zboczami gł ę bokiego kanionu, po bokach któ rego spł ywają malownicze wielokaskadowe wodospady. Nie widać ż adnych szczytó w, tylko strome urwiska. Czasami szlak jest wyryty bezpoś rednio w skale. W miejscach osuwisk wybudowano mury podtrzymują ce ś cież kę . Nie ma ż adnych ogrodzeń , pomimo gł ę bokich na setki metró w przepaś ci w pobliż u. Szerokoś ć szlaku wynosi okoł o pó ł tora metra, dzię ki czemu nadjeż dż ają ce karawany zał adowanych osł ó w mogą rozejś ć się w dowolne jego miejsce. Osł y są gł ó wnym ś rodkiem transportu setek kilometró w gę sto zaludnionego wą wozu. W Nepalu ruch lewostronny i osł y są szkolone tak, aby oddalać się od nadjeż dż ają cych z lewej strony bez rozbijania szyku. Jakie zdumienie jest wypisane w ich oczach, gdy nadjeż dż ają cy turysta, czepiają c się zbocza z dala od przepaś ci, skrę ca w zł ą stronę na wą skiej ś cież ce. Jakim jesteś osł em, jeś li nie znasz zasad, najwyraź niej myś lą .
Na szlaku, opró cz karawan osł ó w, pojawiają się ró wnież tragarze szerpó w z ł adunkami ponadgabarytowymi (dachó wka, klatki z drobiem, anteny satelitarne itp. ). Istnieją grupy tropicieli (wę drowcó w) z cał ego ś wiata: Niemcó w, Wł ochó w, Brytyjczykó w, Polakó w, Ukraiń có w, Kanadyjczykó w, Japoń czykó w, Chiń czykó w, Izraelczykó w, Australijczykó w, Nowozelandczykó w i innych. Chodzą w grupach, razem, sami. Moż esz się z nimi od razu zapoznać , ponieważ . wtedy spotkacie się wię cej niż jeden raz i pó jdziecie na przeł ę cz prawie w szyku. Nie wahaj się powiedzieć „hai”, „moning” lub „sholom” i spró bować zadać jakieś gł upie pytanie po angielsku, takie jak: „Ile dni nie bę dziesz chodzić po Anapurnie? ” w odpowiedzi moż esz uzyskać dobry rosyjski: „15-18 dni”.
Na terenie wsi Tull dolina rozszerza się , a ponad kilometrowy szlak biegnie brzegiem spokojnie pł yną cej rzeki Marsyangdi. Z gó ry rzeki Himalajó w wyglą dają jak mał e strumienie na dnie szerokiej skalistej ró wniny zalewowej, odzwierciedlają c prawdziwą szerokoś ć rzeki w porze deszczowej.
Za wsią Bagarchap na wysokoś ci ponad 2300 m dolina ponownie się poszerza, szlak zamienia się w drogę przechodzą cą przez las sosnowy. Teraz moż esz zobaczyć oś nież one szczyty. Czasami z podniesioną gł ową podziwiasz gó rę , odchodzą c w chmurach i podziwiasz jej wysokoś ć . Nagle wiatr zrywa z niego pokrywę chmur i otwiera kolejny kilometr szczytu, rozcią gają c się w bł ę kitne wyż yny. Fantastyczny, moż liwy tylko w Himalajach.
Po wiosce Chame, poruszają c się w gó rę , mieliś my przyjemnoś ć podziwiać stopniowo otwierają ce się szczyty: Annapurna 2 (7937m), Annapurna 4 (7525m) i Annapurna 3 (7555m). Jedynie oś miotysię cznik Annapurna 1 (8091m) był ukryty za innymi szczytami. Widzieliś my jednak innych gigantó w Himalajó w – Manaslu (8156 m) i Jaulagiri (8167 m).
W gó rnej czę ś ci doliny znajduje się wiele atrybutó w buddyzmu: klasztory i ś wią tynie strzeż one przez jednego nowicjusza, któ re moż na oglą dać ; stupy ozdobione flagami i umieszczone w gó rach w dowolnym dostę pnym miejscu; struny bę bnó w, któ re zdobią każ dą wioskę , któ re należ y obracać prawą rę ką , aby speł nił o się wszystko, co jest przeznaczone dla ciebie przez Wszechmogą cego.
W wiosce Manang, przed dwukilometrowym startem, zwykle robią jednodniową wycieczkę . W centrum wsi, przy drodze, znajduje się schemat kilkunastu promienistych tras aklimatyzacyjnych, trwają cych od 20 minut do 6 godzin, ze zwiedzaniem jezior alpejskich, dawnych klasztoró w i punktó w widokowych, któ re warto zrobić , aby poczuć się lepiej podczas szturmu na przeł ę cz.
Już od 3000 m rano widzieliś my szron na drewnianych balustradach, stoł ach, ł awkach. Powyż ej 3500 roś linnoś ć przerzedza się i wkró tce koń czy. Zaczynają c od 4000 m wysokoś ć jest wyczuwalna, wspinaczka stał a się trudniejsza. Po 4500 m trzeba co 30-50 krokó w zatrzymywać się na odpoczynek. Nocleg na wysokoś ci 4900 m wspomina się jako kompletny koszmar: nieró wny sen, cię ż ki oddech, pragnienie, fantastyczne sny, upoś ledzenie umysł owe i reakcje: każ da czynnoś ć - zał ó ż buty, zł ó ż plecak - wyglą da na nierozwią zywalny problem.
Spacer po ś niegu na przeł ę cz zajmuje 4-5 godzin, a co ciekawe, na siodle na wysokoś ci 5416 m znajduje się ró wnież pensjonat, w któ rym moż na wypić przynajmniej gorą cą herbatę za 300 rupii za litr. Jeś li nie moż esz znieś ć pó jś cia na przeł ę cz, ale nie chcesz się cofać , to moż esz wynają ć konia z przewodnikiem na ostatnim przystanku, któ ry za 2 godziny zawiezie Cię do siodł a. To prawda, proszą o 70 USD za tę przyjemnoś ć . Podobno w dolnych wioskach moż na wynają ć konia na cał ą trasę do przeł ę czy za 10 dolaró w dziennie, czyli w cenie tragarza.
Zejś cie z przeł ę czy jest oczywiś cie przyjemniejsze. Z każ dym krokiem ł atwiej oddychać , nogi chodzą szybciej, a po 3 godzinach moż na powoli dotrzeć do wioski Muktanakh, a nastę pnego dnia do wioski. Jomson, gdzie znajduje się lotnisko. Z Jomson (2700 m) lecimy samolotem do Pokhary. W 20-minutowym locie zobaczyliś my z gó ry Himalaje: doliny z czę stymi osadami, pola na schodkowych zboczach, w dole szaleją ce rzeki i ś nież nobiał e olbrzymy w pobliż u. Bilety zabrano z wyprzedzeniem, chociaż nie moż na był o tego zrobić . Same wł adze dbają o to, aby turyś ci nie gromadzili się w gó rach, aw razie potrzeby wysył ają dodatkowe loty 15-miejscowego samolotu.