2 niesamowite urodziny w Marsa Alam, czyli jak spełnić marzenie
Witam, drodzy przyjaciele, podobnie myś lą cy ludzie i podró ż nicy! Chcę podzielić się niezwykł ym sposobem na spę dzenie smutnych urodzinowych wakacji. Nie oceniaj sztywno, nie mam duż ego doś wiadczenia w pisaniu opowiadań , to „pró ba pió ra”. Emocje był y tak przytł aczają ce, ż e chciał em je na kogoś wyrzucić .
Tł o: Jako samolubne i oszczę dne stworzenie wybrał em mę ż a, aby moje urodziny był y w pobliż u i mogł am zaoszczę dzić na wakacjach (oczywiś cie ż artuję )))). Pomysł się powió dł : mó j mą ż i ja mamy ró ż nicę.2 dni i 4 lata. Jeszcze w 2012 roku, kiedy ostre jesienne wiatry groź nie przypominał y mi zbliż anie się uroczystych randek, czuł am, ż e już odwracam się od kotletó w, rosyjskiej sał atki i tań ca do Serduchki. Dusza prosi o prawdziwe wakacje, a dla mnie nie ma lepszych wakacji niż wysokiej jakoś ci przygoda w moich drugich latach 90. (nie mam na myś li wieku). Mą ż wspierał przygodę . Od tego czasu wszystkie zmiany wieku, zaró wno moje, jak i mojego mę ż a, obchodzone są poza ojczyzną . Czę sto ś wię ta okazują się urzekają ce i niezapomniane, czasem niezbyt zapadają ce w pamię ć , zwł aszcza pó ź nym popoł udniem))))). Zakochał am się nawet w listopadzie, to teraz mó j czwarty letni miesią c))).
Ró wnież w tym roku, wraz z nadejś ciem chł odu, rę ka się gnę ł a po walizki, a nogi po tabliczki. Mimo kryzysu nie mogli odmó wić sobie odrobiny szczę ś cia w ś rodku zimy. Wybó r padł na „Marina Lodge At Port Ghalib 4 *” (recenzja). Już tradycyjnie, opró cz niezbę dnych masek, pł etw, pł aszczy, sukienek przeciwsł onecznych, w bagaż u zapakowano kawał ek (300 gramó w) niesamowitego boczku, 2 puszki czerwonego kawioru, kilka cygar i 2.5 litra „lagidnayi babci”, ale my idą do "all inclusive" , w koń cu))). „Lagidna babci” to domowy bimber zrobiony przez moją babcię z domowych winogron, okoł o 60 stopni sił y, nasycony galangalem dla poprawy zdrowia. W pią tek 13 listopada wyruszyliś my, by poznać nowe przygody.
Urodziny nr 1. Po przyjeź dzie skontaktowali się z przewodniczką Olgą (od dawna mieszka w Marsa Alam i organizuje ró ż ne wycieczki, wiele osó b ją chwali). Poprosiliś my ją , aby pomogł a nam zrealizować nasze ż yciowe marzenie o pł ywaniu z delfinami na wolnoś ci. Marzenie był o powszechne, postanowiliś my zrealizować je na urodziny mojego mę ż a.
To został o powiedziane i zrobione. Nie ś wiatł o, nie ś wit, jakoś się obudziliś my, uporzą dkowaliś my i pomaszerowaliś my do recepcji. Przyjechał mał y autobus, już peł en ludzi, wjechaliś my do niego i zabrał nasze zaspane twarze i inne czę ś ci ciał a 200 km na poł udnie do portu Hamata. W porcie zał adowano nas na pię kny ś nież nobiał y jacht (jak ja uwielbiam ten elegancki twó r ludzkiego geniuszu). Czas się rozejrzeć : absolutnie wszyscy na jachcie byli „nie nasi” (Europa Zachodnia), wyró ż nialiś my się jak egzotyczne mał e zwierzę ta)))). Opró cz mowy byliś my uderzają co ró ż ni się wielkoś cią naszego bagaż u. Czuł em się zawstydzony patrzą c na nasze torby, z jakiegoś powodu przypomniał em sobie nagranie z filmu „Obó z idzie w niebo” i piosenkę „Gypsy King”. Ludzie mieli w rę kach tylko rę czniki, aparaty fotograficzne i pudeł ka na lunch. I mamy: 2 pudeł ka na lunch, ogromną torbę ze sprzę tem (pianki, maski, pł etwy), rę czniki, aparat fotograficzny i wideo oraz kolejną ogromną torbę na lunch, zmontowaną po to, by jakoś ciowo „tań czyć ” mę ż a (naczynia, woda , Cola, Lagidna, buł ki, masł o, pomidory i kawior).
Jacht kierował się na poł udnie w kierunku rafy Sataya, sztorm był doś ć silny, trudno był o poruszać się po jachcie. Po 2 godzinach dotarliś my do celu. Zał oga i Ola (zawsze towarzyszy turystom w wycieczkach) zaczę li szukać lokalizacji stad delfinó w. To samo zrobiono na kilku innych jachtach. Wreszcie znalazł em delfiny. Jacht zbliż ył się do nich, przebraliś my się , zabraliś my sprzę t i przenieś liś my się do pontonu motorowego. Ł ó dź zbliż ył a się jeszcze bardziej do stada, a mił oś nicy dzikiej przyrody wypł ynę li z niej na otwarte morze. Olya wyskoczył a z nami i poprowadził a nas na poszukiwania, umieję tnie unikają c i unikają c uderzenia pł etwami przez innych „przyrodnikó w”.
Delfiny zaczę ł y pojawiać się blisko nas, są doskonale widoczne w wodach Morza Czerwonego, przejrzyste jak ł za: tu jest jedno stado, tu drugie stado, trzecie, duż e, mał e, daleko, blisko, bardzo blisko, niemowlę ta, opiekuń cze suczki i ogromne samce. Jakie są pię kne! Bardziej wdzię czne i majestatyczne zwierzę ta są trudne do wyobraż enia, a radoś ci ze spotkania z nimi nie da się opisać sł owami (ż aden ję zyk nie wymyś lił jeszcze sł ó w, aby przekazać dokł adnie te emocje)! Pł ywaliś my w stada i kilka razy z nich wypł ywaliś my, był o okoł o 70 osobnikó w. Ł ą czył y się w pary! Czy jesteś sł aby, aby „trzymać ś wiecę ” delfinom w Morzu Czerwonym? Nie! ))). I są też niesamowicie wdzię czne!! !
Po pł ywaniu z delfinami weszliś my na pokł ad jachtu na obiad, dobrze nakarmieni. Potem Olya wypuś cił a nas na bezpł atne pł ywanie na rafie Sataya, dają c nam instrukcje. Rafa jest bardzo pię kna, jasna i kolorowa. Koralowce są po prostu niesamowite (szczegó lnie lubię te jasnoniebieskie i ogniste). Ż ywe stworzenia są zaró wno mał e, jak i ogromne. Jednak mó j mą ż pod wraż eniem delfinó w szybko stracił zainteresowanie rafą i ukrył się w piwnicy w kierunku zatopionego jachtu, poszł am za nim. Jacht leż ał tam stosunkowo dł ugo i zaczą ł już zarastać koralami, krę cą się ryby. Na ś rodku jachtu majestatycznie wystaje muszla klozetowa, zapewne dla nurkó w)))). Popł ynę liś my jeszcze trochę wzdł uż rafy i wró ciliś my na jacht. Emocje był y przepeł nione. Speł nienie marzeń! ! ! Jeszcze raz dzię kuję bogom Morza Czerwonego i Olii za takie pię kno. Urodzinowego chł opca i delfiny ką pał y wysokiej jakoś ci "Babuszkina Ł agidna" pod czerwonym kawiorem, na ś nież nobiał ym jachcie, pod bł ę kitnym bezchmurnym niebem, na bł ę kitnym Morzu Czerwonym. Po zapaleniu kubań skiego cygara na dziobie jachtu doszliś my do wniosku, ż e to jeden z najszczę ś liwszych dni w naszym ż yciu.
Kiedy wró ciliś my do hotelu, był o już ciemno. Podczas kolacji personel jakoś ciowo zapukał w tamburyn dla urodzinowego chł opca, zaś piewał coś zabawnego po arabsku i tradycyjnie „heppibezdil”. Kontynuacja, a nastę pnie koniak przy basenie.
Nastę pnego dnia odeszliś my od wczoraj i przygotowaliś my się na jutro.
Urodziny 2. W zwią zku z tym, ż e rodzinny budż et nie wytrzymuje 2 czarują cych wakacji, postanowiono spę dzić dzień spokojnie, cieszą c się naturą i „all inclusive”. Ale bogowie Morza Czerwonego nie chcieli zostawić mnie bez prezentu. Rano zaskoczył mnie cał kowity brak wiatru. Zdrowe i rzadkie dla Marsa Alam, szczegó lnie jesienią ! Zjedliś my suche ś niadanie i poszliś my na plaż ę . „Wszystko” zaczę ł o się o 11-00 rano. Przed X godziną postanowiono zrobić poranną ką piel. Ale co się stał o z naszą rafą ? Nasza i tak już roją ca się rafa (zostawił a recenzję rafy) podwoił a lub potroił a liczbę mieszkań có w. Prawdopodobnie nurt przynió sł duż o planktonu, a ż ywe stworzenia zebrał y się na uczcie i wezwał y są siadó w i krewnych. Podpł ynę liś my do zewnę trznej ś ciany w kierunku otwartego morza i cieszyliś my się każ dą sekundą : oto rodzina amfiprionó w z dzieckiem biegają cym wś ró d ukwiał ó w, tu stado niebieskiego cezu krzyż uje się ze stadem zebro, leje się kilka duż ych jackó w w nich, tu flety, a obok chirurdzy z nosoroż cami, anioł ami, orchideami, tu niebiesko-zielone chromy krą ż ą ce w kolorowym koralu, tu wiewió rki, ż oł nierze i kardynał owie, motyle i jeszcze wię cej motyli, ale inne malowane lutnie, graniki i papugi. Na dole leż ał a duż a pł aszczka. Strona z koralami wachlarzowymi bę dzie konkurować z najbardziej luksusowym akwarium najdroż szego projektanta. Krajowa pię knoś ć szylkretowata przepł ynę ł a obok. Nawiasem mó wią c, ż ó ł wie są powolne i niezdarne tylko na lą dzie, ale w wodzie pę dzą jak ptaki. Zbliż ają c się do zewnę trznej ś ciany, wpadliś my pod abudefdufofall, to jak opady ś niegu, tylko wokó ł ciebie nie są pł atki ś niegu, ale abudefdufos. Oto kilka stad makreli pę dzą cych prosto na ciebie z szeroko otwartymi, kwadratowymi pyskami. I roje zł otych rybek. Nagle niedaleko skrę tu do są siedniego hotelu pojawia się olbrzymia murena szara, z gracją suną c wś ró d koralowcó w i chowają c się w bł ę kitnej otchł ani. Musiał a przyjś ć się przywitać . Drobiazg (choć nie, przynajmniej 2 metry), ale fajnie!
A oto moi faworyci na wyjś ciu z ich zatoki: nosoroż ce bł ę kitne (nie wiem dlaczego, ale strasznie kocham tę rybę , a im wię kszy okaz, tym bardziej ją kocham), aż.3 sztuki, nie, 5, tak nie 8! Cią gle się podcią gają , w sumie okoł o 40 osobnikó w! Ł awica rozpada się na pó ł po obu stronach mnie, pł ynę mię dzy 2 ł awicami. Dzię kuję Bogom Morza Czerwonego! Z taką egzotyczną eskortą wypł ywamy na zewnę trzną rafę , cał kowicie spokojni, morze się nie porusza.
Pytam mę ż a, czy moż emy popł yną ć na rafę w są siednim hotelu Three Corners Fayrouz Plaza, skoro jest tak spokojnie? Przygoda jest wspierana, pł yniemy dł ugo. Spotykamy ogromną liczbę chirurgó w i innych ryb. Koralowce są bardzo ł adne. Postanowiliś my zejś ć na lą d naprzeciwko pierwszej od nas plaż y „Three Corners Fayrouz Plaza”, wzdł uż koralowej pokrywy, nie docierają c do pontonu. Wychodzenie nie oznacza rozbijania koralowca stopami, a jednocześ nie nogami, ale wcią ganie wszystkiego w siebie, jak w sł ynnym filmie, pł ywanie po koralowym pł askowyż u. Pł yniemy ostroż nie, ż eby się nie skaleczyć , gł ę bokoś ć okoł o 50-70 cm Widzę , ż e mó j mą ż coś spowalnia, rozcią gną ł się na pł askowyż u, wycią gną ł przed siebie aparat i czegoś wypatruje. Co zwalniamy, czego szukamy, gł ę bokoś ć.50 cm, czego tu nie widzieliś my i nie sfotografowaliś my?!! ! ! A potem widzę wszystko, ale nie wierzę wł asnym oczom. Rekin rafowy pę dzi prosto na nas, nie skrę cają c… Niezbyt duż y, okoł o 1.5 metra…. Mam nadzieję , ż e nie jestem gł odny… Ż ycie migocze mi przed oczami… Pamię tam wszystko, co czytał em i oglą dał em o rekinach… Myś li galopują w mojej gł owie…. Nie je, moż e tylko gryź ć , jesteś my bardzo duż ą zdobyczą …. Jednak perspektywa nie jest zachę cają ca. Jak się tu dostał a? Nie powinno jej tu być …. . Powinna – nie powinna, ale jest…. . Rekin był z dzieckiem, chciał a nas tylko nastraszyć , ż ebyś my wydostali się z jej posiadania. Nie zmuszaliś my nas, aby zadać sobie pytanie dwa razy...Okazuje się , ż e jestem szybkim pł ywakiem, mó j mą ż też....
Wyszliś my z wody i poszliś my wzdł uż gorą cego piasku do naszego hotelu. Serce mi walił o, rę ce i nogi się trzę sł y. Uczucia mieszał y się od prymitywnego strachu zwierzą t przed drapież nikiem po euforię odkrywcy i szczę ś ciarza, któ ry wyszedł obronną rę ką z poważ nego zadrapania. Przez cał y czas myś l wirował a: uważ aj, czego sobie ż yczysz! Oglą dał em mnó stwo filmó w z rekinami i zawsze zachwycał em się mocą i pię knem tej niesamowitej maszyny do zabijania. Potajemnie chciał em ją zobaczyć , ale tylko z daleka. Có ż za prezent! Marzenia się speł niają , choć nie tak, jak marzył y! Nawiasem mó wią c, mó j mą ż trzymał aparat w wodzie przed rekinem do obrony, a nie do fotografowania. Nie był wtedy zdolny do zdję cia. To prawda, 1 zdję cie, choć zł e, okazał o się , ż e widać na nim zarysy rekina.
Pierwsze piwo na plaż y poszł o jak woda))))))). Wieczorem walenie w tamburyn i „hepibezdey”. Dzień był czarują cy!
W ten sposó b ś wię towaliś my nasze urodziny w bajecznej Marsa Alam. Dzię ki bogom Morza Czerwonego! Nie dostaliś my drogich prezentó w, ale otrzymaliś my te bezcenne wspomnienia i przynajmniej na 2 dni poczucie absolutnego szczę ś cia. I warto.
Mił ego odpoczynku i wspaniał ych przygó d dla wszystkich!