Spacer w dzieciństwie lub spacer do Turcji!
Tajemnicze sł owo „Sarpi” w naszej rodzinie zawsze był o wymawiane z lekką nutą zachwytu i podziwu. 45 lat temu mó j ojciec był szefem posterunku granicznego Sarpi na granicy ZSRR i Turcji, na wybrzeż u Morza Czarnego. Niesamowicie szczę ś liwe - przyroda jest tam niesamowita. Niskie gó ry, klimat subtropikalny, mandarynki na ulicy i krystalicznie czysta woda na kamienistej plaż y.
Granica podzielił a maleń ką wioskę Sarp (Sarpi) na pó ł , wzdł uż gł ę bokiego wą wozu. Krewni krzyczeli do siebie przez granicę , wyposaż eni w druty, wież e i reflektory. Sporadycznie odwiedzali sowieckich krewnych tureckich - przez Bosfor, Moskwę i Tbilisi. Placó wka stał a tuż przy plaż y, teren był zamknię ty, wię c moja matka, ja i rodzina oficera politycznego byliś my w rzeczywistoś ci jedynymi wczasowiczami.
Miał am wtedy zaledwie dwa lata, wię c o urodzie Sarpi wiedział am tylko ze wspomnień rodzicó w i zabł oconych zdję ć . Legenda o tym, jak ż ona oficera politycznego podczas pł ywania upuś cił a obrą czkę , co był o widoczne z ł ó dki, ale nikomu nie udał o się do niej zanurkować (w tym miejscu był a taka czysta woda i duż a gł ę bokoś ć ), stał a się praktycznie rodzinną .
Nastę pnie nasza rodzina sł uż ył a w Armenii, Azerbejdż anie, Moskwie, Chabarowsku, Rydze. Ale Sarpi pozostał o dla moich rodzicó w najlepszym miejscem na ziemi. Minę ł y dziesię ciolecia, osiedliliś my się na Ukrainie, zmarł mó j ojciec, dorosł am, mama trochę się zestarzał a. Mama nawet nie myś lał a o wyjeź dzie za granicę . I dopiero po tym, jak Ukraina dostał a ruch bezwizowy, a opowieś ci o moż liwoś ci poruszania się przez kordon stał y się codziennoś cią i zwyczajnoś cią , niespodziewanie udał o mi się namó wić mamę na paszport. Kluczowym sł owem był o „Sarpi”. Obiecał em zabrać tam matkę . W mł odoś ci…
Mama był a zdenerwowana. Był em zdenerwowany, kiedy otrzymał em paszport. Był em zdenerwowany, gdy spojrzał em na internetowe mapy Batumi i opracował em trasę . Był em zdenerwowany, gdy 15 godzin przed wylotem oszoł omił a nas wiadomoś ć , ż e nasz pokó j w hotelu Batumi został sprzedany dwukrotnie, a biuro podró ż y na wł asny koszt zał atwił o nas w pię ciogwiazdkowym hotelu na pierwszej linii z morza. Pierwszy szok przeż ył a, gdy zobaczył a bilety i voucher do hotelu – tylko kartki wydrukowane na drukarce.
Drugi szok dla mojej mamy miał miejsce na lotnisku w Odessie. Był a odprawa na pię ć lotó w jednocześ nie, a moja mama, któ ra pracował a w bibliotece przez dwie dekady, był a oszoł omiona liczbą pasaż eró w. Okazuje się , ż e cena biletu lotniczego ró wna miesię cznej pensji bibliotekarza nie jest przeszkodą w podró ż y setek osó b. I praktycznie nie zauważ ył a przejś cia granicznego. A latanie Boeingiem jest trochę wygodniejsze niż Tu-134.
Trzeci szok - w Batumi pasaż eró w nie witał drut kolczasty, ale sympatyczni gruziń scy straż nicy graniczni, brak kontroli bagaż u i bezpł atnych przewodnikó w po Adż arii. Wcią ż czekaliś my na transfer do hotelu w obliczu kudł atej dziewczyny w podartych dż insach.
Postaram się opowiedzieć o Batumi osobno, jest za duż o wraż eń . Tutaj nie tylko moja mama był a już w szoku. . . Dziwaczna architektura, upiornie zielone palmy nocnego nasypu, fantastyczny widok Batumi od strony morza o zachodzie sł oń ca. . . Najważ niejsze jest to, ż e po zawaleniu się ZSRR, Ukraina i Gruzja rozpoczę ł y się w tym samym czasie, ale infrastruktura turystyczna Batumi jest o rzą d wielkoś ci wyż sza niż Odessy. Niestety.
Serwisy pogodowe uparcie obiecywał y deszcz i burze dla Batumi, choć w rzeczywistoś ci był o sł onecznie, wilgotno i duszno. Postanowił em nie ryzykować i trzeciego dnia pobytu w Batumi, widzą c stosunkowo czyste niebo, ogł osił em, ż e dziś jedziemy do Sarpi.
Przewodnicy podali, ż e do Sarpi moż na dojechać autobusami nr 16 i nr 17. Przystanek był dwa kroki dalej, uczciwie czekaliś my na autobus jakieś pię ć minut. Grupa mł odych chł opakó w zahamował a taksó wkę minivana, usł yszał em ukochane „Sarpi”, a oto jest nas oś mioro razem jedziemy do granicy z Turcją taksó wką za 20 GEL.
45 lat zmienił o wszystko. Przecię li gó rę , wzmocnili zbocza i teraz do Sarpi prowadzi szeroka droga peł na cię ż aró wek. Zburzyli placó wkę i czę ś ć wsi. W tym miejscu znajduje się teraz przejś cie graniczne o niewyobraż alnym kształ cie fali. W pobliż u jest zakurzony mał y targ, parking i punkty wymiany walut. Gł oś no i niespokojnie.
Przejś cie graniczne Gruzja-Turcja
Plaż a został a zachowana. Kamienista, dostatecznie szeroka iz jakimś zupeł nie niewidocznym podział em mię dzy Gruzją a Turcją . Jest tylko kilka tablic ostrzegawczych, a na morzu koł ysze się nawet gruziń ska ł ó dź graniczna. To cał a granica. Nie ma drutu, wież , ograniczonego pasa. Teraz jest to ulubiona plaż a rdzennych mieszkań có w Batumi. Ze wzglę du na port uważ ają , ż e morze w samym Batumi jest brudne, a do Sarpi przyjeż dż ają popł ywać z dzieć mi. Jest tu kilka mini-hoteli dla mił oś nikó w sennych wakacji na plaż y. Chociaż tor i cię ż aró wki psują wraż enie.
Pamię tał em tatę , pł akał a. Mama był a trochę oszoł omiona i trochę przygnę biona. Musieliś my ratować sytuację . I podją ł em szaloną decyzję z punktu widzenia mojej mamy – wybrać się na spacer do Turcji. Pieszo. Na przejś ciu dla pieszych był o mał o ludzi, przezornie zabrał em ze sobą paszporty, wizy nie są potrzebne. I pojechaliś my do Turcji.
Mama począ tkowo szł a posł usznie na uboczu (nie wierzył a w moją przygodę ). Ale na przejś ciu granicznym oż ył a i po pię ciu minutach gruziń scy pogranicznicy zapoznawali się już z wesoł ą starszą panią , któ rej mą ż pilnował tu granicy, kiedy jeszcze nie byli na ziemi. Policzek w paszporcie i jesteś my za granicą . Jeszcze jeden policzek i jesteś my w Turcji! Idą c korytarzem, gorą czkowo przypominał em sobie cał y mó j skromny angielski. Niepotrzebne - bez zadawania pytań . Przekroczenie granicy zaję ł o okoł o 10 minut, a moja mama po raz pierwszy w ż yciu patrzy na miejsca swojej mł odoś ci z najbardziej dla niej nieoczekiwanego punktu – z samego meczetu, na któ ry ona i jej ojciec patrzyli przez prawie dwa lata. wież a graniczna.
Po zaaranż owaniu mini sesji zdję ciowej i degustacji pysznych tureckich lodó w i mocnej tureckiej kawy wró ciliś my do Gruzji. Moż na był o wsią ś ć do minibusa i dojechać do najbliż szego tureckiego miasta, ale nie interesował y nas ubrania, na zewną trz był o gorą co, wię c po 50 minutach postanowiliś my wró cić .
W drodze powrotnej czekał nas kolejny szok – z Turcji do Gruzji, w tym samym czasie z nami kolejne pię ć tysię cy osó b zdecydował o się na przekroczenie granicy. Nawet podział na obywateli tureckich i cudzoziemcó w nie przyspieszył ruchu. Granicę powrotną przekraczaliś my na okoł o godzinę . Wokó ł kł ę bił się wieloję zyczny tł um, na wpó ł ubrane Europejki i muzuł manki w zasł onach stał y w tym samym rzę dzie, miejscowi chł opcy z biznesu krzą tali się z zimną wodą , dzwonił y telefony komó rkowe. Tł um był gę sty i zwinny, jak ł awica szprota. Nikt tak naprawdę nie sprawdzał toreb, walizek, toboł kó w i kufró w. Pieczą tka w paszporcie – przejś cie – pieczą tka w paszporcie – jesteś my w Gruzji!
Tak wię c niespodziewanie moja rodzinna legenda o Sarpi znalazł a materialne potwierdzenie w moim paszporcie. Teraz jest gruziń ski znaczek „Sarpi” i turecki „Sarp”. A moja mama na kró tko wró cił a do mł odoś ci. Ż adnej placó wki, Unii. Taty też nie ma. Pozostał y tylko gó ry i morze. I mama.