Książka „Niezapomniany Iran”. Rozdział 1. Wędrówka z Azerbejdżanu do Iranu (punkt kontrolny Astara)
Astara zmiaż dż yć.
Droga z Baku do granicy z Iranem trwał a okoł o czterech godzin. Po drodze miniesz miasto Lankaran. To bardzo ciekawe miasto pod wzglę dem rolniczym - uprawia się tam pomarań cze, mandarynki, kiwi, feijoa, wię c jeś li przyjedziesz pod koniec paź dziernika, bę dziesz mó gł zobaczyć , jak rosną te owoce. W Lankaran znajduje się ró wnież pomnik herbaty, ogromny samowar – w tym regionie uprawiana jest wysokiej jakoś ci herbata pod marką „A zer Chai”, nagrodzona wieloma zł otymi medalami na mię dzynarodowych wystawach.
Ostatnie dwieś cie kilometró w leciał em z azerbejdż ań skim Schumacherem, któ ry nawet wpadał w zakrę ty z prę dkoś cią stu dwudziestu kilometró w na godzinę . Gdzieś na drodze zatrzymał się , ż eby kupić arbuza, nie starczył o mu pienię dzy, a ja podarował em dwa manaty. Potem jechaliś my jeszcze szybciej, naszą ostatnią osadą był a jakaś wioska, ską d już busem dojechał em do Astary.
Pasaż erowie pytali mnie, doką d jadę . Z dumą odpowiedział em, ż e chcę być wieczorem w Teheranie.
- Wieczorem nie bę dzie cię w Teheranie, tylko jeś li rano, a potem to zależ y od zwyczajó w - poprawił mnie jakiś mę ż czyzna, jechał z ż oną do irań skiej Astary odwiedzić krewnych. To miasto podzielone jest na dwie czę ś ci: jedna poł owa znajduje się w Azerbejdż anie, druga w Iranie.
Zegar wskazywał pierwszą po poł udniu i pomyś lał em, ż e bez problemu dojadę do Teheranu. Wysiedliś my z minibusa i przeszliś my przez miasto na odprawę celną . O ile rozumiem, jest przejś cie dla samochodó w, jeż dż ą tam też regularne autobusy. Ale ponieważ był em bez samochodu, zawieź li mnie do przejś cia dla pieszych.
Przejś cie wyglą dał o tak: dł ugie rzę dy krat, któ re dzielił y ludzi na dł ugie szeregi, na szczycie baldachimu nieznanego pochodzenia.
Pomimo tego, ż e posterunek powinien otwierać się rano i pracować do wieczora, dziś był otwarty przez pó ł godziny o dziesią tej rano, a od tego czasu jest zamknię ty, wię c przed drzwiami cią gnę ł y się kolejki kilkuset osó b, któ re siedział y leż eli, spali, jedli, zaś miecali w tych przejś ciach od krat. Każ de przejś cie koń czył o się mał ymi metalowymi drzwiami. Zdesperowani ludzie pró bowali wyważ yć nasze drzwi ł omami. Kiedy im się nie powiodł o, nerwowo walili instrumentami w drzwi i przeklinali po azersku.
Tymczasem coraz wię cej ludzi zbliż ał o się do przejś cia i wkró tce za mną utworzył się tł um, któ rego koń ca nie był o widać . Nikogo nie brakował o. Minę ł y cztery godziny (! ), teraz musieliś my czekać w gę stym ś cisku mię dzy ludź mi, a pó jś cie do toalety czy kupienie wody nie wchodził o w rachubę.
O pią tej wieczorem zaskrzypiał a rygiel jednych z drzwi, drzwi się otworzył y, a azerbejdż ań ski pogranicznik, któ ry wyjrzał przez nie, powiedział po rosyjsku: „Przejś cie jest otwarte przez dziesię ć minut”.
Ludzie rzucali się do drzwi jak szaleni, kobieta krzyczał a w przejś ciu, w krzykach sł yszał em pł acz dziecka, nieokieł znany tł um rzucił się do drzwi. Z trzech drzwi tylko jedno był o otwarte i tylko przez dziesię ć minut. Kobiety z wielkimi torbami na zakupy krzyczał y jak szalone. Jak wyjaś nili mi miejscowi, kobiety te kilka razy dziennie przekraczają granicę , aby kupić tanie jedzenie w Iranie i sprzedać je po wyż szej cenie w Azerbejdż anie. Ponieważ swoimi przejś ciami stwarzają pogranicznikom duż o pracy, ci ostatni nawet nie przeszkadzają i nie zachę cają , jeś li taka kobieta zostanie zmiaż dż ona lub cał kowicie uduszona w tł umie.
Oto moja kolej.
Zwykł e drzwi, pię ć osó b pró buje się przecisną ć jednocześ nie, przytulił em się do mę ż czyzny, któ ry odepchną wszy sł abszych, pę dził do przodu. Za mną usł yszał em, jak straż nicy graniczni zaczę li zamykać drzwi, wypychają c sił ą tych, któ rzy nie zdą ż yli przejś ć , a minutę pó ź niej drzwi się zatrzasnę ł y.
To był koniec naszego cierpienia. Okazał o się jednak, ż e czeka na nas jeszcze dwoje drzwi. Teraz czekaliś my w dusznym korytarzu, straż graniczna zabrał a czę ś ć paszportó w i poszł a je wydać . Zgodnie z prawem muszą wpuszczać przede wszystkim obywateli innych krajó w, wię c pokazał em mu swó j paszport, pomyś lał i gł oś no krzykną ł do tł umu: „Biał oruś przepuś ć cie go przez drzwi”. Ale oczywiś cie nikt go nie sł uchał . Potem podszedł do mnie sam pogranicznik, o ile pamię tam oficer, już siwowł osy i szanowany wuj, przeklinają c i przeciskają c się przez tł um, pocą c się i cię ż ko dyszą c od takiego wysił ku fizycznego, prowadził mnie za rę kę przez drzwi. Wię c zdał em drugi poziom.
Ostatnie drzwi był y przeszklone, został o nie wię cej niż sto osó b, ale powiedziano nam, ż e przejdzie tylko pierwsze dwadzieś cia osó b. Dlatego konkurencja był a wysoka. Ja, podobnie jak inni mę ż czyź ni, był em po prostu popychany do ką ta przez mł ode panie z torbami z zakupami, bo musiał y przejś ć , ż eby za wszelką cenę kupić dla siebie towary. Nie dbali o resztę , a reszta darzył a ich wzajemnymi uczuciami. Straż graniczna liczył a ludzi, a przed nim dziesię ć osó b z krzykami i ję kami przeciskał o się przez jedne, tym razem wą skie, szklane drzwi. „Dwadzieś cia, blisko! zawoł ał do niego asystent. Dwudziesta pierwsza kobieta z torbą na zakupy krzyknę ł a gł oś no, zł apał a rę koma framugę i zaczę ł a podcią gać się na rę kach, ż eby przecisną ć się przez drzwi. Straż graniczna zaczę ł a energicznie chwytać ją za palce i odpychać . Mł oda dama okazał a się mą drzejsza, w ostatniej chwili udał o jej się wsuną ć nogę do przejś cia. Teraz drzwi się nie zamykał y.
Straż graniczna nie spodziewał a się takiej sztuczki i zaczę ł a kopać jej wystają cą czę ś ć ciał a obcasami butó w. Kobieta krzyczał a jeszcze gł oś niej, ale nie zdję ł a nogi. Nie pomogł y też starania trzeciego celnika, któ ry pobiegł na ratunek, a takż e pilnie wł ą czył pię ty do pracy. Po kilku minutach postanowili przepuś cić panią jako duż y wyją tek. Obserwował em tę atrakcję z boku, ż al mi był o tych nieszczę ś nikó w i oczywiś cie nie miał em już ochoty wciskać się w dwadzieś cia sekund.
„Dlaczego oni tworzą taką sympatię ”, zapytał em lokalnego Azerbejdż anu, „wcią ż mogliby otworzyć tam wszystkie troje drzwi, powiedzieliby, ż e zaakceptują każ dego, kogo mają dzisiaj czas. Dlaczego dzisiaj był y zamknię te przez cał y dzień i otwarte tylko na dziesię ć minut, dlaczego robią to, ż eby ludzie się miaż dż yli.
- Tu zawsze tak był o, to najgorsza przeprawa w Azerbejdż anie.
To nie ludzie, ale zwierzę ta, spó jrz na nich, celowo robią panikę , ż eby pó ź niej kogoś oszukać na ł apó wkę . Widział eś , jak zabrali trochę paszportó w i przepuszczali, a potem zapł acą za tę usł ugę.
„Przeprawa zamknię ta, dziś nie przyjmujemy nikogo innego! „- powiedział gł oś no pogranicznik. Ludzie westchnę li i po chwili stania, zaczę li się posł usznie rozchodzić , został o okoł o dwudziestu osó b. Poszedł em do straż y granicznej i pokazał em swó j paszport.
- Dlaczego nie zdał eś , kazaliś my ci zdać pierwszy? ! - powiedział.
Odpowiedział em, ż e nie mogę wejś ć , bo mnie nie wpuszczą.
- Wię c przyjedź jutro rano, dziś przejś cie jest zamknię te.
Był a szó sta wieczorem, po stronie irań skiej przeprawa został a zamknię ta pó ł godziny pó ź niej. Myś lę , ż e azerbejdż ań scy celnicy nie mieli prawa tak wcześ nie zamkną ć , wię c ja i kilka osó b nadal czekaliś my.
Od czasu do czasu podchodzili do nas ludzie w mundurach i kazali nam wyjś ć , bo szef z niezbę dnymi plombami wyszedł , a oni i tak nas nie przepuszczają . Kazano mi czekać , bo jestem z Biał orusi. Przez cał y czas miał em dziwne przeczucie, straż graniczna traktował a mnie bardzo ż yczliwie, czasem bardzo pomocna. Zmiaż dż enie, w rzeczywistoś ci sztucznie stworzone przez samych siebie, zdawali się nie zauważ ać . Jak był a czę ś cią ich codziennej pracy, prostą rutyną , cał kowicie od nich niezależ ną.
Kiedy został o nas sześ ciu, najbardziej wytrwał ych i wytrzymał ych, przepuś cili nas. Wó dz nigdzie nie wychodził , a pieczę cie został y zał oż one doś ć szybko. Przechodzą c przez most zobaczył em irań skie flagi i odetchną ł em z ulgą.
Autor: Kozł owski Aleksander.
Ksią ż ka: „Niezapomniany Iran”. 159 dni autostopu.
Ź ró dł o: http://sanyok-biał oruś . ludzie. pl/