Książka „Niezapomniany Iran”. Rozdział 4. Kaszan
Nie pij z mojej butelki
Z terminalu musiał em wzią ć taksó wkę „dar-bast”, bo nie mogł em odnaleź ć drogi na ulicach. Został em przywitany przez goś cinną Rezę i od razu zaprowadził em do kuchni, proponują c spró bowanie pysznego irań skiego napoju. Wyją ł z szafki dziwnie wyglą dają ce nasionko, zmieszał je z wodą i dodał syropu.
„Trucizna musi być zawsze sł odka” – wyjaś nił .
„Wię c najpierw wypij siebie, potem ja” – zasugerował em.
Wyzywają co wypiliś my szklankę jednym haustem. Wtedy powiedział em:
- Jeś li mnie nie otruł eś , Rezo, to jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Wię c zostaliś my przyjació ł mi. Pó ź niej Reza przyznał , ż e trucizna był a wadliwa iz jakiegoś powodu nie dział ał a, ale od tego czasu ufam mu jak sobie. Wieczorem czekaliś my na przyjazd Luki, tego samego, któ rego poznał em w Kom.
- Czy naprawdę trzeba tanio podró ż ować ? Szedł em z dworca autobusowego, to nie wię cej niż dziesię ć minut na spacer tutaj - zaś miał się Luka.
Usiedliś my razem na podł odze i zjedliś my naleś niki z tej samej patelni, któ rą on ugotował , a obok stał y biał oruskie placki ziemniaczane wł asnej produkcji, jednak nie znalazł em kwaś nej ś mietany i musiał em ją zastą pić jogurtem bez smaku.
Jedliś my z tej samej patelni i opowiadaliś my sobie o podró ż ach i przygodach. Ale kiedy Luca i ja zaczę liś my pić z tej samej butelki, Reza spojrzał na nas podejrzliwie.
- Znowu nas otruł eś , Reza? Zaż artował em i wrę czył em mu butelkę : Napij się z nami!
- Nie chcę - odpowiedział Reza - jak pił eś z tej butelki, to ja z tej butelki nie bę dę pił .
Nastę pnie opowiedział nam o bardzo groź nych bakteriach, któ re są przenoszone, jeś li pije się z jednej butelki, a takż e nauczył nas, jak pić prawidł owo: trzeba unieś ć butelkę nad siebie i struż ką wlać wodę do ust, nie dotykają c butelki struż ką . Twoje usta. Kiedy zapytaliś my, czy boi się jeś ć z tego samego garnka, odpowiedział , ż e nie boi się jeś ć , ale bał się pić , bo to jest zaraź liwe.
Pó ź niej zauważ ył em, ż e takie zachowanie jest czę ś cią etykiety, wię c jeś li zaproponowano ci picie wody z butelki i przył oż ył eś usta do szyi, to nikt po tobie nie bę dzie pił wody.
To miasto sł ynie z bazaru, tkanin, dywanó w i ceramiki, a takż e tradycyjnych domó w, któ re znajdują się tak blisko siebie, ż e gdy już trafisz we wł aś ciwe miejsce, choć ominiesz wszystko w kilka godzin, bę dziesz niezwykle nasycony pozytywnymi wraż eniami.
Był em zafascynowany Kashanem. Aby mnie zrozumieć , trzeba na wł asne oczy zobaczyć domy Tabatabai, Borujerdiego, Ameri i Abbasiana. Wspinają c się na wyż sze pię tra, przeciskają c się po wą skich schodach i bez koń ca wchodzą c do ró ż nych pokoi, chodzą c po dachu i jedzą c granaty i figi zerwane w ogrodzie, wydawał o mi się , ż e jestem w bajce „1000 i jedna noc”. Miał em takie mocne wraż enie pał acó w i architektury, gdzie fontanny grał y na tle luksusowych pał acó w i rosł y drzewa figowe i granatowe. Wś ró d innych atrakcji warto zwró cić uwagę na dawną ł aź nię – Hammam e Sultan Mir Ahmad oraz jeden z najlepszych parkó w w Iranie – Bagh e Tarikhi ye Fin (Fin Garden).
Po tym mieś cie nie podziwiał em już czerwonych domó w Abyane i ceglanych ulic Yazd i za każ dym razem pytano mnie, któ re irań skie miasto najbardziej mi się podobał o, odpowiadał em: „Kashan – kheili dost daram” (bardzo lubię Kashan ).
Autor: Kozł owski Aleksander.
Ksią ż ka: „Niezapomniany Iran”. 159 dni autostopu.