Podróż przez wyspę Jawa
Po dojechaniu z Nusa Dua na przeprawę na Bali, bliż ej pierwszej w nocy samochodem, kosztuje 40.000 rupii, poszedł em kupić bilet na prom 6 000 rupii. O ile rozumiem, jeż dż ą przez cał ą dobę i bardzo czę sto.
Na przeprawie jest duż o samochodó w, ogromne autobusy zaró wno turystycznych, jak i lokalnych lotó w krajowych. Mię dzy Sumatrą a Jawą są podobne przejś cia – ł ą czy ze sobą gł ó wne drogi tranzytowe na wyspach. Pokazawszy bilet lokalnemu ochroniarzowi, udał się na wskazany przez siebie prom, był już kompletnie wypchany samochodami, autobusami, cię ż aró wkami - na pierwszym pię trze, drugie pię tro jest wyposaż one w siedzenia, karaoke i kawę . Nie ma zbyt wielu ludzi, moż na swobodnie trzymać się z dala od karaoke, któ re jest popularne wś ró d mieszkań có w. Czas przeprawy to 30-40 minut i kolejne 15-20 minut oczekiwania na zacumowanie statku.
Wychodzą c z promu kobiety w chustach idą w stronę , na Jawie, islamu, ale bardziej demokratycznego niż w krajach arabskich, wię c kobiety mogą dokonać wyboru – ubierać się tak, jak mó wi religia lub nie, ale za zgodą mę ż a i jeś li tak nie mieszkać w ortodoksyjnej wiosce.
Przy wyjś ciu z portu wita nas Sam, Indonezyjczyk z pochodzenia, z doskonał ym angielskim i wykształ ceniem. Wskakujemy do samochodu i ruszamy w stronę Kawa Ijen, po drodze Sam mó wi, ż e kró tka droga został a rozmyta i pojedziemy drugą zataczają c mał e kó ł ko.
Siedzą c wygodnie na drugim rzę dzie siedzeń , wkł adają c pod gł owę plecak, zasną ł em. Obudził em się z silnego wstrzą su i odgł osu tł uczonych kamieni - droga prowadzą ca do wulkanu i plantacje w strasznym stanie, tropikalne deszcze i cię ż aró wki z siarką z wulkanu robią swoje.
Noc, ciemno, ale za oknem moż na odgadną ć sylwetki palm i innych tropikalnych pię knoś ci. Niebo jest niesamowicie czyste z rozrzuconymi gwiazdami.
A potem samochó d się zatrzymuje, kierowca pró buje go wjechać , ale
bezskutecznie spod maski wydobywa się para...Podobno ukł ad chł odzenia został przebity kamieniem. Dookoł a dż ungla urzekają ce dź wię ki, rozgwież dż one niebo, pię kno, ale trzeba się spieszyć do ś witu. Sam dzwoni i mó wi, ż e za pó ł torej godziny zrobi.
samochó d zapasowy. Zdecydowaliś my się na autostop z przewodnikiem, a Sam podjedzie pó ź niej do podnó ż a Ijen. Hamujemy cię ż aró wkę , któ ra przewozi siarkę i jedzie wł aś nie do bazy. Kierowca zgadza się nas podwieź ć , wsią ś ć na siedzenie i jechać dalej. Droga staje się jeszcze gorsza, kiedyś dawny asfalt jest teraz kamienną owsianką z kamieni bł otnych, od mał ych kamyczkó w po imponują ce gł azy. Offroad wcią ż trzeba powiedzieć . Wyjeż dż ają c z kolejnego zakrę tu widzimy na wpó ł przewró coną cię ż aró wkę , a kierowcy pró bują cy ją podnieś ć , przejazd dalej jest utrudniony ze wzglę du na rozcią gnię te mię dzy nimi liny
drzewa i cię ż aró wka - to taka technologia podnoszenia. Tworzy się korek, zaczyna ś witać . Indonezyjczycy jeż dż ą od cię ż aró wki do cię ż aró wki, palą , gawę dzą – podobno czekają , aż samochó d sam wyskoczy. Robotnicy na motocyklach jakoś jeż dż ą tą samą drogą,
nadal udaje się przewozić bardzo ponadgabarytowe ł adunki. Sł yszą c odgł os roweru postanowili o to poprosić , Indonezyjczyk nie odmó wił , ale powiedział , ż e wcześ niej wył ą czy, ale z wioski ł atwiej się dostać.
Wskakują c na siodeł ko roweru, rzuciliś my się , tak, rzuciliś my się na ten teren, wraż eń jest duż o, dż ungla ze wszystkich stron, a Indonezyjczyk biegle w sztuce jeż dż enia rowerem w takich warunkach, droga idzie coraz wyż ej, jest już jasno,
Po zbliż eniu się do punktu kontrolnego wartownik poprosił mnie o sprawdzenie w magazynie i zapł acenie 1000 rupii za wejś cie. Z tego miejsca masz niesamowicie pię kny widok na gó ry.
Kiedy fotografował em to wszystko, podobno podnieś li cię ż aró wkę , a mó j przewodnik dogonił mnie, wskakują c do ich cię ż aró wki, poczuł em znajomy już zapach duriana i podbiegł em.
Wysadzono nas we wsi, bo cię ż aró wka nie pojechał a na wulkan. Wieś jest doś ć czysta, schludna, widać meczety, zbliż a się godzina 6 rano, pierwszoklasiś ci chodzą na naukę do zaprzyjaź nionego towarzystwa, podstawó wki noszą biał y top i czerwony dó ł - flagę pań stwa. Zaję cia zaczynają się o godzinie 6 i do 12, ponieważ w szkoł ach publicznych nie ma kondeevó w i masz czas na oduczenie się , aż do dusznoś ci. Hamowanie kolejnego roweru. Uzgadniamy cenę.8000 za oba wspinanie się na nią . Po 30 minutowej szalonej jeź dzie jesteś my u podnó ż a ijen. Wstę p to 1.000 plus 3.000 za kamerę . Wypiwszy tam herbatę rozpoczynamy wspinaczkę pieszo, po drodze spotykamy pracownikó w z ogromnymi koszami siarki, waga cał ego bagaż u to 70 kg, każ dy pracownik zgodnie z normą musi przynieś ć.140 kg na zmianę , bo któ re otrzymuje 10 dolaró w za zmianę.
Po drodze mał py zwisają ce z drzew i niesamowite widoki. Droga prowadzą ca na szczyt wulkanu jest doś ć ł atwa, ale nie wyklucza obecnoś ci butó w z zamknię tym czubkiem i antypoś lizgową powierzchnią.
Podniosł em się na sam szczyt, wyjmuję z plecaka maski oddechowe, muszę powiedzieć , ż e jedynym sprzę tem ochronnym dla pracownikó w są kalosze. Zapach siarki jest bardzo silny, kaldera otwiera się obł ę dnie niebieskim jeziorem, a raczej szmaragdem, a przede wszystkim ogromnym sł upem siarkowego dymu. Wokó ł spalonej ziemi martwe drzewa i obsesyjny zapach.
Robotnicy podnoszą się z krateru z gzymsami z siarki. Do samego krateru moż na zejś ć . Od razu zwró cę twoją uwagę na zejś cie, bę dziesz potrzebować dobrych butó w - cał kowicie zamknię te, ł upki z zamknię tą pię tą i dobrą podeszwą nie zadział ają , a respirator i
butelka wody, był y wypadki z turystami, spadli w przepaś ć...
Po drodze pracownicy oferują pamią tki siarkowe, usł ugi przewodnickie oraz sesję zdję ciową.
Schodzą c do samego jeziora otwiera się szykowny obraz, szmaragdowe jezioro, z któ rego dochodzi do parowania, jest gorą co, sł up ż ó ł toszarego dymu i biał awych kamieni - biał a powł oka to siarka z dymu. Respiratory pomagają trochę oddychać . Praca tutaj nie jest
nie zatrzymuje się ani na minutę , w nocy steward czyszczą rury, któ rymi pozyskuje się siarkę z wulkanu i od samego rana zaczynają podnosić siarkę na szczyt, najtrudniejszym i najbardziej niebezpiecznym odcinkiem jest wejś cie z krateru, wtedy droga jest ł atwiejsza, a punkt przeł adunku podą ż a za miejscem, w któ rym waż y się siarkę . Na samym dole znajduje się baza przeł adunkowa, gdzie przed przyję ciem siarki od pracownika jest ona ponownie waż ona, a nastę pnie tylko przeł adowywana. Za każ dy niedostarczony kg ł adunku
pracownik zostaje ukarany grzywną.
Po przeką sce wsiadamy do samochodu, któ ry przyjechał na czas, aby wymienić zepsuty i ruszamy w kierunku Probolingo do wulkanu Bromo.
Po drodze przewodnik Sam proponuje zatrzymać się w wiosce i zobaczyć megality - ogromne, przetworzone kamienie są starannie uł oż one w piramidę.
W okolicznych wioskach jest doś ć czysto i schludnie, po wyjś ciu z samochodu otoczyli nas miejscowe dzieci, biał y czł owiek w tych okolicach jest rzadkoś cią . Dawno, dawno temu megality był y czymś znaczą cym
dla ludzi, ale z biegiem czasu informacje o tym nie przeszł y. Teraz stoją samotnie na ś rodku mał ej plantacji tytoniu.
Po zrobieniu zdję ć udajemy się do Probolinggo. Na tranzytowej drodze wyspy Jawa, pó ź nym wieczorem, ale na drodze panuje duż y ruch, po drodze zatrzymujemy się , ż eby zjeś ć w przydroż nej kawiarni, kolacja okazuje się być w granicach 2.000-3.000 rupii - bakso (zupa z klopsiki, a czasami
z makaronem szklanym) i nusigurek - ryż , przyprawy i mię so. Warto też spró bować ravon – zupy z woł owiną , podawanej z ryż em. Bardzo smaczne. Pó ź nym wieczorem podjeż dż amy do Probolingo, duż o sł yszeliś my o tej osadzie od ich mafijnych taksó wkarzy
przewoź nikó w.
Nastę pnie serpentyna zaczyna się na szczyt wulkanu, droga w niektó rych miejscach jest jednym pasem i ma zakrę ty 90 lub wię cej stopni. Kierowca trą bi ostrzegawczo przy zbliż aniu się do takich zakrę tó w w nadziei, ż e usł yszy go nadjeż dż ają cy kierowca. Jak się tam dostać
ż adnych przygó d, na gó rze jest doś ć zimno, warto zał oż yć przynajmniej bluzę . Zatrzymujemy się w hotelu, gdzie jest chł odno, ale znoś nie, jest ciepł a woda i dwa ciepł e koce na ł ó ż ko. Przed pó jś ciem spać idziemy ulicą wzdł uż licznych kawiarni,
hostele i hotele. Zmarznię ci idziemy na gorą cą herbatę z imbirem i mlekiem, po czym kł adziemy się spać , wstają c o 4 rano.
O pią tej rano spotykamy się z naszym kierowcą i dowiadujemy się , ż e na taras widokowy nie wolno podjeż dż ać naszymi samochodami. Oto jest - mafia, za 20-minutową podró ż w obie strony trzeba zapł acić okoł o 17.000 rupii.
Szef zmiany wzywa jeepa, a po 5 minutach pojawia się stary, kolorowy land rover, po dotarciu na szczyt trzeba wspią ć się na piechotę , tu bardzo przyda się latarka. Na tarasie widokowym nie ma wielu turystó w
jest wystarczają co duż o miejsca dla wszystkich, miejscowi oferują gorą cą herbatę i koce do wynaję cia - coś bardzo znajomego : ) po mał ej marnowaniu po lewej stronie zaczyna wychodzić sł oń ce oś wietlają c ogromny krater, w któ rym malowniczo poł oż one są cztery wulkany, jeden z to jest Bromo, pali szalenie mocno. Poranne sł oń ce oś wietla szary dym i inne wulkany delikatnymi kolorami. Zaczyna pojawiać się ogromna kaldera, w któ rej znajdują się wulkany. Tutaj moż esz pokazać wszystkie swoje talenty fotograficzne.
Po kontemplacji panoramy warto zejś ć do tej samej kaldery i zbliż yć się do samych wulkanó w, miejscowi oferują do wynaję cia konie, z czego skorzystaliś my, uczucie jest fascynują ce - idziesz po spalonej ziemi, w oddali księ ż ycowe krajobrazy są wszę dzie wokó ł popioł ó w. U podnó ż a Bromo znajduje się ś wią tynia hinduska.
Po przejaż dż ce konnej ruszamy do Surubway. Droga do Surubwaju biegnie tą samą drogą tranzytową o duż ym natę ż eniu ruchu, czas podró ż y wynosi okoł o 6 godzin. Z Surubwai pocią giem za 8.000 rupii ze stacji Guben wyjeż dż am do Jokju.
Muszę powiedzieć , ż e istnieją trzy rodzaje klas usł ug. Wykonawczy, biznesowy i ekonomiczny. Polecam tylko executive, jest klimatyzacja, czyste auta, wygodne fotele, dodatkowo w fotelu jest gniazdko do ł adowania telefonó w i inne ż elazka. W gospodarce, o ile wiem, sprzedają bilety bez miejsc. W pocią gu moż na coś przeką sić , sprzedają od owocó w, herbaty po dania gorą ce, jadalne i niedrogie.
Po przybyciu do Jokju dzwonię do brata Sama, aby zorganizować wycieczki, on proponuje zamieszkać z nim w akademiku. Umó wiliś my się na spotkanie na ulicy Malibaro, niedaleko dworca, mieszczą się tu wszelkiego rodzaju hotele, sklepy i kawiarnie. Mają c czas przed przybyciem Angy (brata Sama), spacerował em po hotelach i flophouse'ach w trosce o zainteresowanie. Okazał o się , ż e bez problemu moż na zatrzymać się w pensjonacie za 8.000 rupii, nie ma
ł ó ż ko i ż aró wka nad gł ową , wszystkie udogodnienia na podł odze, brak ciepł ej wody. Z ciepł ą wodą cena zaczyna się od 18.000 rupii. W hotelach, w zwykł ym tego sł owa znaczeniu, cena zaczyna się od 35.000 rupii. Ogó lnie dla każ dego portfela. Po przejś ciu Malibaro poczekał em na Angiego i na rowerze podjechał em do niego, zatrzymują c się po drodze, aby przy drodze przeką sić pyszne lokalne jedzenie.
Dom studencki jest doś ć przestronny, każ dy ma swó j wł asny pokó j, nie ma prysznica, jest kadź z wodą i chochla.
Każ dy ma komputer na któ rym otwarte są facebooki : ) Dostał am pokó j z materacem na podł odze, szafką i mał ym biurkiem - taka dekoracja we wszystkich pokojach.
Rano pojechaliś my na przeglą d Borobudur na rowerze, dojechaliś my tam cał kiem wygodnie, na motocykl nie tak daleko, po drodze 30-40 minut. Wejś cie kosztuje okoł o 15 dolcó w. Ś wią tynia jest imponują ca, wykonana z kamieni „wyrzeź bionych” z utwardzonej lawy wulkanu Merapi, któ ry znajduje się niedaleko stą d. Widoki hipnotyzują , wokó ł ś wią tyni są gó ry i dż ungle, sama ś wią tynia jest ogromna, ś ciany ozdobione wszelkimi moż liwymi wzorami i malowidł ami, trwa renowacja, widać , ż e pilnują i utrzymują w doskonał ym stanie.
Po oglę dzinach udaliś my się na inspekcję Prambanan, któ ry znajduje się w przeciwnym kierunku. Wejś cie do Prambanan też kosztuje okoł o 10-15 dolcó w, ogromny kompleks imponuje rozmiarami iz jakim zapał em jest ozdobiony rzeź bieniami.
Jest też mał a ekspozycja z narodowymi instrumentami muzycznymi wyspy Jawa. Przy wyjś ciu sprzedają wszystkie pamią tki, spotykają się bardzo ciekawe okazy.
Na tym koń czy się moja wizyta w Jokju, niesamowicie gorą cym mieś cie. Zatrzymaliś my się w agencji lotniczej, kupiliś my bilet powrotny na Bali. Przelot przez LionAir kosztował okoł o 45.000 rupii. Na bilecie nie był o ani nazwiska, ani numeru paszportu, na pytanie jak to jest, spokojnie odpowiadali – „nie lecisz za granicę ” : ) i rzeczywiś cie bez problemu odprawił am się na lot, lotnisko jest doś ć cywilizowane, klimatyzatory, dobre sklepy w sterylnej okolicy, kawiarnie, w któ rych moż na zjeś ć bardzo smaczny posił ek z niezró wnanym jedzeniem i darmowym internetem.
Muszę powiedzieć , ż e po bieganiu prawie w cią gu kilku dni, widzą c wiele rzeczy, trochę się zmę czył em i jak tylko wszedł em do samolotu, zasną ł em, zapię ł em pasy, obudził em się tylko dlatego, ż e samolot się zaczą ł trochę potrzą sną ć - lą dowaliś my na lotnisku Denpazar. Po zwró ceniu czasu na swoim telefonie komó rkowym na Bali – godzinę wcześ niej, wsiadł do taksó wki i pognał do Nusa Dua.
Tak zakoń czył a się wycieczka, szczegó lne podzię kowania dla przewodnika Iriny, któ ra pomogł a mi zobaczyć obł ę dne pię kno Jawy : )