Figueres, Cadaques. Śladami Dali Europejska podróż. Część 6
Rano obudziliś my się okoł o pią tej, szybko spakowaliś my plecaki i ruszyliś my do metra. W wcią ż ś pią cym ciemnym mieś cie natknę liś my się na grupę mł odych afrykań skich gop-stopperó w, któ rzy ł apali każ dego pijanego przechodnia i ż ą dali od niego czegoś . Nie podchodzili do nas taktownie, co nie przeszkodził o nam pomylić wejś cia na dworzec i dwukrotnie przepł acić.
Przybywają c na dworzec, pospieszyliś my do kasy biletowej. W domu przygotowaliś my wszystkie potrzebne nam dane dla pocią gó w kursują cych mię dzy Barceloną , Figueres i Gironą (http://www. renfe. com). Daliś my nasz wydruk zaspanej kasjerce i wskazaliś my numer pocią gu, któ rego potrzebowaliś my dla Figueres. Kasjer poprosił o 10.55 euro za sztukę i dał nam mał y kawał ek papieru.
Dł ugo trzymaliś my się tego „biletu”. Ledwo zrozumieliś my na nim kierunek jazdy, numer naszego pocią gu, cenę i datę . Numer pocią gu na naszym wydruku i na bilecie był nieco inny.
Nauczony indyjskimi pocią gami zakł adał em, ż e w Europie mogą coś zmienić w liczbach. Ale ż eby nie wsią ś ć do cudzego pocią gu, zł apaliś my grubego Hiszpana przy wejś ciu do pironu i zapytaliś my: „Figueres? ”. Po odpowiedzi „Sisi” ś miał o podstemplowaliś my bilety w bramce i poszliś my na peron. Był o bardzo mał o ludzi, gł ó wnie grupa mł odych chł opakó w. Zbliż ał się czas odjazdu, ale nadal nie był o pocią gu. W tym momencie z gł oś nikó w dobiegł niewyraź ny pomruk po hiszpań sku zmieszany z angielskim, a wszyscy, któ rzy czekali, zerwali się nagle i gdzieś uciekli. Usiedliś my i spojrzeliś my na siebie. Wyjrzał em na nastę pny peron i zobaczył em nasz pocią g! ! Szybko ł apią c nasze rzeczy, wlecieliś my do pierwszego napotkanego auta. W Hiszpanii bardzo ł atwo jest zmienić numer pocią gu i numer peronu, a gdybym nie spojrzał , siedzielibyś my w Barcelonie.
Droga do Figueres zaję ł a okoł o trzech godzin.
Przystanki nie był y ogł aszane, a ż eby jakoś nawigować drogą , usiedliś my przy mapie trasy i policzyliś my przystanki. Figueres przywitał nas mż awką.
Celem naszej podró ż y do Hiszpanii był o zwiedzenie muzeum i domu Dalego. Oczywiś cie Teatr-Muzeum Dali był pierwszym zgodnie z planem. Pierwszy „ż ywy” obraz Salvadora Dali zobaczył em w Muzeum w Kolonii. Zaszokował a mnie. Był o w niej tyle emocji, tyle czystoś ci i pię kna. Miał am szczerą nadzieję , ż e zwiedzanie miejsc, w któ rych mieszkał i pracował , zrobi na mnie jeszcze wię ksze wraż enie.
Kierują c się znakami w mieś cie, skaczą c przez kał uż e, dopł ynę liś my do Muzeum. Przy wejś ciu przywitał y nas pierwsze rzeź by.
Wejś cie do muzeum kosztuje 12 euro. Zostawiliś my plecaki w przechowalni i wyruszyliś my, aby doł ą czyć do sztuki. W mł odym wieku Dali wystawił swó j pierwszy obraz w tym teatrze, a pó ź niej odbudował go i podarował miastu.
Zawiera ró ż norodne rzeź by, obrazy, prace innych artystó w, któ re zbierał Dali, zł ote przedmioty tworzone wedł ug jego szkicó w. Wiele obrazó w przedstawia jego ukochaną ż onę i muzę Galę (prostą sł owiań ską kobietę Elenę ).
Muzeum-teatr jest bardzo oryginalny, cał kowicie przesią knię ty surrealizmem. Nawet na zewną trz odcina się od ogó lnej szarej masy.
Zwiedzanie teatru-muzeum zaję ł o nam okoł o godziny lub dwó ch. Naszym nastę pnym przystankiem był o miasto Cadaqué s. W Kijowie kupiliś my bilety na autobusy Figueres-Cadaques i Cadaqué s-Figueres na stronie http://www. sarfa. com. Przejazd w jedną stronę dla dwojga, uwzglę dniają cy usł ugę pł atnoś ci przez Internet, wynió sł.11, 20 euro.
Ponieważ , aby odwiedzić dom Dali w Cadaqué s, należ y wstę pnie zarejestrować się na stronie http://www. Salvador Dali. org, staraliś my się obliczyć czas jak najwię cej. Autobus został wykupiony o 13.45, czas przejazdu - godzina. Zameldowaliś my się w Dali House o 16-30. Autobus powrotny z Cadaqué s (ostatni poza sezonem) odjechał o 18.15.
Patrzą c w przyszł oś ć powiem, ż e mieliś my szczę ś cie i mogliś my wejś ć do Domu z grupą duż o wcześ niej, co uchronił o nas przed spó ź nieniem się na ostatni autobus. W samym Domu wspinaliś my się przez dwie lub trzy godziny i gdyby nie to szczę ś cie, noc spę dzilibyś my w pustych Cadaqué s.
Cadaques to mał a miejscowoś ć wypoczynkowa poł oż ona na wybrzeż u. Aby się tam dostać , warto pokonać poważ ną serpentynę gó rską . Chociaż nie boję się wysokoś ci, przykucną ł em na swoim miejscu i modlił em się , abyś my nie zdmuchnę li nas za rogi w strugach deszczu. Miasto w marcu był o bardzo opustoszał e, wydawał o się , ż e wymarł o. Wiele mał ych biał ych domkó w, ł ysych drzew, zamknię tych restauracji, gó r, morza, ł ó dek na brzegu. Miasto był o niesamowicie pię kne i pomimo silnych fal i lekkiego deszczu wywoł ywał o niezrozumiał y spokó j. Był o jasne, dlaczego Dali wolał mieszkać tutaj, z dala od hał aś liwego miasta. zaspokojenie.
Musieliś my trochę powę drować cichymi uliczkami, zanim dotarliś my do Port Ligata, gdzie znajduje się Dom, w któ rym mieszkali Salvador Dali i Gala.
Wejś cie kosztuje 11 euro, czę ś ć zapł aciliś my przy rejestracji przez internet. Przewodnik zebrał naszą mał ą grupę , sprawdził bilety i wpuś cił nas do domu.
Trudno opisać cał y budynek. Powiem jedno - w tym domu, w tym miejscu chę tnie bym zamieszkał a. Dom budowany pię trowy, mał e przejś cia, sekretne pokoje, otwarte tarasy, ogromne okna, kominki, maleń kie ł azienki, pokó j Gali… To tak niezwykł e, ż e zaglą dają c w każ dy zaką tek ma się wraż enie, ż e ma swoją aurę . Ale przede wszystkim urzekł mnie basen, ukryty przed wzrokiem ciekawskich są siadó w. Patrzysz na te poduszki, leż aki i wyobraż asz sobie, jaka tu był a atmosfera bohemy.
Opuś ciliś my dom-muzeum z niesamowitym poczuciem spokoju.
Pię kno Port Ligata, niesamowity Dali House, rzadkie promienie sł oneczne, mandarynki na drzewach, mewy. . Ten dzień był dniem urodzin mojego ukochanego przyjaciela, wiecznego towarzysza i kontemplatora mojego szalonego ż ycia. Mam nadzieję , ż e te urodziny był y dla niej najlepsze!
W drodze na dworzec zaopatrzyliś my się w artykuł y spoż ywcze w supermarkecie, a potem wskoczyliś my jak szaleni na pusty dworzec, czekają c na wpuszczenie do autobusu. Ponieważ na stacji nie był o nikogo opró cz nas, kierowca, starszy Hiszpan, któ ry nie stracił swojej charyzmy, postanowił zabić czas i spojrzał na mnie. Wś ciekle zaproponował mi coś po hiszpań sku, a ja zaś miał em się i odpowiedział em mu po ukraiń sku. Jeszcze trochę i zrozumiemy się.
Po powrocie do Figueres ponownie udaliś my się na dworzec kolejowy, któ ry znajduje się zaraz obok dworca autobusowego. Wzię liś my bilety na pocią g do Girony (4.80 euro) i czekaliś my. Znowu na stacji nastą pił o zamieszanie.
Ludzie biegali w poszukiwaniu tego pocią gu, pytali się nawzajem. W samym pocią gu nie zmieniono numeracji, a podczas ruchu ogł oszono spó ź nione przystanki. Droga zaję ł a okoł o 30 minut, dziwny hiszpań ski oprawca, sł yszą c, ż e potrzebujemy Girony, popchną ł mnie w ramię i wskazał na wyjś cie.
Wyszliś my z dworca i natknę liś my się na wydruk rezerwacji hotelu. Wedł ug mapy hotel znajdował się na obrzeż ach. Na dworze był a dziewią ta wieczorem. Ciemny i mokry. Na począ tku pró bowaliś my znaleź ć chociaż jaką ś nazwę ulicy i dowiedzieć się , gdzie jesteś my. Ponieważ tak naprawdę nam się nie udał o, utknę ł am ze starszą parą Hiszpanó w, któ ra miał a się z nami spotkać . Dł ugo patrzyli na adresy, potem wsiadali do swoich smartfonó w i krzyczeli „Tam mieszkamy! Powiedzieli, ż e nas zabiorą . Nasza wdzię cznoś ć nie miał a granic! Najnowsze ś nież nobiał e BMW wyskoczył o z parkingu, a my zostawiliś my plecaki w bagaż niku i wyruszyliś my na mini-wycieczkę z naszymi nowymi znajomymi.
Bardzo dobroduszna pię kna hiszpań ska para. Mam nadzieję , ż e los znó w nas poł ą czy i kiedyś bę dę mó gł im pomó c.
Hotel Etap Alojamiento spotkał się z pustką . Po naszym dwudziestym „Hallow” sukowata recepcjonistka raczył a wyjś ć do nas z wyraź nie czytelnym pytaniem na twarzy: „Do czego ON przyszedł eś ? ”, a któ re nastę pnie zaż ą dał y ponownej zapł aty za nasz pobyt w ich „cudownym” kompleksie. Pamię tają c, jak trudno był o hotelowi nawią zać kontakt w celu opł acenia naszej rezerwacji na proś bę ambasady, zabrał em ze sobą wszystkie dokumenty potwierdzają ce.
Otrzymawszy upragniony klucz do pokoju, wpadliś my do pokoju, a potem do ł azienki i prawie krzyczą c „Jestem pierwszy! »cieszyli się urokami cywilizacji. A rano czekał o na nas stare miasto Girona.. .