Podróż do Hiszpanii przez Paryż
Wycieczka „Ola Hiszpania” DO „Zgody”
Pierwsza czę ś ć
czas podró ż y od 03.07 do 17.07. 2010
Informacje z karty informacyjnej: Wyjazd ze Lwowa 10-30, towarzyszą cy przewodnik Olesya Mikhalchyshyn,
Autobus "Neoplan" na 42 miejsca. Kierowcy Michaił i Zinovy. Grupa liczył a 38 turystó w. Ponieważ pierwsze 4 miejsca nie był y zaję te przez turystó w, autobus był zapeł niony w 100%.
Pierwszy dzień .
Wyjechaliś my ze Lwowa punktualnie o 10-30, dokł adnie zgodnie z harmonogramem, jak wskazano w arkuszu informacyjnym. Autobus był sprawny, wideo i klimatyzacja dział ał y dobrze, co był o bardzo przydatne w upale, któ ry napł ywał do Europy. Herbata i kawa nie był y obiecane w arkuszu informacyjnym, wię c ż aden z turystó w nie pytał .
Granicę przekroczyliś my w rekordowe 2 godziny, wieczorem byliś my już w piwnicy Demeter na degustację tokajskich win. Ponieważ był em tam wcześ niej, rozpoznali mnie. Jak zawsze wina i gulasz był y bardzo dobre. Kupił em tam kilka butelek wina. W Demeter moż esz zapł acić w euro.
Nastę pnie przejazd do Budapesztu. Okoł o godziny 23:00 zamieszkaliś my w Budapeszcie w hotelu Arena 4*. Był em już w tym hotelu w paź dzierniku i wiedział em, ż e jest wygodny. Z mę ż em udał o nam się jeszcze pobiec do supermarketu Tesco, któ ry jest 15 minut spacerem od hotelu i kupiliś my tam duż ą butelkę Unicum, aby nie tracić czasu na szukanie nastę pnego dnia. Wszę dzie na Wę grzech pł acił em kartą bankową z walutą euro, nie wymieniał em waluty na forint.
Drugi dzień .
Ś niadania w "Arenie" jak zwykle wyś mienite, wyjazd na zwiedzanie o 8-30. Był o dobrze, bo o godzinie 10 był o już gorą co. Był am już wcześ niej w Budapeszcie, ale ze wzglę du na mę ż a ponownie wyruszył am w trasę . Przewodnik po Budapeszcie Elena, entuzjastycznie i ciekawie poprowadził wycieczkę . Na ankietę kupił am ksią ż kę o Budapeszcie, któ rej jeszcze nie miał am. Okoł o godziny 12 zaczynamy czas wolny i udajemy się do ł aź ni Szé chenyi. Bilety w niedzielę są droż sze niż w dzień roboczy: 3250 forintó w każ dy. Pł atne ponownie kartą . Ł aź nie był y bardzo ł adne. Odwiedził em już ł aź nie w Egerszalok, a tutaj w dziale był o jeszcze ciekawiej.
Mamy czas do 16:00, ale mamy jeszcze czas na obiad, wię c okoł o 14:00 wychodzimy z ł aź ni i zaczynamy szukać kawiarni Paprika. Pytamy przechodnió w, policję , pokazują nam zupeł nie inne kierunki. Poszliś my na chybił trafił , a potem spotkaliś my naszą przewodniczkę po Budapeszcie, Elenę , któ ra czekał a na nastę pną grupę i zabrał a nas prosto do kawiarni, a nawet poprosił a kelneró w, aby nas obsł uż yli, ponieważ mieliś my mniej niż pozostał a godzina. Zamawiamy dwie zupy i trochę mię sa z frytkami, jedna porcja dla dwojga, bo porcje są ogromne. Wszystko jest nam podawane szybko, wszystko ś wież e i smaczne, plus kufel piwa. W efekcie zapł aciliś my 15 euro za dwa, a peł ni i zadowoleni z szybkiego kroku udajemy się na Plac Bohateró w do autobusu. Dla tych, któ rzy ró wnież bę dą szukać tej kawiarni: udajcie się ulicą , na któ rej znajduje się klepsydra i przystanek autobusowy, od Placu Bohateró w okoł o kilometra, a po prawej stronie ulicy bę dzie ta kawiarnia.
O 16.00 grupa jedzie na noc do Gyor. Nocleg w hotelu „Raba 3*”, a nastę pnie spacer po mieś cie. Pokó j jest przecię tny, z suszarką do wł osó w, ale bez klimatyzacji. W pokoju jest gorą co. Wycieczka trochę się przecią gnę ł a, lokalna przewodniczka Tatiana naprawdę chciał a pokazać pię kno swojego miasta. Chociaż nie ma tam nic szczegó lnego do zobaczenia, moż e poza mostem zbiegu 3 rzek: Dunaju, Raby i Rabki. Moim zdaniem lepiej by był o, gdybyś my spacerowali po Budapeszcie jeszcze przez trzy godziny. Na gł ó wnym placu kupujemy lokalne lody, bardzo smaczne. Podobał mi się sposó b, w jaki mieszkań cy miasta spę dzają wolny dzień : wszystkie rodziny z dzieć mi siedzą na gł ó wnym placu w kawiarniach, tu są fontanny i dzieci biegają po tych fontannach. Wszę dzie jest spokojnie i czysto. Zazdroś cił em ci dobrze.
Dzień trzeci.
Ś niadanie w Rabie był o cał kiem normalne, prawie jak w Arenie, to jedna z sieci hoteli Danubius. Wyjazd jest bardzo wcześ nie o 7-30, a już o 14.00 dotarliś my do Salzburga. Nasz przewodnik Eugene już na nas czekał i muszę powiedzieć , ż e ś wietnie poprowadził wycieczkę . Widać , ż e osoba nie jest oboję tna, a nie tylko obsł ugują ca kolejkę . Trasa rozpoczę ł a się od parku Mirabell i zakoń czył a się w pobliż u klasztoru pod wzgó rzem z twierdzą . Po drodze pokazał , gdzie moż na zjeś ć obiad w kawiarni z rosyjskim menu, gdzie jest supermarket i gdzie lepiej kupić pamią tki. Chociaż mieliś my czas tylko do 17-15, zdą ż yliś my wszę dzie, zjedliś my lunch w kawiarni: za 2 wiedeń skie sznycle i dwa piwa zapł aciliś my 34 euro; kupił em ksią ż kę o Salzburgu, poszedł em do supermarketu "Billa" na kawał ki i sł odycze "Mozart", zrobił em zdję cia Mirabell Park. Doś wiadczenie Salzburga jest niezapomniane. Chcę tam pó jś ć jeszcze raz.
Po Salzburgu przejazd do Niemiec w Hockenheim do hotelu tranzytowego Ramada 3*. Zameldowanie w hotelu w godzinach 23-30. Muszę powiedzieć , ż e hotel w Hockenheim z ich 3 gwiazdkami jest znacznie lepszy niż w Gyor. Był o wszystko: suszarka do wł osó w, klimatyzacja i lodó wka. Byliś my tak szczę ś liwi, ż e jest lodó wka, ż e wł oż yliś my do niej wszystkie zapasy wę dlin i seró w, któ re kupiliś my w Salzburgu, i to zrobił o nam okrutny ż art.
Dzień czwarty.
Wyjazd zaplanowano na 9:00. Ś niadanie jest znakomite, po ś niadaniu nadal wychodziliś my, chodziliś my po mieś cie, a najciekawsze jest to, ż e miejscowi jako pierwsi przywitali nas po angielsku. Podczas spaceru bardzo się odprę ż yliś my, przyjechaliś my do hotelu, zabraliś my nasze torby, wsiedliś my do autobusu i wyjechaliś my. I zostawili wszystkie swoje zapasy w lodó wce w pokoju. Droga do Paryż a był a dł uga i gł odna, nie był o przystankó w na przeką skę , tylko kró tkie na toaletę . A tutaj pamię taliś my tylko nasze kawał ki i sery. Powinnaś widzieć twarz mojego mę ż a, kiedy oznajmił am mu, ż e wszystko został o w hotelu. Ale co się stał o, a my odważ nie ogryzaliś my pozostał e z Ukrainy herbatniki, popijaliś my wodą mineralną , któ rą na granicy bezcł owej przeł adowaliś my i ruszyliś my na podbó j Paryż a. Po raz pierwszy pojechaliś my do Paryż a.
O 16-30 docieramy do Paryż a i od razu ruszamy na wycieczkę autobusową „Pierwsza randka z Paryż em”. Okrą ż amy Paryż przez okoł o godzinę , wyglą damy przez okno i wszystko naprawdę nas oszał amia. Robimy przystanki fotograficzne w pobliż u Katedry Inwalidó w oraz na tarasie widokowym, z któ rego najlepiej widać Wież ę Eiffla. Po autobusie udajemy się na ł ó dkę , godzinną ką piel po Sekwanie i znowu szok kulturowy z tego, co widzieliś my. Po ł odzi udajemy się na wież ę Montparnasse, Widoki Paryż a z gó ry, jako dopeł nienie szoku i nie jesteś my już w stanie dziś postrzegać rzeczywistoś ci. Dobrze, ż e potem zabrano nas do hotelu. Hotel «Komfort Median 3*». Znajduje się w 17. dzielnicy, ale niedaleko od stacji metra. Sam hotel jest skromny, pokó j ś redniej wielkoś ci, ale był a suszarka do wł osó w, klimatyzacja i telefon, upuś cił em numer telefonu w naszym pokoju przez SMS, a dzieci zadzwonił y do nas przez Skype z Ukrainy bezpoś rednio do pokoju . Po zaaklimatyzowaniu się czę ś ć grupy poszł a do Moulin Rouge, ale mó j mą ż postawił warunek, ż e bę dziemy szukać sklepu spoż ywczego, a nie kabaretu. Tak został em ukarany za zapomnienie.
Przeszliś my na drugą stronę drogi i wylą dowaliś my na Boulevard Clichy, któ ry prowadził bezpoś rednio do Montmartre. Jak się pó ź niej okazał o, do sł ynnego wzgó rza i katedry Sacré -Coeur pó ł godzinny spacer spokojnym tempem. Ale potem mieliś my kolejne zadanie: znaleź ć sklep spoż ywczy. Był o już okoł o 23:00, wszystko był o już zamknię te, okolica nie jest szczegó lnie bezpieczna. Ale weszliś my w zauł ki, gdy tylko zobaczyliś my ś wietlistą witrynę sklepową i nasze poszukiwania zakoń czył y się sukcesem. Znaleź liś my mał y sklep spoż ywczy, w któ rym kupiliś my wszystko, co mogł o być jadalne: chleb, pakowane pró ż niowo plastry salami, pomidory, jabł ka i piwo. Sprzedawcą był Arab, prawdopodobnie dlatego sklep był otwarty. W drodze powrotnej do hotelu spotkaliś my mł odych ludzi z naszego autobusu, któ rzy jechali na Montmartre i ró wnież szukali sklepu spoż ywczego. Pokazaliś my im drogę do sklepu, za co byli nam bardzo wdzię czni, bo wszyscy też byli gł odni. Wię c ską pili tam i poszli na spacer po wzgó rzu. Do hotelu dotarliś my okoł o 24:00, a ponieważ mieliś my ze sobą mał y czajnik elektryczny, szybko zrobiliś my wrzą tek i zjedliś my normalny obiad. Ale ten dzień bę dę dł ugo wspominał .
W tym hotelu był też bardzo ciekawy moment. Na dziedziń cu tego hotelu mieszka paryski bezdomny, choć po jego wyglą dzie nie moż na od razu stwierdzić , ż e jest bezdomnym, jest ubrany cał kiem przyzwoicie i nie jest ciemnoskó ry. Mą ż wyszedł zapalić na ganek hotelu, a mę ż czyzna podszedł do niego i wskazał na papierosa. Có ż , mó j mą ż oczywiś cie nie odmó wił , a mó j mą ż pali mocne ukraiń skie papierosy trojki. Zapalił papierosa, po czym unió sł kciuk do gó ry, tj. spodobał się i poszedł na dziedziniec hotelu. Wczesnym rankiem, gdy przed ś niadaniem mą ż znowu wyszedł na papierosa, ten sam mę ż czyzna ponownie podszedł do niego i ponownie poprosił go, ż eby zapalić . Ale do tego czasu mę ż owi już koń czył y się papierosy i pokazał pustą paczkę . Potem mę ż czyzna poszedł do ś mietnika i zaczą ł tam grzebać , znalazł niedopał ek i szczę ś liwie go pokazał , i dopiero wtedy mą ż zorientował się , ż e stoi przed paryskim wł ó czę gą . Wieczorem tego samego dnia ten sam wł ó czę ga znó w był w hotelu i widzą c mę ż a, przywitał go jako przyjaciela. Był o to jednocześ nie bardzo zabawne i wzruszają ce. Tych. nawet bezdomni nie są rozgoryczeni i przyjaź ni.
Dzień pią ty.
Ś niadanie jest prawie normalne, jedyne, ż e trzeba był o poczekać na podanie kawał ka. To był najbardziej ruchliwy dzień wycieczek. Planowaliś my wyjechać o 8:30. Ale kiedy cał a grupa znalazł a się w pobliż u autobusu, okazał o się , ż e naszej przywó dczyni Olesi nie ma. Poprzedniego wieczoru pojechał a z czę ś cią grupy do kabaretu Moulin Rouge i zaspał a durnie. Kierowca ją obudził . Dobrze, ż e wiedzieliś my w jakim pokoju jest, bo wieczorem mieliś my problem z zamkiem w pokoju i zostawił a nam swoją kartę z pokoju, ale potem dostaliś my kartę z innego pokoju i zrobiliś my nie uż ywał jej numeru, ale zostawił jej kartę w recepcji. Wyszliś my pó ł godziny pó ź niej o 9 rano.
Rano odbyliś my pieszą wycieczkę po centrum w pobliż u katedry Notre Dame i wyspy City, potem o godzinie 11 udaliś my się do Wersalu, potem wró ciliś my do Paryż a i mieliś my pó ł torej godziny wolnego czas. O 17 mieliś my wycieczkę do Luwru, ao 20 zabrano nas na Montmartre, gdzie spę dziliś my do zmroku. Cztery wycieczki w jeden dzień był y fajne nawet dla mił oś nika wycieczek takich jak ja. Mą ż zaczą ł cicho mamrotać na Montmartrze, ż e ta wycieczka jest już zbę dna.
Kiedy mieliś my wolny czas, poszliś my do supermarketu Monopri i kupiliś my dwie butelki francuskiego wina: Merlot i Bordeaux oraz ksią ż kę Sztuka i historia, Paryż i Wersal. Ksią ż ka nie jest tania, 16 euro. Ale wolę oszczę dzać na czymś innym niż na ksią ż kach. Kolejny ciekawy moment. Mieliś my czas wolny przed wycieczką do Luwru i wszyscy byli poważ nie zaopatrzeni w zakupy. Ale nie wpuszczono ich z paczkami do Luwru, wię c nasza Olesya zebrał a wszystkie nasze paczki i sama wcią gnę ł a ich nalewkę do autobusu. To wynagrodził o mi poranne spó ź nienia.
Wycieczki po Wersalu i Luwrze prowadził a Irina. Ona oczywiś cie pró bował a, ale ani w Wersalu, ani w Luwrze nie zaoferowano nam sł uchawek, a ponieważ teraz Paryż jest rozrywany przez turystó w, w obu muzeach był o tak wielu ludzi pochodzenia chiń sko-azjatyckiego, ż e nie mogliś my ani chodzić ani przyglą dać się bliż ej z cał ą grupą nie był o realnej moż liwoś ci. A gł os Iriny jest sł aby, sł ychać ją był o tylko stoją cą obok niej. Przy grupie 38 osó b nawet ci, któ rzy stali w drugim rzę dzie, nic nie sł yszeli. Nie naciskał em razem z grupą i sam poszedł em do przodu. Po prostu wizualnie cieszył em się splendorem, któ ry widział em. A kupiona przeze mnie ksią ż ka pomoż e mi przywró cić te obrazy w mojej pamię ci. Mą ż odważ nie parł wraz z grupą .
A goś cie spod nieba z maleń kimi dzieć mi w powozach, piskliwi z upał u i gł odu, popychali wszystkich i wszę dzie, i przenikali we wszystkie szczeliny. To był o dla mnie dziwne, ponieważ nadal mamy inną mentalnoś ć . Nigdy nie cią gnę libyś my naszych mał ych dzieci po muzeach z ogromnymi masami ludzi, jeś li chodzi o ich zdrowie i bezpieczeń stwo. Ale najwyraź niej nie wszyscy tak są dzą . W naszym autobusie był a rodzina z chł opcem w wieku 12-13 lat, wię c zamiast wycieczek do muzeó w pojechali sami do Disneylandu i to był a sł uszna decyzja.
Alexandra był a naszym przewodnikiem po Montmartre. Wycieczkę rozpoczę liś my w pobliż u Moulin Rouge. Na ł agodniejszej ś cież ce stopniowo wspinaliś my się na wzgó rze, celowo mijają c posiadł oś ć Dalidy i jej mał y pomnik. Aleksandra powiedział a nam, ż e to już nowe popiersie Dalidy, ponieważ pierwsze został o wykonane z cienkiej blachy brą zu, a wachlarze pocierał y jedną z piersi Dalidy do otworó w. Nowy biust jest już wykonany z wytrzymał ego ciemnego metalu i nadal jest nienaruszony.
Zatrzymaliś my się w pobliż u „Czł owieka przechodzą cego przez mur”. Na szczycie wzgó rza udaliś my się do Sacré -Coeur, ale po cał ym dniu wycieczek mieliś my już zł e postrzeganie pię kna katedry. Nastę pnie zeszliś my po schodach na ulicę handlową , kupiliś my pamią tki i wyszliś my do autobusu.
Po Montmartrze dotarliś my do hotelu kompletnie wyczerpani, aby podnieś ć ton, otworzyliś my butelkę francuskiego wina i zjedliś my wszystko, co kupiliś my w supermarkecie w centrum, a wybó r był bogaty.
Dzień szó sty.
Standardowe ś niadanie do Paryż a, a my wymeldowujemy się z hotelu i jedziemy na poł udnie Francji. Po drodze zatrzymujemy się na wycieczkę do zamku Fontainebleau. Wszyscy, któ rzy zapł acili za zwiedzanie, udali się na zamek, reszta udał a się na wę dró wkę po centrum miasta. Oczywiś cie poszliś my do zamku. Wł aś nie tam nam się podobał o! Przestronny, mał o osó b i dobry przewodnik audio w ję zyku rosyjskim. Powoli przechodziliś my z sali do sali, sł uchaliś my niezbę dnych informacji i spokojnie oglą daliś my wszystkie eksponaty. Pod wzglę dem luksusu zamek ustę puje Wersalowi jedynie w zewnę trznej architekturze pał acowo-parkowej. A wystró j jest ró wnie bogaty, jest tylko galeria lustrzana. Ta wycieczka był a dla nas balsamem dla duszy.
Okoł o 2.5 godziny wystarczył o nam na obejrzenie zamku i parku, a my jedziemy dalej na poł udnie do hotelu tranzytowego. Po drodze jeden pię kny krajobraz zastę puje drugi nie mniej pię kny i jakoś niepostrzeż enie szybko dotarliś my do naszego hotelu Mercury w Milho, kiedy był o jeszcze jasno. Usiedliś my i zeszliś my na dó ł do baru, ż eby napić się piwa. Piwo był o dobre, ale drogie. Sklepy wokó ł był y już zamknię te. To był o dla nas odkrycie, ż e w takich miejscowoś ciach sklepy zamykają się bardzo wcześ nie. O godzinie 19 wszystko był o już zamknię te, z wyją tkiem kawiarni i baró w. Hotel Mercouri był najlepszym hotelem we Francji na cał ej trasie. Pię kne przestronne pokoje z nowymi meblami i peł nym zakresem usł ug oraz widok z okna wprost na tutejszą pię kną katedrę , z jej dwiema wież yczkami, przypominają cą paryską Notre Dame w miniaturze. Ś wietny nocleg we wspaniał ym hotelu.
Cią g dalszy nastą pi…