Książka „Niezapomniany Iran”. Rozdział 12

25 Grudzień 2012 Czas podróży: z 01 Lipiec 2011 na 01 Październik 2011
Reputacja: +272.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Mó j najszybszy autostop

Z wyspy Kish popł yną ł em promem do Bandar Charak, a nastę pnie udał em się do Bandar Abbas, gdzie postanowił em zostać na kilka dni z moim przyjacielem Danielem. W dniu wyjazdu ojciec zaproponował , ż e zawiezie mnie na autostradę.30 kilometró w od miasta, ską d ł atwo był o wyjechać do Bam („Bam” w farsi wymawia się dł ugą samogł oską „a”). Na rozstaniu przytuliliś my się mocno i ż yczyliś my sobie zdrowia i szczę ś cia. Szedł em kilka metró w dalej drogą i machinalnie machał em rę ką do przejeż dż ają cego samochodu, któ ry natychmiast się zatrzymał.

- Man mikha m be Baa m bera m, majoni. Man pu le ka fi nadora m. (chcę pojechać do Bam za darmo, nie starcza mi pienię dzy).

Kierowca skiną ł gł ową i zaprosił mnie do samochodu mó wią c, ż e jedzie do jakiegoś miasta 150 km od Bendery. To był mó j najszybszy autostop w cał ej podró ż y.


Przez cał ą drogę kierowca rozmawiał entuzjastycznie i oglą dał moje zdję cia, a po przyjeź dzie z jakiegoś powodu poprosił mnie o zapł acenie za przejazd, pomimo mojej począ tkowej proś by o podwiezienie mnie za darmo.

- Man pul nadora m (bez kasy) - powiedział em pewnie.

- Kula, kula - nalegał kierowca, pokazują c gest palcami, jakbyś my liczyli banknoty.

Ale postanowił em nie pł acić . Potem Irań czyk nagle się uś miechną ł , poklepał mnie po ramieniu i ż yczył dobrej jazdy. Po gwał townej zmianie nastroju są dził em, ż e od samego począ tku liczył na „taarof”, kiedy z grzecznoś ci nie mó gł odmó wić mi podwiezienia za darmo, ale wcale nie zakł adał , ż e ja naprawdę nie zamierzał em zapł acić . Zdają c sobie sprawę , ż e jestem obcokrajowcem i mogę nie wiedzieć o tych przepisach, kierowca zaczą ł mi pomagać i wyjaś niać drogę.

Za jego radą najpierw trzeba był o wezwać Kerman (500 km), a nastę pnie Bam (200 km).

Wiedział em, ż e jest bezpoś rednia droga z Bandar Abbas do Bam, do któ rej ojciec Danielle miał mnie doprowadzić do wyjś cia i oczywiś cie nie rozumiał em, dlaczego trzeba był o zrobić objazd 300 km. Jednak Irań czyk zacmokał na moje zastrzeż enia i powtó rzył : „Kerman”. Do tego czasu korzystał em już z nawigatora GPS i map Yandex, ale w tym programie wskazano tylko gł ó wne autostrady, a mojej drogi nie był o na mapie, wię c nie wiedział em, któ rą trasą jedziemy. Wszystko stał o się jasne, gdy pokazali mi papierową mapę , okazał o się , ż e zostawił em Bendera na zł ej drodze. Po tym incydencie pobrał em Mapy Google, któ re okazał y się bardziej szczegó ł owe i szczegó ł owe, i nadal korzystał em z nich podczas mojej podró ż y.

Po zmianie kilku samochodó w dotarł em do Kerman dopiero o dziewią tej wieczorem.


Ponieważ był o to kolejne miasto, któ re chciał em odwiedzić , miał em już numery telefonó w osó b, z któ rymi planował em zostać . Ale ku mojemu rozczarowaniu ci, do któ rych udał o mi się dotrzeć przez telefon, wyjechali z miasta i nie mogli mnie zaprosić . Potem zadzwonił em do mojego przyjaciela Ali w Bam i potwierdził em, ż e tej nocy spró buję wyjechać dowolnym autobusem. Zaczą ł em pytać taksó wkarzy jak dostać się na terminal, a stoją cy obok mnie Irań czyk z kolegą zaproponował , ż e zawiezie mnie na terminal swoim samochodem.

- Cha i pocisk mishe? (ile to kosztuje? ), - wyjaś nił em.

- Majoni, majoni (wolny) - machali rę kami.

W samochodzie wyjaś nił em, ż e po raz pierwszy przyjechał em do Kerman i jestem w drodze do Bam. Szybko dotarliś my do terminalu, gdzie znaleź liś my wł aś ciwy autobus, któ ry odjechał pię ć minut pó ź niej w kierunku Iransha hr przez Bam. Kasy biletowe był y zamknię te, a bilety trzeba był o kupić w autobusie.

Moi nowi znajomi pomogli mi targować się z kierowcą iw koń cu dostał em bilet za 2$ zamiast 3.5$.

W mię dzyczasie zadzwonił do mnie Ali z Bam i powiedział , ż e dziś w mieś cie odbywa się festiwal dat, na któ rym prezentowane są daty i ratta b ze wszystkich prowincji Iranu - Kermanshah, Bushehr, Bandar Abbas, Kerman. Wydarzenie to odbywa się corocznie pod koniec irań skiego lata, ostatniego dnia miesią ca Szahriwar (22 wrześ nia). Niestety nigdy nie udał o mi się do niego wsią ś ć , ponieważ mó j autobus przyjechał do Bam dopiero o wpó ł do drugiej w nocy.

Twierdza Bam i to, co z niej został o

Mó j przyjaciel Ali studiował na uniwersytecie w Bam i dostał pozwolenie na zaproszenie mnie do noclegu w akademiku, duż o pytał o podró ż e i na koniec powiedział , ż e w Iranie autostop nie istnieje, przynajmniej dla Irań czykó w.

„Ale jeś li widzę pickupa, zawsze staram się go zatrzymać i wsią ś ć z tył u, kierowcy nie biorą za to pienię dzy, wiedzą c, ż e jestem studentem” – powiedział Ali i natychmiast zademonstrował swoją zdolnoś ć do zatrzymywania samochodó w. Wybiegł przed pickupa na ś rodek drogi, energicznie gestykulują c i dają c znak, ż e chce dostać się z tył u. Gdybym jechał , trafił bym takiego autostopowicza czymś cię ż kim na tak przymusowy postó j, ale kierowca pikapa tylko się uś miechną ł i skiną ł , ż eby wskoczyć do tył u.


Zaczę liś my wię c zwiedzanie miasta. Bam został poważ nie uszkodzony przez trzę sienie ziemi w 2003 roku, kiedy zginę ł o ponad trzydzieś ci tysię cy ludzi, a do 80% wszystkich budynkó w został o zniszczonych. Tak katastrofalne zniszczenia spowodowane był y tym, ż e miasto skł adał o się gł ó wnie z domó w z cegł y, któ re budowano bez przestrzegania zasad budowy domó w na terenach aktywnych sejsmicznie.

Po trzę sieniu ziemi domy w Bam zaczę to budować „prawidł owo” - najpierw montuje się metalową ramę , a nastę pnie przestrzeń wypeł nia się blokami. Dzię ki temu nowe budynki stają się bezpieczniejsze, choć bardzo do siebie podobne. Na podwó rku z reguł y rozł oż ony jest ogró d z drzewami daktylowymi.

W mieś cie znajduje się twierdza Bam (Arg e Bam), któ ra zawsze był a uważ ana za perł ę Iranu, a poza tym jest to najwię ksza na ś wiecie budowla z cegł y. Twierdza został a zbudowana w VI-IV wieku. przyp. mi. na terenie Jedwabnego Szlaku i został doszczę tnie zniszczony przez trzę sienie ziemi w 2003 roku. Od tego czasu jest sukcesywnie odnawiany przez specjalistó w. Stopień zniszczenia moż na ocenić na stronie Mię dzynarodowego Centrum Rekonstrukcji Trzę sień Ziemi (http://www. earth-aur... bam_iran_en. php). Mó wią , ż e prace postę pują powoli, bo starają się odtworzyć wszystkie budynki przy uż yciu starych technologii.

Wielokrotnie mó wiono mi też , ż e odbudowa twierdzy ma szczegó lne znaczenie dla mieszkań có w Bam, jej odbudowa jest symbolem niezł omnoś ci i pewnoś ci siebie, nadziei na przyszł oś ć dla tych, któ rzy stracili wszystko po katastrofie, przynajmniej ja sł yszał em takie wyjaś nienie od ró ż nych ludzi.

Wejś cie do twierdzy był o bezpł atne, ale mę ż czyzna w budce skrupulatnie zapisał moje nazwisko i, co waż niejsze, kraj, z któ rego pochodzę . Przed kompleksem wisiał y transparenty UNESCO z fotografiami zniszczeń i przygotowywanymi planami prac konserwatorskich. Twierdza Bam i jej krajobraz kulturowy został y wpisane na listę ś wiatowego dziedzictwa dopiero po trzę sieniu ziemi.

Przed katastrofą wiele budynkó w wokó ł cytadeli był o już w ruinie, ale teraz gł ó wne budynki, któ re ocalał y wcześ niej, został y cał kowicie zniszczone: bazar, koszary, gimnazjum, stajnie, dom Sarjuka, herbaciarnia.


I oczywiś cie najbardziej ucierpiał a Cytadela, prezentują c się jako integralna konstrukcja i tworzą ca sam obraz twierdzy Bam, któ ry wcią ż czę sto widzimy na fotografiach reklamowych irań skich biur podró ż y.

Na terenie Arg e Bam nie był o markiz, spę dziliś my kilka godzin w palą cym sł oń cu, przeszliś my obok zrujnowanych budynkó w wzmocnionych palami, oceniliś my postę p prac konserwatorskich i wspię liś my się na to, co został o z wież y widokowej, co zapewniał o dobrą widok na miasto.

I tylko daty są wieczne

Stoją c w najwyż szym punkcie cytadeli, gdzie kiedyś znajdował a się wież a widokowa, rozglą dał em się po zrujnowanych budynkach i sł ynnych ogrodach daktylowych Bam. Nie został y dotknię te trzę sieniem ziemi i podobnie jak wiele lat temu rozcią gnę ł y się na dziesią tki kilometró w wokó ł miasta.

Opuś ciliś my „Arg e Bam” i weszliś my do jednego z ogrodó w, któ ry nie był nawet ogrodzony.

Wś ró d drzew szybko znaleź liś my wł aś ciciela z dzieć mi. Aby zbierać plony, wspią ł się na drzewo i potrzą sną ł wią zkami daktyló w, podczas gdy dzieci trzymał y w powietrzu szmatkę , aby zebrać w niej spadają ce owoce. Wybrał em randkę i zapytał em: „Khorma e khub e? ” (dobra data? ). Wł aś cicielka ogrodu zeszł a z drzewa, poczę stował a mnie garś cią daktyli i poprosił a Ali o przetł umaczenie:

- Mó wi, ż e to dobra data, ale nie najlepszej jakoś ci, takiej plony nie moż na eksportować . Jutro rano pojedzie zbierać daktyle najlepszej jakoś ci w swoim ogró dku poza miastem i zaprasza nas do siebie.

Nastę pnego ranka obudziliś my się bardzo pó ź no i postanowiliś my sami udać się do ogrodó w randkowych. Po zapytaniu lokalnych mieszkań có w doszliś my do wniosku, ż e najlepiej wybrać się do miasta Baravat, któ re znajduje się kilka kilometró w od Bam. Od samego począ tku zdecydował em się na autostop, co bardzo zdenerwował o Aliego i jego przyjaciela.

„Jesteś my Irań czykami, za darmo nas nie zabiorą ” – powtarzali, ale wbrew ich stereotypom bez trudu przekonał em kierowcę , ż eby podwió zł nas we tró jkę do są siedniego miasta, ską d pojechaliś my do ogrodó w. Taxi.

- Chegha dr Mishe? (ile to kosztuje) - zapytał em taksó wkarza o opł atę.


- Gha beli nadar e (to nic nie kosztuje) - odpowiedział taksó wkarz.

„To taarof”, wyjaś nił mi Ali, „Mó wi, ż e nie musi pł acić , ale w rzeczywistoś ci robi to z uprzejmoś ci i oczywiś cie spodziewa się zapł acić za przejazd.

Kwota okazał a się jednak symboliczna, tylko po pię ć set tomó w z każ dego.

„Bagh e horma (ogró dek daktylowy)” – powiedział taksó wkarz i zatrzymał samochó d. Wyszliś my na ulicę z wieloma alejkami, gdzie za wysokimi glinianymi pł otami rosł y palmy daktylowe.

Drzwi wejś ciowe do najbliż szego ogrodu był y otwarte i weszliś my do ś rodka, znajdują c się w cieniu gę stych koron wysokich palm, z któ rych z każ dej zwisał y snopy daktyli, w są siedztwie rosł y pomarań cze i choć wcią ż był y zielone , był y już sł odkie i jadalne. Przywitał nas wł aś ciciel ogrodu, mł ody czł owiek w szerokich spodniach, takich jakie nosi się w Pakistanie.

Powiedział em, ż e przyjechał em do Bam ze wzglę du na randki i ż e bardzo chcę wspią ć się na palmę . W odpowiedzi wł aś ciciel zademonstrował swoje umieję tnoś ci wspinania się na drzewo - od razu wspią ł się na wysoką palmę , na same jej gał ę zie, zaczą ł nią skakać i potrzą sać , tak ż e spadł y na nas daktyle. Po czym zszedł na dó ł i pomó gł zebrać owoce, a takż e wyjaś nił , jak je odró ż nić jakoś ciowo:

- Dla najlepszych daktyli skó rka powinna być bardzo blisko mią ż szu i tak cienka, ż e ​ ​ nawet nie czuć , wysył amy takie daty na eksport.


Aby samodzielnie wspią ć się na palmę , począ tkują cy muszą uż yć liny jako zabezpieczenia, opasują c ją wokó ł drzewa, aby nie poluzować się i nie spaś ć . Irań czyk zauważ ył , ż e nie ma liny, ponieważ od dawna wspina się po drzewach, wię c musiał em być bez ubezpieczenia. Na trening najpierw pró bował em wspinać się po niskich drzewach, okazał o się to wcale nie trudne - na krawę dziach pnia palmy był y duż e pó ł ki, na któ rych moż na spokojnie staną ć nogami, po prostu trzeba był o się trzymać Twoje rę ce. Przed wyjazdem wspią ł em się na trzymetrowe drzewo, zrobił em kilka zdję ć , wybrał em garś ć daktyli i tam je zjadł em. Tym razem silne pragnienie uratował o mnie od obż arstwa daktylowego – dwulitrowa butelka wody, któ rą ze sobą zabrał am, był a już skoń czona, a bardzo trudno był o zjeś ć duż o daktyli na sucho, wię c wró ciliś my do domu.

Ale jak tylko był em na bazarze, od razu kupił em sobie paczkę daktyli, na któ rych był o napisane wielkimi literami: „khorma ye Bam, export” (daty z Bam, export). Mał e pó ł kilogramowe paczki kosztują okoł o 3 USD, owoce w nich są starannie uł oż one w rzę dzie, nie są zmiaż dż one i zawsze ś wież e, ponieważ są przechowywane w lodó wkach. Daktyle moż na też kupić w metalowych i plastikowych wiaderkach i beczkach, w któ rych zostaną sprasowane w pastę , ale cena bę dzie kilkakrotnie tań sza, a takż e na wagę za 2-4 USD/kg. Na rynku sprzedawano ró wnież produkty z daktyli: oliwy, miodu, marmolady, syropu i sosu. Opró cz samych dat moż esz kupić „ratta b” - niedojrzał e daty. Na podniebieniu ję drne i lekko cierpkie owoce o barwie od ż ó ł tej do jaskrawoczerwonej. Spoż ywa się je ró wnież samodzielnie z mlekiem lub jogurtem. Zakup wyglą da bardzo efektownie w postaci duż ej gał ę zi z pę kami ratta ba.

Odniesienie.

Istnieją cztery etapy dojrzewania dat (nazwy zapoż yczone z ję zyka arabskiego): kimri (niedojrzał y), khlal (wielkoś ć dojrzał ej daktyli, chrupią cy do smaku), rutab (dojrzał y, mię kki), tamr (zbierany i suszony na sł oń cu ). W krajach islamskich, tradycyjnie po zachodzie sł oń ca w Ramadanie, daktyle podaje się z jogurtem lub mlekiem jako pierwsze danie.

W Bam w prowincji Kerman w Iranie uprawiana jest odmiana „Mozafati” lub „Daty z Bam”, takie daktyle mają dobry smak i mogą być przechowywane przez dł ugi czas (do dwó ch lat w temperaturze -5C). Daty stanowią.10% wszystkich zbioró w w Iranie, okoł o jedna trzecia z nich jest eksportowana.

Ile kosztuje opium dla ludzi?

O dziewią tej wieczorem dotarliś my do akademika. Ze wzglę du na to, ż e miał być naprawiony, wszyscy uczniowie już wyszli, a gaz był wył ą czony, nie mogliś my ugotować obiadu. Po kę sie konserwy zaprosił em mojego przyjaciela Farhada na spacer i kupienie czegoś na deser.


- Az biał oruś - odpowiedział Farhad i zwró cił się do mnie - Przechodzień pyta, po co jesz tu daktyle, są już wyschnię te i niesmaczne.

Zdał em sobie sprawę , ż e zauważ ył mnie jakiś Irań czyk i podszedł , ż eby się zapoznać , ale ponieważ do tego czasu wspią ł em się wysoko na palmę , był em bardzo zaję ty - jedną rę ką trzymają c drzewo, drugą pró bował em zbierać daktyle w torba.

- Tu już prawie nie ma dla nas dat - krzyknę ł am z drzewa - Palmy są bardzo niskie, a ludzie wybrali już wszystkie najsmaczniejsze. Powiedz mu, ż e jestem zaję ty i nie mogę zejś ć na spotkanie z nim. Chcę jeś ć ! Czł owieku gorosne jestem! (Jestem gł odny).

„Przechodzień mó wi, ż e zaprasza nas do swojego domu, w jego ogrodzie rosną pyszne daktyle” – przetł umaczył Farhad.

Zeskoczył em z drzewa, przede mną stał mł ody czł owiek w biał ym ubraniu i szerokich spodniach, nazywał się Omi d. Podą ż yliś my za nim i kilka minut pó ź niej byliś my w jego domu.

Za wysokim pł otem stał duż y parterowy dwó r, aw ogrodzie rosł y palmy daktylowe.

Nasz nowy znajomy szybko wszedł do domu i wkró tce wró cił z czajnikiem i ciastkami, a my usiedliś my na dywanie na podwó rku. Biorą c moją torbę daktyli, któ rą wybrał em na placu, Omid wytrzą sną ł je na ziemię i powiedział : „In khorma khub nist” (to są zł e daty), po czym wspią ł się na palmę w pobliż u domu i zaczą ł zbierać daty dla nas. Kiedy wró cił , poczę stował nas cał ą paczką pysznych owocó w z gorą cą herbatą.

„Sprzedał em jeden z moich ogró dkó w daktylowych i kupił em ten dom”, powiedział Omid, „ponieważ dobrze znał em jego wł aś ciciela, zasadził te palmy okoł o dwudziestu lat temu.

„Sabrowy koń ! ”(czekaj), nagle dodał i wró cił do domu, a kiedy wró cił , trzymał w rę kach masywny brą zowy talerz, na któ rym dymił y wę gle.

Był o to misternie wykonane naczynie, ozdobione wieloma nogami w postaci bykó w, stoją cych dwoma kopytami na ziemi i się gają cych do gó ry ł bami, któ rych rogi i profil przypominał y pomniki Persepolis. „Ponieważ wę gle już się pojawił y, bę dziemy palić fajkę wodną ”, pomyś lał em i ponownie zapytał em: „Ghalyu n? (nargile)".


- Na! (nie), - odpowiedział wł aś ciciel, wyjmują c z tkaniny pasek koloru ciemnobrą zowego. Przywió zł też przedmiot o dziwnym kształ cie, któ rego jeden koniec wyglą dał jak duż a brą zowa kula, a drugi koń czył się dł ugą rurką , przez któ rą moż na był o oddychać , a takż e uż ywać jej jako dł ugopisu. Mó j przyjaciel Farhad obserwował jego dział ania z niezadowoleniem.

- Alex, to nie jest fajka, to jest wafur - fajka do palenia "tarja k". Nie wiem, jak to przetł umaczyć na angielski.

- Czy to naturalne? Czy moż na palić ? Zapytał am.

- Tak, jest naturalny, zbierany z roś lin. Tylko nie pal, "tarja k" to bardzo zł a rzecz, to narkotyk.

Idą c za radą Farhada, postanowił em nie palić , ale po prostu kontynuować rozmowę , delektują c się herbatą i daktylami.

- Widzisz mał ą dziurę na wafurze? - Irań czyk wskazał cienką jak igł a dziurę w brą zowej kuli fajki, - Tarji nie moż na rozgrzać na otwartym ogniu, wię c najpierw wrzucam wafur do wę gli, podgrzewam, a dopiero potem palę.

Za pomocą specjalnych noż yczek oddzielił mał y lepki kawał ek od brą zowej masy i przył oż ył go do otworu w brą zowej kuli. Potem wzią ł kawał ek wę gla szczypcami, przynió sł go na niewielką odległ oś ć od wafuru i kilkakrotnie wydychał rurą , tak ż e powietrze wychodzą ce z otworu padał o na wę giel, rozgrzewają c go do czerwonoś ci. Od gorą ca brą zowa substancja wokó ł dziury zaczę ł a się topić i kapać do rurki, po czym Omid wzią ł kilka gł ę bokich wdechó w i wypuś cił dym biał y jak para.

- Jeden mezcal (miara 4.6 gr.

) kosztuje 4 dolary w Iranie i 2 dolary w Afganistanie i Pakistanie – powiedział z namysł em.

- A ile to waż y? – zapytał em, wskazują c na bar.


Omid wzruszył ramionami i gdzieś poszedł . Przez chwilę byliś my sami, a teraz ż ał ował em, ż e nie zabrał em ze sobą aparatu - bardzo chciał em zrobić zdję cie pł yty wę glowej i wafuru. Wł aś ciciel wró cił z elektroniczną wagą i kł adą c na niej brą zowy pasek, pokazał , ż e jego waga wynosi okoł o pó ł kilograma. Pomyś lał em, ż e mimo wszystko nie warto robić zdję ć czegokolwiek: specjalne noż yczki i szczypce, pł oną ce wę gle, wafur, tarja k i ł uski - wszystko to był o zbyt niebezpieczne, aby mieć przy sobie takie zdję cia i nie bać się ich im Problemy. Irań czyk wzią ł kilka zacią gnię ć i zapalił , a nastę pnie kontynuował rozmowę w farsi, jego przemó wienie został o przetł umaczone przez mojego przyjaciela.

- Kilka razy jeź dził am do Afganistanu bez dokumentó w, ubrana w stroje, któ re noszą miejscowi, nauczył am się miejscowego ję zyka, a nawet zapuś cił am brodę , ż eby nie zwracać na siebie uwagi i sprowadzać tarii do Iranu.

- Ja też chcę jechać do Afganistanu - odpowiedział em - ale obawiam się , ż e nie jest tam bezpiecznie dla turystó w. Moż e też muszę zapuś cić brodę i jakoś ubrać się w specjalny sposó b, ż eby nie wyglą dać na obcokrajowca?

„Nie ma znaczenia, jak się ubierasz i czy zapuszczasz brodę , po kolorze skó ry zawsze moż esz rozpoznać , ż e nie jesteś miejscowy”, powiedział Irań czyk, zdemontował fajkę i wytrzą sną ł czarne wę gle, „to jest też tarjak i moż na go palić , ale jest znacznie mocniejszy niż naturalny i kosztuje okoł o 5 USD.

- Wow, okazuje się , ż e moż na kupić za 4 USD, palić i sprzedawać za 5 USD?

- Zgadza się , uż ywają go tylko najbardziej nał ogowi palacze, dla któ rych zwykł a tarja k już nie dział a. Nie palę , ale zbieram i sprzedaję.

Rzą d ogł osił , ż e ze wzglę du na to, ż e wielu podró ż ował o wł asnymi samochodami w odwiedziny do krewnych, nawet pojazdy Czerwonego Krzyż a z wodą i jedzeniem przez dł ugi czas nie mogł y przejeż dż ać po drogach z powodu korkó w. Dlatego przyjechaliś my do Bam znacznie pó ź niej i niedaleko naszego zrujnowanego domu zastaliś my ż onę naszego brata, któ ra nie przestawał a pł akać . Powiedział a, ż e ​ ​ jej brat ż yje, ale poszedł pomó c są siadom. Z tego, co się dział o, sami przeż yliś my silny szok i przez dł ugi czas nie mogliś my jej uwierzyć , a moja mama cał y czas szlochał a i pytał a: „Gdzie jest mó j syn, powiedz mi, gdzie on jest? ”. I tak to trwał o aż do powrotu brata, pomagał wtedy są siadom. To był o straszne. Setki ciał leż ał y rzę dami na ulicy wzdł uż drogi, nigdy nie zapomnę tego strasznego widoku. Wiele osó b w Bam stracił o wszystko po trzę sieniu ziemi: domy, rodziny, krewnych i przyjació ł …


Wedł ug oficjalnych danych niszczycielskie trzę sienie ziemi pochł onę ł o ż ycie ponad 26 tysię cy obywateli w cią gu jednego dnia, najwyraź niej wtedy wielu uzależ nił o się od narkotykó w.

- Czy twoi bliscy ró wnież ucierpieli podczas trzę sienia ziemi? Zwró cił em się do Irań czyka.

- Zelze le? (trzę sienie ziemi), - zapytał w zamyś leniu Omid, - brawurowy baran, khahar ram ...ziya d ...(brat, siostra, wielu ... ) - i ponownie pogrą ż ył się w swoich myś lach, a potem zaczą ł o czymś mó wić . Farhad przestał tł umaczyć i powiedział:

- Teraz coś mó wi, ale czasami przestaję go rozumieć , chyba ten tarjak dział a. Jest bardzo zł ym czł owiekiem, mó wi, ż e nielegalnie przywió zł tarjak do Iranu i ż e jeś li chcę kupić to mogę się z nim skontaktować . Nie wiesz, jak niebezpieczny jest tarjak, ale widział em to na wł asne oczy. Z tego powodu mó j brat stał się narkomanem, dł ugo nikomu nic nie mó wił , a my nie podejrzewaliś my.

Potem zaczą ł wynosić z domu pienią dze, kosztownoś ci i rzeczy, aby je sprzedać i kupić wię cej tarjaku, ż ona go zostawił a. Znaleź liś my dla niego lekarza, ale był o już za pó ź no, nigdy nie udał o nam się go cał kowicie wyleczyć . Wynoś my się stą d Alex jestem zmę czona i nie chcę już tu być , nie kł ó cę się , ta osoba moż e być dobrym gospodarzem i zaprosić cię do odwiedzenia, a on cię dobrze potraktuje, ale on sprzedaje tarjak, a on jest bardzo zł ym czł owiekiem.

Podzię kowaliś my wł aś cicielowi za goś cinę i opuś ciliś my jego dom. Był a wczesna pią ta rano, wię c spę dziliś my okoł o czterech godzin na rozmowie. Wracają c do hotelu, od razu zajrzał em do sł ownika i dowiedział em się , ż e w tł umaczeniu z farsi „tarya k” oznacza „opium”.

Odniesienie. Pierwsza wzmianka o opium pochodzi z 3400 pne. mi. Tablice znalezione w sumeryjskim mieś cie Nippur w Mezopotamii opisują proces zbierania porannego soku opiumowego i wytwarzania z niego opium.

Niedojrzał e strą ki maku lekarskiego są rozcinane po opadnię ciu liś ci, wypł ywa z nich biał a ż ywiczna substancja, któ ra stopniowo twardnieje i brą zowieje - to jest opium. Najtrudniejsze jest leczenie opiomanii, a najniż szy odsetek wyleczonych narkomanó w.


Notatka. Import narkotykó w do Iranu jest karany ś miercią , a za ich uż ywanie – dł ugoletnim wię zieniem. Wszystkie nazwiska w historii są fikcyjne. Autor był obserwatorem zewnę trznym i nie naruszał prawa.

Autor: Kozł owski Aleksander.

Ksią ż ka: „Niezapomniany Iran”. 159 dni autostopu.

Ź ró dł o: http://sanyok-biał oruś . ludzie. pl/

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (0) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara