Jak byłem w Niemczech (lub Moja podróż służbowa)

11 Moze 2013 Czas podróży: z 29 Lipiec 2011 na 01 Sierpień 2011
Reputacja: +108.5
Dodaj jako przyjaciela
Napisać list

Wyjazd sł uż bowy do Niemiec

Sierpień.2010

Lotnisko. (prawie jak A. Hailey) 

Nie, cokolwiek powiesz, ale na pewno jest coś w takich wydarzeniach… Coś , co powinno rodzić poczucie koleż eń stwa, solidarnoś ci lub, jak to nazywam, „poczucia nitki”. To uczucie samo w sobie nasila się , gdy widzisz swoich kolegó w w „niesformatowanym”, na ogó ł prawie ró wnym ś rodowisku domowym. To cudowne – wydaje się , ż e znasz wszystkich, a jednocześ nie ci sami ludzie mogą lub powinni (jak się okazuje) otworzyć się pod innym ką tem.

A wię c był a to podró ż sł uż bowa. Przez trzy dni. Do Niemiec. Obcy kraj. Z któ rymi historycznie istnieją pewne skojarzenia. Pewnie dlatego, gdy szliś my „rę kawem” do samolotu, „Nautilus” krę cił mi się w gł owie: „spę tany jednym celem – poł ą czony jednym ł ań cuchem…”  Albo odwrotnie… ja nie już nie pamię tam.

Deutschland, Deutschland ü ber alles…

Ś l. Fallersleben, muzyka. haydn,

dawniej nazywany

„Pieś ń Kaisera”.

Przyjechalismy.


Monachium spotkał o się z powś cią gliwoś cią , ale nie zaciekle. Innymi sł owy, był o chł odno, ale bez deszczu. +18.

Szczerze mó wią c, w porcie nie był o nic szczegó lnie egzotycznego, z wyją tkiem znacznej liczby Arabó w i arabskich kobiet z arabskimi pogawę dkami. Có ż , port jest jak port. Znaleź liś my recepcję , w któ rej mieliś my wypoż yczyć samochody. Wsiedliliś my do samochodó w.

Niemieckie drogi...Oooo - tu kilka sł ó w nie wystarczy. Poniż ej zajmę się tym tematem. A tymczasem mał a uwaga – autostrada w Niemczech to jest poważ na… Trochę ominę ł am zjazd, a potem zobaczył eś.15-20 kilometró w, przynajmniej do nastę pnego. Tak, o kongresach… Drugiego dnia, kiedy w sumie prawie 700 km został o „zranionych”, nagle zdziwił em się – to dziwne – nieważ ne po któ rej stronie, nieważ ne, ile kilometró w przejedziemy, nieważ ne gdzie (!! ) !!! ) Jestem wszę dzie, gdzie mijam to miasto, na co wskazują znaki z nazwą "Ausfahrt"...

Pó ź niej wyjaś nili mi, ż e to sł owo oznacza „wyjdź lub wyjdź ”...  

Mnó stwo sygnalizacji ś wietlnej, zakrę ty, znaki (po niemiecku! ! ! ), godziny szczytu - duż o samochodó w...Trudnoś ć polega też na tym, ż e niemiecka czcionka ze swoim, jeś li nie jest dobra dla stylu gotyckiego, jest generalnie nieczytelne. A jeś li weź miesz pod uwagę , ż e wszystko to trzeba był o robić w ruchu…

Nie odważ yli się zostawić auta po rosyjsku i po cichu wyrzucić , jak się pó ź niej okazał o, zrobili dobrze. Po prostu wydawał o się , ż e nikogo nie był o w pobliż u. Parkowanie na ulicy zakł ada parkowanie nie dł uż ej niż dwie godziny. Nastę pnym razem trzeba dopł acić . I na czas. Minuta po minucie. Tak wię c parkują c w mieś cie, wystarczy szukać krytych parkingó w podziemnych lub naziemnych. Pł atnoś ć w nich nie jest godzinowa, pł acą c jednorazowo moż na zaparkować samochó d na prawie dzień.

Po prawie historycznym spotkaniu z kolegami na Marienplatz, w oczekiwaniu na przewodnika, udał o mi się sfotografować grupę nieformalnych ludzi, któ rzy krę cili się tutaj, w samym centrum niemieckiej historii.


I wreszcie cał ą grupą udaliś my się na wycieczkę dla naszego przewodnika. Prawdopodobnie dobrze wykonał a swoją pracę , entuzjastycznie opowiadają c o placu, z czcią towarzyszą c nam do pobliskiego koś cioł a, w któ rym, jeś li dobrze zrozumiał em, witraż e był y naprawdę stare, ponieważ został y uł oż one rę cznie z prawdziwych kawał kó w smalty .

Był em ró wnież pod wraż eniem odlanego z metalu ukł adu monachijskiego. Z wszystkimi pasami, domami i terenami. Rodzaj nieś miertelnego nawigatora. Przydatne rzeczy, jak są dzę . Google, bezpoś rednio uzależ niony od dostę pnoś ci internetu, po prostu odpoczywa. Szkoda, ż e ​ ​ nie moż esz tego zabrać ze sobą.

Ró wnież pomnik mnie zaskoczył . Nie tyle sam pomnik. Pomnik w peł ni rozroś nię ty, na cokole, ale wszystkie wisiał y z sercami i fotografiami Michaela Jacksona. Oznacza to, ż e jasne jest, ż e był tu czczony. Ale dlaczego tu jest, pozostaje tajemnicą.

Droga z ż ó ł tego materiał u

segment siedmiu ł okci i pię ciu arszynó w -

testowane w szerokoś ci

Nawiasem mó wią c, bę dą c jeszcze w samolocie, patrzą c z gó ry, jakby za pomocą oł ó wka i linijki, pamię tasz niemieckiego projektanta z dzieciń stwa, gdzie ukł adasz panele z domó w, drzew, stacji ...Wszystko jest jak na zdję ciu.

Droga wielopasmowa. Czysta, jakby tylko liniami, sama droga bez ani jednej rysy, auto pę dzi pod 160, a ty jedziesz i tego nie czujesz.

Wiele był o zaskakują cych.

Na przykł ad kilka razy patrzyliś my przestraszeni w lusterka, ponieważ podczas przebudowy był taki dź wię k, jakby niedaleko za nami jechał radiowó z ...I dopiero wtedy zdaliś my sobie sprawę , ż e pasy są pokryte jaką ś kompozycją ż e kiedy je przejeż dż asz, ten dź wię k jest wydawany, aby kierowca zrozumiał , ż e zmienił pas. Pową tpiewają c w swoje wnioski, postanowili nawet sprawdzić i posł uchać , jak ś cież ka „piszczy” - przestawiali się tam iz powrotem, a na pewno - piszczy : -))

Z zazdroś cią patrzyli, jak w przypadku korkó w nikt nie jeź dzi cał kowicie wolnym prawym pasem. Wszyscy są w kolejce. Ktoś chciał wyprzedzić , od razu ustą pił . Są zdyscyplinowani. Cywilizowany.


Poza tym, jak rozumiem, nie mają daczy i ogrodó w. Dlatego ludzie podró ż ują . Jest wiele samochodó w, do któ rych przyczepiony jest rodzaj kunga, czyli domek na koł ach. Jest wiele aut, któ re mają tak specjalną platformę do przewoż enia roweró w z tył u...

Wskaź niki, znaki, pobocza dró g są w idealnym stanie.

Parkingi - co dziesię ć kilometró w znajduje się zjazd z autostrady na specjalnie wyznaczony pas, na któ rym znajdują się stoliki, ś mietniki i toaleta.

Pozwolę sobie zastanowić się nad tym, czasem krytycznym, zagadnieniem osobno.

Na jednym z tych parkingó w (mię dzy miastami!!! ) skrę ciliś my. Poł owa naszej grupy pozostał a w samochodzie, poł owa udał a się w kierunku wyznaczonym przez ciał o. Pierwsze zdanie po powrocie - Oh-oh-oh-oh-oh! ! !

Do hotelu dotarliś my o pó ł do pó ł nocy.

Hotel. (Prawie jak Hailey  )

Hotel, w któ rym mieszkaliś my, znajdował się w miejscu zwanym Gerhardshofen na ulicy Birnbaum i był swego rodzaju mieszanką stylu rosyjskiego, prawie nowogrodzkiego (bo wszystko był o zrobione z drewna), niemieckiego gotyku i ż artobliwego, w tej mieszance rokoko.

Przyjechaliś my pierwsi. Wł aś ciciele już spali. Spotkaliś my się wię c z naszym kolegą , któ ry przybył tam kilka dni wcześ niej.

Z jakiegoś powodu był em bardzo spragniony. Nawet nie wiem dlaczego.

Ale bar był zamknię ty (bar do kupienia chociaż by wody mineralnej), nie był o też chł odni. I nie był o co pić . Nie wspominają c o herbacie i innych pysznoś ciach.

Na dziedziń cu stał y drewniane stoł y, ł awki, w pobliż u oczko wodne...Przysiadają c na chwilę przy tych stoł ach na dziedziń cu pogawę dzili, wymieniają c wraż enia i decydują c co i jak bę dzie jutro...od niechcenia patrzą c na nienaganne rozległ oś ć stawu i rozwią zanie dylematu - czy powinienem iś ć , napić się czy coś?..

Na szczę ś cie przypomniał em sobie, ż e gdzieś w torbie był o pó ł butelki wody odkupionej w Szeremietiewie 


Nastę pnego dnia po pracy był czas wolny. Wszyscy byli zainteresowani butami. Doradzono nam jedną cudowną wioskę , w któ rej wedł ug recenzji był super sklep z dobrym wyborem i doś ć lojalnymi cenami, co zresztą nie wpł ynę ł o na jakoś ć . Chodź my tam. Tak, sklep jest naprawdę fajny. A wieś jest niesamowita. Nie blisko. Ale kiedy przybyli, nie ż ał owali. I nazywa się to pię knie, tak melodyjnie - Hö chstadt-on-Aisch (HÖ chstadt an der Aisch). Wracają c fotografował em otoczenie, ale po drodze prawie wszystkie okazał y się niewyraź ne. Mniej wię cej wyszł o tylko kilka koni, pó l i dolin. Pech jest taki, ż e nadal jestem fotografem, od razu na zdję ciach bę dzie jasne, o czym mó wię    Jadą c przez wsie, nigdy nie przestawaliś my się dziwić opustoszał oś ci ulic. To, gdzie byli wszyscy ludzie, wcią ż jest dla mnie tajemnicą.

Wró cę jednak do tego tematu.

Kiedy dotarliś my do hotelu był o zupeł nie ciemno, a w jednej z sal stoł ó wek odbył o się wesele : -)) prawdziwe : -)) Starają c się nie przeszkadzać , zostawiliś my torby w pokojach i jak zwykle , wylany na dziedziniec, aby wymienić wraż enia. Nie liczyliś my na bar i wł aś cicieli, wię c kupiliś my kilka butelek piwa, wcześ niej frytki, a za coś kupiliś my wiś nie, truskawki, sł odycze, a nawet butelkę wytrawnego wina : -) 8 stopni), zaczę liś my omó wić wraż enia z minionego dnia, w drodze od serca moich koś ci do panny mł odej, omawiają c jej tatuaż do poł owy plecó w : -)))

Pię kne stare zamki.

blanki ich szarych wież

Jakby wlewają c trochę ś wiatł a widzialnego,

A on jest dziwny i straszny,

Cichy ogień minionych zwycię stw

Ich dumna twarz jest ozdobiona.

Podnoszone mosty i rowy, -

Zamknię te posiadł oś ci.

Tutaj w nocy sł ychać pł acz sowy,

Wę drują tu duchy.

A westchnienie szarej trawy jest dziwne

W godzinie zać mienia Księ ż yca.

To był ostatni dzień naszego pobytu w Niemczech. I to nie tylko ostatni dzień . Dzień wolny. Kiedy moż na był o wę drować do woli, nie patrzeć na zegar i nigdzie się nie spieszyć . Kiedy był a wolnoś ć wyboru i poruszania się.

Postanowiliś my odwiedzić jeden ze staroż ytnych zamkó w, otoczony fosą z wodą i ł abę dziami, poł oż ony w cudownym mieś cie o nazwie Mespelbrunn. Aby jednak dojś ć do tego historycznego cudu, trzeba był o zatankować.

Tankowanie…. Och, nie mogę przegapić tego odcinka...

Aby obraz był niezwykle przejrzysty i logiczny, coś wyjaś nię.

Do niedzielnego poranka, podró ż ują c po miastach i miasteczkach, wielokrotnie zastanawiał em się - doką d poszli ludzie? Z okazji weekendu twarze był y puste do punktu przeraż ają cego.

Ż adnych ludzi, ż adnych samochodó w...Uczucie potę gował y zamknię te sklepy, apteki, stacje benzynowe...Stacja benzynowa, na któ rej się zatrzymaliś my, miał a dwie dystrybutory, zamknię ty sklep i automat pł atniczy, trochę przypominają cy nasz automat telefoniczny.


Do tego czasu nigdy nie zatankowaliś my. Proces został przedstawiony tylko teoretycznie, a mó wią c dokł adniej, w ogó le go nie przedstawiono. Zatrzymawszy się na najbliż szym parkingu, znajdują cym się w centrum miasta, na jednej z ulic, zaparkowaliś my przy naszej kolumnie i wpatrywaliś my się w nią ze zdumieniem.

Koniecznoś ć wł oż enia pistoletu do czoł gu był a oczywista. Zagadką pozostawał o – jak napeł nić bak do peł na, nie znają c pojemnoś ci tego zbiornika i nie rozumieją c, jak za tę usł ugę zapł acić . Rozmawialiś my z maszyną , zdaliś my sobie sprawę , ż e zaż ą dał.80 euro, zapł aconych kartą bankową.

Nadal staliś my i kł ó ciliś my się , jak ustalić „ile wisieć w gramach” i co by się stał o, gdyby nagle okazał o się , ż e zabraliś my wię cej benzyny, niż zmieś cił o się w baku. Był o to jakoś niewygodne...Kiedy dyskutowali o tym, jak być i co by się stał o, gdyby ź le uzupeł nić iloś ć benzyny, nagle coś kliknę ł o, przycisk się wł ą czył i wylał a się benzyna.

Osiem kobiet zamarł o w gł upim odrę twieniu...

We wszystkich kolorach ż ywo wyobraż ał em sobie, jak teraz benzyna wyleje się ze zbiornika bezpoś rednio na asfalt, a moja wyobraź nia z pomocą dostarczył a kompletny scenariusz konsekwencji - benzyna leje, stacja benzynowa pł onie, nasze samochody pł oną , straż acy , wę ż e, dym, wybuchy...

Jak kiedyś Aleksander Matrosow rzucił się do strzelnicy wrogiego bunkra, rzucił em się na drogę , pró bują c zł apać przynajmniej kogoś ...Jednak wyznaję - "pę dził em" tego ranka, gł oś no mó wi się - nikogo tam nie był o. Ż adnych ludzi, ż adnych samochodó w.

Ale skakał em i machał em tam bardzo desperacko rę kami.

Tymczasem lał a się benzyna. Na razie w zbiorniku...

Na szczę ś cie przejeż dż ał samochó d osobowy...Z okrzykiem „Pomó ż mi! ! ! „Prawie poł oż ył em się na kapturze. W samochodzie był a kobieta. Czy przestraszona maską , czy po prostu to zaakceptowali, uprzejmie przestał a. Podczas gdy ja z cał ym poś wię ceniem wykonał em salta na masce, już stał o się jasne, ż e jak tylko zbiornik zostanie napeł niony, dopł yw paliwa wył ą cza się automatycznie.


…. . Widać był o, ż e czł owiekowi gdzieś się ś pieszy. Ale ta kobieta szczegó ł owo, dostosowują c swoje plany w podró ż y, pró bował a wyjaś nić , w jaki sposó b pienią dze są pobierane i zwracane w tej maszynie. Dzię ki jej. Jej cierpliwoś ć . Kurtuazja.

Pomijają c czę ś ć artystyczną i mó wią c poważ nie, oto co się dzieje:

Do automatu wkł adana jest karta, na któ rej musi znajdować się co najmniej 80 euro. To jest pł aca minimalna.

Gdy tylko wymagana iloś ć zostanie wlana do zbiornika, pistolet automatycznie się wył ą cza lub, jak mó wił y dziewczyny, ale mi się podobał o, „walczy”. . Dane o iloś ci zatankowanego paliwa są wprowadzane do komputerowej bazy danych, a nadwyż ka zwracana jest z powrotem na kartę.

A jednak na stacji benzynowej znaleź liś my taki pojemnik przyczepiony, zaglą dają c do dziury, znaleź liś my tam cienkie celofanowe rę kawiczki, ż eby nasze rę ce nie ś mierdział y benzyną po zatankowaniu. Taka jest troska 

Jechaliś my do Mespelbrunn zobaczyć zamek.

Zamek ten znajdował się.50 km od Frankfurtu nad Menem lub 140 km od wsi, w któ rej mieszkaliś my. Zaczą ł padać deszcz. Jesienią mż awka i zimno.

Miał o się wraż enie, ż e jakoś trafiliś my, powiedzmy, w XVIII w. Szliś my krę tą ś cież ką do zamku, mijają c drzewa, któ re widział y wiele rzeczy…

Wiedzieliś my, ż e w pobliż u tego zamku jest staw i powiedziano nam, ż e są tam ł abę dzie.

Specjalnie dla nich zabrali chleb z hotelowej stoł ó wki.

Nie był o przewodnika mó wią cego po rosyjsku, audioprzewodniki też po rosyjsku i pojechaliś my sami.

Deszcz się nasilił.

Rzeczywiś cie, w parku przylegają cym do zamku znajdował się pię kny staw, a nawet pł ywał y w nim dwa ł abę dzie. Ale nie chciał em iś ć do nich w deszczu i generalnie chciał em jak najszybciej dostać się do samego zamku, któ ry jak w bajce otoczony był fosą wypeł nioną wodą , a tam był przez nią mał y mostek. W wodzie pł ywał y ogromne iloś ci pstrą gó w. Sprzedawali im też ż ywnoś ć.

Przy wejś ciu do samego zamku, ł agodnie, ale zdecydowanie, drogę zagrodził nam chł opiec, straż nik.

- Sie sprechen Deutsch?

- Vous parlez franç ais?

- Czy mó wisz po angielsku?

Miał em już doś ć popisywania się w pró bach ję zykowych, wię c wypalił em w prosty sposó b:

- Tak, jesteś my Rosjanami!


Sł yszą c coś takiego:

-Oho-ho! ! ! Zdrowe byki! - gapiliś my się na niego jak nowozelandzcy na Marco Polo...

Facet wyjaś nił nam, ż e do zamku nie moż na wejś ć bez przewodnika. Ale przewodnicy mó wią tylko po niemiecku. Jeś li wię c chcemy zobaczyć , jak tam jest, w zamku, moż emy do nich doł ą czyć.

Chcieć zobaczyć...

Przechodzą c z sali do sali, rozglą daliś my się dookoł a i nie rozumieliś my do cholery tego, co mó wi przewodnik, po prostu sł uchaliś my, jak brzmi ję zyk niemiecki, podbarwiają c go wł asnymi, widocznymi tylko dla nas kolorami, jednocześ nie wyobraż ają c sobie, jak to wł aś nie w tych samych pokojach chodził rycerz, coś w rodzaju szpitalnika z wloką cym się po podł odze symbolem mę stwa - jego mieczem...

Coś takiego, no, czy coś takiego...

Czasu był o aż nadto i postanowiliś my przenieś ć się do innego miasta z bogatą przeszł oś cią historyczną i duż ym zamkiem - Wurzburga.

Inne miasta. Wü rzburga i Bambergu.

Nie potrzebuję już nó g

Niech zamienią się w rybi ogon!

A. Achmatowa

Wü rzburg to bardzo stara osada, z 2000-letnią historią , poł oż ona nad brzegiem Menu: jeden brzeg jest ł agodny, dogodnie był o tam cumować statki, a drugi jest stromy, od wiekó w stoi tu twierdza , a brzeg jest tak stromy, ż e mimowolnie zastanawiasz się - jak w ogó le moż na szturmować taką fortyfikację ? Tutaj pó ki co weź miesz tylko damską torebkę … Jak mawiał poeta: „O, w naszych czasach byli ludzie, nie tacy jak obecne plemię …” tak się wydaje : -))

Gdy tylko celem naszego biegu był y zamki, nie poszliś my nigdzie, tylko do twierdzy Marienberg. Znajdował się na wysokim wzgó rzu. Kiedy nogi, jak się wydawał o, spł ynę ł y mi do kostek, kiedy bolał każ dy mię sień , serce bił o mi gdzieś w gardle i już zaczą ł em czuć nie legendarną Annie Peck, ale tego bohatera z bajki dla dzieci” Widzę ” o przejś ciu Suworowa z ż oł nierzami przez Alpy, nagle pojawił a się platforma obserwacyjna.

Mó j Boż e! ! ! Cał e miasto był o w zasię gu wzroku! ! !

Panorama jest po prostu niesamowita!


Widać wyraź nie zaró wno katedrę , jak i most, a takż e czerwone dachy pokryte dachó wką...Sama twierdza został a zbudowana w 1201 roku, pó ź niej stał a się rezydencją miejscowych arcybiskupó w. Oczywiś cie był kilkakrotnie przebudowywany, ale do dziś jest to doś ć potę ż na fortyfikacja nie do zdobycia. W samym centrum znajduje się wysoka wież a i studnia. Teraz jest tu muzeum.

Przeczytał em to wszystko w domu, w Internecie. Czytał em też o tym, ż e w ś redniowieczu od 1626 do 1630 spalono tu ponad 900 „czarownic”. Ostatni taki proces odbył się tutaj w 1749 roku.

Takie są surowe maniery.

To był nasz ostatni dzień w Niemczech, wię c postanowiwszy wykorzystać go w peł ni, odkryliś my w sobie trzeci wiatr io wpó ł do ó smej wieczorem zdecydowaliś my się na wycieczkę do innego miasta… jakieś trzydzieś ci kilometró w. ...

Moim zdaniem był o to najpię kniejsze i najwspanialsze miasto! To jest zgodne z moimi upodobaniami. Zakochał em się w nim od pierwszego wejrzenia i bezwarunkowo!

To prawda, ż e ​ ​ Wü rzburg też mi się bardzo podobał.

Bamberg - Bawarski Rzym (wpisane na listę ś wiatowego dziedzictwa UNESCO)

Bamberg został ogł oszony przez UNESCO ś wiatowym dziedzictwem kulturowym, aw 1981 roku oficjalnie otrzymał status narodowego skarbu Niemiec, a dziś Bamberg jest rezydencją arcybiskupa. Tu pracował Hegel i urodził się wielki naukowiec Wasserman (tak, ten sam  ), a sł ynna Bamberg Symphony Orchestra jest jedną z najwię kszych w Europie.

Miasto został o podzielone na dwie czę ś ci: biskupią i miejską , podział ten zachował się do dziś . W czę ś ci biskupiej znajduje się katedra i rezydencja biskupa, w czę ś ci miejskiej szachulcowe domy zamoż nych mieszczan. W Bambergu znajduje się ciekawa atrakcja o doś ć ciekawej historii - Ratusz Staromiejski, o któ rym po raz pierwszy wspomniano w XIV wieku. Wedł ug legendy arcybiskup bamberski nie chciał oddać mieszczanom ani milimetra swojej ziemi.

Nastę pnie Bambergerowie wepchnę li stosy prosto do rzeki, tworzą c wyspę tuż nad rzeką . O

Szereg pię knych starych domó w, poł oż onych nad brzegiem Regnitz, przez mieszkań có w miasta jest pieszczotliwie nazywany „Mał ą Wenecją ”. Wię kszoś ć eleganckich, odrestaurowanych domó w dawnej wioski rybackiej został a zbudowana w ś redniowieczu. Romantycznej atmosfery dodają balkony i mał e ogró dki z miejscami do cumowania ł odzi.


Na Moś cie Dolnym imponuje pomnik Kunigunde, a dokł adniej kopia pomnika. Ta patronka Bambergu i ś wię ta. Oryginał , wykonany w 1750 roku przez Burkerta, znajduje się w koś ciele ś w. Jakuba. Ta rzeź ba jest jedyną , jaka przetrwał a po powodzi z 1784 roku, któ ra zniszczył a most.

Sto lat po ś mierci Henryka i Kunigundy zostali wyniesieni do rangi ś wię tych Koś cioł a katolickiego. Z tymi nazwami wią ż e się wiele tradycji i legend.

Skrę cają c w jedną z ulic, zobaczyliś my kilka sklepó w, wś ró d nich był jeden, z któ rego gablot po prostu nie mogł em się oderwać , a potem jeszcze kilka razy wracał em w to miejsce.

Był to drewniany sklep z zabawkami. Sł yszał em coś o tego rodzaju sztuce, czy rzemioś le ludowym, ale nie wyobraż ał em sobie, jakie to wspaniał e! Patrzą c na tę magię , przypomniał em sobie coś z wykł adó w instytutu – przecież to wł aś nie tutaj, w Bambergu, Hoffmann komponował swoje bajki (któ re, niestety, z jakiegoś powodu pozostał y dla mnie niezrozumiał e).

W oś wietlonej witrynie sklepowej, mimo lipca, w rogu stał a choinka z zapalonymi lampkami, a obok niej gustownie, w naprawdę bajeczny sposó b uł oż ył y zabawki. Jakieś zgrabne wirują ce karuzele z mał ymi ludź mi, figurki zwierzą t, gnomó w, postaci z bajek jakoś oż ywają...I wszystkie był y mał e, peł ne wdzię ku, ż ywe...i drewniane! A przy okazji bardzo drogie.

Sklepy, w zasadzie z okazji weekendó w, a zwł aszcza pó ź nych godzin, był y zamknię te, wię c po prostu zaczą ł em robić zdję cie okna. Dziwne uczucie - jest sierpień i oto jest - prawdziwa ś wią teczna bajka...

Swoją drogą , tam, niedaleko mostu, na solidnym cokole znalazł em dziwną rzeź bę . Albo mę ż czyź ni, albo kobiety...Dziwne w swojej niesamowitoś ci...To nawet nie jest rzeź ba. Ani nawet biust… Wracają c do niego kilka razy i pró bują c zrozumieć , co to jest, zasł ugują ce na lokalizację w centrum miasta, nie znalazł em odpowiedzi.

Z niewiedzy ochrzcił a to dzieł o dla siebie „Dach zdmuchnię ty”, na któ rym się uspokoił a.

Lotnisko. Albo pokaz Big Race.

Wracają c dzień wcześ niej po pracowitym dniu zwiedzania, zmę czeni jak niewolnicy na plantacjach cukru Gwadelupy, postanowiliś my przygotować się na jutrzejszy decydują cy i ostatni przymusowy marsz - powró t do domu.


I nie był o też korkó w. Tak, wszyscy się spieszyli, wszyscy robili swoje, wszyscy byli zaję ci, ale nikt nikomu nie przeszkadzał , jakoś wszyscy zachowywali się grzecznie, cierpliwie, ż yczliwie iz szacunkiem.

Wię c pojechaliś my. Twó j drogi. Bez paniki, spokoju i spokoju. Czasu był o mnó stwo. Samolot wystartował o godzinie 12:30 czasu lokalnego. Monachium oddalone jest o 3 godziny drogi. Wszystko był o dobrze policzone – moż emy spokojnie jeź dzić , zatankować auto i oddać w takiej formie, w jakiej je wzię liś my. Có ż , jak zwykle zarejestruj się i to wszystko...

Tymczasem nasz nawigator, niby dla zabawy, w koń cu zamiast na lotnisko zawió zł nas do centrum Monachium.

Jak mawiał mó j ulubiony Gotsman z cyklu "Likwidacja" - "obraz olejny": Poranek. Godziny szczytu. Nieznane miasto. Ję zyk. Dvizhuha z maszyn nie jest dziecinna ...Wyglą da na to, ż e los ma przypominać o zapomnianych doznaniach. Dopiero zadanie stał o się bardziej skomplikowane – wyznaczono czas. I to był o ograniczone. A konsekwencje mogą być bardzo ró ż ne.

Jakby na jakiś cichy rozkaz wszyscy w samochodzie zebrali się razem. Nikt nie histeryzował , nie zadawał zbę dnych pytań , nie przeklinał . Chociaż chciał em… W aucie wisiał „Spokojnie. Uda nam się . Wszystko bę dzie dobrze. „...Oddają c kilka kó ł ek w niewł aś ciwym miejscu, już prawie po mistrzowsku posiadają c swojego ulubionego: ” Przepraszam, proszę . Czy mó gł byś pomó c? ...”Zł apał em kogoś kilka razy...W koń cu okazał o się , ż e jesteś my 32 km od lotniska.

Pozorny spokó j we wnę trzu samochodu był iluzją , któ rą wszyscy wspierali z cał ych sił . Peł na koncentracja… A… mimo to ruszyliś my do portu. Nastę pna wycieczka to znalezienie stacji benzynowej, ponieważ samochó d musiał zostać zwró cony z peł nym bakiem.

Po przejś ciu trzeciej rundy nie mogliś my w ż aden sposó b zrozumieć , gdzie znajduje się wejś cie do potrzebnego nam terminalu.

Minę ł a godzina. W koń cu zatrzymaliś my się w pobliż u pierwszego budynku terminalu.

Alarmowanie „Czy moż esz pomó c?


”, na zupeł nie pustym, z jakiegoś powodu chodniku przed terminalem lotniska, nawiasem mó wią c, jednym z najwię kszych lotnisk na ś wiecie, zobaczył em cel - samotnego mę ż czyznę idą cego w moją stronę , rudowł osego, jak Seter irlandzki. Pojawił a się przed nim, jak Siwka-Burka i wcale nie przekonana, ż e ​ ​ się zrozumiemy, w desperacji pró bował a tł umaczyć się nie tylko sł ownictwem, ale i pantomimą...Nie wiem jak to spojrzał z zewną trz, ale po kilku minutach tego wystę pu rudzielec najwyraź niej uznał , ż e z nim flirtuję.

Miał em stan graniczny – albo rozpaczliwie wybuchł em pł aczem, albo gorą czkowo na niego przeklinał em. Ale jest też trzecia opcja...

„…Chwileczkę proszę poczekać …”…oczywiś cie! ! ! Jak zapomniał em?

Zaczę ł am dzwonić do syna - dzię ki siwym wł osom, któ re starannie ukrywał am - doskonale mó wi po angielsku. Dzię ki Bogu szybko odebrał telefon.

Pró bują c mó wić jak najszybciej, zaczę ł a wyjaś niać : „Synu, zapytaj go - jak moż emy dostać się do terminalu, gdzie parkują samochody i gdzie moż emy zatankować olej napę dowy, gdzie jest stacja benzynowa? Jesteś my spó ź nieni na samolot… ”Po szybkim gadaniu podał a telefon temu mę ż czyź nie. Jakoś wyjaś nione.

Pró bują c nie patrzeć na zegar...

Aby zatankować , trzeba był o trochę wyjechać z miasta. Tam też pomogli jacyś wujkowie, któ rym dokuczał em sł owem „Diesel”…

Wynaję liś my samochó d bez ż adnych problemó w, do terminalu wlecieliś my wozami. Dzię ki pewnej intuicji udał o mi się bardzo, bardzo szybko znaleź ć wszystko i zarejestrować ....

Gdy tylko wszedł em do kabiny samolotu, nie miał em nawet czasu, aby o niczym pomyś leć ....Wł aś nie wył ą czył em...

Witaj ojczyzno.

A dym ojczyzny jest dla nas sł odki i przyjemny.

A. S. Gribojedow „Biada dowcipowi”

Ojczyzna i dym są dla nas sł odkie i przyjemne.

G. R. Derzhavin

Ilekroć mogł em zobaczyć Gribojedowa

Wszyscy zostaliś my przywitani w zorganizowany sposó b i starannie zabrani do domu. Mogę sobie wyobrazić , jak zmę czeni są nasi kierowcy - w koń cu nie każ demu jest trudno wyobrazić sobie, jak to jest jechać z Szeremietiewa o 18-00 ...Leningrad ....„Ile się w tym dź wię ku poł ą czył o dla rosyjskiego serca! Ileż z nim rezonował o! „…. Dusznoś ć , smog, korki… Wyglą danie przez okno na 6 pasó w czteropasmowej drogi, gdzie w niezgodzie, kto chciał , a kto po czym, wedł ug jakichś nieznanych sobie zasad, samochody „poszł a na piechotę ”, niemiecka autostrada został a zapamię tana nie na miejscu…


Chimki… Och! ! ! Te zamki! ! ! Z wież yczkami i bez… Moż e na dziedziń cach są nawet rowy i ł abę dzie… Tylko rycerze tam prawie nie mieszkają …

Wreszcie jestem w domu! ! ! Po rozmowie z synem usiadł a przy stole, poł oż ył a znudzone palce na klawiaturze i… rozglą dają c się po swoim mał ym domku, aneksie kuchennym, komputerze, cicho powiedział a: „Có ż , witam. Oto jestem. » : )))

sierpień.2011

Tłumaczone automatycznie z języka rosyjskiego. Zobacz oryginał
Aby dodać lub usunąć zdjęcia w relacji, przejdź do album z tą historią
Podobne historie
Uwagi (12) zostaw komentarz
Pokaż inne komentarze …
awatara