NASZE PRZYGODY W ZATOCZACH MARSA ALAM 2 (Część 1)
„Rok miną ł jak pusty sen…” (c) - a czym innym moż e być bez ukochanego morza? Planó w, jak zawsze, był o wiele, ale nie wszystko idzie zgodnie z planem. A hotel, któ ry pierwotnie planowaliś my, nie kupiliś my, a zdrowie „trochę ” zawiodł o, a stara firma nie zebrał a wszystkich, ale Morze Czerwone zawsze daje prezenty! I uwielbiamy otrzymywać prezenty!
Jeś li nie udał o nam się ponownie dostać do „Trzech Zaką tkó w”, studiowaliś my (teoretycznie) dzielnicę Orientu, gdzie wykupiono wycieczkę (przeczytaj moją recenzję na temat hotelu) i zaplanowaliś my stamtą d odpowiednie wycieczki wzdł uż zatok - DOBRZE NIE MOŻ NA SIEDZIEĆ W JEDNYM MIEJSCU! A jest gdzie iś ć - miejsce "rybne"!
Jeden z naszych był ych partneró w zmienił nawet hotel z naszego powodu (ponieważ w przeciwień stwie do niego nie mieliś my czasu, aby zarezerwować „Trzy rogi”). Odradzał em mu to najlepiej, jak potrafił em, zdają c sobie sprawę , ż e orientalny był by gorszy - zawsze chcę być w konflikcie z sumieniem. Ale powiedział , ż e zgodził się pojechać gdziekolwiek, jak mó wią , „wcią gnij mnie dalej, ponieważ w zeszł ym roku cią gnę li mnie przez wszystkie zatoki”. Dodatkowo doł ą czyli do nas kolejni mił oś nicy Morza Czerwonego, któ rzy chcieli doł ą czyć do grona eksploratoró w zatok, któ rych poznaliś my przez rok w Internecie. Ich pierwsze zdanie po przyjeź dzie brzmiał o: „Gdzie jedziemy jutro? ”. To był a pierwsza niewirtualna znajomoś ć i od razu zrozumieliś my - NASI LUDZIE! „Pracujmy razem”, jak powiedział jeden z bohateró w kultowej komedii. Tydzień pó ź niej spodziewaliś my się kolejnego uzupeł nienia czterech osó b o tym samym „szalonym”. Wię c reszta obiecał a, ż e nie bę dzie nudna.
Na szczę ś cie sam Orient bł yszczy swoimi podwodnymi pię knoś ciami i ich dostę pnoś cią , wię c każ dego dnia, tak jak w zeszł ym roku, nie trzeba był o machać - to znakomicie, bo już zdaliś my sobie sprawę , ż e jest to doś ć mę czą ce nawet dla wprawnych zdobywcó w wodnych rozkoszy i przestrzenie.
1. MARSA GABEL EL ROSAS.
Rozsą dnie był oby zaczą ć od opisu Marsa Gabel el Rosas, czyli z zatoki hotelowej, w któ rej spę dziliś my dwa tygodnie naszych niezapomnianych wakacji.
Zatoka nie jest duż a - dł ugoś ć okoł o 700 m, szerokoś ć do 150 m. Co wię cej, nawet przy wyjś ciu (w najszerszym miejscu), pł ywają c poś rodku, przy znoś nej widocznoś ci, widoczne są zaró wno rafy pó ł nocne, jak i poł udniowe. Gł ę bokoś ci – od zera do 20 m przy wyjś ciu z zatoki i dalej do „nieskoń czonoś ci”. Ś rodek zatoki jak zwykle jest piaszczysty, a na pł ytkiej gł ę bokoś ci poroś nię ty trawą , dzię ki czemu mogą tam mieszkać pł aszczki, mą twy, flą dry i inni mił oś nicy takiego krajobrazu. Należ y ró wnież zauważ yć , ż e zatoka jest chroniona przed wiatrem, wię c masz gwarancję nurkowania przy prawie każ dej pogodzie. I ogó lnie jest odpowiedni dla mił oś nikó w morza na każ dym poziomie - od „ką pią cych się ” (nie zapomnij o butach) po nurkó w i freediveró w.
Wydawał oby się , ż e w dwa tygodnie moż na dokł adnie zbadać jedną mał ą zatokę , ale nie ma takiego szczę ś cia! Tutejsze rafy są wielopoziomowe - laguny, eleganckie dachy (ogó lnie rozpoś cierają się podczas przypł ywu), pię kne krawę dzie i zbocza rafy. Dodaj tutaj zewnę trzne mury za wyjś ciem z zatoki i jej centrum z mieszkań cami, a zrozumiesz, ż e jest tam coś do zrobienia przez ponad tydzień !
Wejś cie z plaż y hotelowej na piasku, w skarpetkach neoprenowych jest cał kiem moż liwe, jeś li zachowasz ś rodki ostroż noś ci, dlatego na pł yciznach zakł adamy buty.
REEFA POŁ UDNIOWA w zatoce bę dzie uboż sza niż pó ł nocna (okresowo odbywa się mutak), ale przy wyjś ciu - niesamowita uroda! Ką t jest doskonał y i bardzo podobał y mi się obł oki mał ych rogatnic czerwonozę bnych, duż ych ryb - koransy, nosoroż ce, lucjanowate itp. imponują cych rozmiaró w iw duż ych iloś ciach zadowolony. Oczywiś cie wypł ynę liś my daleko poza zatokę - rafa tam uboż eje, ale widać , ż e miejsca są "duż e". Rano moż esz spotkać „kogoś ”, jeś li chcesz. Natknę liś my się tam na bardzo dobrodusznego, duż ego samca szylkretowca. Zwykle trzeba ich dogonić , ale tutaj musiał am sama odpł yną ć od niego, bo pró bował mnie pocał ować . Szczerze mó wią c widział em ile ż ó ł wi widział em, ale tutaj miał em prawdziwą przyjemnoś ć z komunikowania się z nim. Ten samiec czę sto "wisi" na pł ycie poł udniowego wyjś cia i za nią , gdzie ogon jest taki, ż e widać go goł ym okiem - jeź dziec! I bardzo towarzyski.
Po obiedzie czę sto panuje straszne zmę tnienie – mleko, za któ re w lagunie moż e być chł odno (w zależ noś ci od przypł ywó w). Wewnę trzna pó ł nocna laguna obfituje w dary - duż ą oś miornicę , ró ż ne skorpenopsisy i wiele duż ych skrzydlic i wszystko. Wielokrotnie widzieliś my skrzydlice wię ksze niż.40 cm - nigdy nie spotkaliś my tak duż ego osobnika tak blisko. Na gł ę bokoś ci - to jedno, ale nos w nos jest fajny!
Pewnego dnia pogoda bardzo się pogorszył a - wiał nieprzyjacielski wiatr. W zatoce panuje zmę tnienie, prą d i fala! Mimo to popł ynę liś my na zewnę trzne poł udnie, postanowiliś my spacerować po "grzybkach"/"wioś larstwie"/miejscach - napompowaliś my fale tak, ż e bujał y się do wieczora.
NORTH REEF - po prostu ś wietnie! Od samego począ tku moż esz liczyć na udane spotkanie. Znajduje się tu masowa osada mureny pieprzowej, a w pobliż u fajki mieszka olbrzymia (tylko w jej obecnoś ci, ale nie na stał e), skrzydlice, duż e jeż yki, skorpeny i wiele ciekawych rzeczy! Idą c gł ę biej, rozumiesz, ż e pię kno jest wcią ż przed Tobą . A tuż przed wyjś ciem z zatoki – jest przepię knie! Szalone wachlarze koralowcó w, labirynty i szczeliny, naturalnie zamieszkane przez ż ywe stworzenia, polany ze skó rzastymi i mię kkimi koralami. A jeszcze dalej znajduje się ogromna wyspa przepię knej jasnozielonej echiopory. Przyznam się , ż e nie wyszł o ani jedno przyzwoite zdję cie tego miejsca, zamieszczam jedno, przynajmniej po to, by oddać skalę tego pię kna. Czę stymi goś ć mi są tu ż ó ł wie szylkretowe.
Jeden z dni na pó ł nocnej rafie okazał się po prostu „mureną ”. Najpierw bawił o nas schronisko z pieprzem przy brzegu, potem nieco dalej, na bardzo pł ytkiej gł ę bokoś ci, olbrzym sprawiał nam przyjemnoś ć swoją obecnoś cią podczas sprzą tania. A na zewnę trznej rafie doznał nas jakiś szok. Nie wiem, co mureny miał y na wakacje, ale na pó ł nocy zaraz po wyjś ciu z zatoki miał y jakieś zaostrzenie, być moż e jesień (moż e mił oś ć ? ). Po cał ej rafie biegali jak szaleni. Ogromna liczba olbrzymó w pł ywał a wzdł uż rafy, przez szczeliny i dziury i bez koń ca. Był to urzekają cy widok, od któ rego nie moż na był o się oderwać - tu i tam mureny! Tego dnia był o to po prostu ś wię to mureny. Co wię cej, z kim nie rozmawiali, nikt nie dostał się na tę ucztę , to nawet wstyd. Do tego dnia moż na był o powiedzieć , ż e nie widzieliś my „olbrzyma” w tutejszej zatoce (poza wystają cą gł ową na gł ę bokoś ci), a oto taki prezent!
Kolejny ciekawy punkt - ogromna barakuda zaatakował a kiedyś butelkę wody, któ ra zwykle jest przyczepiona do naszej boi, i przegryzł a ją . Mó j mą ż , któ ry cią gną ł za sobą boję , w pierwszej chwili pomyś lał , ż e wiatr tak go cią gnie, odwró cił się - "kł oda". Rybina, gdy tylko go zobaczył a, zrobił a się niebieska. Któ regoś kolejnego dnia ta sama barakuda ponownie pró bował a zaatakować butelkę z wodą na bojce. Co prawda nikomu poza mną nie udał o się jej zobaczyć , a potem udał o mi się zauważ yć jej ucieczkę , ale sfotografował em ją (przepraszam, nie w trakcie atakowania butelki), chociaż zdję cia nie okazał y się godne, wię c nie nie wystawiaj ich, po prostu musisz mi wierzyć na sł owo. Moż na się tylko domyś lać , dlaczego bł yszczą ca butelka przycią gnę ł a gospodynię zatoki.
Jednego dnia dostaliś my po prostu „skatsky”!
Widzieliś my jednocześ nie dwa duż e pierś cienie, potem duż o paproci i innego kalibru. No có ż , tenianie oczywiś cie krę cili się po okolicy – gdzie byś my byli bez nich?
Ogó lnie z obecnoś cią tam orł ó w - znakomicie! Jest stale obecna rodzina - duż a, trochę mniejsza i dwoje nastolatkó w (jedna z odgryzionym ogonem), któ ra czę sto dostojnie pojawia się w centrum zatoki. Pł ywał o też trio zbł ą kanych, a przystojni single cieszyli oko, jednak nie pozwalali sobie na szybowanie w pł ytkiej wodzie.
Dodatkowo tego dnia ponownie ucieszył a nas barakuda z jej obecnoś cią , a takż e zdziwił a ludzi, któ rzy chodzą boso pó ł metra od skorpeny siedzą cej pod kamykiem. Otó ż stado makreli polują cych na plankton jak zwykle zdobił o zatokę .
Podczas ostatniego wieczornego pł ywania, kiedy prawie cał y sprzę t był już zł oż ony, a pozostał o tylko ż ał ować bł yskawicznie mignię tych tygodni odpoczynku, zacią gnę ł am mę ż a na molo w DC, gdzie rano oglą dał am trzyosobową rodzinę . I nie na pró ż no! Cał y wieczó r spę dziliś my w zaprzyjaź nionej rodzinie tych ryb - aż sześ ciu! Po prostu zakochał em się w tych cudownych stworzeniach! Prawdziwa przyjemnoś ć po prostu pł ywać z nimi i oglą dać - obce stworzenia! W tym samym czasie był y też jaskó ł ki, wię c się nie bał y, ale nawet wydawał y się z nami bawić , wycinać kó ł ka i dziobać w kamerę .
O tej zatoce moż na mó wić bardzo dł ugo, ale mimo wszystko lepiej ją zobaczyć ! Myś lę , ż e nas tam zaprowadzi!
2. PODRÓ Ż DO BRAIKU
Bliskoś ć tej zatoki do miejsca naszej stał ej lokalizacji począ tkowo ekscytował a. Oczywiś cie zbadano wszystkie podejś cia do niego, a takż e obecnoś ć dziur w ogrodzeniu itp. Ale doś wiadczenie pokazuje, ż e dostanie się na terytorium jest dalekie od wszystkiego! Obsł uga bacznie obserwuje "kosmitó w" i w koń cu nie moż na wejś ć do morza bez ł apó wki za poś lizg na plaż y, a to moż e być nieracjonalnie drogie. Chociaż moż na zrozumieć wł aś cicieli hotelu - biznes to biznes.
W jeden z dni, któ ry wedł ug wszelkich wskazań miał być super komfortowy, my (nasza ó wczesna mał a pię cioosobowa firma) umó wiliś my się na bardzo wczesne spotkanie na plaż y w celu zwiedzania pó ł nocnej rafa naszej zatoki. O wyznaczonej godzinie przyjechał a czwó rka, podczas zakł adania sprzę tu wszyscy patrzyli w kierunku podejś cia na plaż ę - o ile pojawi się nasz pią ty towarzysz. No i wszyscy gotowi do bitwy – pią tej się nie pojawił o, no dobra, w koń cu wszyscy przyjechali tu na odpoczynek, a zobowią zań nie ma.
Chodź my oczywiś cie wzdł uż pó ł nocnej rafy, nie da się tam po prostu popł ywać - na pewno gdzieś zawiś niesz, a nawet utkniesz na dł ugo. Niepostrzeż enie trafiliś my na szykowną pelerynę , któ ra znajduje się przy wyjś ciu z zatoki. Patrzymy, a tu nie jesteś my już sami, mimo wczesnego poranka, opró cz nas jest jeszcze jedna mił oś niczka pię kna – to się podoba! Wypł ynę liś my z zatoki - taki spokó j, ż e nie moż na uwierzyć wł asnym oczom! To niemoż liwe, zwł aszcza na Marsie! Wyglą da na to, ż e poł oż ysz pió rko na powierzchni wody, bę dzie "wisił o" na powierzchni w nieskoń czonoś ć . Nawet nie fala! A cisza? ! To po prostu rani uszy - zupeł nie niezwykł e uczucie! Z jaką przyjemnoś cią przepł ynę liś my okoł o trzystu metró w na pó ł noc, kontemplują c rafę i jej ż ywe stworzenia! Rozejrzeliś my się , a snorkeler, któ rego spotkaliś my na przylą dku, ró wnież pł ywa z nami - szacunek, szanujemy podobnie myś lą cych ludzi!
Wyraził em opinię , ż e dziś mamy szansę popł ywać w zatoce Braiki, bo być moż e nie bę dzie drugiej tak wspaniał ej sytuacji pogodowej, a pł ynię cie pod prą d nie jest blisko. Nasza czwó rka nie miał a nic przeciwko tej propozycji i spokojnie pł ynę liś my wzdł uż rafy dalej na pó ł noc, podziwiają c jej pię kno, a takż e mieszkań có w. Nie powiem, ż e trafiliś my na kogoś super niezwykł ego, a rafa w jednym miejscu (mniej wię cej poś rodku mię dzy zatokami) stał a się bardzo uboga, ale ż ywe stworzenia był y obecne - duż e lucjany, ł awice nosoroż có w, lutnie, jastrzę bie Towarzyszył nam ż ó ł w i wiele innych, któ re zachwycał y nasze oczy i duszę .
Mó j mą ż jak zwykle najgł ę biej pł ywał po bł ę kicie (jego hobby to szukanie duż ych ryb), wię c został nagrodzony kontemplacją stada ogromnych tuń czykó w (wedł ug jego szacunkó w ok 50 kg, 8 sztuk ). Przepł ynę li obok niego, aby spotkać się z nim z wielką prę dkoś cią (co jest doś ć typowe dla tych ryb), tworzą c nawet wibrację , któ ra, jak rozumiem, ucieszył a jego kochają ce morze serce. Ale jest bez fotka, wię c nie ma ż adnych dowodó w materialnych. A my tymczasem pł ynę liś my bliż ej rafy, a jeś li to moż liwe, takż e nad jej osł oną i podziwialiś my inne pię knoś ci. Jednocześ nie cał y czas odnotowaliś my, ż e do naszej firmy doł ą czył obcokrajowiec (jak uznaliś my, najprawdopodobniej Niemiec). Nieraz O. i ja zatrzymaliś my się i zauważ yliś my jego wytrwał oś ć i determinację , kiedy nawet pochwaliliś my go mię dzy sobą , mó wią c „najprawdopodobniej zdecydował , ż e sam nie odważ y się odbyć takiej podró ż y, ale potem widzi, ż e jest firma, trzeba pł yną ć - dobra robota! "
Powoli, w stanie nirwany, dotarliś my do zatoki Braika. W zatoce rozumiemy, ż e trzeba zrobić sobie przerwę , bo ś cież ka nie był a blisko. Patrzymy, a nasz obcokrajowiec też tu jest - oszoł omiony! O. i ja spojrzeliś my na siebie, kiwaliś my sobie z aprobatą gł ową , podnoszą c kciuki do gó ry - nasz czł owiek! Ł apię się na myś leniu, ż e ten obcokrajowiec ma pł etwy, maskę i fajkę , jak nasza „pią ta”, któ ra nie przyszł a na plaż ę w umó wionym czasie. Ponadto! Zaczynam się przyglą dać - wą sy też , jak jego. Ale nic się nie przyję ł o, bo wiem, ż e nie przyszedł na plaż ę o umó wionej godzinie. O. zaczyna wył apywać z mó zgu angielskie sł owa, pró bują c (gorą czkowo machają c rę kami) powiedzieć naszemu cudzoziemcowi, ż e jesteś my teraz w zatoce hotelu Bryka, a takż e wypytać go o jego samopoczucie, ostrzec, ż e nadal musi wró cić do domu i dowiedzieć się , z jakiego kraju pochodzi . Cudzoziemiec tylko kiwa gł ową , myś limy, patrzą c na siebie - jest gł upi po niemiecku, nawet nie przecią ga po angielsku. Zdję liś my maski, musimy zł apać oddech i rozejrzeć się - co się tu robi w tej dzielnicy? Zdją ł maskę , a nasz Niemiec - wow! Cicha scena z Generalnego Inspektora, potem ś miech, któ rego ta zatoka jeszcze nie sł yszał a – to wcią ż nasz towarzysz, któ ry nie przyszedł na plaż ę w umó wionym czasie! Nasze poł ó wki był y zdziwione reakcją , ponieważ nie od razu zrozumiał y, co się dzieje. Okazuje się , ż e już przy wyjś ciu z Oriental Bay widzieli, ż e to nasz K. dogonił towarzystwo i nawet go przywitał . A mó j mą ż był tak kompletnie zdziwiony, ż e nie rozumiał am, kto to był , bo obserwował moją cichą komunikację z „cudzoziemcem” i to, jak pokazujemy sobie ciekawe chwile na rafie, mó j mą ż był nawet spokojny dla K. wszystko sposó b, ż eby był "pod moim nadzorem"! Chociaż w koń cu wszyscy się ś miali - okazał a się niesamowicie zabawna, ale prawdziwa historia! Pytam naszego "niemieckiego": "Dlaczego nie znalazł eś się , widzą c, jak cierpi O. , pró bują c wyjaś nić ci jakiś angielski tekst? " Na co odpowiedział a: „I zastanawiał am się , jak to wszystko się skoń czy”. Ś mialiś my się do kolki i ł ez, a cał y czas przypominał o mi się zdanie ze starej dobrej komedii: „Zgadzam się ją rozpoznać , ale w pł aszczu i kapeluszu! ” Są takie „zać mienia”! Gdyby ktoś mi powiedział , nie uwierzył abym. Nie mogliś my zapamię tać tej historii bez ł ez do koń ca wakacji i nawet teraz wcią ż pocieszamy się wspomnieniami. Dzię ki Bogu udał o nam się wtedy nie utoną ć ze ś miechu, bo był a też chę ć spojrzenia na zatokę Braika.
I jest mał a (nawet mniejsza niż Orientalskaya) i cudowna! To prawda, ż e denerwował a się swoim deptaniem, a takż e sprawiał a wraż enie „zmę czonej”. Chociaż zatoki nie moż na nazwać zł ą , a teraz, pomimo obcią ż enia i obecnej dominacji znajdują cych się w niej ludzi (w zwią zku z otwarciem Braika Royal), odważ nie to wszystko wytrzymuje. Jeś li ktoś chce odpoczą ć w Braika, to nie zwlekaj, bo dalej bę dzie jeszcze biedniej – taka iloś ć osó b na metr sześ cienny wody nie moż e być korzystna. Musimy oddać hoł d, podobno pilnują zatoki i starają się opó ź nić moment jej katastrofalnego pogorszenia, inaczej szybko się to skoń czy. Cieszę się , ż e wł aś ciciele to rozumieją - nawet spora iloś ć ogromnych amfor pozostawiono na dnie (zał ą czam zdję cie) tak, aby osiedlił y się tam ż ywe organizmy morskie, zaró wno na zewną trz, jak i wewną trz. Bardzo podobał o mi się to miejsce z szykowną koralową koronką . Widzieliś my krokodyla, bawiliś my się i inne ryby.
Po zrobieniu krę gu honoru w zatoce spojrzeliś my na zegar i przypomnieliś my sobie, ż e wcią ż musimy wró cić do bazy (a ś cież ka nie jest blisko), postanowiliś my ruszyć na poł udnie. Spokó j ustą pił najpierw falom, a potem mał ej fali. Wydawał o nam się , ż e ł atwo bę dzie pł yną ć z prą dem, ale nie ma takiego szczę ś cia! Są odcinki, na któ rych trzeba był o przyzwoicie wiosł ować pod prą d - po prostu jakaś turbulencja.
Po dotarciu na macierzystą plaż ę , zmę czeni, ale peł ni wraż eń , wyczoł galiś my się na brzeg, aby powspominać i porozmawiać o cudownej przygodzie, któ ra trwał a ponad pię ć godzin. Miał em rację , nie był o już tak wspaniał ej pogody. Doszedł em do wniosku (to znaczy, ż e pł ywanie przydał o się pod każ dym wzglę dem) – wakacji w Braika nie planuję , bo rozumiem, ż e tam bę dzie dla nas „tł o”.
CIĄ G DALSZY NASTĄ PI