Czwarty dzień trasy „Dwa Polacy Pasji”...
Dzień czwarty.
Wstaliś my o 6 rano, zjedliś my ś niadanie i pojechaliś my przez Niemcy. Przystanek sanitarny, ale jakż e czysto! Sanzone jest pł atne, 70 centó w. Waluta euro jest wygodna. A jeś li nadal kupujesz coś w minimarkecie na stacji benzynowej, to 50 centó w jest odejmowane od kosztu towaru, tak jakby był zwracany, a wizyta w sanzone kosztuje już tylko 20 centó w. Kupiliś my kilka czekoladek. Przekraczamy Ren i wjeż dż amy do Francji.
Wczesny wzrost, obiecany w pierwszej poł owie dnia dł ugi transfer 501 km jakoś nie zorganizował się do nastę pnego miasta. Nawet zdję cia na pierwszy rzut oka są jakoś bez wyrazu i jesteś my na nich zaspani. I bardzo przepraszam.
Do Strasburga dotarliś my okoł o drugiej. Miasto jest naprawdę pię kne i oryginalne: wspaniał a gotycka katedra strasburska z piaskowca (podczas zwiedzania weszliś my do ś rodka), niezwykł a architektura samego miasta, uliczki rzeczne z wdzię cznymi mostami i schludne wielokolorowe domy zanurzone w wodzie i kwiatach. Okna mał ych sklepikó w ze sł odyczami i bocianami w sklepach z pamią tkami kusił y, ale my biegliś my obok nich pod opowieś cią przewodnika bez zatrzymywania się i z taką prę dkoś cią , ż e nawet zdję cia nie był y ostre. Nawiasem mó wią c, przewodnik był ś wietny.
Rano na torze utknę liś my w korku i koń czy nam się czas. Po pó ł godzinnym przeglą dzie chciał em zostać w mieś cie przynajmniej jeden dzień i pospacerować . Ale, niestety, pó ł godziny wolnego czasu w mieś cie brzmiał o jak kpina. Podcią gnę liś my się , uś miechnę liś my, przypomnieliś my sobie obietnicę , ż e nie bę dziemy psuć sobie humoru drobiazgami i przez pó ł godziny biegaliś my po centralnym placu miasteczka.
Tu od razu wyczuł problem ję zyka. W Czechach wszyscy mniej wię cej rozumieją zaró wno rosyjski, jak i ukraiń ski, ale tutaj rodzimy francuski. A takż e z angielskim, miejscowi mają problemy, nie tylko rzadko spotyka się tych, któ rzy rozumieją i potrafią odpowiedzieć , ale takż e wymowa jest bardzo osobliwa. Ale to nie przeszkadza w zakupie kilku pamią tek na pamią tkę .
W efekcie Strasburg znalazł się na liś cie miast, któ re chciał bym zobaczyć i nie wyszł o nawet nie z braku, ale z powodu cał kowitego braku czasu. Przynajmniej pó ł torej godziny i już moż na był o powiedzieć , ż e tam byliś my. I tak miasto jest bardziej zapamię tane przez kilka rozmytych zdję ć niż przez moje wł asne odczucia. Rzeka i kwiaty - tak pamię tam Strasburg. A celem jest powró t i spacer.
Wyjechaliś my okoł o pią tej. A potem droga do Paryż a 480 km (tak, dziś jest dzień najdł uż szego transferu) i osada w podmiejskim hotelu, w któ rym spę dzimy dwie noce.
Nawiasem mó wią c, to był pierwszy dzień , kiedy zdał em sobie sprawę , ż e trzeba zaopatrzyć się w kanapki w autobusie. Przez cał y dzień nie był o nawet cienia przerwy na lunch, a przez pó ł godziny przeznaczone na zwiedzanie miasta nierealne był o coś przeką sić . Daliś my sobie radę z ciasteczkami, jogurtami kupionymi na stacjach benzynowych i pieczonymi kasztanami, któ re udał o nam się zł apać w Strasburgu zaraz po wycieczce.